Kiedy trzeba zorganizować partyjną imprezę jest siła, są pieniądze, czas, miejsce i kilogramy confetti. Gdy Polska staje wobec wyzwania państwowego, znów coś, jak to się teraz mówi, "nie pykło". Coś się kleci na poczekaniu jak prywatkę ostatniej szansy, gdy nikt nie zaprosił na Sylwestra. W tym sensie to faktycznie wciąż jest u nas kamieni kupa. Setna rocznica niepodległości to popis braku wyobraźni i improwizacja podniesiona do rangi cnoty.
Finlandia zrobiła sobie prezent na urodziny: wielką bibliotekę. U nas mógł powstać nowy uniwersytet albo wielka instytucja promująca Polskę za granicą, przykładowo Instytut Historyczny opowiadający o Polsce w Kijowie, Paryżu, na uniwersytetach w USA i w Wielkiej Brytanii. A najlepiej, nowe wielkie centrum leczenia raka. Każdy, kto chociaż raz zetknął się z tą chorobą, wie, o czym piszę. W Polsce wciąż brakuje wielu terapii dostępnych w Unii Europejskiej, ludzie tracą szansę na życie tylko dlatego, że kolejne rządy nie mają serca do służby zdrowia.
Mogło wreszcie powstać wielkie muzeum sztuki nowoczesnej w centrum stolicy; łuk triumfalny albo kolumna niepodległości - byle dobrze zaprojektowane i wpasowane w architekturę Warszawy. Święto Niepodległości 2018 »
Idą wszyscy
Polacy czekali na jasełka narodowe, wielką szopkę, gdzie pod jednym dachem zmieszczą się wszyscy, gdzie wół leży obok wilka i sarenki, a wilk łagodnieje wobec cudów, które widzi.
Prezydent zapraszał wszystkich na obchody, Jarosław Kaczyński sugerował, że mógłby stanąć w szeregu marszowym z Donaldem Tuskiem. Tu nie chodzi o naiwne czekanie na zgodę wszystkich ze wszystkimi, ale o to, że Polacy czekają na chwilę bez kłótni, mają prawo czekać na chwilę gdy są razem. Komitet Narodowych Obchodów Setnej Rocznicy Odzyskania Niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej zrzesza wiele poważnych postaci, jednak wielkie obchody nie mogą być spotkaniem urzędników w podobnym składzie jak wtorkowe posiedzenie Rady Ministrów. Do rzędu urzędników i członków władz PiS, którzy i tak by działali na rzecz obchodów, trzeba było dodać ludzi, którzy na co dzień pchają swój wózek pracy, nauki, kultury czy sportu.
Zabrakło w Komitecie takich postaci jak Adam Małysz, Olga Tokarczuk, Elżbieta i Krzysztof Pendereccy, Leon Tarasewicz, Robert Lewandowski. Zabrakło wielkich polskich uczonych z kraju i ze świata jak Aleksander Wolszczan. Zabrakło byłych prezydentów i premierów, zabrakło Wałęsy. Ale najbardziej zabrakło wyobraźni.
Wyobraźmy sobie więc, że idą w jednym szeregu: Kaczyński z Tuskiem, Schetyna z Brudzińskim, kard. Nycz z Morawieckim, Robertem Korzeniowskim, Hanną Suchocką i Krystyną Jandą. Tłumy przyszłyby z czystej ciekawości zobaczyć, co się dzieje, a do wzruszeń skłoniłby Polaków Andrzej Seweryn recytujący, jak w ostatnią niedzielę w Tetrze Polskim, raz jeszcze to samo: Szli krzycząc Polska, Polska.
Szli krzycząc: "Polska! Polska!" – wtem jednego razu Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu; Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna, Szli dalej krzycząc: "Boże! Ojczyzna! Ojczyzna!". Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka, Spojrzał na te krzyczące i zapytał: "Jaka?"
Juliusz Słowacki
To wszystko było możliwe, gdyby pan prezydent, powołując Komitet, nie przejmował się tym, kto z publicznych postaci był na demonstracji KOD, ale spojrzał szerzej – kto pociągnie Polaków, wszystkich, a nie tylko tych z jednej partii.
Gdyby jego współpracownicy poświęcili czas na przekonanie politycznych krytyków, że tym razem warto pomaszerować wspólnie i dać skołatanemu narodowi to, na co zasługuje - poczucie, że da się coś zrobić wspólnie. Nawet na takiej zasadzie, na jakiej przy świątecznym stole wciąż spotykają się polskie rodziny pokłócone o politykę albo o inne rzeczy. To wszystko było możliwe, bo podobne Komitety są polską tradycją, wystarczy przypomnieć powołany przez Lecha Kaczyńskiego Komitet Budowy Muzeum Powstania Warszawskiego.
Świat nie przyjedzie
11 listopada to nie tylko polskie święto, ale też data zakończenia Wielkiej Wojny. Wiadomo było nie od dzisiaj, że o pierwszeństwo rocznicowych imprez upomni się Paryż. Ale na wieczór 10 listopada trzeba było ściągnąć do Warszawy kilku polityków ze świata – jak Lech Kaczyński 10 lat temu. Starał się, chociaż nie było łatwo, by jak najwięcej postaci sprzyjających Polsce znalazło się na gali w Teatrze Wielkim. Szczególnie że chodzi o odzyskanie niepodległości, a nie jej uzyskanie.
