Chłopak z ubogiej, konserwatywnej wioski przyjeżdża do miasta z nadzieją na lepsze życie. Nagle spotyka tysiące kobiet, które nie kryją się po domach, mogą same chodzić po mieście, a z filmów i reklam atakuje go nagość. Nieznana w rodzinnej wiosce równość kobiet go przerasta, gwałtownie dopada go seksualna frustracja, sięga po alkohol. Tak powinna zaczynać się większość historii o gwałtach w Indiach. Gwałtach, o których wiele się mówi, ale raczej nie próbuje się zrozumieć, skąd się biorą.
Mija pięć lat, odkąd świat zbulwersował się brutalnymi gwałtami w Indiach, a przez ulice miast zaczęły przetaczać się protesty.
Pięć lat gwałtów
Był 16 grudnia 2012 roku, stolica Indii, Delhi. 23-letnia studentka wracała wieczorem z kolegą z kina. W prywatnym autobusie zaczepiło ich sześciu mężczyzn, zaczęli pytać, czemu wracają tak późno do domu, szukali pretekstu. Nagle zaatakowali. Metalowym prętem ciężko pobili w jadącym pojeździe młodą kobietę i towarzyszącego jej mężczyznę, a następnie zdarli ubranie z 23-latki i wielokrotnie zgwałcili. Kierowca autobusu nie tylko nie zareagował, ale sam dołączył do oprawców, gwałcąc swoją pasażerkę.
Po wszystkim naga kobieta i jej towarzysz zostali wyrzuceni z pojazdu na ulicę, a autobus odjechał. On przeżył, ona po kilku dniach zmarła w szpitalu w Singapurze z powodu odniesionych obrażeń.
Po tym gwałcie świat obiegły informacje o przerażającej skali przemocy seksualnej w Indiach – największej demokracji świata, antycznej cywilizacji, która ponownie aspiruje do bycia jednym ze światowych mocarstw. W mediach zaczęły pojawiać się kolejne informacje o brutalnych gwałtach na studentkach, turystkach i dzieciach, a także o bezkarności oprawców i tragicznej statystyce – do gwałtu w tym kraju dochodzi co 20 minut, a ponad połowa dzieci doświadczyło jakiejś formy przemocy seksualnej.
Wydawało się, że nagłośnienie problemu pomoże w walce z problemem. Indyjskie władze, wyczulone na punkcie tego, jak postrzegane są Indie przez obcokrajowców, zapowiedziały zdecydowane działania, wprowadzono karę śmierci dla gwałcicieli.
Jest 8 grudnia 2017 roku. 5-letnia dziewczynka w indyjskim stanie Hariana zostaje porwana w nocy z własnego domu. Po torturach i gwałcie dziecko umiera. Jej ciało znaleziono niedaleko domu. Sprawa trafia do światowych mediów, lokalne władze zapowiadają zdecydowane działania. Minęło pięć lat, ale nic się nie zmieniło – do gwałtu w Indiach nadal dochodzi co 20 minut, sprawcy nadal są bezkarni, a skala przemocy seksualnej wręcz rośnie.
Problem, którego się nie dostrzega
Tak przynajmniej wynika z oficjalnych statystyk, choć za wzrost ten odpowiadać mogą jedynie nagłośnienie problemu i częstsze zgłaszanie przestępstw seksualnych. Jaka jest rzeczywista skala problemu w Indiach, można tylko zgadywać.
Powstaje pytanie: jak do tego doszło? Dlaczego przez pięć lat nic się nie zmieniło? Skąd bierze się ta agresja wobec kobiet? Dlaczego tamtejsi mężczyźni są takimi potworami?
Odpowiedzią nie jest żadna genetyczna skłonność mieszkańców Indii do agresji. Wciąż niedostrzegane pozostaje podstawowe, być może najważniejsze źródło tych patologii: paradoksalnie jest nim gwałtowny rozwój Indii. Podczas gdy część jej regionów pozostaje straszliwie zacofana i konserwatywna, inne rozkwitają i chaotycznie przyjmują wiele zagranicznych wzorców.
