Dobry przewodnik po Trójmieście w sezonie wyciągał 15 tysięcy złotych miesięcznie. Teraz ciężko uciułać najniższą krajową. Wygrali ci, którzy na początku pandemii, zamiast siąść i biadolić, postanowili się przebranżowić.
Ewa z Wrocławia: Kiedy straciłam pracę przewodniczki wycieczek, zaczęłam się bać. Miałam złe, dziwne sny. Na przykład, że jestem pilotką na egzotycznej wyprawie i nagle nie mogę doliczyć się jednej dziewczyny z grupy. Budziłam się zlana potem. Zrozumiałam, że nie mogę czekać, aż będzie lepiej i nic nie robić. Znalazłam pracę w firmie kurierskiej. Zajmuję się rozliczaniem kurierów na koniec dnia. I mogę spokojnie zasypiać.
Anna z Trójmiasta: Nawet jak coś zarobię, to nie wystarczy, żeby przetrwać zimę. Z biadolenia chleba nie będzie. Nikt nikomu postojowego przez rok nie będzie płacił. I niech mi nikt nie mówi, że w Trójmieście nie ma pracy!
Anna z Warszawy: Turystyka? Żyją tylko restauracje i hotele. Reszta jest martwa. Musiałam zacząć działać. Teraz przyzwyczajam się do nowej pracy.
Ćwiczę się w skrupulatności
Branża turystyczna jest tą, w której ludzie stracili pracę najszybciej. I choć dziś, patrząc na zatłoczone nadmorskie kurorty i kolejki do zdobycia górskich szczytów, można by myśleć, że wszystko wróciło do normy, to tak nie jest. Dotkliwie czują to piloci zagranicznych wycieczek i przewodnicy.
Ewa Wróblewska to pilotka zagranicznych wycieczek. Jeszcze w lutym miała dwa duże wyjazdy do Jordanii i Izraela. A potem szef powiedział: "Słuchaj, jest dramat, ludzie odwołują wiosnę". - Jak Izrael się zamknął, zdałam sobie sprawę, że jest po prostu źle – mówi. Ewa uważa, że jej branża nie ruszy do przyszłego roku. I że bezczynne siedzenie to jak tkwienie w żałobie. - Nawet otwarcie granic niczego nie zmieniło, bo wiele osób boi się podróży, ale też społeczeństwo jest biedniejsze i nie będzie już tak, że niemal każdy mógł sobie raz w roku gdzieś na urlop wyskoczyć – przekonuje.
Jest zakochana w turystyce. - Byłam ciągle w podróży. Jeździłam dużo za granicę – kraje hiszpańskojęzyczne, Bliski Wschód. To uzależnia. To też niełatwa i odpowiedzialna praca, nie dla każdego, chociaż niektórzy myślą, że my to na wiecznych wakacjach – mówi. Ewa jest także przewodnikiem po Wrocławiu i wierzyła, że jak tylko obostrzenia w Polsce zostaną złagodzone, to do przewodnictwa będzie mogła wrócić i nawet godzić je z obecną pracą. Rzeczywistość jednak nie jest tak różowa. I ta zastępcza praca, o którą postarała się już na początku przestoju, teraz ratuje jej domowy budżet i sprawia, że nie musi się martwić o to, z czego zapłaci rachunki.
To fucha w firmie kurierskiej. Ewa idzie do pracy po południu, siada za biurkiem i zakopuje się w cyferkach. - To nie jest ciężka fizyczna praca, ale bardzo nużąca. I odpowiedzialna. To ja zamykam dzień poszczególnym kurierom, wszystko sprawdzam, liczę i mówię: wszystko dobrze, możesz iść do domu. Nigdy tak nie pracowałam. Teraz ćwiczę się w skrupulatności – śmieje się. Ostatnio też poświęca czas na doskonalenie się w tłumaczeniach z hiszpańskiego, bo to też może być dla niej alternatywne źródło dochodu.
