Przyszła do sądu, została oblana kwasem. Krzyczała z bólu, gdy ubranie wtapiało się w jej ciało. Przestawała widzieć. Po omacku usiłowała dotrzeć do łazienki. Ten, który ją zaatakował siedział na sądowym korytarzu i palił papierosa. Czekał. Od ataku jej prześladowcy, stalkera, minęło 11 miesięcy. Dziś już jest gotowa mówić o nękaniu, którego doświadczyła. Głośno i ku przestrodze. Zgodziła się na rozmowę przed kamerą.
Przyszła do sądu, została oblana kwasem. Krzyczała z bólu, gdy ubranie wtapiało się w jej ciało. Przestawała widzieć. Po omacku usiłowała dotrzeć do łazienki. Ten, który ją zaatakował siedział na sądowym korytarzu i palił papierosa. Czekał. Od ataku jej prześladowcy, stalkera, minęło 11 miesięcy. Dziś już jest gotowa mówić o nękaniu, którego doświadczyła. Głośno i ku przestrodze. Zgodziła się na rozmowę przed kamerą.
Długie włosy zakrywają blizny na szyi. Długie rękawy i duże okulary przeciwsłoneczne – blizny na rękach i twarzy.
– Jak wszystko dobrze pójdzie, być może jesienią będę mogła zdjąć okulary. A za trzy lata, jak się uda, założę bluzkę z krótkim rękawkiem. Taki mam plan - mówi.
Katarzyna Dacyszyn jest łódzką projektantką, byłą fotomodelką i celem stalkera. 51-letni Robert W. nękał ją przez 11 lat. W końcu miał stanąć przed sądem. Był 22 sierpnia 2016 roku. O godz. 8.48 – tuż przed planowaną rozprawą – wylał na sądowym korytarzu kwas siarkowy na swoją ofiarę.
Bartosz Żurawicz: Czy ten mężczyzna chciał panią zabić?
Katarzyna Dacyszyn: Nie wiem. Wiem za to, że gdybym nie przechyliła lekko głowy, to oparzenia układu oddechowego byłyby znacznie obszerniejsze i prawdopodobnie już bym nie żyła.
B.Ż.: Jak dobrze pamięta pani moment ataku?
K.D.: Zbyt dobrze. Nigdy tego nie zapomnę. To był czwarty termin rozprawy. Na poprzednich oskarżony się nie pojawiał. Przychodziły za to pisma ze szpitala psychiatrycznego, z zaświadczeniem, że oskarżony się leczy. Tym razem miało być inaczej. Miałam złe przeczucie, ale bliscy mi tłumaczyli, że spotkam się z nim w bezpiecznym miejscu, gdzie jest monitoring i ochrona. Na korytarzu miało być pełno ludzi...
B.Ż.: I tak było...
K.D.: Fakt. Tego dnia towarzyszyła mi moja pełnomocnik. Chciałam usiąść daleko od tego człowieka. Obserwowałam go, bo od dawna budził we mnie duży niepokój. W pewnym momencie pełnomocnik odebrała telefon. Zostałam na ławce sama. Na chwilę straciłam czujność. Wtedy on wyrósł mi przed oczami. Coś powiedział. Potem wylał na mnie kwas. Na początku nie wiedziałam, co to za substancja. Czułam tylko potworny ból. Przestawałam widzieć. Po omacku szukałam łazienki, bo chciałam to z siebie jak najszybciej zmyć. Krzyczałam, ludzie dookoła mnie stali przerażeni. Moje ubrania pod wpływem kwasu zaczęły wtapiać się w ciało.
B.Ż.: Kiedy przyszła pomoc?
K.D.: Na karetkę czekałam około 40 minut. Płakałam i krzyczałam z bólu. Dopiero w szpitalu dowiedziałam się, że zostałam zaatakowana kwasem siarkowym. Wtedy już wiedziałam, że jest naprawdę źle.
B.Ż.: Co mówili lekarze?
K.D.: Lekarze z Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich powiedzieli mi, że pierwszy tydzień będzie kluczowy. Od tego, jak mój organizm zareaguje na poparzenie kwasem i zatrucie chemiczne, będzie zależało, czy przeżyję. O tym, jak będę wyglądać, nikt wtedy mi nie mówił.
***
Pięć opasłych teczek. To wszystkie akta w sprawie usiłowania zabójstwa Katarzyny Dacyszyn (sprawą stalkingu łódzka prokuratura zajęła się w 2014 roku, proces nie ruszył do teraz - red.). W jednej z teczek znajdują się kadry z nagrań zarejestrowanych przez kamery przemysłowe w Sądzie Rejonowym dla Łodzi-Śródmieścia. Widać na nich 51-letniego Roberta W. To postawny, krótko ostrzyżony mężczyzna. Ma na sobie okulary przeciwsłoneczne. Do sądu wchodzi przez bramki wykrywające metal. W kadrze nie ma żadnych ochroniarzy.
