Kawa na ławę
Jadwiga Emilewicz, Marcelina Zawisza, Piotr Zgorzelski, Artur Dziambor, Bartosz Arłukowicz, Błażej Spychalski
Nie rozumiem wniosków Najwyższej Izby Kontroli - powiedziała w "Kawie na ławę" posłanka klubu PiS Jadwiga Emilewicz, która w czasie wydawania decyzji o przeprowadzeniu wyborów 10 maja była wicepremierem. Jak tłumaczyła "ustawa covidowa nadawała premierowi szczególne uprawnienia". Pytana, dlaczego była w ubiegłym roku przeciwna, aby wybory korespondencyjne się odbyły, unikała odpowiedzi. - Można się kręcić w kółko sto razy. Jedynym efektem będzie to, że będzie się komuś kręciło w głowie, jak się nie chce powiedzieć prawdy – tak skomentował zachowanie Emilewicz poseł Koalicji Obywatelskiej Bartosz Arłukowicz. Przypomniał, że premier dysponował opiniami prawników, z których jasno wynikało, że "może czekać go odpowiedzialność karna i odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu". - Ja mam innym problem. Problemem jest, że prezes NIK-u pan Marian Banaś składa wniosek do prokuratury, a człowiek, który sprawuje władzę nad tą prokuraturą już występuje na konferencji prasowej i mówi: nic się nie stało – zauważyła posłanka Lewicy Marcelina Zawisza. Prezydencki rzecznik Błażej Spychalski, komentując sprawę, powiedział, że "łatwo jest dzisiaj mówić o tym, co trzeba było robić rok temu". Wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski (PSL) przypomniał w programie, że śledztwo w sprawie wyborów 10 maja podjęła już prokurator Ewa Wrzosek. Zostało ono umorzone tego samego dnia. Wrzosek została potem przeniesiona do odległej od Warszawy prokuratury w Śremie. Ciążą na niej także zarzuty dyscyplinarne. Poseł Konfederacji Artur Dziambor przekonywał, że dyskusja w tej sprawie nie miałaby miejsca, gdyby wzięto pod uwagę głos posłów z jego koła, którzy postulowali wprowadzenie stanu klęski żywiołowej.