Czy słyszeliście kiedyś, żeby hakerzy próbowali ukraść manuskrypt powieści przed publikacją? Margaret Atwood to spotkało i między innymi dlatego tak długo musieliśmy czekać na "Testamenty", brawurową kontynuację "Opowieści podręcznej". Uwierzcie, nie chcielibyście żyć w świecie, który opisała.
Gdy we wrześniu zeszłego roku cały literacki świat oszalał, Polacy mogli tylko nerwowo zacierać ręce, wiedząc, że na swoje czytelnicze święto będą musieli czekać aż do lutego.
W pierwszej chwili zostaliśmy wykluczeni z udziału w literackim wydarzeniu roku 2019, którym była publikacja "Testamentów" Margaret Atwood, niespodziewana kontynuacja "Opowieści podręcznej". Na tłumaczenie na język polski czekaliśmy aż do teraz.
Tymczasem otoczka wokół anglojęzycznej premiery książki przypominała zamieszanie wokół promocji nowego modelu telefonu czy butów projektowanych przez gwiazdy show-biznesu. Przed księgarniami ustawiały się kolejki, a po ulicach wielkich miast, między innymi Londynu i Nowego Jorku, chodziły kobiety ubrane w charakterystyczne czerwone stroje, znane z książki i serialu, który powstał na jej podstawie. A spotkanie autorskie z pisarką było transmitowane w półtora tysiącu kin na całym świecie.
Atwood przez dekady zarzekała się, że na temat Gileadu, fikcyjnego państwa, w którym panuje teokratyczny reżim, wszystko już powiedziała. Dlaczego teraz zmieniła zdanie? - Zawsze mówiłam "nie", gdy proszono mnie o napisanie drugiej części "Opowieści podręcznej". Ale zaczęliśmy zbliżać się do Gileadu, zamiast się od niego oddalać, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, więc ponownie to przemyślałam - mówiła Atwood.
Pod presją hakerów
Balonik oczekiwań napompował dodatkowo fakt, że książka – jeszcze przed oficjalną premierą! – znalazła się w finale nagrody Bookera, jednej z najważniejszych nagród literackich na świecie. I na nominacji się nie skończyło, Atwood wygrała. Wcześniej Kanadyjka otrzymała już Bookera za inną swoją powieść – "Ślepego zabójcę" i kilkakrotnie była do niego nominowana. Ale tym razem okoliczności były naprawdę wyjątkowe. Jurorzy czytali jej książkę pod olbrzymią presją, bo… hakerzy nie szczędzili starań, by wykraść "Testamenty" jeszcze przed oficjalną premierą. Naprawdę.
- Otrzymaliśmy wiele fałszywych e-maili od osób próbujących uzyskać choćby trzy strony książki – przyznawała Atwood w dniu premiery, dziękując równocześnie redaktorom i współpracownikom w Anglii, USA i Kanadzie, którzy robili wszystko, by utrzymać manuskrypt w tajemnicy. Opowiadała o tym, jak na sześć miesięcy przed premierą ludzie, związani z książką, byli pod ciągłą presją. Literka po literce przyglądali się adresom e-mail, na które odpowiadali dziennikarzom i współpracownikom, bo hakerzy próbowali podszywać się pod osoby z najbliższego otoczenia autorki.
Ta atmosfera sprawiła też, że ograniczona została możliwość tłumaczenia książki na inne języki, tak by mogła ukazać się w tym samym czasie we wszystkich zakątkach świata. To dlatego Polacy aż do 26 lutego muszą czekać na swoją premierę, książka dopiero teraz ukazuje się u nas w przekładzie Pawła Lipszyca.
Zespół Atwood może mówić o sukcesie - do wycieku nie doszło.
Ale czy warto było czekać? Zdecydowanie.
