Nastolatka co kilka chwil zerka, czy jej biustonosz na pewno nie prześwituje spod bluzki i czy sutki nie odznaczają się przez materiał. Tymczasem w turystycznej miejscowości kilkukrotnie starszy od niej mężczyzna bez skrępowania wchodzi do sklepu spożywczego, mając na sobie same szorty. Z jakiegoś powodu społeczeństwo ma obsesję na punkcie piersi, w które wyposażona jest blisko połowa populacji. Ale właściwie dlaczego?
Mężczyzna z nagim torsem, spacerujący po ulicach turystycznej miejscowości, nikogo nie dziwi. Właściwie to ten widok nie jest zarezerwowany wyłącznie dla typowo wakacyjnych destynacji – 30 stopni w cieniu zachęca do pozbywania się odzienia również mieszkańców Sochaczewa, Bytomia czy Legnicy. Bo jak w taki upał można!
Nikogo nie dziwi też, że w tym procederze uczestniczą wyłącznie mieszkańcy i turyści. Gdyby spróbowała tego któraś z mieszkanek lub turystek, można się spodziewać, że reakcje otoczenia byłyby znacznie bardziej emocjonalne. Wgląd w taką hipotetyczną sytuację oferują nam twórcy niewybrednych żartów rysunkowych sugerujących na przykład, że widok obnażonego kobiecego biustu na ulicy może spowodować karambol wywołany przez wgapionych w ten egzotyczny obraz kierowców (którzy, jak większość mężczyzn portretowanych w seksistowskich dowcipach, kompletnie tracą rozum na widok kawałka gołej skóry).
Jednak nawet abstrahując od rzeczywistości zaklętej w prostackich memach można założyć, że kobieta spacerująca po Krupówkach bez górnej części garderoby, zwróciłaby znacznie większą uwagę niż jej partner w analogicznej sytuacji.
- Nagość zdecydowanie nie jest dla nas oswojonym tematem. Myślę, że bardzo dobrym potwierdzeniem jest to, w jaki sposób podchodzimy do osób karmiących piersią. To pokazuje, jak bardzo kobiece ciało jest sfetyszyzowane. Nadaje mu się głownie seksualny kontekst. Stąd też kobieta, która idzie w samym staniku albo w bardzo prześwitującej bluzce, będzie tym obiektem, za którym będą się oglądać inne osoby. Natomiast mężczyzna bez koszulki jest wręcz stałym elementem krajobrazu – ocenia Patrycja Wonatowska, seksuolożka z Grupy Ponton zajmującej się edukacją seksualną.
Z drugiej strony, jak podkreśla nasza rozmówczyni, uprzedmiotowienie dotyka nie tylko kobiet. - Jeśli na przykład określa się mężczyznę mianem "ciacha", to wydaje się, że to jest okej. A to też jest seksualizacja, podobnie jak twierdzenie: "ten mężczyzna ma duży nos, to pewnie ma też dużego penisa" – podkreśla Wonatowska.
Awantura o 1 procent
Z wyjątkowości kobiecych piersi z pewnością zdaje sobie sprawę przemysł filmowy. Dlatego w całym Hollywood nie brakuje prześcieradeł w kształcie pokracznej litery "L", idealnych do filmowania scen "poranka po namiętnej nocy", kiedy on obowiązkowo przykryty jest po biodra, a ona po pachy.
Większość z nas przyjmuje ten stan rzeczy jako naturalny – tak po prostu jest, że kobieta musi klatkę piersiową zakrywać, a mężczyzna nie. Przed tymi, którzy chcieliby to zmienić, z pewnością długa droga – niezależnie od tego, czy planują zachęcić wszystkich do solidarnego zasłaniania, czy odsłaniania skóry.
Tabu otaczające kobiece piersi jest niezwykle mocno zakorzenione w naszej kulturze, mimo że trudno znaleźć racjonalny powód, dla którego sutki kobiety, mężczyzny czy osoby niebinarnej miałyby być traktowane wyjątkowo. Argumenty za obecnym stanem rzeczy są zazwyczaj na wskroś emocjonalne. Bo tak wypada, bo kobiecie nie przystoi, bo wstyd, bo tak zawsze było, bo gołe piersi są nieprzyzwoite…
Szybkie przypomnienie podstaw biologii: pierś (a właściwie gruczoł mlekowy) to największy gruczoł skórny człowieka, rozwijający się w okresie pokwitania. Słowo "sutek" oznacza w rzeczywistości całą pierś, ale często potocznie jest używane jako określenie samej brodawki sutkowej, znajdującej się na szczycie piersi.