Światy ludzi, którzy zamieszkują te dwie rzeczywistości, zaczynają się zderzać. Po jednej stronie oddzielne światy mężczyzn i kobiet, którzy nie wiedzą nic o sobie nawzajem. Po drugiej: rzeczywistość, która przerasta i wszechobecna seksualność.
Rozwój, który przynosi cierpienie
Mechanizm jest następujący. - Chłopak rodzi się w małej wiosce w Biharze, najbiedniejszym i jednym z najbardziej przeludnionych stanów w Indiach – przedstawia sprawę Aleksandra Jaskólska z Centrum Badań nad Współczesnymi Indiami (CCIRS) Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.
- Tam mężczyzna potrafi mieć żonę, ale przez całe życie nie widzieć nagiej kobiety. Wszystkie kobiety chodzą bowiem mocno zasłonięte chustami, toczą oddzielne od mężczyzn życie, a ludzie nie rozbierają się nawet do uprawiania seksu - tłumaczy.
Jednocześnie Indie doświadczają teraz szybkiego rozwoju gospodarczego, budowane są drogi i trasy kolejowe docierające do kolejnych regionów, zaś w miastach pojawiają się nowe szanse na znalezienie pracy i poprawę swojego życia.
– Więc młody chłopak rusza za pracą do dużego miasta, na przykład Delhi. Zostaje wyrwany z konserwatywnego społeczeństwa, w którym się wychował, a będąc sam z dala od rodzinnych stron, ma nadmiar wolnego czasu - kontynuuje ekspertka. - Zabija ten czas, pijąc z innymi takimi jak on chłopakami alkohol, próbując narkotyków. W wielkim mieście zaczyna widzieć jednocześnie wiele kobiet, często w obcisłych ubraniach. Zaczyna chodzić do kina, oglądać epatujące seksualnością zagraniczne filmy, pewnie zaczyna też mieć pierwsze kontakty z pornografią czy prostytutkami. I jego apetyt seksualny gwałtownie i niezrozumiale dla niego rośnie – wyjaśnia.
To wszystko, przy braku elementarnej wiedzy o relacjach damsko-męskich sprawia, że młodzi, pełni hormonów mężczyźni nabierają chorych wyobrażeń o kobietach. Co więcej, nadal tkwi w nich konserwatywne wychowanie, w którym kobiety siedzą w domach i nie pokazują swojego ciała. Dlatego choćby odsłonięcie ramion czy obcisłe spodnie bywają kojarzone jako nieprzyzwoitość, rzecz charakterystyczną dla prostytutek, a nie szanowanych kobiet.
To dlatego mężczyźni, którzy dopuścili się napaści seksualnych, bezmyślnie tłumaczą się, że "to kobieta prowokowała", albo "sama była sobie winna". Nigdy nie doświadczyli i nie rozumieją świata, w którym kobieta jest takim samym człowiekiem i ma takie same prawa, jak mężczyzna. Krótko mówiąc, rzeczywistość ich przerosła, a brak elementarnej edukacji uczynił z nich materiał na potwora.
Jednocześnie nieprzypadkowo większość przypadków gwałtów jest dokonywana grupowo. - Mężczyźni indyjscy nadal są z natury bardzo nieśmiali i sami do kobiety nie podejdą – zauważa ekspertka CCIRS. – Potrafią się odważyć na dokonanie napaści dopiero w grupie, gdy wzajemnie się do tego zachęcają i prowokują – mówi.
Do tego dochodzą inne, lepiej znane słabości indyjskiego państwa: poczynając od bezradności wymiaru sprawiedliwości, przez niewielką liczbę policjantów, a zwłaszcza policjantek, którym ofiary szybciej odważą się zgłosić, że zostały zgwałcone, po niski status społeczny kobiet i stygmatyzację ofiar. W Indiach wciąż to ofiara gwałtu, a nie gwałciciel, jest osądzana przez społeczeństwo.
Pozycja kobiet w zdecydowanej większości indyjskich stanów jest przy tym wyraźnie niższa niż mężczyzny. Wciąż dokonuje się selektywnych aborcji żeńskich płodów, dziewczynki mają trudniejszy dostęp do edukacji i rynku pracy, a rodzice inwestują głównie w synów. Kobiety zyskują rzeczywisty szacunek dopiero po wyjściu za mąż i urodzeniu syna – to w ten sposób dowodzą swojej wartości i stają się opiekunką domowego ogniska, którą cała rodzina powinna chronić.
