"Towarzysze, mamy problem" – rozpoczął Edward Gierek zwołane 17 października 1978 roku posiedzenie Biura Politycznego PZPR. Tak naprawdę to nie był jedyny problem, a początek całej lawiny, przed jaką musiały stanąć władze komunistycznej Polski. Dzień wcześniej, niespodziewane dla całego świata, papieżem został skromny krakowski kardynał.
Tłumy zebrane przed watykańską bazyliką wpatrywały się w niepozorną metalową rurę wystającą z dachu kaplicy. Jedni przychodzili, wciąż z nadzieją, inni – zniecierpliwieni odchodzili. Siedem razy z piersi wiernych wyrywał się jęk zawodu, kiedy z komina unosił się czarny dym oznaczający, że głosowanie nie zostało rozstrzygnięte. Już zmierzchało, gdy nagle plac Świętego Piotra ożył, rozległy się gromkie oklaski, okrzyki radości i wiwaty. Z komina snuł się biały dym. Była godzina 18.18, 16 października 1978 roku.
O godzinie 18.44 na balkonie, z którego rozpościerał się widok na szybko gęstniejący na placu tłum, pojawił się kardynał Pericle Felici. To jemu przyszło ogłosić ważną nowinę. – Annuntio vobis gaudium magnum: habemus papam – zwrócił się do wiernych po łacinie. – Zwiastuję wam wielką radość – mamy papieża. (...) Karol, Świętego Rzymskiego Kościoła kardynał, Wojtyła, który przyjął imię: Jan Paweł II – powiedział.
– Co? – krzyknął do słuchawki Edward Gierek, kiedy odebrał telefon od Stanisława Kani, członka Biura Politycznego PZPR. Pierwszy sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej leżał w domu złożony atakiem bólu kręgosłupa, ale to, co usłyszał, w jednej chwili postawiło go na nogi.
– Wojtyła został papieżem – powtórzył Kania.
– O rany boskie – jęknął Gierek.
Emocje, jakie targały partyjnymi dygnitarzami w tej zupełnie nowej sytuacji, można znaleźć nie tylko w ich wspomnieniach. Znakomitym źródłem do poznania politycznej atmosfery pierwszych dni po konklawe są również oficjalne dokumenty. Ciekawe informacje kryją na przykład depesze dyplomatyczne z archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które jeszcze do niedawna pozostawały tajne. Przeczytaliśmy je.
"Towarzysze, mamy problem"
"Do żony powiedziałem, pamiętam jak dziś: »Polak został papieżem. Wielkie to wydarzenie dla narodu polskiego i duże komplikacje dla nas«" – opowiadał pierwszy sekretarz w wydanym w 1990 roku wywiadzie-rzece "Przerwana dekada". Kania z kolei we wspomnieniach, jakimi dzielił się w książce "Zatrzymać konfrontację" potwierdzał, że ta wiadomość była dla ówczesnej PRL-owskiej władzy zupełnym zaskoczeniem.
Moskwa przyjęła decyzję podobnie jak Warszawa. Wojciech Jaruzelski miał potem przyznać w rozmowie z jednym z przywódców Włoskiej Partii Komunistycznej, że 16 października wieczorem otrzymał telefon z kierownictwa Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego z pytaniem, co ma oznaczać decyzja konklawe. Jaruzelski też nie krył zaniepokojenia wyborem Wojtyły na papieża. "To najgorsze, co nam i wam mogło się przydarzyć" – miał powiedzieć włoskiemu komuniście.
"Towarzysze, mamy problem" – oświadczył Gierek, otwierając posiedzenie Biura Politycznego. Zgromadzeni przy stole politycy dobrze wiedzieli, że pierwszy sekretarz nie przesadza. Dotarły już do nich milicyjne raporty o spontanicznych wybuchach radości na ulicach, o tłumach ciągnących na msze, o dzwonach, które biły w kościołach do późnej nocy.
"Wolałbym mieć do czynienia z innym narodem" – komentował Jan Szydlak, bliski współpracownik Gierka. Wiceszef MSZ Józef Czyrek wyskoczył z przemyśleniem, że lepszy jest Wojtyła jako papież w Watykanie niż jako nowy prymas w kraju. Premier Piotr Jaroszewicz zaryzykował postawienie nieco histerycznej tezy, że decyzja konklawe to dowód na zacieśnienie wrogiego spisku wokół Polski, a były wiceminister spraw zagranicznych Stefan Olszowski dodał, że to efekt rosnącego autorytetu socjalistycznej Polski pod kierownictwem Gierka i jej pozycji na arenie międzynarodowej.