Składa się z tkanki gruczołowej i otaczającego ją ciała tłuszczowego. Cała pierś stanowi około 1 procent wagi naszego ciała, ale budujący ją tłuszcz to już około 5 procent naszej tkanki tłuszczowej. Inaczej mówiąc – jest go sporo. Jednocześnie jesteśmy jedynymi naczelnymi, mającymi piersi niezależnie od posiadania potomstwa. Co prawda w trakcie ciąży i karmienia piersią biust nieco się powiększa, ale po wszystkim nie zanika, jak to się dzieje u innych naczelnych.
Co jest takiego w kobiecym biuście, że tak wielu z nas desperacko chce chociaż na niego zerknąć, ale kiedy właścicielka piersi wystawi je na widok publiczny, czerwienimy się i czujemy, że jakiś porządek świata został poważnie zachwiany?
Jak ocenia Wonatowska, część odpowiedzialności za ten stan rzeczy leży po stronie brukowych mediów.
- Wiele w naszym sposobie widzenia świata jest narzucone przez mass media, przez popkulturę. Na piersi nie patrzy się jako na po prostu narząd czy część ciała – zauważa seksuolożka.
Faktycznie ciała celebrytek (rzadziej celebrytów) są jednym z ulubionych tematów plotkarskich portali. A ich ulubioną częścią tych ciał są właśnie i piersi i pośladki.
"Wydekoltowana Anna Mucha ze skupieniem PRZEGLĄDA SIĘ W LUSTERKU na zakupach z Jakubem Wonsem" – donosi plotkarski portal.
"Joanna Jędrzejczyk powiększyła piersi?" – zastanawia się lokalna gazeta.
"Priyanka Chopra była królową czerwonego dywanu. Dekolt sięgał za pępek" – dowiadujemy się z podstrony w dużym portalu poświęconej "gwiazdom".
"Nie tylko fani golfa chwycą za kije. Najseksowniejsza golfistka pokazała swoje 'piłki'" – informuje portal pełen ciekawostek. Autor artykułu poświęcił nawet czas na wymyślenie zabawnego podpisu pod zdjęciem Paige Spiranac. "Piersi i ich golfistka na Instagramie" – napisał.
Portale X i Y przygotowały dla swoich czytelników całe galerie zdjęć. "Sutkowe wpadki na salonach. Które gwiazdy pokazały za dużo?" – dowiemy się z pierwszej. "Celebrytki BEZ STANIKA. Ale im sterczą sutki!" – alarmuje drugi z portali. Z jednego z artykułów można dowiedzieć się, że "pokazanie sutka przez Małgorzatę Foremniak podczas finału finałów "Tańca z gwiazdami" na długo zapisało się w historii show-biznesu", a Wioletcie Marcinkiewicz odsłonięcie sutka "nie pomogło wygrać muzycznego talent-show". W galerii możemy też znaleźć zdjęcie Edyty Górniak z przypadkowo odsłoniętym sutkiem razem z precyzyjnym zbliżeniem na tę część cała.
Prawdopodobnie najsłynniejsza tego typu "awaria odzieży" miała miejsce podczas występu Janet Jackson i Justina Timberlake'a podczas Super Bowl w 2004 roku i została szeroko omówiona przez media. Zyskała też własną nazwę – nipplegate.
Kiedy w 2013 Angelina Jolie zdecydowała się na prewencyjną mastektomię, opinia publiczna zgodnie uznała, że piersi aktorki są dobrem wspólnym i rozpoczęła debatę, czy jej decyzja na pewno była słuszna. Brały w niej udział nie tylko plotkarskie portale, ale również mainstreamowe media.
