Po wystąpieniu Donalda Tuska zwolennicy Koalicji Europejskiej poczuli się zawiedzeni. Chcieli dostać jasny sygnał wyborczy, konkretny przekaz polityczny, który można w nieskończoność cytować. Tusk tego nie zrobił. Stanął z boku, a może nawet ponad, i dał sygnał: na mnie w tej materii nie liczcie. Sytuacja się zmieni diametralnie, gdy to PiS wygra wybory. Wtedy "mentor" będzie musiał zejść z piedestału i bardziej się zaangażować.
Dla Magazynu TVN24 pisze dziennikarka "Faktów" TVN Katarzyna Kolenda-Zaleska.
Znajoma siedemnastolatka – jeszcze bez prawa do głosowania, czego żałuje – przerywa rodzinną majówkę i jedzie do Warszawy na wykład Donalda Tuska. Jest zachwycona. Ale nie Tuskiem, a supportem Leszka Jażdżewskiego, organizatora spotkania. Bo mówi jasno i konkretnie, bez zbędnych przymiotników. Dokładnie to, co ona myśli. O klasie politycznej i o Kościele. Nastolatka docenia odwagę wypowiadania własnych poglądów nawet za cenę krytyki. Ale gdy pytam, na kogo by głosowała, gdyby mogła oczywiście, odpowiada z pewnością – na Platformę Obywatelską. Jestem zdziwiona, bo zachwyt nad Jażdżewskim powinien kierować ją ku Wiośnie Roberta Biedronia. Tłumaczy mi równie konkretnie – widać, że sprawę ma przemyślaną – Wiosna może okazać się polityczną efemerydą, Platforma ma za sobą lata doświadczeń, stabilność, doświadczenie. No i ma Tuska.
Nie dostrzegam w tym myśleniu niekonsekwencji. Raczej tęsknotę za utraconą przez polityków odwagą położoną na ołtarzu zabiegania o przychylność wyborców, kalkulujących, co się bardziej opłaca, jakie zachowania przysporzą im głosów. Trzeciomajowe wystąpienie Donalda Tuska zostało przez niego wymyślone w święto niepodległości w czasie organizowanych przez Jażdżewskiego Igrzysk Wolności w Łodzi w listopadzie zeszłego roku. To wtedy padły słynne słowa o pokonywaniu współczesnych bolszewików. To Tusk sam zaproponował, aby w święto konstytucji dać wyraz przywiązania do wartości demokratycznych, praworządności i państwa prawa. Formuła spotkania nie była określona, a długi majowy weekend nie sprzyjał urządzaniu masowych wieców. Zwłaszcza w wyludnionej Warszawie.
Zachwyceni i zawiedzeni
Formuła wykładu wydawała się więc korzystna. Przyjdą osoby naprawdę zainteresowane – jak nasza wspomniana nastolatka, świadomie rezygnująca z wolnego weekendu – a i tak, jak każde wystąpienie przewodniczącego Rady Europejskiej (i dla wielu nadziei na odmianę stylu polityki), to też będzie szeroko komentowane. Sala w Audytorium Maximum była pełna. Wypełniony był też uniwersytecki dziedziniec. Niektórzy przyszli tylko na wykład, inni - by zademonstrować sprzeciw wobec wojskowej parady organizowanej przez władzę. Na marginesie, trudno zrozumieć, po co w święto konstytucji urządzać wojskowe manewry. To przecież święto myśli, a nie święto militarnej siły.
Niektórzy byli zachwyceni, a niektórzy poczuli się zawiedzeni. Wystąpienie Tuska daleko odbiegało od przemówień znanych z cotygodniowych konwencji wyborczych nastawionych na doraźny zysk polityczny. Ale też trudno się spodziewać, że Tusk, dziś polityk patrzący na Polskę z oddali, a na świat z bliska, ucieknie się do zgrabnych politycznych bon motów potrzebnych tu i teraz. On wyraźnie chciał dać perspektywę szerszą, pokazać, z czym się będzie mierzył polityczny świat już bardzo niedługo. Ale świat istniejący w nierozerwalnej korelacji ze swoją przeszłością, stąd historyczne odniesienia do chwały i upadku Polski w XVIII wieku.
Konfrontacja jego wystąpienia z wystąpieniem Leszka Jażdżewskiego mogła doraźnie działać na jego niekorzyść. Jażdżewski walił na oślep, tyle że to z wystąpienia Tuska zostały sprawy do przemyśleń na przyszłość.
