"Trzeba czynić wszystko, by Polska była tym, czym jest dziś Turcja. O niej mówi się, że to poważne państwo" - mówił 2014 roku prezes PiS Jarosław Kaczyński. Na przestrzeni następnych czterech lat zmieniło się wiele: Kaczyński stał się szefem partii rządzącej i pozakonstytucyjnym naczelnikiem kraju, zaś w Turcji, po nieudanej próbie zamachu stanu, władze rozpętały niespotykanych rozmiarów kampanię represji przeciwko swym rzeczywistym lub domniemanym przeciwnikom. Turcja z autokracji stałą się dyktaturą; Polska na drogę do autokracji wstępuje.
Ku dyktaturze
Ponad sto tysięcy ludzi straciło w jej efekcie pracę, a ponad czterdzieści tysięcy wolność. Wśród represjonowanych byli sędziowie, prokuratorzy, oficerowie policji: wszyscy ci, którzy, jako państwowi funkcjonariusze, nie dawali gwarancji osobistej lojalności wobec prezydenta i jego partii. Rząd przejął także pełną kontrolę nad mediami publicznymi, które w konsekwencji m.in. nie informowały, podczas kampanii wyborczej, o wielodziesięciotysięcznych wiecach opozycji. Turcja jest dziś pierwsza w świecie, jeśli chodzi o liczbę uwięzionych dziennikarzy. Rząd przeprowadził także pełną czystkę uczelni, również prywatnych, usuwając setki podejrzanych o niewystarczającą lojalność akademików.
"Trzeba czynić wszystko, by polska kultura, ta unikatowa, a nie naśladowcza, rozwijała się. I trzeba wzmacniać siły militarne. Trzeba czynić wszystko, by Polska była tym, czym jest dziś Turcja. O niej mówi się, że to poważne państwo"
Jarosław Kaczyński dla wpolityce.pl
Ponadto przyjęto w referendum nową konstytucję, likwidującą stanowisko premiera i większość uprawnień parlamentu. Prezydent, jako szef władzy wykonawczej, sprawuje odtąd władzę niemal nieograniczoną: może rządzić dekretami, w tym dekretem narzucać budżet, w znacznym stopniu kontroluje Krajową Radę Sądownictwa, która decyduje o nominacjach sędziowskich, zaś posłowie nie tylko nie mają wpływu na kształt rządu, ale utracili nawet prawo do interpelacji. W ubiegłym miesiącu dotychczasowy prezydent Recep Tayyip Erdoğan wygrał wybory prezydenckie już pod rządami nowej konstytucji, a jego Ak Partisi zdobyła w Zgromadzeniu Narodowym większość absolutną.
Sukces polityczny Erdoğan zawdzięcza przede wszystkim trwającej przez lata znakomitej koniunkturze gospodarczej. Produkt Narodowy Brutto wzrósł o 1/3 w ciągu ostatnich 5 lat i stał się 17. w świecie co do wielkości, a średnia pensja miesięczna brutto to tysiąc dolarów. Jednocześnie jednak współczynnik Giniego (zwany wskaźnikiem nierówności społecznej) wynosi 39, a 21 procent ludności żyje poniżej progu ubóstwa. Część wypracowanego bogactwa trafiła do kieszeni coraz bardziej skorumpowanej ekipy Erdoğana, w tym jego zięcia i bliskiej rodziny. Korupcję tę ujawnili ludzie związani z Fetullahem Gülenem, muzułmańskim duchownym i twórcą półkonspiracyjnego ruchu społecznego Hizmet. Aresztowanie pod koniec 2013 roku antykorupcyjnych śledczych z Hizmetu przerwało dochodzenie i rozpętało trwającą do dziś wojnę między Erdoğanem a Gülenem, wcześniej jego najbliższym sojusznikiem.