Obsesja na punkcie kobiecego ciała nie kończy się na celebrytkach. Wciąż łatwo znaleźć wizerunek atrakcyjnej, skąpo ubranej kobiety w reklamach produktów, które z całą pewnością nie wymagają jej obecności do prawidłowego użytkowania. Na stronie "Seksizmu naszego powszedniego", zbierającej przykłady "seksizmu, stereotypów oraz dyskryminacji wycelowanej we wszystkie płcie, jak i innych dyskryminujących zachowań, takich jak homofobia, transfobia czy rasizm", znajdziemy między innymi reklamę oleju do brody ozdobioną damskimi pośladkami, tarczę szlifierską z wydrukowanym na niej zdjęciem nagiej kobiety i plakat firmy produkującej ogrodzenia, na którym modelka zasłania piersi rozpiętą kurtką.
Dr Małgorzata Majewska, językoznawczyni i specjalistka od komunikowania, podkreśla, że seksualny podtekst wzmaga zainteresowanie, a reklamy, w których jest wykorzystywany, są kierowane do "mało wyrafinowanego odbiorcy". - Skoro ktoś zwrócił uwagę na piękną dziewczynę, to może gdzieś w tle podprogowo przemyci nazwę ogrodzeń czy oleju. Ten mechanizm to metonimia, czyli "część za całość"; kiedy mężczyzna myśli o pięknej kobiecie, to ma mu się kojarzyć konkretne ogrodzenie. W związku z tym, mając do wyboru różne ogrodzenia, ma wybrać to konkretne – wyjaśnia ekspertka w rozmowie z Magazynem TVN24.
Zdaniem Majewskiej obecność zbędnej nagości w reklamach powinna być regulowana przez prawo. Jednak to nie brak systemowych rozwiązań najbardziej niepokoi naszą rozmówczynię. - Mniej mnie oburza, że prawo tego nie reguluje, a bardziej to, że my już nie czujemy w związku z tym niesmaku. Na tyle nas do tego przyzwyczaiła kultura masowa, że ja na przykład bym popatrzyła i pomyślała "co mają ogrodzenia do nagiej kobiety". I tyle – wskazuje językoznawczyni.
Zdjęcia, których nie zobaczysz
Do procesu tabuizacji kobiecych piersi swoją cegiełkę dodają też media społecznościowe, cenzurujące zdjęcia przedstawiające biust. Zakaz publikacji takich zdjęć znajduje się w regulaminach większości społecznościówek. W "standardach społeczności" Facebooka znajduje się następujący zapis:
"Ograniczamy wyświetlanie materiałów przedstawiających nagość lub aktywność związaną z seksem, ponieważ niektórzy członkowie naszej społeczności mogą być wrażliwi na takie treści. Ponadto domyślnie usuwamy materiały przedstawiające nagość i treści pornograficzne, aby uniemożliwić rozpowszechnianie treści bez zgody przedstawionych w nich osób oraz aby chronić osoby małoletnie. Ograniczenia w zakresie udostępniania materiałów przedstawiających treści pornograficzne dotyczą również form cyfrowych, chyba że są publikowane w celach edukacyjnych, humorystycznych lub satyrycznych".
A zatem tu również nagość jest stawiana na równi z seksem i pornografią. Ta ostatnia może być jednak publikowana… o ile budzi rozbawienie.
Nierealne oczekiwania
Starannie obrobione zdjęcia modelek w reklamach, kolejne artykuły o pomniejszonych lub powiększonych piersiach celebrytek, bezlitosne tropienie przez media ich fałdek, zmarszczek i sterczących sutków oraz znacznie rzadszy widok "prawdziwych" ciał składają się na zafałszowany obraz kobiecego ciała. A dokładniej jego części.
- Bardzo istotne jest to, że w języku słychać bardzo mocno fragmentalizację ciała. Proszę zobaczyć, że rzadko mówimy o ciele jako całości. Ludzie sobie fragmentaryzują, że mają "takie" cycki, "taki" brzuchol, "takie" udziska – wylicza Majewska. I dodaje: - Równocześnie piersi są bardzo silnie seksualizowane w języku i bardzo często, kiedy mówimy o kobiecie i kobiecości, to sprowadzamy ją do piersi i pupy. Tak, jakby całość ciała kobiety sprowadzała się do drugorzędnych cech płciowych.
Połączenie nierealistycznych oczekiwań z ogromnym znaczeniem, które nadajemy wyglądowi piersi, może skutkować tylko jednym – narastającą frustracją.
