Komisja Europejska traciła już cierpliwość w rozmowach z Polską w sprawie trzech stoczni - Gdyni, Gdańska i Szczecina. Nieoficjalnie wiadomo, że Bruksela była bliska zażądania zwrotu pomocy publicznej.
Groźba bankructwa stoczni w Szczecinie i Gdyni oddala się. Komisja Europejska nie każe im zwracać państwowych pieniędzy. Wciąż niepewna jest sytuacja Stoczni Gdańsk, nazywanej w Brukseli "czarną dziurą". Jednak i w tym przypadku pojawia się światełko w tunelu, gdyż do Komisji wpłynęły dokumenty o wielkościach produkcji i kontraktach. Władze stoczni zasłaniały się wcześniej tajemnicą handlową.
Kilka miesięcy temu Bruksela zażądała od trzech stoczni dokumentów potwierdzających, że dwa miliardy z budżetu państwa otrzymane juz po naszym wejściu do Unii zagwarantowały bankrutującym stoczniom samodzielne funkcjonowanie i długoterminową rentowność. Brak takiego potwierdzenia blokował zgodę Unii się na rządowe wsparcie.
Unijni urzędnicy są jednak wciąż poirytowani, że mimo nalegań w dalszym ciągu nie dostali kompletnych planów restrukturyzacyjnych, a także gwarancji dotyczących ograniczenia mocy produkcyjnych. Jednak jak donosi Korespondentka TVN24 Inga Rosińska, negocjacje w tej ostatnie sprawie, chociaż wolno, to też posuwają się do przodu.
To, że ostateczna decyzja w sprawie stoczni zapadnie dopiero po wakacjach dobrze wróży Polsce. Ten czas pozwoli im na uzupełnienie dokumentacji pozwalającej pozbawić Brukselę jakichkolwiek wątpliwości.
Podczas wizyty w Świnoujściu premier zapewniał, że Stoczni Szczecińskiej nie grozi bankructwo, mimo braku chętnych do jej kupna. - Gdyby nie ten rząd, stoczni już by nie było - oświadczył. - W Brukseli dokonujemy cudów, żeby stocznię ratować. Opowiadanie, żeśmy ją zostawili, jest całkowicie pozbawione podstaw. - Decyzja negatywna teraz nie zapadnie - dodał premier.
Źródło: PAP, TVN24, gazeta.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24