Enrico był jak UFO. Pojawił się znikąd, wiązały się z nim niewiarygodne historie, a na końcu okazało się, że nie istnieje. – A ja mu oddałam dwa mieszkania i działkę. Staję na głowie, żeby spłacić jego kredyt. Sama w to, kurwa, nie wierzę - mówi Iza.
Enrico był jak UFO. Pojawił się znikąd, wiązały się z nim niewiarygodne historie, a na końcu okazało się, że nie istnieje. – A ja mu oddałam dwa mieszkania i działkę. Staję na głowie, żeby spłacić jego kredyt. Sama w to, kurwa, nie wierzę - mówi Iza.
- Przecież ja nawet jak z kimś byłam w związku, to nie zameldowałabym nikogo w swoim mieszkaniu. Mówiłam, że miłość miłością, ale przyszłość trzeba zabezpieczyć na każdy wypadek – wyrzuca z siebie.
Z Izą, szczupłą 40-letnią brunetką, spotykam się pod jej wynajmowanym domem. Wkrótce musi i stąd się wynieść. Jeszcze nie wie, dokąd pójdzie. Dwa swoje mieszkania i działkę pod miastem przepisała na faceta z internetu.
Śmieje się nerwowo. I opowiada, że całe dorosłe życie spędziła z policjantami. Była w końcu żoną jednego z nich. Ciągle słyszała o przestępcach żerujących na naiwności ofiar.
- Czasami lepiej od tych glin potrafiłam wytypować, kto powinien iść w kajdanki. Taka byłam!
Była, zanim spotkała - jak jej się wtedy wydawało - tego jedynego. Dziś nie umie o nim mówić bez obrzydzenia.
- On jest jak wirus. Są różne wirusy. Jedne sprawiają, że nie możesz normalnie oddychać. A ten mój sprawił, że nie mogłam normalnie myśleć – tłumaczy mi. Wcześniej sobie. I synowi.
- Oboje możemy skończyć na ulicy. Przeze mnie – mówi i już się nie śmieje.
- Co chcesz wiedzieć? Jak zostaje się idiotą? Jak oddaje się wszystko oszustowi? Opowiem. Może komuś się przyda.
Mów mi Enrico
Iza rozwiodła się z mężem cztery lata temu. Przestali się dogadywać. Życie.
- Zaczęłam żyć swoim życiem, umawiałam się z różnymi facetami, ale rzadko. Wszystkich trzymałam na dystans. Ciągle myślałam o tym, że mam dziesięcioletniego syna. I to on jest facetem, o którego dobro powinnam teraz walczyć – zaczyna swoją opowieść.
Pokazuje telefon. W galerii ma kilka zdjęć niewysokiego, łysego mężczyzny z dziecinnym wyrazem twarzy.
- A ten... Ten mały karakan zniszczył moje życie. Nie jest za diabła przystojny. A on zrobił z tego swój atut. Cudowny złodziej, upiorny człowiek.
Iza poznała go przez internet. To on ją znalazł, zaczepił.
- Nie narzekałam na brak zainteresowania u panów, dlatego jakoś szczególnie nie zwróciłam na niego uwagi. Ale uwiódł mnie swoją nieustępliwością. Wypisywał tak często, że w końcu dałam mu szansę.
Przedstawił się jako Enrico. Mamił, że jest w połowie Włochem. Później się okaże, że to tylko Słowak, 34-letni Josef z Lewic.
- Enrico był najfajniejszym gościem, jakiego można sobie wyobrazić. Zabawny, ze sporym dystansem do siebie. Mówił o swojej ośmioletniej córce, którą opiekuje się jego była żona. Ucieszył się, że mam syna. Powiedział, że zawsze chciał wychowywać chłopca.
Trafił.
Połknęła haczyk.
W telefonie, obok zdjęć, wiadomości:
KOCHAM CIĘ. DZIŚ JUŻ TO WIEM. I WIEM, ŻE KOCHASZ MNIE TY - pisze ona.