15 lat później
Atwood zdradza, że "Testamenty" powstawały w wielu miejscach: "w przeszklonej kopule wagonu kolejowego, który utknął na bocznicy z powodu obsunięcia się ziemi, na paru statkach, w kilku pokojach hotelowych, w głębi lasu, w centrum miasta, na parkowych ławkach, w kawiarniach, a słowa były zapisywane na serwetce, w notesach i na laptopie".
Przede wszystkim powstawały jednak w umysłach czytelników "Opowieści podręcznej", którzy nieustannie pytali kanadyjską autorkę, co właściwie wydarzyło się dalej. Nie chodziło jednak tylko o losy podręcznej Fredy (kobiety zmuszanej do współżycia z komandorem, by urodzić mu dziecko), którą znamy z "Opowieści…". Książka jest odpowiedzią na inne często zadawane pytanie: Jak właściwie upadł Gilead?
"Testamenty" to historia, która toczy się 15 lat po zakończeniu "Opowieści…", jej narratorkami są trzy kobiety, których losy początkowo tylko są odrębne. Tylko jedną z nich znamy z kart pierwszej książki – to ciotka Lydia, czarny charakter, jedna z matek założycielek Gileadu.
Dzięki przeniesieniu akcji w czasie "Testamenty" w ogóle nie łączą się z serialową adaptacją "Opowieścią podręcznej", której drugi i trzeci sezon rozgrywają się zaraz po zakończeniu książkowego pierwowzoru. Atwood była konsultantką wielokrotnie nagradzanego serialu wyprodukowanego przez Hulu z Elisabeth Moss w roli głównej, ale - jak sama przyznawała - mogła co najwyżej sugerować, że coś jej się nie podoba. Prawa do treści sprzedała już dawno temu – w latach 90., ukazał się film kinowy na podstawie jej książki. I za wiele do gadania nie miała.
Ale już z kontynuacją powieści mogła robić to, co się jej żywnie podobało.
Lepiej rzucać kamieniami
I tak oto możemy obserwować teokratyczny reżim z zupełnie nowych perspektyw. Częściowo dzięki Agnes Jeminie, młodej dziewczynie wychowywanej na przykładną żonę komendanta, niepamiętającej już zupełnie, jak to było, zanim nastał Gilead. Częściowo dzięki Daisy, pozornie tylko zwykłej nastolatce z Kanady, dowiadujemy się, jak reżim widziany jest na zewnątrz. A częściowo właśnie dzięki wspomnianej już ciotce Lydii, której retrospekcje pomagają nam zrozumieć nie tylko, jak sama stała się mroczną i tragiczną postacią, ale też jak właściwie Gilead powstał. W "Opowieści podręcznej" mieliśmy tylko migawki wspomnień na ten temat. O odebraniu kobietom pieniędzy, zamachu terrorystycznym, zawieszeniu konstytucji. Teraz ich dramat został uzupełniony opowieścią o zatrzymaniu kobiet, przydzielaniu im nowych ról w społeczeństwie bezwzględnie kierowanym przez mężczyzn, w którym kobiety zostają sprowadzone do roli biernych reproduktorek.
W dzienniku Lydii przeczytacie: "Lepiej rzucać kamieniami, niż żeby to w ciebie nimi rzucano. Przynajmniej dla twoich własnych szans na przeżycie. Architekci Gileadu świetnie o tym wiedzieli. Ten typ zawsze to wiedział". Brzmi jak łatwe usprawiedliwienie? Cóż, świat – również Gileadu – nie jest czarno-biały. Może się okazać, że po lekturze "Testamentów" przestaniecie tak bardzo nienawidzić tę bohaterkę. Bo Lydia zauważa też: "Zapytasz: jak mogłam zachowywać się tak okropnie, tak okrutnie, tak głupio? Ty przecież nigdy byś takich rzeczy nie zrobiła! Ale też ty nigdy nie musiałabyś ich robić"."Testamenty" pomagają zrozumieć, jak zapadają decyzje podejmowane w obliczu zagrożenia życia. I że bohaterstwo może mieć różne odsłony. Czy wystarczą, by rozgrzeszyć Lydię? To już zależy od czytelników.
