Przez barbarzyństwo dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego w ostatnim czasie o położonej pośrodku pustyni Palmyrze znów stało się głośno. Poprzednio równie znanym ośrodkiem była prawie 2 tys. lat temu, gdy w krótkim czasie mała wioska stała się stolicą imperium.
Jeśli w pierwszych wiekach naszej ery w domu któregoś z mieszkańców Imperium Rzymskiego znalazły się pieprz, gałka muszkatołowa czy jedwab, to bardzo prawdopodobne, że trafiły tam przez Palmyrę. Miasto to na kilkaset lat stało się niezwykle ważnym punktem szlaku handlowego, którym w starożytności do basenu Morza Śródziemnego napływały towary z Dalekiego Wschodu.
Transport wyłącznie drogą morską był wówczas niemożliwy. Nie istniało bezpośrednie połączenie pomiędzy rzymskim "mare nostrum" (nasze morze) a Oceanem Indyjskim. By towary mogły trafić z Zatoki Perskiej nad Morze Śródziemne, konieczne było przenoszenie ich przez Pustynię Syryjską.
Pośrodku niej znajdowała się oaza.
Choć osada w tym miejscu istniała już zdecydowanie wcześniej, początków wielkości Palmyry należy szukać w I wieku naszej ery. To wtedy miasto leżące na granicy wpływów Rzymu i perskiego Królestwa Partów zostało wcielone w granice Cesarstwa Rzymskiego przez Tyberiusza. Dzięki temu funkcjonujący tam od wieków handel mógł zostać ustabilizowany.
– Towary transportowane karawanami z okolic dzisiejszej Basry były bardzo poszukiwane i bardzo drogie w rejonie Morza Śródziemnego. Na handlu nimi budowały się wielkie fortuny kupców – wyjaśnia prof. dr hab. Michał Gawlikowski, który przez 40 lat kierował wykopaliskami w Palmyrze. – Tu dodać trzeba, że w Rzymie ten zawód nie był specjalnie szanowany, tacy ludzie nie mieli zbyt wysokiej pozycji społecznej, bez względu na wysokość ich majątków – zaznacza.
Ale w Palmyrze sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
Kupcy byli tam najważniejsi.
Ich pieniądze pozwoliły na rozwój i rozbudowę miasta. Szczyt jego potęgi przypada na połowę III w. n.e. Po 260 r. i bitwie pod Edessą, w której Persowie zmiażdżyli rzymską armię, a cesarz Walerian został wzięty do niewoli (pozostał w niej do śmierci, doznając upokorzeń, m.in. król perski po jego plecach miał wsiadać na konia), władza centralna nad prowincją Syrią nie była już tak mocna jak wcześniej. Walki o wpływy doprowadziły do oderwania się wschodniej części cesarstwa i powstania Królestwa Palmyry. Choć istniało tylko kilka lat, w pewnym momencie stało się imperium obejmującym terytoria Egiptu, Syropalestyny i znacznej części Anatolii.
Królestwo upadło szybko, a jego stolicę zdobył dwukrotnie cesarz Aurelian. Za pierwszym razem, w 272 r., zastosował się do apelu Apoloniusza z Tiany, jednego z wybitniejszych filozofów tamtych czasów, i oszczędził miasto. Skończyło się tylko na daninie.
Rok później, gdy Palmyra podniosła bunt, litości już nie było.
Została zniszczona i nigdy już nie odzyskała swojej świetności, stając się jedynie fortem obronnym z funkcjonującą przy nim mało ważną placówką handlową. Na kilkanaście wieków Europa o niej kompletnie zapomniała. Na terenie dawnego miasta funkcjonowała mała wioska arabska i dopiero w XVII wieku trafili tam pierwsi podróżnicy ze Starego Kontynentu.
Wystające z piasku ruiny stały się atrakcyjnym celem wypraw poszukiwaczy przygód, a z czasem także badaczy. Dzięki pracom tych drugich okazało się, że w czasach świetności Palmyra miała swój własny język i pismo, będące odmianą aramejskiego, oraz własnych bogów, niespotykanych nigdzie indziej w Imperium Rzymskim.
