Annę spalono 357 lat temu. Za długo żyła, nie umarła na ospę i za dużo wiedziała o religii. Więcej "grzechów" nie popełniła. Teraz może odzyskać dobre imię. Zależy to tylko od gdańskich radnych.
W swoim mieszkaniu przy ul. Korzennej w Gdańsku mogła spokojnie dożyć nawet 100 lat. Nie było jej to dane. Kiedy w XVII w. w mieście szalała czarna ospa, ją choroba omijała. Dziś biliby się o nią naukowcy, wtedy oskarżono ją o konszachty z diabłem.
Anna Krueger urodziła się około 1571 r. w Gdańsku. Uboga kobieta mieszkała w pobliżu szpitala dla chorych na ospę. Sama nigdy nie zachorowała. Była też bardzo sędziwa, miała 88 lat. W tamtych czasach zdarzało się to bardzo rzadko. Zniedołężniała i trochę zdziwaczała Anna uchodziła za osobę bardzo pobożną, ale nawet to nie uchroniło jej przed podejrzeniami o czary.
Gdy masowo zaczęło padać bydło, gdańszczanie zaczęli szukać kozła ofiarnego. Wtedy przypomniano sobie o staruszce Annie. Szybko orzeczono, że to wiedźma, ma konszachty z diabłem i rzuciła zły czar..
Nie zabiła jej ospa, skazali sąsiedzi
W 1659 r. Annę pojmano i doprowadzono przed Ławę Miejską.
– Anna była zdrowa. Żadne nieszczęścia jej nie dotykały. Społeczeństwo próbowało sobie jakoś wytłumaczyć kolejne klęski. Zdziwaczała, wyalienowana staruszka wzbudzała podejrzenia. Dlatego oskarżono ją o czary – mówi dr Piotr Paluchowski z Muzeum Historycznego Miasta Gdańska.
Na początku próbowała się bronić. Zapewniała, że jest wierząca i często chodzi do kościoła. Jednak nawet to nie przemawiało na jej korzyść. – Jak na ubogą, niewykształconą kobietę, miała dużą wiedzą o religii. Ławnicy uznali, że nie mogła jej sama posiąść. Stwierdzili, że wszystko, co wie, pochodzi od diabła – opowiada Paluchowski.
Przetrzymywano ją w pomieszczeniu Ratusza Starego Miasta bądź w Wieży Więziennej. Tam oczekiwała na zakończenie procesu, który trwał kilka dni. Wciąż zaprzeczała, jakoby była czarownicą. Do czasu, kiedy pokazano jej narzędzia do tortur. Wśród nich mogły być obcęgi do ciągnięcia piersi, narzędzia do przypalania oraz "kozioł". Jak go wykorzystywano? Sadzano daną osobę na desce okrakiem, a do jej nóg przywiązywano ciężkie przedmioty.
Paluchowski: – Anna przeraziła się i załamała. Wkrótce przyznała się do wszystkiego, co zarzucała jej ława miejska. Mimo to tortury jej nie ominęły.
(…) Zaczarowała swoich sąsiadów w ten sposób, że ich zwierzęta domowe zaczęły kuleć i następnie umierać. Poza tym szkodziła także ludziom, nasyłając na nich złe duchy, i czyniła inne diabelskie działania. Kaznodzieje długo usiłowali skłonić staruszkę do przyznania się do zarzucanych czynów. Na wszystkie ich zarzuty odpowiadała słowami pobożnymi.
Za Klausa na stos!
"Odwiedzał mnie mężczyzna o imieniu Klaus. Obiecał mi, że w zamian za praktykowanie jego obrządków przygotuje mi przytulny kącik w piekle. Będą tam na mnie czekały same uciechy i zabawa. Nie będę doświadczała bólu" – tymi słowy miała Krueger przyznać się do czarów.
- Zazwyczaj treść takich zeznań układali sami ławnicy, którzy zadawali bardzo dokładne pytania, np.: czy odwiedzał cię mężczyzna o imieniu Klaus? Wystarczyło, że taka przerażona osoba powiedziała "tak". Resztę historii dopowiadano – opowiada Paluchowski.
Egzekucja tradycyjnie odbyła się na Targu Drzewnym. To tam ułożono stos dla "wiedźmy". Zwykle takim przedstawieniom towarzyszyła poruszona gawiedź. Tym razem było inaczej. Czyżby mieszkańcy żałowali staruszki? Nawet kat zgodził się skrócić jej mękę. Tuż przy sercu Anny umieścił woreczek z prochem. Gdy dotarły do niego płomienie, eksplodował i wybuch ją zabił.