Osobną kwestią wydaje się przemoc seksualna skierowana wobec dzieci, której ostatni z szokujących przypadków miał miejsce zaledwie tydzień temu. Sprawcami jej w zdecydowanej większości przypadków są krewni ofiar, a źródła pedofilii są podobne na całym świecie, również w Polsce - zaburzenia preferencji seksualnych lub głęboka frustracja i niski poziom intelektualny. Mnogość przestępstw pedofilskich w Indiach wynika więc raczej z przeszło miliardowej ludności tego państwa, a nie szczególnej skłonności jego mieszkańców do czynów pedofilskich.
"Edukacja od podstaw"
Problem przemocy seksualnej wobec kobiet w Indiach został nagłośniony pięć lat temu, ale narasta od dawna. I trudno być optymistą co do przyszłości – Indie wciąż dynamicznie się rozwijają, a więc migracja ekonomiczna będzie rosła i ludzie będą coraz liczniej opuszczać swoje wioski. A to, zgodnie z opisanym schematem, może powodować nie mniej, ale jeszcze więcej napaści i gwałtów.
W tej sytuacji do skutecznej walki z przemocą seksualną w Indiach są rzeczywiście potrzebne zdecydowane działania. Władze jak dotąd jednak raczej udawały, że działają. Wprowadzenie w Indiach kary śmierci dla gwałcicieli było jedynie zasłoną dymną, mającą przekonać Zachód, że problem jest traktowany poważnie.
Tymczasem sprawcy rzadko bywają w ogóle skazani, a wielu przedstawicieli indyjskiej polityki w rzeczywistości bagatelizuje problem. Powtarzają hasła, że gwałty to wina kobiet, czy wręcz twierdzą, że problem gwałtów to zagraniczny spisek, który ma zniechęcić turystów do odwiedzania Indii. Takiego argumentu użył, co szczególnie bulwersujące, nawet indyjski minister do spraw kobiet Maneka Gandhi.
Aleksandra Jaskólska jest w związku z tym sceptyczna wobec skuteczności działań władz. Niewiele może pomóc także nagłaśnianie problemu przez media całego świata. - Żadne kampanie medialne nic nie dadzą, bo nie docierają one do niewykształconych mieszkańców ubogich regionów Indii - podkreśla, wskazując właśnie na społeczności, spośród których pochodzi najwięcej gwałcicieli. – Mogą co najwyżej wywierać większą presję na indyjskich politykach, by inicjowali zmiany w Indiach, ale nie przyniosą bezpośredniej poprawy sytuacji – zaznacza.
Aby cokolwiek w Indiach zmienić, najważniejsze jest "działanie od podstaw, od edukacji małych dziewczynek w szkołach, edukacji chłopców, ale też edukacji dla rodziców, aby przełamać tabu seksualności i nagości". - Takie wychowanie do życia w rodzinie - mówi ekspertka.
Chodzi o to, by pierwsze informacje o seksualności dzieci otrzymywały od rodziców i pedagogów, a nie dopiero podczas samotnego wkraczania w dorosłość, z nierozumianych, zagranicznych filmów czy przesądów przekazywanych z ust do ust.
Edukacja w skrajnie nierozwiniętych i konserwatywnych społecznościach jest bardzo trudna, ale konieczna i co najważniejsze: możliwa.
- Jest na przykład taka kampania, która uczy zakładać prezerwatywy – mówi Aleksandra Jaskólska. – W jej ramach mężczyźni przebrani w tekturowe kostiumy prezerwatyw przyjeżdżają do miejscowości, tańczą, śpiewają, a przy okazji uczą, czym są prezerwatywy, jak i po co ich używać. I to przynosi efekty: w miejscach, gdzie akcja trwała odpowiednio długo, widocznie spadła zachorowalność na AIDS czy liczba niechcianych ciąż – podkreśla. Przy okazji takiej akcji naturalnie przekazywane są też podstawowe informacje dotyczące ludzkiej seksualności czy praw, które w równym stopniu należą się mężczyznom i kobietom.