Wkrótce po tegorocznych wyborach prezydenckich, gdzie wybrano Erdoğana na drugą kadencję, doszło do ostrego i głębokiego kryzysu w stosunkach między Turcją a jej głównym NATO-wskim sojusznikiem - Stanami Zjednoczonymi. Ankara miała Waszyngtonowi za złe wspieranie w konflikcie syryjskim kurdyjskiej YPG (Yekîneyên Parastina Gel), czyli milicji kurdyjskiej działającej na terenie Syrii. Kurdowie wprawdzie skutecznie pokonali w Syrii kalifat, ale Turcja, od ponad 30 lat zaangażowana w wojnę domową z własną kurdyjską mniejszością, uważa ich za egzystencjalne zagrożenie, zaś YPG jedynie za awatar znienawidzonej tureckiej PKK (Partii Pracujących Kurdystanu).
Erdoğan nie może także Amerykanom wybaczyć odmowy ekstradycji mieszkającego w USA Gülena, którego oskarża teraz, bez przekonujących dowodów, o odpowiedzialność za próbę puczu z 2016 roku.
Amerykanie z kolei zarzucają Turcji wyraźną niechęć do toczenia wojny z kalifatem, który Ankara zrazu wręcz wspierała, oraz wyraźne zbliżenie z Moskwą. Miarka się przebrała, gdy Ankara sfinalizowała zakup znakomitego rosyjskiego systemu obrony przeciwlotniczej S-400, który jednak jest niekompatybilny z systemami NATO-wskimi i sprawi, że niebo nad Turcją będzie otwarte dla tych, przed którymi NATO pragnie się bronić.
Co więcej, wśród dziesiątków tysięcy aresztowanych po puczu, pod bzdurnymi często pretekstami, jest też kilkunastu obywateli USA i pracowników amerykańskich placówek dyplomatycznych, w tym oskarżony o współpracę z puczystami oraz PKK pastor Andrew Brunson, który mieszka w Turcji od ponad 20 lat (grozi mu 35 lat pozbawienia wolności). Nie przedstawiono żadnych wiarygodnych dowodów jego winy, natomiast Erdoğan wprost oznajmił, że jest gotów wymienić pastora na Gülena. Donald Trump odrzucił ofertę i zażądał natychmiastowego i bezwarunkowego uwolnienia Brunsona.
Podczas bezpośrednich negocjacji między oboma prezydentami przy okazji szczytu NATO w Brukseli w połowie lipca ustalono, że Brunson zostanie zwolniony w zamian za przekazanie Turcji jednego z szefów państwowego tureckiego Halk Banku, skazanego w USA za łamanie sankcji wobec Iranu. Amerykanie mieli też obciąć ogromną grzywnę nałożoną na bank. Erdoğan zażądał jeszcze, by wymusili na Izraelu zwolnienie aresztowanej tam właśnie za działalność na rzecz Hamasu Turczynki. Gdy istotnie wróciła do Turcji, Erdoğan nakazał wypuścić Brunsona – ale jedynie do aresztu domowego. Zapewne doszło do nieporozumienia: obaj prezydenci rozmawiali w cztery oczy, jedynie w towarzystwie tłumaczy, i nie ma uzgodnionego zapisu porozumienia – ale Trump poczuł się wykiwany. I zareagował.
Zapachniało rozwodem
Nałożył sankcje na tureckich ministrów - sprawiedliwości i spraw wewnętrznych - winnych losu pastora. Erdoğan zapowiedział analogiczne sankcje odwetowe. Na to Trump ogłosił w ostatnich dniach podwyżki taryf na turecką stal o 50 procent, a na aluminium o 20 procent. Zabolało: turecka lira, która od początku roku słabła dramatycznie wobec dolara, w reakcji na sankcje straciła jednego dnia 16 procent wartości, a w skali od początku roku – 41 procent. Turecka waluta słabnie, bo gospodarka jest przegrzana, inflacja (15 procent) rośnie, bezrobocie znów zbliża się do 10 procent - a Erdoğan z powodów ideologicznych zabrania bankowi centralnemu podwyższenia stóp procentowych, co dodatkowo zwiększa nieufność inwestorów. Ich zaufania nie poprawiło też mianowanie prezydenckiego zięcia na połączone stanowiska ministra skarbu i finansów. Zaś amerykańskie sankcje potwierdziły jedynie, że nie można mieć zaufania do tureckiej gospodarki, więc inwestorzy zaczęli masowo wyzbywać się tureckiej waluty.