Na śmierć i życie
Wystąpienie Tuska można więc odczytywać na co najmniej dwóch płaszczyznach.
Pierwsza to płaszczyzna wyborcza. Nikt nie zapomina – a on na pewno nie – że za dwa tygodnie odbywają się wybory europejskie. Pierwszy realny test wyborczy. Walka toczy się na śmierć i życie. PiS wie, że jak przegra, choćby minimalnie, nawet jednym mandatem, jego rosnący nieprzerwanie trend może się odwrócić. Wyborcy zobaczą, że partia Jarosława Kaczyńskiego jest do pokonania. Opozycja dostanie skrzydeł. Grzegorz Schetyna będzie mógł z triumfem ogłosić, że jego koncepcja łączenia odniosła sukces. To będzie napęd do jesiennych wyborów parlamentarnych, dużo ważniejszych i dla władzy, i dla opozycji. Ale aby iść po władzę w wyborach do Sejmu, najpierw trzeba wygrać wybory europejskie.
W tej wyborczej walce liczy się każdy głos, także każdy głos poparcia. Tusk oficjalnego poparcia nie udzielił, bo nie może z racji pełnionej funkcji. Wiadomo, że jest po stronie Koalicji, co potwierdził mocnymi słowami o potrzebie wierności zapisom konstytucji i krytyką działań PiS, które święto konstytucji "obchodzi", a na co dzień ją konstytucję "obchodzi".
Potwierdził, że staje po stronie Europejczyków przeciwko nacjonalistom, ostrzegał przed przypochlebianiem się narodowym emocjom. Wszystko prawda, problem w tym, że w tej wyborczej intensywnej kampanii nie dał opozycji żadnego nowego paliwa. Nie pokazał wyraźnie, jaka jest dziś linia sporu, jaka linia podziału. Tak, po jednej stronie praworządność, po drugiej obchodzenie konstytucji. To wiemy. Nic nowego.
Zachował się bardziej jak mentor niż rasowy polityk z temperamentem, którego nigdy nie można mu było odmawiać. Który zademonstrował zresztą kilka dni później w czasie kolejnego wykładu w Poznaniu, gdzie zdecydowanie opowiedział się za wolnością twórczą i przeciwko zatrzymywaniu za kreację artystyczną.
Wsparcie autorki tęczowej Madonny miało ten polityczny wymiar, którego tak niektórym zabrakło w Warszawie. Bo Tusk w Warszawie chciał pokazać, że jest ponad doraźnymi sporami, apelując o lepszą jakość polityki. Mówił: - W polityce nie może chodzić o to, aby ktoś kogoś pokonał i unicestwił. Ktoś może wygrać wybory, pokonać przeciwnika 26 maja, w październiku czy w listopadzie tego roku, ale będziemy dalej żyli w jednym kraju. Ale ktokolwiek będzie wygrywał wybory w przyszłości, nie może powiedzieć: wygrałem wybory, Polska jest moja, nie wasza, wykluczam was z tego zwycięstwa. I dotyczy to zarówno logiki wewnętrznej, polskiej, jak i logiki europejskiej.
To słowa człowieka, który ostrzega obydwie strony politycznego sporu, widzi, że polityki nie robi się maczugami, że wspólnotą jesteśmy i pozostajemy, że zemsta nie jest receptą na rządzenie. Zwolennicy opozycji poczuli się zawiedzeni, bo chcieli dostać jasny sygnał wyborczy. Konkretny przekaz polityczny, który można w nieskończoność powtarzać i cytować. Tusk tego nie zrobił. Stanął z boku, a może nawet ponad, i dał sygnał: na mnie w tej materii nie liczcie. Zajmijcie się nie tylko polityczną nawalanką, ale tym, co naprawdę ważne.
I tu pojawia się druga płaszczyzna wystąpienia Tuska. Perspektywa przyszłości. Zacytujmy, bo to ciekawe sformułowania zupełnie albo prawie nieobecne w debacie publicznej.
O zanieczyszczeniu powietrza:
"50 tysięcy ludzi w Polsce umiera z powodu smogu. Właściwie bezpośrednio z tego powodu miasto wielkości Sieradza znika co roku. Ja mam dzieci i wnuki, mam to szczęście, że żyją w czystym mieście, jeśli chodzi o powietrze. Ale jak wiele miast w Polsce jest takich, że kiedy wyprowadzacie swojego wnuka, swoją córkę na spacer, to one wypalają paczkę papierosów? Taki jest poziom skażenia w wielu polskich miejscach".