- W związku z tym dojrzewające dziewczynki nie zastanawiają się, czy one same w sobie są ładne, czy brzydkie, tylko czy spełniają pewne oczekiwania, które są coraz bardziej windowane przez obecność pornografii w codziennej kulturze. To się wiąże z ciągłym rozczarowaniem, że jakie by nie były te piersi piękne, to i tak nigdy nie będą spełniać pewnych oczekiwań, które się im stawia – wyjaśnia językoznawczyni. Tu podaje przykład: - Kiedy prosi się kobiety, by opisały swoje ciało, kiedy stoją nago przed lustrem, to one bardzo często sprowadzają je do negatywnego wartościowania poszczególnych części ciała. To mam za duże, to mam brzydkie, tu mam rozstępy i tak dalej. Bardzo mało osób mówi "generalnie jestem fajna".
Społeczna obsesja na punkcie cielesności może skutkować złym samopoczuciem posiadaczek "nieidealnych" ciał, ale nie tylko. Przecież wszyscy dookoła również mają opinię na temat tego, czy aby nie pokazujemy zbyt wiele ciała. I ją wygłoszą.
- Ten mechanizm nazywamy modelem nadgryzionego jabłka. Jeśli stracę to słynne dziewictwo, to nie będę miała nic do zaoferowania drugiej osobie. I z piersiami jest podobnie: jeśli wystawię tę część ciała na widok publiczny, to automatycznie będę kojarzona z osobą, która "się puszcza", która jest łatwa, nie mówiąc już o mocniejszych słowach – tłumaczy Wonatowska.
- Religie bardzo często kontrolują seksualność za pomocą moralności, nasza kultura robi to przy pomocy grzechu. Tymczasem seksualne jest to, co zakryte – uzupełnia Majewska. Jako przykład podaje kultury afrykańskie, w których kobiety zazwyczaj nie zasłaniają piersi, a społeczeństwo nie traktuje ich jako obszaru seksualnego. Do podobnych wniosków na temat afrykańskiego stosunku do cielesności doszła Fran Mascia-Lees, antropolożka z Rutgers University. Według jej badań w plemionach, gdzie kobiety nie zasłaniały na co dzień piersi, mężczyźni nie uważali widoku tej części ciała za szczególnie stymulujący seksualnie.
Jak podkreśla seksuolożka, zmiana sposobu myślenia o cielesności to kwestia odpowiedzialności społecznej. - Żeby nie piętnować pewnych rzeczy i osób. To klasyk seksualizacji i slut shamingu, tych wszystkich dyskryminujących zachowań. Jeżeli masz duży biust, jeśli masz mały biust, jeżeli go odsłaniasz, jeśli go zakrywasz, jeżeli chcesz go powiększyć, jeżeli chcesz go pomniejszyć i tak dalej. Ilość tych wszystkich obostrzeń, jakie wokół biustu narosły, sprawia, że trudno jest się w tym wszystkim odnaleźć – zauważa przedstawicielka Grupy Ponton.
Zdaniem Małgorzaty Majewskiej seksualność to jeden z elementów kontroli społecznej. - Nigdy nie staniesz się wystarczająco atrakcyjna, bo zawsze się do czegoś można przyczepić. To nie dotyczy tylko piersi, ale również szczupłości, krągłości pośladków, wzrostu, zmarszczek, włosów, po prostu wszystkiego. Kultura opresyjna polega częściowo na tym, że standardy są tak windowane, że choćbyśmy nie wiem jak próbowały, to nigdy ich nie spełnimy. Zawsze jest jakiś element niepewności i rozczarowania, który sprawia, że kobiety nigdy nie czują się wystarczająco atrakcyjne. Zawsze można coś ulepszyć, zmienić i tak dalej – podkreśla Majewska. Wskazuje też, że taki stan rzeczy sprzyja konfliktom i brakowi współpracy między kobietami, które – świadomie lub nie – wartościują się nawzajem na podstawie swojego wyglądu. Rozwiązanie jest jedno. - Trzeba sobie uświadomić, że my nie musimy w tę grę grać – zaznacza Majewska.