JA VEM, ZE TY KOHASZ. JA MAM TO SAMO. TAK JEST I TAK ZOSTANIE – pisze on.
Są buziaki na dobranoc i na dzień dobry. Życzenia miłego dnia. I znowu wyznania miłości.
Sielanka. Jak to na początku każdej znajomości.
- A teraz wyobraź sobie, że ja to wszystko musiałam pokazać prokuratorowi. Że to wszystko jest w aktach. No po prostu nie mogę - gorzko się śmieje. Już potrafi. Pokonała ten największy palący wstyd.
Jaką drogę przeszła Iza od buziaczków na dobranoc do oddania wszystkiego obcemu mężczyźnie? Jak mówi: przeszła przez lustro.
Izabela
Bo widząc Enrico, widziała siebie. Chciał tego, co ona – stabilizacji. Tak jak ona kochał dzieci. Też był po rozwodzie, ale ciągle wierzył w wielką miłość.
Nawet bał się tego samego – że jego czujność zostanie uśpiona. Że nie dostrzeże na czas, że "ktoś nie chce miłości, tylko czegoś złego".
- No i patrz! Enrico miał to samo! A nawet jeszcze bardziej niż ja! Na wspólnym spacerze spotkaliśmy sąsiadkę. A ta do mnie powiedziała "Ilono" zamiast "Izabelo". On zażądał wyjaśnień. Pytał, czy ja podaję się za kogoś innego i chcę go wykiwać i uciec z jego majątkiem! Musiałam mu pokazać dowód osobisty, w taką wpadł panikę – opowiada.
On tłumaczył, że serce złamała mu poprzednia ukochana oraz że to jego serce nie zniesie już kolejnego rozczarowania. I przekonywał, że jest bardzo bogatym biznesmenem handlującym samochodami. I że jest bardzo dużo chętnych na te jego pieniądze.
POWIEDZ MNIE TYLKO. JA JUS NE UMIEM UDAWAĆ. MOJ LOS, ZYCIE CALE VE TWOIE RECE KLADE. WSZYSTKO OD CIEBIE ZALEŻY JUŻ – pisał on.
NIE SKRZYWDZĘ CIĘ. UFAM CI. I TY MUSISZ ZAUFAĆ – odpowiedziała ona.
Enrico chciał zbliżyć się do jej syna. Zaskarbić sobie jego sympatię.
JAK NIE BĘDZIESZ HCIALA, CO BYM BYŁ Z NIM BLISKO TO NIE TRAKTUJESZ ME POWAŻNIE – pisał.
Na wspólnym spacerze spotkaliśmy sąsiadkę. A ta do mnie powiedziała "Ilono" zamiast "Izabelo". On zażądał wyjaśnień. Pytał, czy ja podaję się za kogoś innego i chcę go wykiwać i uciec z jego majątkiem! Musiałam mu pokazać dowód osobisty, w taką wpadł panikę.
Izabela
Kupował 10-letniemu Mateuszowi najnowsze gry, gadżety elektroniczne, bilety do kina, lasery. Był przekonujący. Także wtedy, gdy tłumaczył jej, dlaczego nie zamieszkają razem. Że na to przyjdzie czas. Jak już będą małżeństwem i ich dziecko, czyli kwiat ich miłości, będzie w drodze.
Często "wyjeżdżał służbowo", ale żeby "jego rodzinie niczego nie brakowało", zostawiał pieniądze - od 700 do 1200 złotych na kilka dni.
Aha. Izabela bała się też zdrady. Więc on też musiał się jej bać. Wydzwaniał z "delegacji" co chwila. Robił awantury, które Izie wydawały się wtedy urocze.
Komedia romantyczna.
Dowód miłości z widokiem
Miesiąc trwała. Od marca 2016 roku. W kwietniu w życiu Enrica zaczęły dziać się rzeczy niezwykłe.
- Powiedział mi, że jest z cygańskiej rodziny. Mówił to ze łzami w oczach. Tłumaczył, że ukrył to początkowo, bo wszyscy mają Cyganów za złodziei. A on uczciwie pracuje - opowiada Izabela. Wtedy bardzo wzruszyło ją to wyznanie.