Ponadtysiącletnia izolacja miasta pozwoliła na zachowanie go w doskonałym stanie. – Ruiny Palmyry pozwalają na wyobrażenie sobie, jak kiedyś to mogło wyglądać. Robią wrażenie większe od tych w Rzymie, przy całej jego wielkości, ponieważ ten istniał cały czas i znajdują się w nim zabytki z wszystkich kolejnych epok – uważa prof. Gawlikowski. Systematyczne wykopaliska prowadzone były tam od początku XX wieku, w 1959 r. misję Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej Uniwersytetu Warszawskiego założył prof. Kazimierz Michałowski. Jednak działania archeologów w całościowym ujęciu na pierwotny obraz miasta znaczącego wpływu nie miały, bo dotyczyły słabiej zachowanych budowli.
Ten obraz, niemal identyczny do tego, który zobaczyli pierwsi europejscy podróżnicy, to ruiny monumentalnych budowli na pustyni, w wielu miejscach zachowane w stanie bliskim ideałowi. Krajobraz na każdym przybyszu ze Starego Kontynentu musiał robić wielkie wrażenie, bo przez teren ciągną się ponad kilometrowe rzędy kolumn.
– To Wielka Kolumnada, przecinająca całe miasto z zachodu na wschód, od Sanktuarium Bela po tzw. Obóz Dioklecjana. Składa się z rzędów kolumn tworzących na tle nieba niesamowity widok – mówi prof. Gawlikowski. – Pierwotny widok był oczywiście zupełnie inny, bo po obu stronach ulicy stały domy równie wysokie jak kolumny – zwraca uwagę. Palmyra trafiła na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO.
W maju 2015 r. Palmyra została opanowana przez tzw. Państwo Islamskie.
Dżihadyści tuż po zdobyciu miasta dokonali w nim masakry; zamordowali blisko 400 osób. Większość z nich to kobiety i dzieci, wszystkim ścięto głowy.
W sierpniu islamiści zamordowali tam 81-letniego Chaleda al-Asaada, który przez 40 lat był dyrektorem muzeum w Palmyrze. Jemu też ścięto głowę, a zwłoki powieszono na jednej z kolumn. – Za to, że – jak to określili – był strażnikiem idoli. Ich zdaniem wszystkie starożytne rzeźby znajdujące się w muzeum były sprzeczne z islamem i powinny zniknąć. Tak tłumaczą niszczenie przez nich zabytków, choć oczywiście nie jest to w żaden sposób do usprawiedliwienia – opowiada prof. Gawlikowski, który al-Asaada znał doskonale.
Po zamordowaniu syryjskiego archeologa, odznaczonego za swoje dokonania m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej, islamiści zaczęli niszczyć to, co chronił – muzeum, rzeźby, świątynie. Zniszczony został wspaniały lew z Palmyry, odkryty przez Polaków na terenie Obozu Dioklecjana. Znajdowała się tam Świątynia Allat, czyli bogini, którą Palmyreńczycy utożsamiali z grecką Ateną. Znaleziono tam m.in. jej wielki marmurowy posąg. – Pochodził z Aten i jest to wykonana w II wieku n.e. kopia oryginału stworzonego w kręgu słynnego Fidiasza w V wieku p.n.e. – mówi profesor.
Wejścia do świątyni pierwotnie strzegł lew, odnaleziony w kawałkach, ale przez Polaków zrekonstruowany.
– Nie był to posąg, tylko bardzo głęboki relief wystający z muru. Na jego łapie znajdowała się inskrypcja: "Niech Allat błogosławi temu, kto nie przelewa krwi w świątyni" – cytuje prof. Gawlikowski.
Dżihadyści nie zastosowali się do tej pięknej formuły, co widać na zdjęciach rzeźby sprzed rozbicia i po nim. – Z lwem obeszli się względnie łagodnie, bo coś z niego zostało. Ci barbarzyńcy wielkich zniszczeń dokonali jednak w muzeum, w którym założyli więzienie i trybunał skazujący na karę śmierci. A przecież znajdowała się w nim największa kolekcja palmyreńskiej rzeźby na świecie – mówi prof. Gawlikowski. Rzeźby zniszczono, bo jako przedstawiające wizerunki bóstw były "idolami", co zdaniem dżihadystów kłóci się z regułami ich religii.