Poprosiłam Ewę o zdjęcie z nowej pracy. Ostatecznie wysłała tylko te z dawnych podróży. Na przykład z Meksyku, z ubłoconą twarzą, aby chronić się przed słońcem. - A przy tych jarzeniówkach w bazie kurierskiej to człowiek jakoś tak źle wygląda – przyznaje.
Takich jak ona jest więcej.
Jak generał, który został magazynierem
Anna Kotuła włożyła kij w mrowisko na grupie społecznościowej dla pracowników branży turystycznej. Wkleiła stronę ze skryptu "Muzeum Emigracji". Bohaterowie wojenni stanęli po demobilizacji Polskich Sił Zbrojnych przed dylematem, jak związać koniec z końcem. Ze skryptu można wyczytać, że:
generał Stanisław Maczek był barmanem w Edynburgu,
generał Stanisław Sosabowski pracował w londyńskiej fabryce, był też stolarzem i tapicerem,
generał Marian Przewłocki zatrudnił się w magazynie firmy spożywczej w Anglii.
A Anna skomentowała: "Nie rozumiem coraz częściej pojawiających się komentarzy, "że nie po to się uczyliście, aby teraz w Biedronce pracować", a co gorsze "ja nic innego nie potrafię (...)". Kto ma dwie ręce i jest trochę zaradny idzie do pracy, bo tak wypada i nasi dzielni generałowie też tak zrobili. Inteligencja polega m.in. na dostosowaniu działania do sytuacji".
Anna Kotuła to przewodniczka po Trójmieście. Ale jej żywioł to, jak u Ewy, zagraniczne wyjazdy. Zna biegle hiszpański, angielski i niderlandzki. - Jak pojawiły się informacje o koronawirusie, od razu zaczęłam działać. Kiedyś udzielałam korepetycji z biznesowego angielskiego. Dałam ogłoszenia wszędzie, gdzie się dało... I cisza! Okazało się, że nikt nie myślał o tym, żeby wydawać pieniądze na szkolenie się. Zaczęłam szukać ofert z niderlandzkim, bo wiem, że to mój atut. Udało się! No i siedzę teraz i tłumaczę medyczne teksty. Wie pani, co to oznacza dla kogoś, kto na co dzień w pracy mógł do woli gestykulować, mówić do ludzi, śmiać się, być głośno? Ale mam pracę i jestem spokojna – opowiada.
Jeszcze na początku wakacji Anna wierzyła, że lada moment będzie mogła znowu oprowadzać ludzi po ukochanym Trójmieście. Tak się jednak nie stało. - Ten sezon jest stracony. Mam pojedyncze zlecenia, ale nie wyciągnę z nich nawet najniższej krajowej. A przecież w tej branży w sezonie zarabiało się na cały rok –przyznaje.
Dobry przewodnik potrafił wyciągać nawet 15 tysięcy złotych miesięcznie w szczycie sezonu. Teraz to nierealne.
Inni też próbują przetrwać.
Anna Biesiadecka z Warszawy, oprócz bycia przewodnikiem, zajmowała się organizacją eventów dla osób przyjeżdżających do Polski. Z wykształcenia jest filologiem, zna pięć języków obcych. Znalazła się w trudnej sytuacji, bo pracę w branży turystycznej stracił też jej mąż Brazylijczyk, który nie zna polskiego i mama, która też pracowała w branży turystycznej. - Musiałam znaleźć nową pracę. Udało się i pracuję w dużej sieci sklepów meblowych. Moje stanowisko to "IT support analyst". A tak po ludzku to wsparcie techniczne pracowników, inaczej "helpdesk". Do mnie trafiają zgłoszenia, zarówno te najprostsze ("nie działa mi poczta"), jak i te najbardziej skomplikowane ("popsuły się wszystkie kasy w sklepie"). Osiem godzin siedzenia przy komputerze. Ale daję radę – zapewnia.