O niebezpiecznych technologiach:
"Tak naprawdę na Wschodzie wyrasta gigantyczne imperium zdolne do kontrolowania wszystkich zachowań ludzkich. Na Zachodzie powstało niekontrolowane, biznesowe, w jakimś sensie spontaniczne, ale de facto, w konsekwencji ostatecznej, podobne imperium".
"Czy my zastanawiamy się nad tym, a przecież czytamy o tym prawie codziennie, że uzależnienie od internetu jest właściwie równie groźne, jak uzależnienie od alkoholu czy narkotyków, czy hazardu".
O ekologii:
"Trudno, żebyśmy wierzyli w skuteczność naszej walki z nadmiarem plastiku, jeśli całe państwa będą tony plastiku co godzinę wyrzucały do morza. To jest jeden z dowodów na to, że bez pełnej i takiej bardzo harmonijnej współpracy sobie z tym nie poradzimy”.
Tusk w swoim wystąpieniu pokazał, czym politycy powinni zajmować się w przyszłości, jak zbudować polityczną agendę wobec zagrożeń, które stawia współczesnym świat. Sam przyznał uczciwie, że dopiero niedawno uświadomił sobie, jak bardzo to jest ważne. Dopiero z perspektywy szerszej niż trójkąt Sejm-KPRM-Pałac Prezydencki widać, czemu należy się poświęcić. Trafił w punkt, bo dla młodego pokolenia ekologia, internet, fake newsy to codzienność. Tusk ich być może nie porwał – vide lekko rozczarowana nastolatka – ale pokazał, że o nich myśli, że stara się ich zrozumieć. Nie skreślili go więc całkowicie, bo choć dla nich jest politykiem starego pokolenia, to wydaje się jednym z nielicznych, który stara się zrozumieć ich świat. I choć kojarzy im się z polityką "ciepłej wody w kranie", to widzą, że to już inny polityk niż ten sprzed czterech lat. Tusk ma zdolność obcą wielu politykom - umiejętność uczenia się i dostrzegania spraw kilka poziomów wyżej. Przy zachowaniu przywiązania do europejskiego projektu i liberalnej demokracji.
Co dalej z Tuskiem
Jak po tym wszystkim brzmi odpowiedź na kluczowe dla wielu pytanie, czy Tusk wróci do polskiej polityki. Powalczy o prezydenturę z Andrzejem Dudą? Zaryzykowałabym tezę, że sam Tusk tego jeszcze nie wie.
Wszystko zależy od wyniku wyborów. Tak, tu znów wkracza doraźna polityka. Jeśli Koalicja Europejska wygra wybory, będzie miała fundament do budowania kolejnej ofensywy na wybory parlamentarne. Tusk będzie potrzebny, ale nie niezbędny. Jego rola, w którą sam się wpisał, rola mentora, wystarczy.
Sytuacja się zmieni diametralnie, gdy to PiS wygra wybory. Wtedy rola Tuska będzie musiała ulec zmianie. Mentor być może poczuje konieczność zejścia z piedestału i większego zaangażowania. Może w tworzenie nowego ruchu obywatelskiego opartego na nowych przebojowych samorządowcach? Wspomnienie w czasie wykładu nazwiska prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz daje podstawy do tworzenia takiego scenariusza.
Na razie wygląda na to, że Donald Tusk czeka. 4 czerwca, w 30. rocznicę obalenia komunizmu i odzyskania suwerennego państwa, będzie przemawiał po raz kolejny. W innej, powyborczej, atmosferze. I od tego przemówienia należy oczekiwać, że wtedy się określi.
Na razie ograniczył się do apelu. O większą aktywność obywatelską, bo tylko w ten sposób można się przeciwstawić złym pomysłom na urządzanie świata. Polacy dzień w dzień powinni zdawać test obywatelski, test z solidarności, test z zaangażowania. I być może te cytowane na koniec słowa Donalda Tuska są dziś najważniejsze.
"Chcę was namówić tylko do jednego - bądźcie odważni w stawianiu pytań. Nie dajcie sobie wmówić, że mamy myśleć w sposób jednakowy, że nie przeszkadzać i popierać".
I to wezwanie jest też szersze niż tylko nawiązanie do niefortunnej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. My, obywatele, mamy myśleć i przeszkadzać. Każdej władzy, która czyha na naszą wolność. Nastolatce rezygnującej z długiego weekendu takie słowa się spodobały. Zamierza przeszkadzać.