Islamiści nie oszczędzili jednak przede wszystkim wspaniałych, doskonale zachowanych budowli. – W ciągu dwóch tygodni od zamordowania Chaleda wysadzili w powietrze Świątynię Baalszamina, czyli "Pana Niebios". Była właściwie kompletna, brakowało jej tylko dachu, teraz nie ma nic – mówi prof. Gawlikowski i z niedowierzaniem patrzy na zdjęcia zrobione po odbiciu miasta przez syryjską armię, które miało miejsce w niedzielę wielkanocną.
Jeszcze większą stratą jest wysadzenie przez barbarzyńców Świątyni Bela, która była znacznie większa i przetrwała do czasów współczesnych w stanie niemal równie kompletnym. To, że aż do sierpnia 2015 r. tak doskonale się zachowała, nie było przypadkiem. – W pierwotnym charakterze służyła przez trzy stulecia, ale później w murach świętego okręgu funkcjonowała wioska arabska – wyjaśnia profesor.
– Sama świątynia przez następne kilkaset lat była kościołem i wreszcie przez ponad tysiąc lat meczetem. Rozebrano go dopiero w latach 30. XX wieku, aby odsłonić to, co się dało z oryginalnej budowli. I choć na jej ścianach pozostały inskrypcje arabskie, pobożne wezwania, nic to jej nie pomogło – zaznacza prof. Gawlikowski. Dodaje, że miejscowa ludność przekonywała islamistów, iż jest to świątynia muzułmańska, w której od setek lat nie ma żadnych "idoli" ani wizerunków. Na próżno. Przetrwał z niej tylko kamienny portal zbudowany z wielkich bloków, którego jakimś cudem materiały wybuchowe nie rozsadziły.
– Niestety zniszczenia to nie tylko dzieło fanatyków. Jeszcze przed zdobyciem Palmyry przez tzw. Państwo Islamskie miały w niej miejsce rabunki, będące wynikiem rozkładu władzy państwowej i braku policji. Dotknęły w szczególności podziemne groby, do których łatwiej się było dostać. Tyle że sprawcy obrabowywali je, by później sprzedać pochodzące z nich rzeźby. To normalne złodziejstwo, które zawsze się zdarza. W XIX wieku wiele takich i podobnych przedmiotów trafiło do Europy i USA do różnych kolekcji i trzeba mieć tylko nadzieję, że tak samo będzie z tymi. Że kiedyś gdzieś się odnajdą – ocenia archeolog.
Bo choć takie artefakty nie mają już swojego pierwotnego kontekstu, co utrudnia badaczom określenie ich pochodzenia, to jednak wciąż w sposób materialny funkcjonują. Z zabytkami, które znajdowały się w Palmyrze w momencie zdobycia jej przez dżihadystów, tak już nie będzie. – Nie jest prawdą, że ci ludzie sprzedawali je na Zachód, jak czasem się pisze i mówi. Oczywiście takie wypadki pewnie się zdarzały, ale generalną motywacją islamistów było fanatyczne niszczenie, nie zarobek. Mieli podejście idealistyczne, a więc tym bardziej niebezpieczne – nie ma wątpliwości prof. Gawlikowski.
– Straty są ogromne i nieodwracalne, nawet jeśli niektóre budynki i rzeźby uda się odrestaurować. Ale pamiętajmy, że jeszcze przeważająca część starożytnego miasta wciąż nie jest odkopana. Archeolodzy dokonają tam na pewno nowych odkryć, a to, co bezpowrotnie zniszczono, istnieje na szczęście nadal w książkach i na fotografiach – podkreśla, choć sam wracać do Palmyry już nie zamierza. – To już nie na moje lata. Poza tym człowiek pamięta coś, co już nie istnieje, zobaczenie obecnego widoku pewnie nie byłoby przyjemne – kończy.
Choć władze syryjskie twierdzą, że w mieście zachowało się około 80 proc. ruin w stosunku do stanu sprzed zdobycia przez Państwo Islamskie, to najwspanialszych budowli już nie ma, a ich kompletna, naukowa rekonstrukcja jest niemożliwa. Większość pozostałości wspaniałego miasta, zniszczonego przez wojska Aureliana, leży jeszcze co prawda pod piaskiem, ale na pewno nie jest zachowana w stopniu choćby porównywalnym ze świątyniami Bela i Baalszamina czy Wielką Kolumnadą.