Zakryj piersi, łokieć zostaw
"Niegranie w grę" można zacząć od próby ustalenia, skąd wzięła się obsesja naszego gatunku na punkcie kobiecych piersi. Są strefą erogenną, ale to samo dotyczy uszu, szyi czy, żeby daleko nie szukać, męskiej klatki piersiowej (wciąż odważnie obnażonej na ulicach Mielna i Zakopanego). Są obiektem fetyszu seksualnego… podobnie jak stopy czy dłonie. A jednak nikt nie zachęca do korzystania przez 365 dni w roku z rękawiczek i kaloszy. Dlaczego więc łokcie, nosy, a nawet pępki mogą się cieszyć większą swobodą niż piersi?
- Ostatnio usłyszałam, jakoby kobiece piersi miały przywodzić na myśl pośladki. Inną potencjalną przyczyną jest ta ewolucyjna. Kiedy sylwetka człowieka się pionizowała, to zaokrąglone i uwypuklone piersi sygnalizowały gotowość i płodność danego osobnika i były potwierdzeniem tego, że dana samica mogłaby spodziewać się potomstwa – tłumaczy seksuolożka Patrycja Wonatowska.
Kolejny potencjalny trop jest niemal poetycki. - Są też porównania zebranych w staniku piersi do formy serca, a całej sylwetki do kształtu klepsydry. Moim zdaniem tu są dosyć mocne konotacje miłosne, romantyczne – wskazuje Wonatowska.
A może nie chodzi w ogóle o piersi, tylko o sutki? Mogłaby na to wskazywać wyrażana artykułami i galeriami obsesja brukowców na punkcie sutków celebrytek. A także fakt, że na czerwonych dywanach nie brakuje śmiałych kreacji, w których można zobaczyć pierś gwiazdy z góry, po bokach i czasem od spodu – ale nigdy sam sutek.
A przecież celebrytki nie mają monopolu na posiadanie brodawki z aureolą w centralnym punkcie piersi. Pytania zamieszczane na forach internetowych sugerują, że sterczące sutki są źródłem licznych zmartwień dla "zwykłych" kobiet. Jedna z użytkowniczek forum w Onecie prosiła o radę w sprawie sutków prześwitujących przez ubrania. "Strasznie się tego wstydzę na wf-ie i jak w domu jestem w piżamie itp. a jak mam koszulkę z nadrukiem, to i tak czasami widać" – ubolewała nastolatka. Pytała też, "czy to normalne i czy wy tak macie że stanik wam widać (ramiączka)?".
Wątek został założony w 2012 roku, więc jego autorka jest już najprawdopodobniej dorosła. Można mieć nadzieję, że zdążyła uświadomić sobie, iż stanik jest zwykłym elementem ubioru i nie ma potrzeby ukrywania przed światem jego istnienia. W sieci nie brakuje też "świeższych" pytań na temat maskowania sutków lub nie.
"Od jakiegoś czasu chodzę prywatnie na basen, mam kostium jednoczęściowy, zwykły sportowy, bez żadnych miseczek. Nie wiem czy tu chodzi o moje specyficzne piersi, ale nawet gdy nie jest mi zimno po prostu widać moje sutki pod kostiumem. (…) Normalnie się tym nie przejmowałam, bo widziałam dużo kobiet z podobnym "problemem" jednak teraz na studiach też zapisałam się na basen w tym semestrze, będzie więcej facetów i obawiam się, że będę czuć się skrępowana A oni mogą zwracać na to uwagę. Co wy o tym myślicie?" – pytała jedna z użytkowniczek strony vitalia.pl. Autorce wpisu widoczność sutków zaczęła przeszkadzać, kiedy pojawiła się perspektywa, że zobaczą je mężczyźni.
- Widać, że ciało (częściej kobiece, chociaż męskie też) często jest sprowadzane do tego, czy budzi pożądanie płci przeciwnej, czy nie – zauważa Małgorzata Majewska.