Kilka dni później kolejna wiadomość jak grom: rodzina nie akceptuje związku z Polką. Za karę (!) zamrozili mu konta na Słowacji. Konta, na których trzymał te miliony, o których opowiadał Izie.
- Potrzebuję twojej pomocy. Kup mi najpierw telefon. Weź na swoje dane, ja będę spłacał. Co to jest te kilka stów dla mnie - prosił. Potrzebował też gotówki. Dla Izy nie było problemu, w końcu on w kilka tygodni dał jej kilka tysięcy. Wzięła więc 55 tysięcy złotych kredytu. Wszystko mu dała.
W maju w restauracji oświadczył się.
- Wszystko działo się tak szybko, ale tłumaczyłam to sobie, że on tak ma. Że najpierw ślub, a potem wspólne mieszkanie - wspomina Izabela.
Na zaręczynach mieli być już jego rodzice. I znowu pech. Chwilę przed wyjazdem ciężko rozchorowała się babcia...
Krótko po oświadczynach "dowiedział się", że Izabela sprzedaje jedno ze swoich dwóch mieszkań (dwa pokoje, duży korytarz). Kupiła je 11 lat wcześniej za pieniądze ze sprzedaży dużego mieszkania w centrum Łodzi, które odziedziczyła po dziadkach. Gotówki wystarczyło, żeby ona z synem wprowadziła się do schludnego bloku na łódzkiej Retkini (trzy pokoje, przestronna łazienka i ładny widok z okna). Starczyło też na pustą działkę budowlaną pod miastem.
- Zapytał, po co chcę to sprzedawać. W końcu lepiej, jakby to było dla Mateuszka, jak już dorośnie - mówi ona.
Wtedy pomyślała, że to świetny pomysł. Wtedy on powiedział, że mieszkanie powinno być przepisane na niego. A on, w ramach prezentu za powierzone zaufanie, wyremontuje je.
- Nie wiem, co się ze mną działo, ale wtedy brzmiało to dla mnie logiczne – przyznaje Iza.
Ręce opadają. Przepisała. W lokalu ruszył remont. Wszystko grało. W międzyczasie Enrico przyniósł ultimatum ze strony cygańskiej rodziny.
Ona miała udowodnić szczerość swoich intencji, przepisując na Enrica swoją działkę pod miastem, o której może im wspomniał.
- Powiedziałam mu wtedy, że przecież ma już moje mieszkanie. I to wystarczający dowód. A on na to, że to dowód nieważny. Bo mieszkanie upewniło Enrica, a nie resztę rodziny - mówi Iza.
Dowiedziała się, że u Cyganów ważna jest hierarchia. Że Enrico będzie wykluczony z rodziny, bo "dowodu miłości" może żądać tylko starszyzna - czyli ojciec.
NE SKRIVDZE ANI TEBE ANI TVOJEGO DZIECKA NIGDI DAJE CI SLOVO HONORI I PRISENGAM CI TO NE MRATVI SIE – pisał on.
Po zdaniu tego kolejnego egzaminu na miłość działka miała zostać przepisana z powrotem na syna łodzianki.
- Tak. Podpisałam - macha ręką z zażenowaniem.
Znowu było pięknie. Termin ślubu: 15 października. Do Łodzi mieli zjechać się Cyganie z Włoch i Słowacji.
Pierwsza przepaść
"Miłość miłością, ale..." - huczało w głowie Izabeli, kiedy w czerwcu sprawdzała hipotekę mieszkania, które przepisała na tego jedynego. Czego się dowiedziała? Że lokal formalnie nie jest już Enrica, tylko jakiegoś człowieka, o którym nigdy nie słyszała.
Z tego dnia zapamiętała, że zaczęła bardzo ciężko oddychać. Zrobiło jej się czarno przed oczami. Wpadła w przepaść.