Robert W. wchodzi na piąte piętro sądu. Tutaj ma odbyć się rozprawa w procesie, w którym jest oskarżony o stalking. Po kilku minutach przed salą rozpraw pojawia się też Katarzyna Dacyszyn. Kamera na sądowym korytarzu rejestruje, jak W. wolnym krokiem podchodzi do niej. Jest odwrócona tyłem. Potem wykonuje nagły ruch ręką. Siedząca dotąd kobieta zrywa się z miejsca i trzymając się za twarz, biegnie w stronę nagrywającej wszystko kamery. Stojący na korytarzu ludzie odprowadzają ją wzrokiem. Nie patrzy na nią Robert W. Wyjmuje papierosa i go zapala. Potem wyjmuje telefon. Dzwoni do kolegi. Prosi, żeby przekazał jego matce informacje o tym, że został zatrzymany przez policjantów, jeszcze przed ich przybyciem.
Dla mnie zabić, to jak splunąć. Gdybym chciał, to ona już by nie żyła.
Robert W. o ataku (wypowiedź z akt sprawy)
- Potem usiadł, jakby nic się nie stało. Spoglądał w stronę, w którą pobiegła poszkodowana kobieta i mówił do kilku osób. Prosił, żeby przekazać jego ofierze, że to dopiero pierwsza z czterech kar, które dla niej zaplanował - zeznała jedna z kobiet, która widziała całe zajście.
- Dla mnie zabić, to jak splunąć. Gdybym chciał, to ona już by nie żyła - mówił prokuratorom już po zatrzymaniu. - Chciałem, żeby jak najwięcej kwasu dostało się na jej twarz, usta, nos i oczy. Z tymi karami to był taki żart - mówił w prokuraturze.
***
Bartosz Żurawicz: Dlaczego ma pani w nim takiego wroga?
Katarzyna Dacyszyn: Sama zadaję sobie to pytanie. Odpowiedzią może być tylko jego zaburzenie psychiczne. Nie znam przecież tego człowieka. Nigdy z nim nie rozmawiałam. Przez lata nie miałam pojęcia, że jestem obserwowana, że obsesyjnie ktoś interesuje się moim życiem. Miałam po prostu pecha.
B.Ż.: Dlaczego? Na czym polegał ten pech?
K.D.: W 2005 roku przeprowadziłam się pod nowy adres na łódzkich Dołach. On też tam mieszkał. Dziś już wiem, że mu się spodobałam.
B.Ż.: Jak on to okazywał?
K.D.: Początkowo nie miałam żadnych niepokojących sygnałów. Nie byłam zaczepiana, nagabywana, mieszkało mi się spokojnie. Z czasem zaczęłam dostawać dziwne wiadomości na Facebooku.
B.Ż.: Dziwne?
K.D.: Były to wyznania uczuć nieznajomego. Ale dziwne, niepokojące. Nawiązujące do krwi i przemocy. Wiadomości były wysyłane z różnych kont. Było w nich coraz więcej nienawiści. Nigdy nie odpowiadałam, od razu blokowałam takich rozmówców. Dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że wysyła je ktoś, kto mnie obserwuje.
B.Ż.: Jak się pani zorientowała?
K.D.: Wynikało to z kontekstu, na przykład w dniu, w którym nie mógł mi odpalić samochód przed blokiem, ta sytuacja została opisana w wiadomości. Podobnych incydentów było zresztą więcej. Zaczęłam łączyć fakty. Pojawił się strach. Temu komuś z internetu napisałam wtedy, że nie życzę sobie takich kontaktów. Wtedy jednak nie zgłosiłam sprawy na policję. Wydawało mi się, że moje jasne przedstawienie sprawy zakończy temat.
***
Robert W. jest po rozwodzie. Ma dorosłą córkę, hobby (wędkarstwo) i wyroki - m.in. za znieważenie funkcjonariusza publicznego, wyłudzenie kredytu i oszustwo. Ma za sobą pobyt w więzieniu. Utrzymywał się z prac dorywczych. Przyznaje, że wiadomości do Dacyszyn wysyłał z wielu kont.
"Widziałem, że nie mogłaś dziś odpalić samochodu" - to jeden z pierwszych SMS-ów. Potem były setki innych: "Wiem gdzie pracujesz"; "Często jestem blisko ciebie".
"Zachorowałem. Ja chcę wyzdrowieć z ciebie"
Jedna z wiadomości Roberta W. do swojej ofiary
Po jakimś czasie przyszła ta wiadomość: "Zachorowałem. Ja chcę wyzdrowieć z ciebie". Wtedy jeszcze kobieta nie wiedziała, kto ją prześladuje. Nie była też pewna, czy jest to jedna osoba.