Zapytaliśmy seksuolożkę, jak ona odpowiedziałaby na wątpliwości autorki wpisu. - Pierwsza sprawa to nie przejmować się. Jeśli jednak są osoby, które będą się tym bardzo mocno przejmowały, to warto, żeby zadały sobie pytanie, co sprawia, że tak, a nie inaczej odbierają stojące sutki. Pojawia się pytanie, czy mężczyźni mogą na to patrzeć. Odpowiedź brzmi: mogą, ale na tym właśnie polega seksualizacja, że my nasze ciała traktujemy wyłącznie jako obiekt seksualny i nic innego. Przez to czujemy się niekomfortowo z czymś, co jest zupełnie naturalne – tłumaczy Wonatowska.
Część osób odpowiadających na pytanie anonimowej studentki beztrosko stwierdziła, że dziewczyna musi przygotować się na natarczywe spojrzenia na basenie, bo… mężczyźni nie są w stanie nie przyglądać się kobiecym piersiom. Szczególnie kiedy widzą zarys sutka. "Uwierz, każdy facet będzie się tym jarał" – napisał ktoś.
Jak przyznaje Wonatowska, taki sposób myślenia nie tylko utrwala rozerotyzowany obraz kobiecego ciała, ale jest też niekorzystny dla mężczyzn. Narracja, w której przestawia się ich jako bezmyślne stworzenia kierujące się wyłącznie hormonami i żądzą (niezależnie od tego, czy chodzi o gapienie się na basenie, czy o przestępstwa seksualne "spowodowane" wyzywającym ubiorem ofiary), jest zwyczajnie seksistowska.
- Warto odchodzić od tej narracji. Przychodzi mi też do głowy pytanie: dlaczego ta pani patrzy wyłącznie z perspektywy mężczyzn? Przecież kobiety też mogą patrzeć – podkreśla seksuolożka. I dodaje: - Dobrym narzędziem do walki z tymi stereotypami jest edukacja seksualna. Dzięki temu możemy odejść od tych stereotypów, że "mężczyźni tylko i wyłącznie myślą o jednym", "mężczyzna zawsze będzie seksualizował". Bo przecież nie każdy mężczyzna i nie każda osoba tak ma.
Co mówi język?
Znaczenie ma nie tylko to, co mówimy o piersiach, ale też, jak to robimy. W języku polskim nie brakuje określeń na piersi – problem w tym, jakie są to określenia.
W ocenie językoznawczyni dr Małgorzaty Majewskiej wiele z tych słów jest "niekoniecznie wulgarnych, ale na pewno potocznych", przez co mamy do czynienia z pornografizacją języka. - To, co mnie bardzo uderza w narracji o piersiach, szczególnie u kobiet, które karmią piersią, to sfizjologizowanie. Na przykład "dać cyca". Albo zwulgaryzowanie. Kobieta i jej piersi zostają sprowadzone do funkcji krowy, która karmi cielaka albo do funkcji pełnionej podczas seksu – podkreśla Majewska.
Neutralnych określeń na piersi jest niewiele. Wszystkie pozostałe albo są zerotyzowane i nawiązują do tego, jak ta część ciała jest postrzegana przez potencjalnych partnerów seksualnych ("cycuszki", "bimbałki", "balony") albo do karmienia potomstwa ("dydki", "mleczarnia", "wymiona")
Internetowy słownik synonimów sugeruje jeszcze "łono", ale zastrzega, że jest to określenie poetyckie.
- To, czego mi brakuje w języku, to piersi jako element podmiotowości kobiety. Tego, by spojrzeć na człowieka jako całość. Bardzo niewiele jest określeń na piersi, które traktują je jako część naszej cielesności – przyznaje Majewska. I dodaje: - Językowo piersi nie są elementem seksualności, która według psychologii ma być częścią jakiejś bliskości między ludźmi. Język polski w ogóle nie wytworzył sobie tego, co jest na przykład w języku francuskim potocznym. Określeń, które budują jakąś bliskość. Martwi mnie, że w naszej polszczyźnie brakuje frazeologizmów, w których seksualizacja połączona jest z bliskością i intymnością, z budowaniem relacji. Zamiast tego piersi sprowadzane są do tego, czy budzą męskie pożądanie, czy nie.
A przecież język, którym opisujemy nasze ciała nie tylko odzwierciedla to, co o nich myślimy, ale też wpływa na to, co myśleć będziemy. - Jeśli język w punkcie uwagi skupi podmiotowość mojego ciała, to ja będę patrzyła na swoje ciało podmiotowo. Jeśli skupi się na przedmiotowym charakterze (czy moje piersi i moja pupa spełniają oczekiwania społeczne), to tak będę siebie postrzegać – tłumaczy Majewska.