Odczarować wiedźmę
Po ponad 357 latach ostatnia spalona na stosie gdańska "wiedźma" może odzyskać dobre imię. Zabiega o to Stowarzyszenie Edukatorów i Terapeutów "Zaczarowani", które pomaga osobom wykluczonym społecznie.
– Anna Krueger może być symbolem wykluczenia. Skazano ją, bo była stara i niepełnosprawna. Współcześnie też symbolicznie palimy ludzi na stosach. Odrzucamy ich, bo się od nas różnią. Nasze stowarzyszenie walczy z różnymi stereotypami – mówi Beata Pawlik, psycholog i prezes stowarzyszenia.
Dlatego, jak zapowiada Pawlik, do rady miasta trafi wniosek o rehabilitację Anny Krueger. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to radni zajmą się nim we wrześniu.
– Jesteśmy gdańszczanami i interesujemy się historią tego miasta. Warto odświeżać takie sprawy. Może nawet uda nam się stworzyć ścieżkę edukacyjną poświęconą Krueger – dodaje Pawlik. Los "czarownicy" znów znajdzie się w rękach miejskich radnych.
– To na pewno ciekawy pomysł. Jeśli taki wniosek wpłynie, to się z nim zapoznamy. Trzeba tu jednak zwrócić uwagę na kwestie związane z ciągłością prawną. Nie mam pewności, czy obecna rada miasta może ingerować w decyzje z XVII wieku. Ówczesna rada była zupełnie innym tworem i inaczej działała. Ale, jeśli taka rehabilitacji Anny Krueger ma mieć rzeczywiście walory edukacyjne, to nie widzę przeciwwskazań – mówi radna Aleksandra Dulkiewicz.
Polowanie na wiedźmy
Na ziemiach polskich za czary skazano około 10 tys. osób. W latach 1501–1659 w Gdańsku z tego powodu zginęło 15 osób. Siedem z nich spłonęło na stosie, sześć ścięto, a dwie popełniły samobójstwo w celi. – Na śmierć przez ścięcie mogły liczyć tylko osoby z wyższych sfer. W każdym z tych przypadków zwłoki i tak palono, a prochy rozrzucano. Podejrzewam, że ludzie obawiali się wampiryzmu – mówi Paluchowski.
Nie można powiedzieć, że zwolennikami polowań na czarownice byli katolicy czy protestanci. Jak twierdzi dr Paluchowski, to po prostu domena ówczesnych społeczeństw, które nie potrafiły sobie wytłumaczyć wielu zjawisk, na przykład tego, jak rozwijają się choroby.
– Ludzie od zawsze lubili teorie spiskowe, a cierpiały na tym osoby, które niedomagały czy jakoś różniły się od innych – dodaje ekspert.
Dziesiątki tysięcy oskarżonych i spalonych żywcem
Kobiety oskarżone o czary i spalone na stosach w XVI, XVII i XVIII wieku zrehabilitowano już m.in. w USA, Szwajcarii, Belgii i Szkocji. W Norwegii stanął ich pomnik. Największą skalę akcja rehabilitacyjna ma w Niemczech, gdzie o dobre imię skazanych i spalonych przed wiekami kobiet walczy emerytowany protestancki pastor Hartmut Hegeler. Nakłania do takich działań władze kolejnych miast. Wiele kobiet już zrehabilitowano.
W Polsce podobną próbę podjęto w Lublinie. Tam jednak urzędnicy miejscy stwierdzili, że współczesne miasto nie jest następcą tego z czasów I Rzeczypospolitej. Dlatego też rehabilitacja spalonych na stosach nie jest możliwa.
Gdańsk może być jednak pierwszym miastem w Polsce, które oficjalnie – urzędowym aktem – przywróci honor i dobre imię kobietom, które zginęły na stosach.
Aleksandra Arendt
Ostatnią kobietą, która spłonęła na stosie w Europie, była Barbara Zdunk (Sdunk) z Reszla na ówcześnie pruskich Mazurach. Została oskarżona o wywołanie pożarów za pomocą czarów i sąd skazał ją na śmierć. Została spalona 21 sierpnia 1811 r. Według niektórych przekazów Zdunk została uduszona przez kata jeszcze przed podłożeniem ognia, aby oszczędzić jej cierpień.