Prezydent wezwał Turków, by w odpowiedzi masowo wymieniali obce waluty na liry. Erdoğan oznajmił też, że Turcja będzie bojkotować amerykańską elektronikę, począwszy od iPhonów, i przerzuci się na Samsunga i produkty rodzime. W internecie pojawiły się filmiki, na których Turcy rozwalają iPhony młotkiem, a nawet strzelają do nich. Erdoğan nałożył też karne cła na amerykańskie samochody (120 procent) i alkohole (140 procent).
Trump wstrzymał za to dostawy najnowocześniejszego myśliwca F35 z obawy, że system S-400 wykryje jego tajemnice i słabości i przekaże je Rosjanom, na co Erdoğan zagroził, że jego kraj może się zwrócić ku innym "przyjaciołom i sojusznikom". Szef jego MSZ spotkał się z zaproszonym do Ankary swym rosyjskim odpowiednikiem i obaj potępili amerykańską "politykę zastraszania" oraz sankcje nałożone na Rosję i na Iran. Doradca Erdoğana Yigit Bülüt z nostalgią zaczął się rozwodzić o możliwości "imperium turecko-rosyjskiego". Zapachniało rozwodem.
Kurs tureckiej waluty wzrósł jednak o kilka procent, gdy poparcie dla tureckiej gospodarki ogłosiły Włochy i Niemcy, a potem Francja. UE ma swoje własne powody, by krytykować USA po zerwaniu przez Trumpa porozumienia atomowego z Iranem. Kluczowe było jednak zadeklarowanie przez emira Kataru 15 mld dolarów kredytu dla Turcji. Emirat, objęty blokadą przez Arabię Saudyjską za sprzyjanie Iranowi, łączy z Turcją poparcie dla Bractwa Muzułmańskiego. W Katarze zlokalizowana jest jedyna zagraniczna turecka baza wojskowa. Szukając międzynarodowego poparcia, Turcja nieoczekiwanie zwolniła z więzienia dwóch greckich wojskowych, którzy przez pomyłkę przekroczyli we mgle turecką granicę, oraz przewodniczącego tureckiego oddziału Amnesty International. Wszystko to nie zmienia jednak zasadniczych parametrów kryzysu – a lira znowu spadła o 4 proc., gdy USA zapowiedziały możliwość dalszych sankcji.
Nawet, jeśli Turcja nie wyjdzie z NATO, to zaufanie do Ankary, jako członka sojuszu, zostało nieodwracalnie podważone. Rzecz w tym, że Trumpowi na NATO niezbyt zależy, natomiast dla europejskich członków sojuszu jest to wiadomość groźna: armia turecka jest w nim druga po amerykańskiej i zaprawiona w bojach. Także kryzys liry może objąć inne waluty wschodzących rynków - obie te wiadomości są dla Polski fatalne. Czy Turcja jest więc nadal dla Kaczyńskiego wzorem do naśladowania?