Językoznawczyni proponuje proste ćwiczenie, które pozwala sprawdzić, czy sposób, w jaki mówimy o swoim ciele, jest dobry: - Zastanów się, czy jeśli ktoś mówi o twoim ciele, to dalej się czujesz ważny jako ty, czy może jesteś sprowadzony do tego, jakie masz piersi, jaką masz pupę, jaki masz brzuch? Czy dalej czujesz, że jesteś ważny jako osoba, że to ty jesteś w tej relacji ważna, czy czujesz się rozczarowany, że nie spełniasz pewnych oczekiwań społecznych?
Jednocześnie Majewska zaznacza, że nie chodzi o to, by koniecznie mówić same pozytywne rzeczy. Krytyka, negatywność – na to wszystko jest miejsce. Kluczowe jest to, jak to wyrażamy.
Piersi w kodeksie
Ostracyzm i ciekawskie spojrzenia to nie najpoważniejsze konsekwencje, które mogą spotkać golasa w miejscu publicznym. Policja lub straż miejska też mogą się takim delikwentem zainteresować, a nawet wlepić mu mandat lub zamknąć w areszcie. Co prawda Kodeks wykroczeń nie mówi wprost, że nie wolno spacerować w stroju adamowym, ale w art. 51 § 1 jest mowa o tym, że "kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym podlega karze". Ale, jak wskazuje mecenas Władysław Pociej, interpretacja tego przepisu nie jest oczywista.
- Pojęcia nieobyczajnego wybryku nie można analizować w oderwaniu od pozostałych elementów konstrukcyjnych wyżej wymienionego wykroczenia. Nie posiada ono definicji ustawowej, a szczegółowa treść tego pojęcia wynika z szerokiej praktyki – tłumaczy prawnik.
Jak przyznaje Pociej, w ocenie zachowania osoby, która zdecydowała się wyjść na spacer topless, jest wiele zmiennych. - Faktycznie inaczej będzie traktowane miejsce przeznaczone przykładowo do wypoczynku, a inaczej zwykła ulica, czy środek komunikacji miejskiej. Podobnie z porą dnia: istotne jest, czy zachowanie może zakłócić spokój, porządek publiczny, czy wywołać zgorszenie. Jeśli znajdujemy się w miejscu, w którym do tego dojść nie może, to nie ma powodu, by penalizować takie zachowanie – wyjaśnia mecenas Pociej.
Skoro znaczenie mają kwestie kulturowe, to również płeć autora potencjalnego "wybryku" jest istotna. Co tłumaczy, dlaczego roznegliżowani panowie nie budzą większego zainteresowania stróżów prawa. - Faktycznie częściej widzimy mężczyzn bez koszulek, nawet w przestrzeni publicznej, i nie słyszałem, aby spotykało się to z reakcją policji lub sądu. W przypadku kobiet być może faktycznie bardziej prawdopodobna jest taka reakcja – przyznaje prawnik. Zaznacza jednocześnie, że w przypadku wykroczeń istnieją również inne, łagodniejsze formy reakcji niż mandat.
Idzie nowe
Kiedy Brigitte Bardot w filmie "I Bóg stworzył kobietę" (1956) pokazała się na ekranie w dwuczęściowym stroju kąpielowym, Amerykę ogarnął szał bikini. Sam strój nazwano na cześć atolu, gdzie przeprowadzano testy broni jądrowej. Nawiązanie do bomby atomowej podkreślało śmiałość, z jaką projektanci eksplorowali kobiece ciało. W porównaniu do obowiązujących wcześniej strojów plażowych (zasłaniających nie tylko tułów, ale również częściowo ramiona, nogi, a nawet szyję) pokazanie się na plaży w biustonoszu i figach było prawdziwą rewolucją.
Rewolucją, która nie zatrzymała się do dziś.
