Czarno na białym

Na pierwszej linii

Rząd zdecydował zamknąć polsko-białoruską granicę dla dziennikarzy, bo toczy się na niej wojna. Co prawda hybrydowa, ale zawsze wojna. I, jak to na wojnie, jest niebezpiecznie. Padają, tak twierdzą rządzący, strzały. Podrzucane są jakieś ładunki. Jednym słowem, na polsko-białoruskiej granicy jest zbyt niebezpiecznie, by kręcili się po niej dziennikarze. Tak twierdzą władze. I nikt nie może zarzucić im kłamstwa, bo nie ma nikogo, kto mógłby ich twierdzenia zweryfikować. A przecież dziennikarze byli na frontach wszystkich wojen. I to na pierwszej linii. Tych prawdziwych wojen, nie hybrydowych. W uszach świstały im prawdziwe kule, jak Tomaszowi Kanikowi na Majdanie, czy Annie Wojtasze w Osetii, a obok wybuchały prawdziwe bomby, jak Maksymilianowi Rigamonti w Afganistanie. Jak ich doświadczenia niebezpieczeństw z tych frontów mają się do frontu na polsko-białoruskiej granicy opowiedzieli reporterowi "Czarno na białym" Danielowi Chalińskiemu.