Atmosfera zaskoczenia ustąpiła grobowym nastrojom. Nic wcześniej nie wskazywało bowiem, że skromny, ale dobrze znany krakowski kardynał może stanąć na czele Kościoła.
"Próba podpowiedzenia Duchowi Świętemu"
Kazimierz Szablewski, dyplomata odpowiedzialny za tak zwane kontakty robocze z Watykanem, relacjonował 10 października 1978 roku w zaszyfrowanej depeszy do Ministerstwa Spraw Zagranicznych o sytuacji panującąej w kurii rzymskiej w trakcie konklawe.
Jak pisał, "przeważa orientacja" skłaniająca kardynałów do wyboru papieża, który będzie jednocześnie duszpasterzem i politykiem. Oceniał, że ostateczny bój rozegra się między hierarchami z Włoch. Podobnie komentowała to zagraniczna prasa – zastanawiano się, czy papieżem zostanie Sebastiano Baggio, Sergio Pignedoli, Giuseppe Siri, Corrado Ursi, Salvatore Pappalardo, a może Ugo Poletti.
"Szanse kandydatów kurialnych wydają się być większe niż poprzednio /ponownie wymienia się Baggio i Pignedoli/. Wśród kandydatów diecezjalnych wymienia się Siri, Ursi, Pappalardo. Wśród kardynałów nie jest wymieniany Poletti, chociaż odpowiada on wspomnianym kryteriom" – informował Szablewski. "W CD [franc. corps diplomatique, korpus dyplomatyczny – przyp. red.] przy Watykanie podkreśla się, iż w sytuacji, gdyby doszło do zbyt ostrej konfrontacji na tle orientacji politycznej /postępowy czy prawicowy/ właśnie Poletti może się okazać godzącym te orientacje złotym środkiem" – wyjaśniał.
Podkreślał jednocześnie, że dyskusje o szansach i prawdopodobnych decyzjach grona elektorów podgrzewają sami kardynałowie, którym trudno jest zachować dyskrecję i którzy "chętnie wdają się w rozważania na temat, jakim powinien być papież, wręcz wymieniając nazwiska".
"Ten zbyt świecki styl uprawiania propagandy przez niektórych kardynałów budzi w kurii rzymskiej poważne zastrzeżenia i powoduje irytację" – relacjonował dyplomata. "Aktywność propagandowa kardynałów przed konklawe jest niewątpliwie próbą podpowiedzenia Duchowi Świętemu odpowiedniej kandydatury na papieża" – dodawał nieco z przekąsem.
W wychodzących poza mury Kaplicy Sykstyńskiej spekulacjach wśród potencjalnych kandydatów nie pojawiało się ani nazwisko Karola Wojtyły, ani nawet Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski.
"Proszę o nastawienie"
16 października wieczorem, po ogłoszeniu sensacyjnych wieści, w siedzibie Ministerstwa Spraw Zagranicznych zapanował gwar. Schodziły zaszyfrowane depesze z najważniejszych polskich placówek dyplomatycznych na całym świecie. Wszystkie na ten sam temat. W wielu powtarzający się zwrot: "Proszę o instrukcję".
"Powszechne zaskoczenie, ale przyjęte z dużą sympatią pod adresem Polski" – donosił Henryk Jaroszek, szef polskiego przedstawicielstwa przy ONZ w Nowym Jorku, opisując reakcje w Organizacji Narodów Zjednoczonych. "Szereg delegacji składa nam gratulacje. Mogą być oficjalne gratulacje w ZO [Zgromadzeniu Ogólnym ONZ – przyp. red.] i jego organach. Proszę o instrukcję" – dodawał.
"Jesteśmy zasypywani pytaniami i naleganiami o komentowanie" – pisał z kolei z Waszyngtonu ambasador Romuald Spasowski. "Zapraszany jestem do telewizji. Opowiadamy, że wybór przyjmujemy z prawdziwym zadowoleniem, jest pierwszym Polakiem, który został papieżem. Proszę o nastawienie" – pisał. "Mamy też zgłoszenia ekip telewizyjnych CBC i NBC, które chcą natychmiast udać się do Warszawy. Proszę o instrukcje" – zwracał się do przełożonych.