***
Bartosz Żurawicz: Kiedy zorientowała się pani, że ten człowiek jest dla pani zagrożeniem?
Katarzyna Dacyszyn: W 2010 roku przeprowadziłam się do innego mieszkania. Myślałam, że zniknę z życia tego człowieka. Ale tak się nie stało. On mnie śledził.
B.Ż.: Przez cały ten czas nękał panią wiadomościami?
K.D.: Było z tym różnie. W 2014 roku rozstałam się z dotychczasowym partnerem. Wtedy wiadomości się mocno nasiliły. W końcu dostałam wiadomość: "Zaczniesz mi odpowiadać czy mam pojawić się w twoich drzwiach z różą w zębach, żebyś umarła ze strachu?".
B.Ż.: Co pani z tym zrobiła?
K.D. Zgłosiłam sprawę na policję. To go mocno rozzłościło. "Nie boję się policji. To policja powinna bać się mnie. Więcej ich na mnie nie nasyłaj" – tak mi napisał.
***
Zanim Katarzyna Dacyszyn stała się celem, jej oprawca nazywał się inaczej. Nazwisko - na jednoznacznie kojarzące się z drapieżnikiem - zmienił już wtedy, kiedy zasypywał ofiarę setkami wiadomości.
Potem kontynuował swoją przemianę. Wytatuował sobie wilka na klatce piersiowej, potem doszły dwa inne tatuaże: generalskie insygnia na ramionach. Dopiero od tego momentu zaczął wysyłać wiadomości, pod którym podpisywał się prawdziwym nazwiskiem. Tym nowym.
"Będę pani diabłem stróżem" - napisał jej na Facebooku. Na swoim profilu napisał z kolei, że Katarzyna Dacyszyn jest "jedyną osobą, która nigdy nie będzie mogła się go pozbyć".
Prokuratorzy ustalili, że atak zaczął planować w lutym 2016 roku. W internecie wyszukiwał sposobów otrzymania żrących substancji. Sprawdzał, jak atak kwasem może wpłynąć na wygląd ofiary. W końcu kupił niezbędne składniki. W sieci wyczytał, jak otrzymać z niego kwas siarkowy. W dniu rozprawy przelał kwas (biegli orzekli, że jego stężenie to 88-89 proc.) do szklanego słoiczka po kawie. – Miałem też kwas solny, ale go nie wziąłem, bo miał zbyt małe stężenie – zeznał Robert W. już po otrzymaniu zarzutów.
***
Katarzyna Dacyszyn: Osoba, która ma normalny system wartości, nigdy nie zrozumie stalkera. On myśli inaczej. Wcześniej zakładałam, że jeżeli zniknę z pola widzenia, z internetu, to w końcu problem sam się rozwiąże. On wreszcie da mi spokój. Ale tak nie jest.
Bartosz Żurawicz: Biegli orzekli, że pani napastnik jest poczytalny, chociaż ma zaburzenia osobowości. Stanie przed sądem. Będzie odpowiadał za usiłowanie zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Teoretycznie grozi mu dożywocie...
Jeśli ten człowiek za parę lat wyjdzie na wolność, ja będę musiała być gotowa, żeby ratować swoje życie.
Katarzyna Dacyszyn
K.D.: Teoretycznie. W Polsce wymiar sprawiedliwości nie jest aż tak surowy w stosunku do przestępców, jak na przykład w Wielkiej Brytanii, gdzie za podobne czyny oprawcy odsiadują wyroki podwójnego dożywocia. Najniższy wyrok to 17 lat. Jeśli ten człowiek za parę lat wyjdzie na wolność, ja będę musiała być gotowa, żeby ratować swoje życie.
B.Ż.: Co pani przez to rozumie?
K.D.: Zadbanie o własne bezpieczeństwo - nauka samoobrony, być może pozwolenie na broń. Nie wyobrażam sobie przyszłości, myślę nawet o emigracji, bo w końcu znowu będę z tą sprawą sama.
B.Ż.: Wyobraża sobie pani początek procesu? Że będzie pani musiała znowu go zobaczyć?
K.D.: To w ogóle nie wchodzi w rachubę. Ta trauma nie może się powtórzyć. Nie wyobrażam sobie, żebym miała być na tej samej sali, co ten człowiek. Boję się procesu. Powrót do tamtych wydarzeń będzie dla mnie koszmarem. To wszystko jest dla mnie ogromnie trudne. Jestem pod opieką psychologa.
***
Katarzyna Dacyszyn ukończyła studia na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, jest absolwentką Wydziału Projektowania Tkaniny i Ubioru. Na studiach dostała propozycję pracy dla jednego z największych polskich producentów bielizny. W 2013 roku założyła swoją markę. Szanowany amerykański magazyn „Uncovered” umieścił ją niedługo potem na liście młodych, obiecujących projektantek, o których będzie głośno na świecie.