Prawdopodobnie na przełomie lat 50. i 60. XX wieku wielu osobom mogło się wydawać, że "odważniej już nie będzie", że więcej nie da się pokazać. Potem jednak dyktatorzy mody postanowili sprawdzić, z jak małej ilości materiału można uszyć biustonosz, jak bardzo wycięte mogą być figi i jak bardzo prześwitujący może być ten strój. - Po co właściwie zasłaniać pośladki? – zapytał projektant Rudi Gernreich i pokazał modelkę w stringach.
Dlatego upieranie się, że nigdy, przenigdy nie zobaczymy kobiecego sutka na ulicy i - co ważniejsze - że nie spowoduje on żadnych wstrząsających reperkusji, nie ma zbyt wiele sensu. Jak przekonuje seksuolożka Patrycja Wontowska, widać znaczący postęp, jeśli chodzi o stosunek kobiet do ich cielesności, chociaż wiele jeszcze zostało do zrobienia.
- Dzięki różnego rodzaju ruchom i osobom, które podkreślają, jak bardzo fajny jest kontakt z własnym ciałem i jakie ważne jest zwracanie na potrzeby czysto zdrowotne, obserwujemy poprawę na tym polu. Zwraca się uwagę na dbałość o piersi, że nie ma konieczności noszenia stanika, tylko jeśli czujesz się z tym okej, to po prostu go nie noś. Są faktycznie kręgi, w których określony kształt czy rozmiar piersi będzie pożądany, ale dopuszczamy coraz większą różnorodność w tym zakresie i to jest bardzo fajne. Mamy coraz lepszy kontakt ze sobą i wiemy, że nie musimy spełniać jakichś kanonów, obostrzeń, żeby móc powiedzieć: "jestem piękna" – ocenia Wonatowska.
W 2014 roku, równocześnie z filmem "Free the nipple" (ang. "Uwolnij sutek"), opowiadającym o walce o dekryminalizację publicznego widoku kobiecych sutków, na popularności zyskała kampania społeczna o tej samej nazwie. Jej aktywistki zwracają uwagę na fakt, że mężczyźni obnażający klatkę piersiową, są zupełnie zwykłym widokiem, jednak gdy to samo robi kobieta, to jej zachowanie jest uważane za "seksualne" i "nieprzyzwoite". Inicjatywa została poparta przez wiele celebrytek, w tym Rihannę i Miley Cyrus, a także Björt Ólafsdóttir, islandzką parlamentarzystkę, która umieściła na Twitterze zdjęcie swojej piersi jako wyraz solidarności ze studentką, która po podobnym akcie była nękana na uczelni. "Ona służy do karmienia dzieci. Wsadźcie to sobie w swój patriarchat" – napisała polityczka. Wpisowi, zamieszczonemu w 2015 roku, udało się uniknąć ocenzurowania przez Twittera.
Seksuolożka podkreśla, że w procesie zmian w myśleniu o nagości kluczowe jest traktowanie piersi jako części ciała, jednej z wielu, i strącenie jej z seksualnego piedestału. - Przyznam szczerze, że dla mnie to też jest pewien fenomen. W mojej praktyce zawodowej staram się pokazać ludziom, nie tylko młodym, że tak na dobrą sprawę jest to po prostu część ciała. Tak samo rozmawiamy o penisach, pochwach i innych częściach ciała, żeby pokazać, że konieczne jest ściągnięcie z nich tego piętna seksualnego – opowiada rozmówczyni Magazynu TVN24.
Zdaniem Wonatowskiej to, co zrobimy i powiemy dziś, może znacząco zaprocentować w przyszłości wśród młodszych pokoleń.
- Jeśli będziemy zwracać na to uwagę, a nie przechodzić nad tym do porządku dziennego, mówiąc "bo tak jest i zawsze tak to będzie wyglądać", to ta rzecz się nie zmieni. Jeśli chcemy jakiejś zmiany, to najlepiej zaczynać od najbliższego grona. Jest też chyba dość ważne, by dziewczynki były uczone, by nie nadawały kontekstu seksualnego obszarowi biustu. Jeśli one same dostaną taką wiedzę, to taką wiedzę będą przekazywały. Natomiast jeśli wychowujemy zgodnie z zastanymi standardami, czyli że facet bez koszulki jest okej, a facetka nie jest okej, to tak to będzie wyglądać i kolejne pokolenia będą to powielać – podkreśla seksuolożka.