Dla Spasowskiego był to także osobiście szczególny czas. Ambasador wspominał potem, że wybór Karola Wojtyły na papieża uświadomił mu, iż historia gwałtownie nabiera tempa. W grudniu 1980 roku w tajemnicy przed przełożonymi pojechał wraz z żoną do Rzymu i oboje spotkali się z Janem Pawłem II. Rozmowa z papieżem pomogła mu podjąć decyzję o rezygnacji ze stanowiska ambasadora i złożenia wniosku o azyl w Stanach Zjednoczonych tuż po ogłoszeniu przez generała Jaruzelskiego stanu wojennego.
To właśnie Spasowski nakłonił prezydenta USA Ronalda Reagana do demonstracyjnego i szeroko komentowanego na świecie gestu – postawienia w oknie, w wigilijny wieczór, zapalonego znicza jako wyrazu symbolicznego wsparcia dla narodu polskiego. Za porzucenie urzędu były ambasador doczekał się wyroku śmierci, wydanego zaocznie w kraju przez komunistyczny sąd wojskowy. Do Polski już nie wrócił.
Improwizacja dyplomatyczna
Tajne depesze nadsyłane przez polskiego ambasadora z Waszyngtonu w październiku 1978 roku dobrze odzwierciedlają atmosferę, jaka zapanowała za oceanem po ogłoszeniu wyniku konklawe. W nadanej jeszcze 16 października korespondencji opatrzonej adnotacją z poleceniem przekazania do wiadomości kierownictwa resortu "natychmiast, ale nie w nocy" Spasowski donosił o "lawinie telefonów z redakcji gazet oraz stacji radiowych i telewizyjnych z zapytaniem o komentarze Ambasady oraz dane biograficzne" nowego papieża.
"Przyjęliśmy zasadę niepozostawiania pytań bez odpowiedzi oraz pozytywnego komentowania tego wydarzenia. Takie instrukcje dostały też konsulaty. Wyrażając zadowolenie z wyboru papieża Polaka, unikaliśmy spekulacji, dla stosunków państwo-Kościół oraz procesu normalizacji stosunków z Watykanem" – wyjaśniał Spasowski.
Treść poczty dyplomatycznej z tych dni pokazuje coś jeszcze – głęboki szok władz PRL wywołany zaistniałą sytuacją. Nadsyłane prośby o wskazówki i oficjalne stanowisko pozostawały początkowo bez odpowiedzi, ambasadorowie w kontaktach z zagranicznymi mediami zmuszeni byli więc improwizować. Zaproszony na uroczystą mszę odprawianą w waszyngtońskiej katedrze Spasowski musiał odpowiadać na pytania amerykańskich reporterów czekających na niego przed kościołem.
"(...) Stwierdziłem, że wybór Wojtyły był również dla mnie zaskoczeniem, że jako Polak mogę tylko wyrazić zadowolenie, że papieżem został mój rodak oraz przypomniałem, że Kościół katolicki ma w Polsce historyczne tradycje. Wyraziłem też nadzieję, że wybór ten będzie miał korzystny wpływ na stosunki państwo-Kościół w Polsce. Podkreśliłem dobre stosunki między państwem a Kościołem" – relacjonował ambasador w tajnej depeszy.
"Serdeczne gratulacje i najlepsze życzenia"
Wobec milczenia władz z inicjatywą wychodzili sami dyplomaci. "Niezbędne bardzo pilne, ciepłe gratulacje od naszych najwyższych władz" – podkreślali w korespondencji nadesłanej z Rzymu dzień po konklawe ambasador Stanisław Trepczyński i Kazimierz Szablewski, przedstawiciel rządu PRL przy Stolicy Apostolskiej. "Na koronację uważamy za konieczny przyjazd delegacji na wyższym niż dotąd szczeblu" – podkreślali, sugerując, że w dobrym tonie byłoby, aby w Watykanie pojawił się przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński.
Tego samego dnia Szablewski otrzymał depeszę od Kani. "Złóżcie wizytę Wyszyńskiemu, a jeśli nie będziecie mogli, przekażcie telefonicznie duże zadowolenie Edwarda Gierka i najwyższych władz państwowych z powodu wyboru Polaka na Papieża. Przekażcie też wyrazy sympatii i szacunku oraz pozdrowienia dla Wyszyńskiego od Edwarda Gierka" – polecał ambasadorowi w wytycznych sformułowanych przez Biuro Polityczne PZPR.