Zastanawiała się, do którego z kryminalnych zadzwoni i poprosi o sprawdzenie faceta. Potem, planowała, zawiadomi prokuraturę, pójdzie, nie - pobiegnie do notariusza. Może da się jeszcze unieważnić przekazanie działki.
Enrico miał o niczym nie wiedzieć. Żeby nie zacierał śladów. Ona nadal miała być zakochana.
I zadzwonił Enrico.
- Emocje wzięły górę. Zaczęłam wrzeszczeć, czyje nazwisko jest w hipotece. On bez chwili zastanowienia zaczął opowiadać historię - mówi Izabela.
Ale co to była za historia! Enrico (jak twierdził) był kiedyś człowiekiem mafii (podobno z Pruszkowa). Zaczął z niej wychodzić, ale jej członkowie chcieli go namierzyć i się zemścić (nie powiedział, za co). Z jakiegoś powodu (nie precyzował z jakiego) nie może on być właścicielem mieszkania, żeby mafia się nie zorientowała. Wynalazł więc zaufanego człowieka (nie wiadomo skąd), który miał być słupem. To znaczy, że był tylko formalnym właścicielem mieszkania, które w rzeczywistości należało do Enrica (a więc także do Izabeli i Mateusza).
Uwierzyła!

Druga przepaść
Był sierpień. Izabela zdążyła w tym czasie uratować Enrica przed brakiem telefonu komórkowego, gotówki, zdobyła sympatię cygańskiej rodziny, umówiła termin ślubu i ocaliła przyszłego męża przed gniewem mafii.
Była na prostej drodze do szczęścia. Od kiedy się poznali, on mówił, że chce dziecka. Iza zrobiła test. Wynik pozytywny. Chciała mu zrobić niespodziankę. Ale to ona była zaskoczona.
- Powiedział, że teraz ma nie najlepszy czas. Poprosił, żebym wzięła pigułki, które wywołają poronienie. Myślałam, że się przesłyszałam – wspomina Iza.
Enrico zreflektował się.
- Klęknął przy mnie i ze trzy godziny tulił mój brzuch. Przepraszał za swoje słowa.
I wyjaśniał, że te złe emocje to dlatego, że jego ojciec ciągle ma wątpliwości, co do oddania przyszłej synowej. I on – ojciec - zażądał największego gestu: przepisania na Enrica także tego mieszkania, w którym Izabela mieszka z synem. To miał być finalny test. Potem już mieli żyć długo i szczęśliwie.
Przepisała.
We wrześniu poroniła. Po wyjściu ze szpitala pojawił się Enrico.
- Powiedział, że muszę się wyprowadzić z Mateuszem, bo pojawiły się jakieś problemy i lokal został już sprzedany. On wynajął mieszkanie pod miastem. Oczywiście na moje dane, chociaż zapłacił "swoimi" pieniędzmi - mówi Izabela.
Śmierć ze wstydu
Tego było za wiele. Izabela się ocknęła. Poczuła, jakby jej nie było przez ostatnie pięć miesięcy. Mówi, że gdyby nie syn, to strzeliłaby sobie w głowę. Ale nie dlatego, że wszystko straciła. Ze wstydu.
Do prokuratury pewnie nie odważyłaby się pójść, gdyby nie syn. "Mamo, już czas" - powiedział.
- Przez niego chodziłam jak pijana. Z zawiadomieniem o możliwości popełnienia przestępstwa szłam jak na kacu. Upiorne uczucie. Ale nie żałuję. Kac znaczy, że trzeźwiejesz. Ja wtedy też boleśnie trzeźwiałam. Fizycznie czułam wstyd – opowiada Iza.
Kilkanaście minut po tym, jak zostawiła pismo w biurze podawczym prokuratury, dostała telefon.
- Niech pani do nas wróci. Musimy panią przesłuchać. Pomożemy – usłyszała głoś prokuratorki, która potem podpisze się pod aktem oskarżenia.
