Opinie i wydarzenia
Pan Marcin ratował dzieci po ataku nożownika w Southport. "Było pełno śladów krwi od rączek"
Do ataku nożownika doszło w poniedziałek w Southport w Anglii w ośrodku Hart Space. Odbywały się tam zajęcia taneczne dla dzieci w wieku od sześciu do 11 lat. Zginęły trzy dziewczynki w wieku 6, 7 i 9 lat. Ośmioro dzieci i dwoje dorosłych zostało rannych. W związku z atakiem zatrzymano 17-letniego mężczyznę z miasteczka Banks. Motywy jego działania nie są znane. Z redakcją Kontakt 24 skontaktował się pan Marcin, który w momencie zdarzenia przebywał niedaleko i pomagał poszkodowanym. - Jak zawsze rano ruszyliśmy do pracy, zrobiliśmy kilku klientów. Między 10 a 11 zrobiliśmy sobie przerwę, pojechaliśmy na kawę i jechaliśmy do następnego klienta. W międzyczasie zmieniliśmy drogę, mieliśmy jechać gdzie indziej, ale przypomniało mi się, że tutaj też mamy klienta, więc skręciłem trochę szybciej - opowiadał w rozmowie z korespondentem "Faktów" TVN w Wielkiej Brytanii Maciejem Worochem. Przekazał, że w pewnym momencie "bardzo szybko" po drodze przebiegły dzieci. - Ten mój kolega, który ze mną jechał, powiedział, że prawdopodobnie jest jakieś party. Nie było nic widać, ale ujechaliśmy może z 10 metrów i kątem oka zauważyłem, że na chodniku leży zakrwawiona kobieta oparta o samochód. Zatrzymaliśmy się, cofnęliśmy i ona zaczęła krzyczeć. Pierwsze, co pomyślałem, że może po prostu któreś z tych dzieci ją popchnęło i dlatego one uciekały albo coś takiego. Ale ona zaczęła mówić, że tam jest ktoś w środku i zabija dzieci - relacjonował. Mężczyzna opowiadał, że jego kolega, Joe, wybiegł w pewnym momencie z domu z pierwszym dzieckiem na rękach. - I wtedy już do mnie dotarło, że tam coś jest więcej nie tak. Położyliśmy na chodniku tę dziewczynkę i ja zacząłem uciskać rany, żeby nie krwawiła. Była nieprzytomna, leżała bezwładnie, krew kapała z koszulki, miała bardzo rozciętą głowę i myślałem, że tylko to jest ta rana. I uciskałem tę głowę, po chwili się kapnąłem, że jest dużo krwi pod nami i zauważyłem, że na plecach ma dziurę. I zacząłem uciskać i plecy, i głowę - mówił pan Marcin.