Jak dotąd w przemyślanych i dostosowanych od odbiorcy kampaniach edukacyjnych indyjskie władze mają jednak niewielki udział z uwagi na swoją niewydolność, konserwatyzm i biurokrację. – Realizacja tych działań nawet w 90 procentach zależy od organizacji pozarządowych w Indiach. One działają znacznie sprawniej, potrzebują jedynie wsparcia rządu – przekonuje ekspertka CCIRS.
Gwałty a turystyka
Na razie jednak taka aktywność edukacyjna, skierowana do najbardziej zacofanych indyjskich społeczności, pozostaje chwiejna, w niewielu stanach zyskując dostateczne wsparcie. Jednocześnie nagłośnienie problemu przemocy seksualnej zniechęciło do Indii wielu obcokrajowców, poważnie ograniczając przychody, zwłaszcza z turystyki.
Pieniędzy w wielu lokalnych budżetach jest więc mniej, podczas gdy problemy, z którymi zmagają się miliony indyjskich kobiet, wcale nie muszą skłaniać zagranicznych turystek do rezygnacji z podróży.
Jak przekonuje ekspertka CCIRS, zagrożenie gwałtem białych kobiet dotyczy w minimalnym stopniu, zwłaszcza jeżeli one same nie kuszą losu. - Jeżeli zagraniczne turystki będą szanować miejscowe obyczaje, zwłaszcza w kwestii ubioru, oraz przestrzegać podstawowych zasad bezpieczeństwa, to prawdopodobieństwo gwałtu jest bardzo niskie - przekonuje.
- Indusi z resztą szczególnie mocno wstydzą się białych kobiet, są też świadomi, że ewentualna kara, która ich za to spotka, będzie znacznie ostrzejsza, niż gdyby ofiarą była lokalna kobieta – zwraca uwagę.
Rzeczywistym problemem są natomiast przypadki molestowania, łapania za piersi czy klepania po pośladkach. - To realny problem, bo w zagranicznych filmach, które puszczane są w Indiach, białe kobiety wydają się cały czas gotowe i chętne na seks, także bez ślubu – zaznacza Aleksandra Jaskólska.
Ale ta kwestia nie dotyczy jedynie Indii, a polscy turyści mogą się z nią spotkać w co najmniej równym natężeniu w krajach znacznie bliższych Europy jak Turcja, Tunezja czy Egipt.
Problem szerszy niż Ganges
Żmudna praca u podstaw i nagłośnianie problemu przemocy seksualnej są kluczowe, ale nie powinno to być ograniczane jedynie do Indii. Naiwnością jest myślenie, że tak zwana kultura gwałtu to problem jedynie tam występujący, że ludzie w Indiach są w jakiś sposób gorsi niż ci w Pakistanie czy Bangladeszu, czy w dziesiątkach innych rozwijających się państw azjatyckich i afrykańskich.
Nimi jednak nikt się nie przejmuje, problem nagłośniony został jedynie nad Gangesem. - Gdyby Indie nie rozwijały się tak szybko, jak teraz, nie stawały się coraz ważniejsze i nie były państwem demokratycznym, to nimi też nikt by się nie przejmował – zauważa Aleksandra Jaskólska.
Nie można jednak zapominać, że pozycja społeczna kobiet jest upośledzona w bardzo wielu częściach świata, a przestępstwa na tle seksualnym stanowią w nich codzienność. Dotyczy to również niektórych państw rozwiniętych, jak choćby bogatej Japonii. Według różnych badań nawet 70 proc. kobiet doświadczyło tam przypadków agresji seksualnej takiej jak obmacywanie, a odsetek kobiet w polityce jest nawet mniejszy niż w Indiach.
Ostatnie pięć lat i epatowanie historiami brutalnych gwałtów niewiele zmieniło w życiu kobiet w Indiach. Tym bardziej w innych państwach, w których takie historie nie wypływają na światło dzienne.
Co przyniesie następne pięć lat? Pozostaje mieć nadzieję, że coś więcej niż tylko miliony kolejnych ofiar. Właściwe zrozumienie problemu przez władze byłoby dobrym początkiem.