Atak wstrzymał jej karierę projektantki. Wróciła do pracy po kilku miesiącach od ataku. Do pracy modelki już nigdy nie wróci.
***
Bartosz Żurawicz: Jak bardzo zmieniła się Katarzyna Dacyszyn po ataku?
Katarzyna Dacyszyn: Bardzo. Byłam otwartą, uśmiechniętą i ufną osobą. Dziś muszę walczyć z ciągłym strachem. Wiele bym dała, żeby o tym wszystkim po prostu zapomnieć. Ale z drugiej strony wiem, że jeśli już to się stało, to nie może zostać zapomniane, zbagatelizowane. Musi jakiś czas funkcjonować w pamięci opinii publicznej, ku przestrodze. Jeśli uda się za moim przykładem coś zmienić w sposobie patrzenia na zagrożenie społeczne, jakim jest stalking, to będzie to znaczyło, że to, przez co przeszłam, miało sens.
Wiele bym dała, żeby o tym wszystkim po prostu zapomnieć. Ale z drugiej strony wiem, że jeśli już to się stało, to nie może zostać zapomniane, zbagatelizowane. Musi jakiś czas funkcjonować w pamięci opinii publicznej, ku przestrodze.
Katarzyna Dacyszyn
B.Ż.: Dlaczego?
K.D.: Stalking to wciąż temat ignorowany, wyśmiewany. Ludzie pytają, co złego jest w tym, że ktoś się w nas zakochał. Nie wiedzą, że to droga, na końcu której często jest śmierć. Niezależnie od tego, czy ofiara podda się temu terrorowi i w końcu popełni samobójstwo, czy też zostanie zamordowana - jak w przypadku Agnieszki Kotlarskiej, byłej Miss Polski (modelka, Miss Polski 1991, zabita nożem w 1996 roku przez niezrównoważonego psychicznie wielbiciela - red.).
B.Ż.: Jaka będzie Katarzyna Dacyszyn za trzy lata?
K.D.: Mam nadzieję, że silna i pogodna. We wrześniu przejdę oczekiwaną od pół roku operację oka. Może po niej nie będę już musiała ukrywać twarzy za ciemnymi szkłami. A za trzy lata? Będę po licznych operacjach, zabiegach laserowych, być może, mimo blizn, odważę się w upalne dni założyć sukienkę na ramiączkach... No i mam nadzieję, że wspomnienie tego dnia już trochę się rozmyje. Nie chcę żyć już strachem, chcę odzyskać własne życie. Na nowo dostrzegać jego uroki. Wyrzucić z niego osobę, która chciała mi je odebrać.
***
Katarzyna Dacyszyn miała poparzonych 25 procent powierzchni ciała. Do teraz przeszła dwanaście przeszczepów skóry i operację ratującą wzrok.
Robert W. w 2015 roku został oskarżony o przestępstwo z art. 190 Kodeksu karnego, czyli uporczywe nękanie. Przed sądem miał odpowiadać z wolnej stopy. Groziło mu do trzech lat więzienia. W. trafił do aresztu po ataku na sądowym korytarzu. Za kratkami przebywa do teraz.
Robert W. odpowie też za przestępstwo z art. 148 KK, czyli zabójstwo. Zdaniem prokuratorów mężczyzna działał w zamiarze ewentualnym - to znaczy godził się, że jego działanie może doprowadzić do śmierci jego ofiary.
Kwas siarkowy to jeden z najmocniejszych kwasów. Na wszystkie tkanki człowieka działa silnie drażniąco oraz żrąco. Wchłania się do organizmu przez drogi oddechowe i układ pokarmowy.
****
Stalking to uporczywe nękanie powodujące uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotne naruszenie prywatności. Stalker to osoba dopuszczająca się stalkingu. Paragraf 190 pojawił się w Kodeksie karnym 6 czerwca 2011 r.
Prawo przewiduje karę do trzech lat pozbawienia wolności dla stalkującego, a w przypadku doprowadzenia do próby samobójczej – do 10 lat. Stalkerem, według polskiego prawa, może być każda osoba, która skończyła 17 lat i dopuściła się nękania na terytorium Polski. Nękanie może skończyć się też w sądzie, jeżeli stalker był za granicą, ale atakował osobę będącą w kraju.
Justyna Skarżyńska-Sernaglia, polska psycholog, przeprowadziła w 2005 roku badania, z których wynika, że problem stalkingu może dotyczyć 12 proc. populacji. Najczęściej ofiarami są kobiety (72 proc.). 75 proc. sprawców to mężczyźni poniżej 40. roku życia.