Na początku wierzyła, że szybko wróci do turystyki. Nic nie wskazuje, że tak się stanie. - Turystyka jest martwa, a przynajmniej ta jej część, która mnie dotyczy. Biura stoją, przewodnicy nie mają pracy. Zapytań zero. Wszystko na ten rok anulowane, jakby kosą przelecieć. Więc się przyzwyczajam do słuchaweczek –mówi.
Pracę znalazła niedawno jej mama. Wyjechała do Niemiec i opiekuje się starszą osobą. - Jak wielu przewodników i pilotów – przyznaje Anna.
Malwina Puchalska-Kamińska, psycholog i trener biznesu na warszawskim Uniwersytecie SWPS, podkreśla, że ludzie, którzy szybko zaczęli działać, szybciej pozbierają się, kiedy epidemia się skończy. Jej zdaniem, warto pamiętać, że praca to nie tylko pieniądze. - Ona spełnia szereg celów – tłumaczy. - Jest niezwykle ważna dla naszej higieny psychicznej - poczucia, że nie siedzę bezczynie, tylko coś robię. Ludzie, którzy stracili pracę, tak naprawdę nie wiedzą, co ich czeka. Nie wiemy, jak ten rynek pracy będzie wyglądał za parę miesięcy. Ci, którzy znaleźli nową pracę, są aktywni, mogą mieć lżej. Oni w tej chwili utrzymują się na powierzchni. Dla naszego zdrowia psychicznego ważne jest poczucie, że mamy wpływ na własne życie. Działanie i szukanie rozwiązań dla problemów jest dla nas dobre. W drugą stronę - czekanie i myślenie, że nic się nie da, będzie nas pogrążać i osłabiać nasze szanse na ponowne znalezienie pracy. Warto działać, choć oczywiście chodzi o to, by też przemyśliwać różne opcje. Przestrzegałabym przed myśleniem “róbmy coś szybko, cokolwiek, byle coś robić”. Myślmy o tym, co możemy zrobić z naszą karierą, a potem działajmy – radzi specjalistka.
Jestem koronaworkersem
Zmiany odczuwają też pracodawcy. Przede wszystkim w branżach, w których do tej pory ciężko było o pracowników. Magdalena Baczulis prowadzi w Szczecinie niewielką firmę sprzątającą. - Przed wakacjami miałam nawet po kilka telefonów z pytaniem o pracę! – mówi. - Wcześniej to ja musiałam mocno się napracować, żeby znaleźć chętnych do sprzątania, każdy negocjował stawki i wybrzydzał. Teraz każdy się cieszy, że może pracować. Kto dzwoni? Naprawdę różni ludzie. Zatrudniałam kucharkę, która została bez pracy. Teraz są wakacje i mam przestój, ale jeśli we wrześniu przyjdzie druga fala epidemii i znowu zostaną wprowadzone ograniczenia, telefon z prośbą o pracę będzie dzwonił bez przerwy – prognozuje.
Przegląd osób szukających pracowników i osób bezrobotnych ma Paulina Dmitruk, warszawianka pracująca w sektorze kultury i branży eventów. Ona sama straciła zlecenia i postanowiła działać. - Na początku pandemii i narodowej kwarantanny powstawały grupy pomocowe, oferujące usługi za darmo, jednak na dłuższą metę nie wydały mi się wystarczającym rozwiązaniem. Zdawałam sobie sprawę, że fala oferowania usług za darmo będzie tracić na intensywności. Uważam, że najkorzystniejsze dla wszystkich jest, żeby dać sobie wzajemnie, w tej trudnej sytuacji, możliwość uzyskania dochodu – opowiada.