Dzień później w polskiej prasie ukazały się gratulacje od trzech najważniejszych PRL-owskich polityków – Gierka, Jabłońskiego oraz szefa rządu Piotra Jaroszewicza. Krótkie, ale utrzymane w ciepłym tonie. "W związku z wyniesieniem Waszej Świątobliwości do godności Papieża, przesyłamy w imieniu narodu i najwyższych władz Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej serdeczne gratulacje i najlepsze życzenia. Doniosła decyzja kardynalskiego konklawe sprawia Polsce wielką satysfakcję" – podkreślono. "Trybuna Ludu" z tego dnia publikowała również w małej ramce skrótowe gratulacje od przywódcy ZSRR Leonida Breżniewa, który życzył papieżowi "owocnej działalności w interesie odprężenia międzynarodowego, przyjaźni i pokoju między narodami".
Na takie wyrazy sympatii ze strony polskich władz Jan Paweł II odpowiedział 19 października, podkreślając w depeszy: "Przyjąłem ze szczególną wdzięcznością pełne uprzejmości i serdeczności gratulacje i życzenia przesłane przez najwyższe władze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej z okazji wyboru syna polskiego na Stolicę Świętego Piotra. Jestem całym sercem z umiłowaną Polską, ojczyzną wszystkich Polaków, gorąco pragnę, aby rozwijała się duchowo i materialnie w pokoju, sprawiedliwości i szacunku dla człowieka”.
Kiedy przełamano pierwsze dyplomatyczne lody, mogły ruszyć zakulisowe rozmowy.
"Operacja polska"
Kontaktem pozwalającym komunistycznym władzom "wejść" do Watykanu był arcybiskup Agostino Casaroli, sekretarz Rady do Spraw Publicznych Kościoła. Casaroli cieszył się względami już dwóch poprzednich papieży i uchodził za sprawnego dyplomatę. Jan Paweł II ustanowił go sekretarzem stanu i administratorem dóbr Stolicy Apostolskiej, co tylko podkreśliło jego wpływy także w otoczeniu papieża Polaka. Ambasador Szablewski dostał polecenie zacieśnienia kontaktów z arcybiskupem. Stanisław Kania i minister spraw zagranicznych Emil Wojtaszek pisali 19 października: "Starajcie się w taktowny sposób załatwić spotkanie przewodniczącego [Rady Państwa – przyp. red.] z papieżem. Chodzi o to, by taka propozycja wyszła od strony watykańskiej. (...) Przekażcie nasze /Kania, Wojtaszek/ pozdrowienia i najlepsze życzenia dla Casaroli".
"Papież przyjmie Tow. Jabłońskiego na oddzielnej audiencji nie tylko ze względów protokólarnych, ale 'ze szczerej chęci podkreślenia szczególnego związku z Polską'. Papieża prosił o to również kardynał Wyszyński, któremu zależy na tym, aby cała 'operacja polska' wyszła jak najlepiej” – odpisał dzień później Szablewski.
Na ingres Jana Pawła II przyjechała delegacja, w skład której oprócz przewodniczącego Rady Państwa wchodzili również: kierownik Urzędu do spraw Wyznań Kazimierz Kąkol, wiceminister spraw zagranicznych Jerzy Czyrek, prezydent Krakowa Edward Barszcz oraz dyplomaci: Kazimierz Szablewski i Stanisław Trepczyński. Jeszcze tego samego dnia Jabłoński nadał przeznaczoną "do rąk własnych" Gierka zaszyfrowaną depeszę, w której opisał przebieg spotkania i rozmów z papieżem.
"Spośród bardziej szczegółowych tematów papież podniósł sprawę ratowania zabytków Krakowa. W tym kontekście wspomniał, że ma nadzieję kiedyś Kraków odwiedzić. Nie wymagało to odpowiedzi, gdyż powiedziane było mimochodem" – precyzował szef Rady Państwa.
"Wyskoczyć sobie do Krakowa"
Podobnie relacjonowali tę audiencję Kąkol i Czyrek w tajnym sprawozdaniu z 27 października złożonym w MSZ. "Papież wyraził żal z powodu rozstania z Krakowem i powiedział, że ucieszył się, gdy zobaczył na liście osób towarzyszących prezydenta Krakowa. Zwracając się doń, powiedział: 'trzeba ratować Kraków'. W toku przygotowań do wspólnej fotografii Jan Paweł II powiedział mimochodem, że ma nadzieję, że będzie mógł kiedyś odwiedzić Kraków" – napisali. Wzmianka dotycząca planów przyjazdu do Polski nie była jednak grzecznościową formułką rzuconą "mimochodem", choć komunistyczni notable z pewnością życzyliby sobie, by papież w ogóle nie wspominał o tej kwestii.
