Rozmowa Piaseckiego
Sławomir Dębski
W sobotę szef Grupy Wagnera - prywatnej rosyjskiej firmy wojskowej - Jewgienij Prigożyn przeprowadził zbrojną rebelię w Rosji. Podległe mu siły wyruszyły z Ukrainy w "marszu sprawiedliwości", którego celem miała być Moskwa. Oddziały wagnerowców zbliżyły się do rosyjskiej stolicy na odległość 200 kilometrów. - To był akt polityczny, który służył temu, aby zmusić Putina do negocjowania warunków swojego odejścia, przyszłości, może emerytury. Prigożyn z całą pewnością miał potężnych sojuszników do przeprowadzenia operacji, którzy zapewnili mu, że Putin nie będzie w stanie dokonać na nim zemsty bezpośrednio i natychmiast - ocenił w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 Sławomir Dębski, dyrektor PISM. Jego zdaniem upokorzeniem dla Putina jest to, iż teraz musi 'prosić' Łukaszenkę, by "pośredniczył w rozmowach ze swoim byłym kucharzem (Prigożynem - przyp. red.)". - To jest element wyjścia z kryzysu. Dla obu stron było wygodnie, żeby pośrednictwo wziął ktoś, kto jest rozpoznawalny w Rosji, a jednocześnie nie jest częścią bezpośrednią tego systemu - dodał. Jak mówił, w sobotnich wydarzeniach chodziło o to, żeby osłabić Władimira Putina, ale go nie zabić. - Chodziło o to, żeby rozpocząć negocjacje o przyszłości Putina. Pamiętajmy, że kończy mu się kadencja, a w przyszłym roku formalnie są wybory. To jest najważniejszy proces polityczny w Rosji - jak będzie wyglądała władza po 2024 roku, kto będzie prezydentem. Prezydentem chciałby być Putin. Po to wywołał wojnę z Ukrainą, by sprawa przedłużenia jego kadencji była zamknięta - wyjaśnił rozmówca Konrada Piaseckiego.