I tak Paulina założyła facebookową grupę "Koronaworkers – oferty pracy w kwarantannie". - Niektóre branże przeżywają zastój, natomiast w innych widać wzrost zapotrzebowania na pracowników. W takiej sytuacji wymiana informacji między zainteresowanymi jest kluczowa. Ponadto grupowicze wymieniają się tam informacjami o kursach online, najczęściej darmowych, a także platformach, które umożliwiają naukę i zdobycie nowych kompetencji – zaznacza. Charakteryzując stworzoną przez siebie społeczność, wylicza: - W grupie ludzie szukają przede wszystkim stałej pracy – zdalnej, ale nie tylko. Bardzo dużo osób straciło źródła dochodu lub stałe zatrudnienie. Na szczęście zdarzają się i tacy, którzy mogą zaoferować pracę lub zlecenia. Jest ich jednak znacznie mniej. Na początku narodowej kwarantanny poszukiwano na przykład osób do pracy w szpitalach. Pojawiły się też rekrutacje lektorów języków. Regularnie pojawiają się również oferty pracy fizycznej czy w sklepie.
Jakiś czas temu otrzymała wiadomość, która utwierdza ją w przekonaniu, że to wszystko ma sens: - Dostałam podziękowanie od człowieka, który znalazł dzięki grupie pracę. To budujące.
Złam schematy i działaj
Eksperci nie mają wątpliwości: ten rok będzie zły. Wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz oceniała, że liczba bezrobotnych na koniec roku może wzrosnąć do półtora miliona osób, a stopa bezrobocia nawet do 9-10 procent. Wszystko wskazuje na to, że stało się to już.
Na początku czerwca opublikowano pierwsze wyniki badania Diagnoza+. To badanie rynku pracy, które przeprowadza Uniwersytet Warszawski we współpracy z badaczami z innych ośrodków akademickich w Polsce. Według danych GUS stopa bezrobocia w kwietniu wyniosła 5,8 procent. W urzędach pracy było zarejestrowanych 965,8 tys. bezrobotnych, o 56,4 tys. więcej niż w marcu. Autorzy Diagnozy+ uważają jednak, że oficjalne dane nie oddają skali problemu, bo wiele osób, z różnych powodów, nie zarejestrowało się w urzędach jako bezrobotne. Według badaczy w czasie pandemii pracę straciło ok. 660 tysięcy osób, a rzeczywista liczba osób bezrobotnych w kwietniu to 1,5 mln.
Jak szukać pracy? Psycholog Malwina Puchalska-Kamińska radzi, aby przede wszystkim wybić się ze schematów. - Przekonanie, że jakaś praca jest gorsza, poniżej moich kompetencji, bardzo blokuje. To silnie wykreowany schemat: skończyłem studia, to nie mogę iść do innej pracy niż ta za biurkiem. Warto zmienić sztywne myślenie. Są badania, które pokazują, że niezwykle ważne jest to, jak myślimy o swojej pracy. Jesteśmy efektywniejsi i szczęśliwsi, jeśli postrzegamy pracę jako miejsce naszego rozwoju. Bardzo podoba mi się podejście przewodniczki, która o pracy w firmie kurierskiej mówi jako o ćwiczeniu się w skrupulatności. O to chodzi! Uczymy się nowych rzeczy, wychodzimy ze znanego nam świata i doświadczamy chociażby tego, że nie wszyscy są tacy sami jak my. Wyjście z kultury korporacji może być szokiem, ale jest też cennym doświadczeniem i tak trzeba do tego podejść – podkreśla.
Zdaniem Puchalskiej-Kamińskiej to, że reagujemy oporem, jest naturalne, ale warto ten opór przełamywać. Bierność niczego nie zmieni. Może to nie będzie praca twoich marzeń, ale usiądź i zastanów się, co możesz robić. Chodzi o zmianę myślenia. Jestem przewodnikiem i kocham pracę z ludźmi? To może pójdę teraz do sklepu, gdzie ten kontakt też będzie. Złam schematy. Działaj. To ci da poczucie kontroli. Nie warto zajmować się tym, na co nie mamy wpływu.