Temat ten polski ambasador w Rzymie poruszył w rozmowie z arcybiskupem Casarolim jeszcze przed ingresem Jana Pawła II. W nadanym 18 października szyfrogramie Szablewski donosił wiceministrowi Czyrkowi, że "w nawiązaniu do różnych spekulacji odnośnie podróży papieża do Polski, C. [Casaroli – przyp. red.] zauważył, że W. [Wojtyła – przyp. red.] jako papież nie może sobie tak po prostu wyskoczyć do Krakowa".
Oficjalna wizyta Jana Pawła II w Polsce z punktu widzenia PRL-owskich włodarzy wiązałaby się z zagrożeniem, którego nie potrafili przewidzieć i ocenić. Nietrudno było sobie wyobrazić, że papieskie nabożeństwa przyciągnęłyby tłumy, a jego przesłanie byłoby słyszane nie tylko w Polsce, lecz także na całym świecie, a zwłaszcza na Kremlu.
"Bylebyście wy i wasza partia nie żałowali później"
Upór papieża w tej kwestii sprawił jednak, że już pięć miesięcy później, w marcu 1979 roku, Edward Gierek na spotkaniu z Leonidem Breżniewem w Moskwie tłumaczył się z zaplanowanej na czerwiec pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny. "Jest to poważne wydarzenie o charakterze politycznym i nie mamy powodu, by się z niego cieszyć" – przyznał Gierek. "Dlaczego wyraziliśmy zgodę na przyjazd papieża? (...) Obecnie wytworzyła się trudniejsza sytuacja, bo papieżem jest Polak, będący obywatelem Polski. Z prawnego punktu widzenia każdy obywatel ma prawo przyjazdu do swojego kraju. Odmowa mogłaby tworzyć napięcia społeczne" – dodał.
Jak wyjaśniał, relacjonując watykańską ofensywę dyplomatyczną w tej sprawie, "papież bez porozumienia z państwem ogłosił, że przybywa do Krakowa na 13 maja bieżącego roku". Wizyta miała mieć związek z rocznicą śmierci świętego Stanisława, biskupa ze Szczepanowa, skazanego w 1079 roku przez króla Bolesława Śmiałego. "Wyraziliśmy sprzeciw, uzasadniając, że ta rocznica symbolizuje konflikt Kościoła z państwem, a my jesteśmy za współdziałaniem" – tłumaczył Gierek. "Nasze zdecydowane stanowisko, ważne argumentacje spowodowały, że papież i episkopat musieli się wycofać. Było to duże upokorzenie papieża" – podkreślał.
Według relacji przedstawionej przez pierwszego sekretarza PZPR w książce "Przerwana dekada", Breżniew zaproponował, by Gierek próbował w tej sytuacji przekonać Jana Pawła II do rozważenia tak zwanej dyplomatycznej choroby. "Powiedzcie papieżowi, on mądry człowiek, żeby oświadczył publicznie, że nie może przyjechać, bo zachorował".
Gierek bronił się, że zostanie to źle odebrane przez jego rodaków. "Gomułka był lepszym komunistą, bo Pawła VI nie przyjął w Polsce" – rzucił wyraźnie zirytowany Breżniew i dodał przestrogę, która Gierkowi na długo zapadła w pamięć:
"Róbcie więc, jak uważacie, bylebyście wy i wasza partia nie żałowali później".
2 czerwca 1979 roku na warszawskim lotnisku Okęcie wylądował samolot z Janem Pawłem II na pokładzie. Rozpoczęła się pierwsza pielgrzymka papieża do ojczyzny. W czasie nabożeństwa odprawionego na ówczesnym placu Zwycięstwa – dziś placu Piłsudskiego – z ust papieża padły entuzjastycznie przyjęte przez tłum wiernych i odnotowane na całym świecie pamiętne słowa: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!".
Zmiany społeczne i zapowiedziana przez papieża odnowa, nie były na rękę Gierkowi. Nie wiadomo, czy wspominał słowa Breżniewa, kiedy rok później w całym kraju wybuchły protesty społeczne, przynosząc bunt Sierpnia 1980 roku i zmuszając komunistyczne władze do pierwszych poważnych ustępstw. A niemal dokładnie co do dnia, 10 lat od pamiętnych słów Jana Pawła II wypowiedzianych na placu Piłsudskiego, w czerwcu 1989 roku, Polacy poszli do pierwszych po wojnie częściowo wolnych wyborów.