Sam prezes PiS się już więcej na temat Turcji nie wypowiadał, ale szef MSZ Witold Waszczykowski odwiedził Ankarę w sierpniu 2016 roku, w miesiąc po zamachu, gdy skala represji po puczu była już znana, i oznajmił, że nie widział u władz tureckich "zapiekłości w zemście". Dodał też: "Widzimy olbrzymią skalę represji, ale żadne instytucje międzynarodowe nie alarmują, by te represje wykraczały poza system prawny w Turcji". Tymczasem alarmowały i organizacje praw człowieka, i instancje UE z Federicą Mogherini na czele, zaś represje były i pozostały sprzeczne z prawem i międzynarodowym, i tureckim – nawet w jego karykaturalnej wersji obecnej. Sprawa pastora Brunsona jest tu tylko pierwszym z brzegu, acz późniejszym przykładem. Szef polskiego MSZ podkreślał za to antyrosyjską solidarność Ankary, co w świetle ostatnich wydarzeń jest groteskowe – nawet jeśli pamiętać, że także antyrosyjskość Warszawy dziś wydaje się wątpliwa. Próba zamachu stanu w Turcji »
Polska-Turcja: przepaść się zmniejsza
Jesienią 2017 roku prezydent Erdoğan złożył oficjalna wizytę w Warszawie. Podejmowany był z honorami; prezydent Andrzej Duda zapewniał, że poruszył z nim kwestię praw człowieka w Turcji podczas prywatnej rozmowy w Pałacu Prezydenckim. W tym samym czasie trwał przed pałacem protest przeciwko wizycie, zorganizowany przez polskich opozycjonistów i tureckich emigrantów. Ubrani po cywilnemu bojówkarze Erdoğana wyrywali protestującym transparenty, przy braku reakcji polskiej policji. Nie wiadomo, co prezydenci powiedzieli sobie w prywatnej rozmowie o prawach człowieka, o ile w ogóle o tym rozmawiali. Niewykluczone jednak, że zgodzili się ze sobą. Nic w każdym razie nie wskazuje, by Kaczyński i jego partia przestali uważać Turcję za wzór do naśladowania. Prezydent Turcji w Polsce »
Prezes PiS ma rację: Turcja to "poważne państwo" w sensie wywierania wpływu na politykę międzynarodową. Trudno, żeby było inaczej, gdy się jest 80-milionowym krajem o rozwiniętej gospodarce, potężnej armii i kluczowym położeniu geopolitycznym. W sąsiedztwie Turcji są jednak kraje, które podobną pozycję utraciły: Iran, który postrzegany jest głównie jako zagrożenie, i zbankrutowany Egipt, żyjący na garnuszku Arabii Saudyjskiej i przez to nie w pełni suwerenny. Wszystkie trzy jednak są silne i militarnie, i kulturowo, i tu intuicja Kaczyńskiego jest jak najbardziej trafna: bez spełniania tych dwóch warunków trudno być traktowanym poważnie.
Polski kłopot polega na tym, że nasze wpływy kulturowe są ograniczone głównie do świata słowiańskiego, gdzie ustępować musimy pola potężniejszej Rosji, a nasza siła wojskowa istnieje jedynie poprzez członkostwo w NATO. Polska jest też od Turcji o połowę mniejsza, terytorialnie i ludnościowo. Oba kraje nie grają po prostu w tej samej lidze, co ograniczać musi sensowność porównań. Pewne jest jednak, że od 1989 roku pokojowe stosunki z sąsiadami, brak konfliktów wewnętrznych i nieprzerwanie cywilne, demokratyczne i praworządne rządy znakomicie poprawiły status Polski. W tym samym czasie Turcja była niestabilna, targana wojną domową i zagrożona wojskowym zamachem, systematycznie naruszająca prawa obywateli i pogrążona w konfliktach z sąsiadami. W 2004 roku Polska została przyjęta do UE, o co Turcja bezskutecznie zabiega od roku 1963. Można powiedzieć, że Polska umiała wykorzystać swą słabszą pozycję, a Turcja zmarnować silniejszą. To Turcja winna była się inspirować Polską, a nie na odwrót.
W 2015 i 2016 roku oba kraje dokonały zasadniczego zwrotu. Turcja z autokracji stałą się po prostu dyktaturą; Polska na drogę do autokracji dopiero wstąpiła. W Polsce za ubranie pomnika w koszulkę z napisem "Konstytucja" grozi grzywna, w Turcji za szalik w kurdyjskich barwach – więzienie, a często i tortury. A przecież poważne państwa nie czują się zagrożone przez koszulki i szaliki. Oba kraje nadal dzieli przepaść, która jednak powoli się zmniejsza.