Karakan wpada w szał
Enrico robił swoje, płacił za wynajem lokalu, w którym musiała zamieszkać, stwarzał pozory. Zauważył, że coś jest nie tak, gdy beznamiętnie przyjęła kolejne nieprzewidziane problemy. Oto bowiem ślub trzeba było przełożyć, bo urzędnicy na Słowacji rzekomo zgubili jakieś ważne jego dokumenty.
Niedługo potem dowiedział się o śledztwie. Z pisma, w którym informowano go o zabezpieczeniu działki pod Łodzią, którą dostał od Izabeli.
- Doniosłaś na mnie do prokuratury? - zapytał. Nagrał się, bo od września Izabela nagrywała z nim wszystkie rozmowy, chociaż próbowała udawać, że jest jak dawniej.
- Nie - zapewniała Izabela.
Nie wbiłabyś mi noża w plecy? Przecież jesteśmy sobie pisani. Jeżeli to zrobiłaś, to zniszczyłaś naszą miłość.
"Enrico" do Izabeli
- Nie wbiłabyś mi noża w plecy? Przecież jesteśmy sobie pisani. Jeżeli to zrobiłaś, to zniszczyłaś naszą miłość. A ja cię przecież tak bardzo kocham i robię wszystko dla nas - mówił.
Iza dostała potem kilka wiadomości, z których wynikało, że on czuje się zdradzony.
PODEPTAŁAŚ MNE. JEDYNEGO, CO KOHAŁ CIĘ MOCNO – pisał.
Wyraźnie czekał na ruch Izabeli. Ale że ten nie następował, to przejął inicjatywę. Wydzwaniał i chciał koniecznie się spotkać. Omówić to, co się stało.
GŁUPI JESTEM. ALE JA NAWET TO TOBIE WYBACZAM. ZOBACZ SE Z MNOM. DARUJE CIE TO. SPOTKAJ SIĘ TYLKO – prosił.
Iza zadzwoniła. Powiedziała, że rozmowa jest możliwa dopiero po tym, jak razem pójdą do notariusza i on odda jej wszystko, co dostał.
- Kurwa mać! A skąd wiesz, co ja planuję? Może chcę oddać ci pięć mieszkań?! Proszę cię przecież tylko o spotkanie! – nalegał on.
- O czym mamy rozmawiać? O tym, jak zniszczyłeś mi życie?
- Nie bądź śmieszna. Ja nic ci nie zabrałem. Chciałem ci dać dużo więcej. Chcę ci powiedzieć o tym wszystkim, co straciłaś przez to, że mi nie umiałaś zaufać – przekonuje nagrany głos Słowaka.
Później odzywał się tylko on.
PIEKNA. UKOCHANA. JESTEŚ?
JA CIĘ NIE PRZESTANE KOHAĆ. WSZYSTKO JESZCZE MOŻESZ
SMUTNO MNE. PRZECIEŻ JA TU JESTEM DLA CEBE
Te wiadomości przesłał dzień przed tym, jak trafił do aresztu.
Josef K.
- Usłyszał zarzut oszustwa w odniesieniu do mienia o wartości blisko 840 tysięcy złotych na szkodę 40-letniej łodzianki - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Proces trwa w łódzkim sądzie okręgowym. Josefowi grozi do 15 lat więzienia. Adwokaci podkreślają, że osadzony źle znosi areszt. W sądzie jednak był uśmiechnięty i pewny siebie. Na sali rozpraw często spoglądał na Izabelę.
Izabela nigdy nie widziała rodziców "ukochanego", nawet na zdjęciach. 34-latek pokazywał jej zdjęcia obcych mu ludzi. Mimo to dostała wiadomość od kogoś, kto podawał się za członka rodziny aresztowanego:
"Jesteście dla siebie stworzeni. On ci jeszcze to wszystko wybaczy. Wycofaj tylko oskarżenie" - napisał.
Przed drugą rozprawą na sądowym korytarzu pojawiła się nieznana Izabeli kobieta. Kiedy konwojenci prowadzili Josefa, krzyczała, że "zawsze będzie go kochać".
Imiona poszkodowanej i jej syna zostały zmienione.
Redakcja: Iga Piotrowska