Czy pisarka może być prorokiem?
Krytycy i komentatorzy prozy Atwood często zauważają, że jej książki wyprzedzają rzeczywistość, wręcz przewidują ją, nawet gdy rozgrywają się w fikcyjnych światach. "Opowieść podręcznej" drugie życie zyskała, gdy do władzy w Stanach Zjednoczonych doszedł Donald Trump. Jej sprzedaż wzrosła wtedy podobno o ponad 200 procent. Szybuje w górę również przy okazji każdej wzmianki o serialu, antykobiecych wypowiedziach polityków, wielkich marszach w obronie praw kobiet, do których dochodzi na całym świecie.
Ale w 2017 roku Atwood pytana, czy pisarz może być prorokiem, odpowiadała: - Nikt nie może być prorokiem. A przynajmniej w naszych czasach nie powinien. O ile mocno stąpa po ziemi. W prawdziwym życiu zbyt wiele się dzieje, zbyt często bywamy niepewni, by myśleć, że istnieje jakakolwiek jedna przyszłość. Im dłużej żyję, tym bardziej pewna jestem tego, że wydarzyć się może wiele przyszłości i każda z nich jest prawdopodobna. Wiem, że gdy przyszłość opisana przez pisarza nagle zaczyna się sprawdzać, ktoś może uznać, że autorzy fikcji przejawiają zdolności profetyczne. Nic z tych rzeczy. Pisarze są często dość dobrze wykształceni, ciągle czytają, potrafią więc wyciągać wnioski. Tylko i aż tyle.
A jednak krytycy jej nie odpuszczają. Gdy otrzymała Nagrodę Pokojową Niemieckich Księgarzy, w uzasadnieniu można było przeczytać: "Atwood wykazuje w swoich dziełach polityczne wyczucie oraz czujność wobec niebezpiecznych podświadomych nurtów i procesów". "New Yorker" nazwał ją nawet "prorokinią dystopii". I dlatego czytelnicy tak czujnie śledzą jej kolejne eseje, wywiady i książki. A tych jest sporo.
Praprawnuczka czarownicy
Atwood była skazana na pisanie. Pierwsze teksty miała pisać już jako sześciolatka. Na świat przyszła w Ottawie i była dzieckiem entomologa Carla Edmunda Atwooda i dietetyczki Margaret Dorothy Killiam. Praca ojca sprawiła, że dużą część dzieciństwa spędziła w lasach w okolicach Quebecu. To tam najpewniej zapałała miłością do przyrody, która również odgrywa wielką rolę w jej twórczości. Zaczytywała się też w baśniach braci Grimm i komiksach, które rozwijały jej wyobraźnię.
Niektórzy mówią, że jest potomkinią czarownic. I to zupełnie niemetaforycznie.
Pamiętacie historię okrętu Mayflower, który w 1620 roku dopłynął do wybrzeży Ameryki Północnej? Na pokładzie byli przodkowie pisarki. Jej praprababka też zapisała się na kartach historii. Mary Webster zamieszkała w okolicach Salem, gdzie w 1692 roku doszło do słynnego procesu czarownic. Co ma z nim wspólnego krewna Atwood?
- Któregoś dnia pewien prominentny członek wspólnoty zachorował, a następnie umarł w gorączce i konwulsjach - opowiadała Atwood Katarzynie Surmiak-Domańskiej w 2008 roku. - Przed śmiercią oświadczył, iż miał wizję, że Mary wkłuwa mu szpilki w stopy. Wtedy do oskarżenia o czary wystarczył tak zwany dowód spektralny. Jeżeli człowiek, który cierpiał na jakąś chorobę albo któremu spalił się dom, zeznał w sądzie, że we śnie widział, jak oskarżona osoba wbija mu szpilki w ciało lub podkłada ogień, to wystarczyło. Zakładano, że czarownica za sprawą szatana potrafi oddzielić się od swojego ciała i zaatakować bogobojnego człowieka jako widmo. Tłumaczenie, że w tym czasie spała w domu w obecności rodziny, tylko pogarszało sprawę. Mary była sądzona za czary w Bostonie - stolicy regionu - ale ją uniewinniono. Wróciła do domu. Jednak sąsiedzi nie pogodzili się z wyrokiem i powiesili ją. Kiedy rano przyszli odciąć zwłoki ze sznura, okazało się, że Mary żyje. Uznano, że śmierć się jej widocznie nie ima i Mary ocalała. Żyła jeszcze kilkanaście lat. To było w 1685 roku. Siedem lat później w Salem powieszono by ją w majestacie prawa, a więc pewnie i bardziej profesjonalnie – dodawała pisarka.
To właśnie Mary Webster Atwood zadedykowała "Opowieść podręcznej". Napisała też o niej wiersz "Na wpół powieszona Mary". Brzmi tak: "Powieszono mnie za to, że mieszkałam sama/ Za niebieskie oczy i opaloną skórę, / Powieszono mnie za coś, /czego nie powiedziałam,/ Teraz mogę powiedzieć wszystko".
To wszystko może się przytrafić
Atwood też mówi wszystko i to bez lęku.
- W liceum usłyszałam, że powinnam dać sobie spokój z tym całym pisaniem i studiami, znaleźć dobrego mężczyznę i wyjść za mąż – opowiadała w rozmowie z "Variety".
Nie posłuchała. Jako 16-latka uznała: tak, będę pisarką. Studiowała na Uniwersytecie w Toronto. Uzyskała dyplom z języka angielskiego, francuskiego i filozofii.
Zadebiutowała w latach 60., ale jako poetka. Pierwszą powieść "Kobieta do zjedzenia" wydała w 1969 roku. Jej kolejne książki były cenione przez czytelników i krytyków. Ale to właśnie wydana w 1985 roku "Opowieść podręcznej" przyniosła jej światową sławę.
Inspirację do książki o systemie, w którym kobiety właściwie nie mają praw, czerpała z otaczającego ją świata m.in. Rumunii za czasów Ceausescu i sytuacji w USA za czasów prezydenta Ronalda Reagana, gdy próbowano ograniczyć prawa kobiet. Sięgała też do historii purytańskiej XVII-wiecznej Ameryki oraz analizowała powody powstawania totalitaryzmów.
- Obserwowałam, jak totalitaryzmy przetaczały się przez świat i nigdy nie uważałam, że to nie mogłoby się przytrafić nam. Wszystko, co spotyka bohaterów książki, musi mieć odniesienie do prawdziwych wydarzeń. Podręcznym zakazuje się na przykład czytać, tak jak kiedyś niewolnikom w Ameryce – tłumaczyła później.
Wycięliście już wszystkie drzewa?
Atwood nadal bacznie śledzi to, co dzieje się na świecie i wykorzystuje jako inspirację do pisania. Gdy udzielała wywiadów polskim dziennikarzom, chętnie odnosiła się też do sytuacji w naszym kraju.
W 2016 roku mówiła na przykład: - W Polsce macie specyficzną sytuację, pamiętam wasz kraj z połowy lat 80., gdy mieszkaliśmy z mężem w Berlinie i trochę podróżowaliśmy za żelazną kurtynę. Polska zawsze była najbardziej otwartym z krajów socjalistycznych, głównie ze względu na aktywną opozycję. Tylko że wtedy należał do niej Kościół katolicki i gdy władza zaczęła mordować księży, Polacy byli w stanie masowo zaprotestować przeciwko takim działaniom. Dziś jednak, z tego, co się orientuję, Kościół jest w większości po tej samej stronie co władza, zmienił się więc układ sił. Dziś na miejscu opozycji są kobiety.
A dwa lata później odnosiła się do wycinki Puszczy Białowieskiej. - Swoją drogą, czy wycięliście już wszystkie drzewa w Polsce? – zagadnęła w czasie jednego z wywiadów Michała Nogasia. - To tak nieodpowiedzialne działanie. Jak można nie pamiętać o tym, że dzięki drzewom nie tylko mamy czym oddychać, ale także, że dzięki nim nasza gleba żyje? Bez drzew staje się jałowa. Jak można tego nie wiedzieć?
Tego byśmy nie chcieli
Dziś Atwood jest autorką ponad 40 powieści, opowiadań, esejów, sztuk teatralnych, scenariuszy i książek dla dzieci. Jej utwory zostały przetłumaczone na 30 języków.
Zajmuje się nie tylko prawami kobiet, ale też zmianami klimatu i ekologią, jest wegetarianką. Trzeba pamiętać, że świat z "Opowieści podręcznej" nie powstałby, gdyby nie bliżej nieokreślona katastrofa ekologiczna, która zachwiała płodnością i parokrotnie wspominana jest na stronach powieści.
Ale prawdziwy popis w tej tematyce Atwood dała w trylogii "Maddaddam" ("Oryks i Derkacz", "Rok potopu", "Maddaddam"). To tam opisała świat na skraju katastrofy, który powstał z niepokoju o niekontrolowany rozwój nauki i technologii, zwłaszcza eksperymentów genetycznych. Rozwój nauki i technologii, który dziś wciąż jest dla wielu powodem do zachwytu, prowadzi tu do gorzkiego końca. Korporacje zaczynają działać jak państwa i nawet już nie udają, że chcą służyć dobru wspólnemu. Gdy chodzi o zysk, nie ma miejsca na moralność.
Derkacz, genialny naukowiec pracujący dla jednej z korporacji, postanawia zabawić się w Boga i doprowadza do śmierci niemal wszystkich ludzi zamieszkujących Ziemię. Zastąpić ich mają stworzone przez niego istoty – niebieskoskóre, niepiśmienne, wyzwolone od religii, naiwne i pięknie dziwiące się światu, żyjące w harmonii z naturą.
Atwood pochyla się tu nad odpowiedzią na pytania: a może świat bez ludzi byłby lepszy? Na niemal 1500 stronach brawurowej trylogii rozprawia się z największymi przywarami człowieczeństwa. I naprawdę nie chcielibyście, żeby jej scenariusz się sprawdził. Ona też nie.
"O mój Boże, to się zaraz wydarzy"
- Cieszy mnie, że ludzie znów rozmawiają o "Opowieści podręcznej". Przy okazji każdych wyborów sprzedaż książki rośnie. Jednak wolałabym żyć w społeczeństwie, w którym ludzie nie mówią: "O mój Boże, to się zaraz wydarzy" – mówi dziś Atwood.
Gdy jesienią odbierała Bookera za "Testamenty", przyznawała ze sceny: - Nie spodziewałam się tej nagrody. Myślałam, że jestem już na nią za stara i szczerze mówiąc, nie potrzebuję już zainteresowania. Cieszę się, że Bernardine trochę go ode mnie zabierze. W Kanadzie uważamy, że bycie w centrum uwagi jest w złym guście.
Właśnie. W 2019 roku zdarzyła się rzecz wyjątkowa. Przyznano dwie nagrody Bookera. Drugą laureatką była Brytyjka Bernardine Evaristo za jej jeszcze nieprzetłumaczoną na polski książkę "Girl, Woman, Other". - Jestem pierwszą czarną kobietą, która zdobyła tę nagrodę. Mam nadzieję, że nie będę długo jedyną, że nagradzane będą także inne czarne pisarki – powiedziała Evaristo.
Atwood pewnie chciałaby, żebyście właśnie to zapamiętali.