Jeśli odzyskanie, to w planie minimum powinien być prezydent Petro Poroszenko, prezydent Dalia Grybauskaite i chcąc nie chcąc Alaksandr Łukaszenka – przywódcy wszystkich państw, które odzyskiwały po kawałku wspólną przecież Rzeczpospolitą. Powinni być także prezydenci Łotwy i Estonii, które też maja prawo dziedziczenia po I RP. I oczywiście prezydent Izraela – dzisiejsi obywatele tego państwa mają swe korzenie w Polsce, którą utraciliśmy w końcu XIX wieku a odzyskali w 1918. Wszyscy dziedzice I Rzeczpospolitej powinni być zaproszeni do Warszawy, a Europa powinna zobaczyć, że to nasze "odzyskanie" to była wielka sprawa Rzeczypospolitej, nie tylko II Rzeczypospolitej. Żeby dobrze uczcić odzyskanie trzeba pamiętać, co żeśmy wcześniej utracili.
Nie tylko Piłsudski
Ostatni rok mógł też być świeckimi rekolekcjami polskiej pamięci i dyskusją nad naszym panteonem. Tymczasem obchody stulecia sprawiały wrażenie "grupy rekonstrukcyjnej Sanacja" (Dobra Zmiana w zasadzie brzmi jak sanacja), jakby poza dwudziestoleciem międzywojennym Polski nie było. Jednym z najdziwniejszych akcentów było czczenie przez parlament rocznicy urodzin Józefa Piłsudskiego. To dziwny zwyczaj, by w przypadku przywódców koncentrować się na datach z ich prywatnego życia, który wygląda na kontynuacje przedwojennej tradycji mitologizowania Piłsudskiego ponad wszystko. Dziwna była też próba druku paszportów z miejscami związanymi historycznie z II RP, ale dzisiaj leżącymi poza granicą Polski.
A przecież to stulecie było poprzecinane wojnami i tak bardzo umowne i niepełne (ukradziono nam lata okupacji i komunizmu), żeby je jeszcze ograniczać do dwudziestolecia. Trzeba było pomyśleć także o tych, którzy przez cale dziesięć dekad pracowali dla niepodległej, czasami w warunkach kolejnej niewoli. Z czasem słusznie przypomniano o innych niż Piłsudski ojcach niepodległości: Dmowskim, Daszyńskim, Korfantym, Paderewskim, Witosie. Lech Kaczyński został przypomniany, ale w kontekście pomnika.
Polska niepodległość to także inne ważne postaci III RP: Kuroń, Mazowiecki, Geremek, to postaci Solidarności – jak Anna Walentynowicz – i wielcy emigranci: Edward Raczyński czy Jerzy Giedroyc. To Jan Paweł II i Zbigniew Brzeziński.
Partyjne przed państwowym
Setna rocznica przypomina nasze narodowe wady: niezdolność do planowania i działania, brak wyobraźni, improwizację podniesioną do rangi cnoty. Problem jest jednak głębszy: widzimy, jak wyglądają w dzisiejszych czasach partyjne konwencje z kilogramami confetti sypanymi na dygnitarzy podczas zebrań. Kiedy trzeba partyjną imprezę zorganizować – jest siła, są pieniądze i czas i miejsce. Gdy Polska staje wobec wyzwania państwowego, znów coś, jak to się teraz mówi, "nie pykło". Partyjne zawsze przed państwowym i w tym sensie to faktycznie wciąż jest u nas kamieni kupa.
Rozgardiasz związany z rocznicą będzie miał swoje konsekwencje. Polacy nie lubią, kiedy partia rządząca nie sprawdza się właśnie w tym, z czym jest kojarzona. PO traciła poparcie, bo w przekonaniu ludzi kiepsko jej szło z budowaniem, zarządzaniem, organizacją.
Specjalnością PiS miały być patriotyczne pochody, muzea, demonstracje, słowem - narodowa celebra. A właśnie na tym polu partia władzy się nie sprawdziła. Okazuje się, że nikt nawet nie planował powszechnego marszu, spotkania, chociaż politycy na niego zapraszali. Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie sądził, że Schetyna, Lubnauer i Biedroń zjawią się na imprezie o reputacji nacjonalistycznej. Podobnie jak nie ma sensu zapraszanie działaczy PiS na parady równości.
Prywatka ostatniej szansy
Niektórzy zaczęli coś klecić na poczekaniu jak prywatkę ostatniej szansy, gdy nikt nie zaprosił na Sylwestra. Ale rocznicowe gotowanie bigosu albo szkolne apele o godzinie 11.11 nie zastąpią wielkich narodowych Dziadów, które Polacy lubią i których potrzebują, szczególnie w coraz bardziej niespokojnych czasach. Przedstawiciele rządu mają rację: wiele z imprez będzie zapewne udanych. Inne dostaną dofinansowanie jak każdego roku, tylko tym razem przykładowy coroczny Festiwal Dyni odbędzie się w ramach obchodów. Kluczem do dobrych imprez rocznicowych jest wyjście z gabinetów marszałkowskich do ludzi, przekroczenie partyjnych granic i całościowe podejście. Trzeba widzieć Polskę całą w sensie historycznej tradycji, kontynuacji. Także całą w sensie podejścia do dzisiejszych spraw. Sztuką jest ładnie zaprosić oponentów i tych, co się polityka nie zajmują. Problem w tym, że zabrakło idei, zabrakło odpowiedzi na pytanie: a po co to wszystko robimy?
Tytuł: Józef Piłsudski wśród żołnierzy Legionów Polskich. Papieros towarzyszył Komendantowi na wielu frontowych fotografiach
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe