logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Lista tematów

  • 1
    Ludwika Włodek We Francji wszyscy pamiętają sprawę Adamy Traoré
  • 2
    Robert Klonowski Nie są "zarazą". To nie ich trzeba się bać
  • 3
    Tomasz Patora "Łowcy nastolatek", "sprzedaż" dziewczyn i sieć tajemnic w Sopocie
  • 4
    Michał Tracz "Jestem pewien, że Polska zostanie wykluczona"
  • 5
    Milena Bobrowska Palą, plądrują, niszczą. "Po zmroku nie sposób ich kontrolować"
  • 6
    Piotr Jacoń Holland: mam nadzieję, że nastąpi zmiana. Ten układ jest toksyczny i szkodliwy
  • 7
    Tatiana Serwetnyk Bił, molestował, mówił "zdechniecie". Siostry stanęły nad ojcem z nożem i młotkiem
  • 8
    Tamara Barriga Niewinny skazany na śmierć. Uwierzył mu "ojciec" Sherlocka Holmesa
logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Ludwika Włodek

We Francji wszyscy pamiętają sprawę Adamy Traoré

Zobacz

Robert Klonowski

ZobaczNie są "zarazą". To nie ich trzeba się bać

Czytaj artykuł

Tomasz Patora

Zobacz"Łowcy nastolatek", "sprzedaż" dziewczyn i sieć tajemnic w Sopocie

Czytaj artykuł

Tytuł: "Krystek" miał zmuszać do seksu dziewczynki, a potem szantażować je nagraniami Źródło: Uwaga TVN

Michał Tracz

Zobacz"Jestem pewien, że Polska zostanie wykluczona"

Czytaj artykuł

Milena Bobrowska

ZobaczPalą, plądrują, niszczą. "Po zmroku nie sposób ich kontrolować"

Czytaj artykuł

Tytuł: Minneapolis stanęło w płomieniach po zabójstwie 46-letniego czarnoskórego George′a Floyda Źródło: Jordan Strowder/Anadolu Agency via Getty Images

Piotr Jacoń

ZobaczHolland: mam nadzieję, że nastąpi zmiana. Ten układ jest toksyczny i szkodliwy

Czytaj artykuł

Tatiana Serwetnyk

ZobaczBił, molestował, mówił "zdechniecie". Siostry stanęły nad ojcem z nożem i młotkiem

Czytaj artykuł

Tytuł: "18-letnia Angelina stanęła za nim po lewej stronie, trzymając młotek, 17-letnia Maria - po prawej, z nożem. Zaczęły jednocześnie zadawać ciosy" Źródło: Maxim Grigoryev\TASS via Getty Images

Tamara Barriga

ZobaczNiewinny skazany na śmierć. Uwierzył mu "ojciec" Sherlocka Holmesa

Czytaj artykuł

Tytuł: Sprawa Oscara Slatera Źródło: domena publiczna, The Daily Times, The Ottawa Citizen, St. Louis Post Dispatch

Podziel się

Oscar Slater, niemiecki Żyd z Opola, został skazany na karę śmierci. Czekała go szubienica. Karę zamieniono mu na dożywocie zaledwie kilkanaście godzin przed egzekucją. W więzieniu spędził niemal 19 lat. Gdyby nie zaangażowanie Arthura Conan Doyle'a - twórcy postaci Sherlocka Holmesa - nigdy nie wyszedłby na wolność... A był niewinny. Był też imigrantem, a więc łatwą ofiarą.

Glasgow. Był 21 grudnia 1908 roku. 83-letnia panna Marion Gilchrist spędzała zimny przedświąteczny wieczór w swoim salonie. Grzała się w cieple buchającego w kominku ognia. I rozkoszowała ciszą, bo gadatliwa służąca Helen w końcu wyszła na chwilę załatwić sprawunki. Po jej wyjściu starsza pani upewniła się, że drzwi są zamknięte. Zawsze to robiła w obawie przed złodziejami. Bo choć żyła skromnie, to w szufladach skrywała pokaźną kolekcję biżuterii. Złoto, diamenty i brylanty były jej słabością i jednocześnie oczkiem w głowie. Rabusiów obawiała się tak bardzo, że umówiła się nawet z mieszkającą piętro niżej rodziną Adamsów, że gdy tylko usłyszą podejrzane dźwięki dochodzące z góry, zareagują natychmiast.

Sprawa Oscara Slatera. Jedna z największych sądowych pomyłek XX wieku / Wideo: Google Earth, domena publiczna, The Winnipeg Tribune, The Daily Times, St Louis Post Dispatch

Tajemniczy mężczyzna

Marion Gilchrist, która zginęła z rąk tajemniczego mężczyzny / Źródło: domena publiczna
Około godziny 19 pan Adams usłyszał głuche uderzenie w podłogę. Zaniepokojony pobiegł na górę. Drzwi były zamknięte. Nikt nie odpowiedział też na pukanie. Mężczyzna zawrócił. Na schodach spotkał Helen. Obydwoje poszli na górę. Pokojówka otworzyła drzwi, a z mieszkania nagle, niezbyt spiesznym krokiem, wyszedł mężczyzna. Biec zaczął dopiero na schodach. Zszokowana tym widokiem kobieta i pan Adams nawet nie zareagowali. Weszli do środka i usłyszeli cichy jęk, który dobiegał z salonu. 83-latka leżała na podłodze. Miała zmasakrowaną głowę. Na miejsce wezwano lekarza, ale zanim ten się pojawił, Marion Gilchrist wydała ostatnie tchnienie. Powiadomiono policję.

Diamentowa broszka

Jak wyglądało miejsce zbrodni? Gdyby nie leżąca na podłodze kobieta i powoli zasychająca na wykładzinie brunatna plama krwi, można było pomyśleć, że nie doszło tu do zabójstwa. Obrazy wisiały na swoich miejscach, krzesła ustawione były równo przy stole, a w kominku wciąż palił się ogień. Z salonu nic nie zginęło. A zabójca nie zostawił po sobie żadnych, poza ofiarą, śladów.

Inaczej było w sypialni. Tu na wierzchu leżała porozrzucana, wcześniej skrzętnie ukrywana biżuteria. Walały się też wygrzebane z szuflad dokumenty. Służąca panny Gilchrist oceniła, że z kolekcji seniorki zginęła jedynie diamentowa broszka. Nie była jednak w stanie stwierdzić, czy skradziono któryś z dokumentów.

Pokój, w którym zginęła Marion Gilchrist / Źródło: Wikipedia domena publiczna

Trzy różne rysopisy

Do akcji wkroczyli śledczy. Na miejscu nie znaleźli narzędzia zbrodni. Pana Adamsa i Helen wzięli w krzyżowy ogień pytań. Jak wyglądał mężczyzna, który minął się z nimi w drzwiach? Jak się poruszał? Czy coś powiedział? Czy miał przy sobie coś, co mogło być narzędziem zbrodni? Sąsiad i służąca podali rysopis mężczyzny, a właściwie rysopisy, bo zapamiętali go zupełnie inaczej. Podejrzanego widziała jeszcze jedna osoba, mieszkająca w okolicy 15-letnia Mary. Twierdziła, że nieznajomy mężczyzna wpadł na nią z impetem na ulicy, tuż przed domem zamordowanej kobiety. Jednak podany przez nią rysopis różnił się od dwóch poprzednich.

Zgadzali się jednak co do jednego: mężczyzna, którego widzieli, był gładko ogolony. Poza trzema naocznymi świadkami było kilkanaście osób, które twierdziły, że od jakiegoś czasu w pobliżu domu panny Gilchrist kręcił się podejrzany jegomość.

Podejrzany w Ameryce

Wiadomość o bestialskiej zbrodni zelektryzowała Glasgow, a informacje o śledztwie szybko zapełniły pierwsze strony gazet. Policja chciała znaleźć zabójcę za wszelką cenę. Dlatego z entuzjazmem przyjęto informację, że diamentowa broszka odnalazła się w jednym z lombardów. Mężczyzna, który ją zastawił, nazywał się Oscar Slater. Śledztwo mogło ruszyć pełną parą.

Jednak okazało się, że zatrzymanie podejrzewanego nie będzie prostą sprawą. Gdy śledczym udało się ustalić jego adres, okazało się, że mężczyzna wyjechał i szybko nie wróci. Kilka dni po zabójstwie 83-latki Oscar Slater wyruszył do Liverpoolu. Tam wsiadł na statek do Nowego Jorku. Dla śledczych było jasne, że mężczyzna ucieka przed sprawiedliwością. Tym bardziej że w podróż wyruszył pod fałszywym nazwiskiem. O pomoc poproszono amerykańską policję.

Przeszukanie w mieszkaniu Oscara Slatera / Źródło: The Winnipeg Tribune - 30.03.1929

Dwóch świadków na "tak"

Oscar Slater został zatrzymany, zanim zaczął realizować swój amerykański sen. Zatrzymano też jego towarzyszkę. Do Nowego Jorku wysłano trzech głównych świadków: sąsiada Adamsa, służącą Helen i 15-letnią Mary, na którą wpaść miał uciekający zabójca. Kobiety rozpoznały w Oscarze Slaterze mężczyznę, który feralnego wieczora wyszedł z mieszkania zamordowanej 83-latki. Pan Adams nie był pewien. Jednak to wystarczyło, by niemiecki imigrant z podejrzewanego stał się podejrzanym.

Do władz amerykańskich zawnioskowano o jego ekstradycję. Machina ruszyła. A prasa zaczęła rozpisywać się na temat głównego i jedynego podejrzanego w sprawie śmierci Marion Gilchrist. On sam wierzył w to, że nieporozumienie szybko się wyjaśni. Dlatego ekstradycja nie była potrzebna. Mężczyzna wrócił do Szkocji dobrowolnie.

Z Opola na podbój świata

Oscar Slater w czasie, gdy doszło do zabójstwa 83-latki / Źródło: Wikipedia domena publiczna
Kim był Oscar Slater? Właściwie nazywał się Oscar Joseph Leschziner. W momencie zatrzymania przez policję miał 37 lat. Na świat przyszedł w rodzinie niemieckich Żydów w Oppeln (dzisiejszym Opolu). Dzieciństwo spędził jednak w Beuthen (obecnie Bytom). Państwo Leschziner mieli czwórkę dzieci, żyli skromnie. Oscar nie sprawiał kłopotów w domu, choć był na bakier ze szkołą. Często wagarował. Lekcje go nudziły. Nie chciał zaprzątać sobie głowy rachunkami i lekturami, pragnął przygód. Uważał też, że w rodzinnym mieście nie ma dla niego ciekawych zajęć. Jako nastolatek wyjechał do Berlina. Później przeniósł się do Hamburga. Nigdzie nie mógł zagrzać miejsca.

W końcu opuścił Niemcy. Ruszył, przez Europę, do Wielkiej Brytanii. Stamtąd wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Wrócił i na krótko zamieszkał we Francji, by ponownie przyjechać do Wielkiej Brytanii. To właśnie tu przyciągał kłopoty. A o te nie było trudno, bo obracał się w towarzystwie postrzeganym przez porządnych Anglików jako szemrane. Hazardziści, prostytutki, alfonsi i drobni rabusie. Oscar porzucił swoje rodowe nazwisko. Zmienił je na Slater, bo było łatwiejsze do wymówienia. Nie wyzbył się jednak swojego porywczego temperamentu. A ten wpędził go dwukrotnie w kłopoty. Jako 24-latek został aresztowany za bójkę w barze. A trzy lata później, na krótko, trafił za kraty za zakłócanie porządku publicznego. Żył z obstawiania wyścigów konnych i gry w karty. Część pieniędzy, które udało mu się zarobić, wysyłał swoim schorowanym rodzicom do Niemiec. Po tym, gdy aresztowano Oscara, jego matka mówiła dziennikarzom: - Każdy rodzic marzy o tym, by mieć takiego syna.

Dlaczego prasa i policja tak łatwo uwierzyły w winę Oscara Slatera? Jako przybysz z Europy Wschodniej stał na straconej pozycji. Anglicy byli zmęczeni masowym napływem imigrantów, którzy w dodatku nie parali się pożytecznymi, w oczach klasy średniej, zajęciami. Łatwo było im więc uwierzyć w winę obcego.

Proces pełen sprzeczności

Proces był błyskawiczny. Popełniono podczas niego wiele błędów. Oskarżonemu nie pomogło także to, że dwóch amerykańskich prawników, którzy chcieli go bronić, nie zdążyło na nagle i bez uprzedzenia przyspieszoną rozprawę.

Choć w sprawie było wiele dowodów świadczących o niewinności Slatera, to albo nie pozwalano ich przedstawić, albo je ignorowano. Za to tymi, które miały dowodzić jego winy, sypano jak z rękawa. Sąd wysłuchał więc zeznań o gładko ogolonym mężczyźnie, który w dniu zabójstwa opuścił mieszkanie ofiary. Nie pochylił się jednak nad zeznaniami świadków, którzy potwierdzali, że Slater był wówczas posiadaczem bujnych wąsów. Nie wysłuchał też relacji świadka, który – kilka minut po zabójstwie Marion Gilchrist – widział Slatera spokojnie stojącego przed swoim domem.

Oskarżony przed sądem / Źródło: Wikipedia domena publiczna

 

Zignorowano fakt, że mężczyzna wprawdzie zastawił, podobną do skradzionej, diamentową broszkę w lombardzie, zrobił to jednak kilkanaście dni przed tym, zanim zniknęła z mieszkania zamordowanej kobiety. Potwierdzały to wpisy w księgach rachunkowych, którymi jednak w trakcie procesu nie zaprzątano sobie głowy. Nikt nie przejmował się też słowami Slatera. A ten szedł w zaparte. – Nie wiem nic o tej sprawie. Naprawdę nie mam pojęcia. Nie wiem, jak połączono mnie z tym wszystkim. Ja nic nie wiem – powtarzał.

Ratunek kilkanaście godzin przed egzekucją

Po czterodniowym procesie Oscar Joseph Leschziner został uznany za winnego, choć decyzja ławy przysięgłych nie była jednomyślna. Dziewięciu jej członków uważało, że mężczyzna jest winny, pięć osób uznało, że jego wina nie została udowodniona, a jeden z przysięgłych był zdania, że to nie Slater jest winny zabójstwa 83-latki.

Wyrok? Kara śmierci. Na skazanego czekała szubienica. Z takim rozstrzygnięciem nie mógł pogodzić się obrońca mężczyzny. Przygotował petycję, którą podpisało kilkanaście tysięcy osób, które nie wierzyły w winę oskarżonego o zabójstwo. Pismo poskutkowało. Wyrok zamieniono na dożywocie kilkanaście godzin przed egzekucją. Był maj 1909 roku.

Skazany odsiadywał wyrok w więzieniu w Peterhead, gdzie skazani musieli pracować w kamieniołomach. Slater, wyposażony w młotek, codziennie łupał olbrzymie bloki granitu. Po wyczerpującej pracy siadał i pisał kolejne prośby o uwolnienie. "Proszę, pomóżcie mi. Zamknięto mnie w więzieniu, a moi rodzice, których dni są już policzone, każdego dnia modlą się o sprawiedliwość dla mnie. Potraktowano mnie jak owcę prowadzoną na rzeź. Nie zwracano uwagi na to, że jestem niewinny i nie mam nic wspólnego z zabójstwem kobiety, której imienia nawet nigdy wcześniej nie słyszałem" – błagał w kolejnych listach.

Z dnia na dzień tracił jednak nadzieję na odzyskanie wolności. Nawet do swoich obrońców pisał coraz rzadziej. "Wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Czuję, że umrę i zostanę pochowany w tym więzieniu" – żalił się w liście do reprezentującego go prawnika.

"Sherlock Holmes" wkracza do akcji

Wspomniany prawnik postanowił zainteresować sprawą sir Arthura Conan Doyle'a, twórcę postaci Sherlocka Holmesa. Pisarz wnikliwie przyjrzał się śledztwu, temu, co działo się na sali sądowej i co zostało tam pominięte. Swoje ustalenia opisał w wydanej w 1912 roku broszurze "Sprawa Oscara Slatera". I choć nie pochwalał stylu życia skazańca, to nie miał wątpliwości, że z morderstwem Marion Gilchrist nie miał on nic wspólnego. Dowodził, że Slater wsiadł na statek płynący do Ameryki pod zmienionym nazwiskiem, ale nie po to, by zmylić policję, a po to, by nie zostać odnalezionym przez swoją żonę. W końcu w podróż przez Atlantyk zabrał ze sobą kochankę.

Co więcej, wprawdzie Oscar Slater miał w domu młotek, ale na pewno nie użył go, by zabić 83-latkę. Conan Doyle podkreślał, że narzędziem zbrodni nie był wcale młotek, ale – jak zauważył doktor wezwany do konającej kobiety – zakrwawiona noga krzesła stojącego w rogu pokoju. Lekarz, którego zeznania nie wzięto pod uwagę, uważał, że morderca powalił kobietę na podłogę przy użyciu krzesła, a później tylną nogą zmasakrował jej głowę. Żeby ofiara się nie ruszała, postawił nogę na jej klatce piersiowej. Dowód? Zmiażdżone żebra panny Gilchrist.

Autor powieści detektywistycznych podkreślał też, że ofiara musiała znać mordercę, bo sama otworzyła mu drzwi. Mężczyznę – jego zdaniem – miała znać też służąca. Wszystko dlatego, że wcale nie zdziwił jej widok nieznajomego wychodzącego z mieszkania swojej pracodawczyni. Zdaniem Conana Doyle'a diamentowa broszka została zabrana tylko po to, by upozorować rabunek. W rzeczywistości mordercy miało chodzić o jeden z dokumentów, które ofiara przechowywała w mieszkaniu. Rewelacje pisarza wstrząsnęły opinią publiczną. Ludzie przypomnieli sobie o sprawie i zaczęli ponownie kwestionować wyrok. A Oscar Slater na chwilę odzyskał nadzieję. Śledczy stwierdzili jednak, że opisane dowody są niewystarczające do ponownego otwarcia sprawy. Kilkanaście miesięcy później rozpoczęła się I wojna światowa. Przestano zatem martwić się losem skazańca.

Dowody niewinności

Conan Doyle jednak o nim nie zapomniał. Zresztą i Slater nie dawał o sobie zapomnieć. W 1925 roku udało mu się – przy pomocy współwięźnia, który opuszczał Peterhead – napisać krótką wiadomość do twórcy przygód najsłynniejszego detektywa. W przemyconym pod językiem liściku błagał po raz ostatni o pomoc. I choć nie było żadnych nowych dowodów, pisarz postanowił działać. Zaczął nagabywać swoich wpływowych przyjaciół, pisał do prasy i do szkockich władz. Podczas publicznych wystąpień przypominał o losie Slatera i gromadził wokół siebie coraz większą liczbę osób, które – tak jak on – nie wierzyły w winę skazańca. Jedną z nich był dziennikarz William Park.

W 1927 roku opublikował on książkę, w której wskazywał, że Slater jest niewinny. Park uważał, że kobieta wpuściła do domu mężczyznę, którego znała. Następnie miało dojść między nimi do kłótni, bo znajomy 83-latki zażądał od niej oddania mu jednego z dokumentów. Od słów przeszedł do czynów. Popchnął kobietę, która upadając, uderzyła się w głowę. Według Parka napastnik stanął wówczas przed wyborem: czy kobieta powinna przeżyć i oskarżyć go o napaść, czy pozbawić ją życia i pozbyć się oskarżeń. Dziennikarz twierdził, że mordercą był siostrzeniec Marion Gilchrist, ale nie wymienił jego nazwiska. Oczy opinii publicznej ponownie zwróciły się w stronę Oscara Slatera. Coraz więcej świadków zgłaszało się, by wyznać, że policja namawiała ich do składania fałszywych zeznań.

Także policjanci zmienili swoją postawę. Jeden z nich, przed laty pracujący nad sprawą, przyznał, że służąca Helen rozpoznała mężczyznę, który opuszczał mieszkanie jej umierającej pracodawczyni. Miała się zwierzyć z tego siostrzenicy zamordowanej 83-latki. Z jej słów wynikało, że mężczyzna był jednym z  członków szkockiej śmietanki towarzyskiej. Jego danych nigdy jednak nie ujawniono. Śledczy, który ujawnił te informacje, miał zostać objęty immunitetem, tak by nie stracił swojej posady. Zamiast tego zwolniono go ze służby.

Prasa opisywała walkę Oscara Slatera i zaangażowanie twórcy postaci Sherlocka Holmesa / Źródło: The Daily Times - 27.02.1928

Wolność odzyskana niemal po 19 latach

W 1927 roku brytyjski minister do spraw Szkocji poinformował, że po niemal 19 latach odsiadki Oscar Slater zostanie zwolniony z odbywania kary. Kilka dni później mężczyzna opuścił więzienne mury. Był wolny, ale nie doczekał się przeprosin.

"To wspaniałe. Wolność jest wspaniała. Moja radość jest wielka, ale nie jeszcze pełna. To dopiero pierwszy krok do tego, by ostatecznie udowodnić moją niewinność. Nie popełniłem tej zbrodni, a ukarano mnie za nią tak okrutnie" – cytowały słowa mężczyzny ówczesne dzienniki. Można było w nich też wyczytać, że serce Slatera krwawi i żąda sprawiedliwości. "Modliłem się i miałem nadzieję, że ten dzień nadejdzie. Nie chciałem umrzeć w więziennej celi" – przyznawał i dziękował wszystkim, którzy walczyli o jego uwolnienie.

55-latek, który spędził swoje najlepsze lata za kratami, był zdeterminowany, by oczyścić swoje imię. Pieniądze na sądową batalię pożyczył mu "ojciec" Sherlocka Holmesa, a amerykańscy prawnicy – którym przed laty uniemożliwiono obronę Slatera – przyjechali do Szkocji na własny koszt. Mężczyzna domagał się przeprosin i zadośćuczynienia. Dostał 6 tysięcy funtów, co wówczas było niemałą kwotą. Na jednym z archiwalnych zdjęć widać Slatera, który opuszcza sąd. Jest wolnym człowiekiem z pokaźną sumą w kieszeni. Czy się cieszy? Nie wiadomo. Na twarzy elegancko ubranego mężczyzny, który podpiera się laską, rysuje się zaciętość.

Oscar Slater tuż po uniewinnieniu / Źródło: Davis / Stringer/Getty Images

Dobrotliwy meloman

Oscar Slater po wyjściu na wolność wrócił do swojego prawdziwego nazwiska. Jako Joseph Oscar Leschziner ożenił się i zamieszkał w nadmorskim Ayr w Szkocji. Unikał rozgłosu. Jego żona (zmarła w 1992 roku) wspominała, że lubił muzykę, teatr i kino. Po latach spędzonych za kratami uwielbiał także długie rozmowy i jeszcze dłuższe spacery. Wspierał stowarzyszenia zajmujące się chorymi i bezdomnymi dziećmi. Swoich własnych nie miał. Część jego rodziny, w tym mieszkająca w Breslau (dzisiejszym Wrocławiu) siostra, zginęła w niemieckich obozach śmierci. On sam nigdy do Niemiec nie wrócił. Przeżył II wojnę światową. Zmarł 31 stycznia 1948 roku w Ayr na zatorowość płucną.

Sprawa Oscara Slatera uchodzi za jedną z największych pomyłek sądowych XX wieku.

Zabójcy panny Marion Gilchrist nigdy nie znaleziono.

****

Dom, w którym doszło do zabójstwa:

****

Przy pisaniu tekstu wykorzystałam archiwalne artykuły zamieszczone w amerykańskiej prasie: "Johnson City Press And Staff News" z 14 IX 1936 roku, "Norwich Bulletin" z 23 I 1913 roku, "The Jackson Sun" z 13 IX 1936 roku, "The Brooklyn Daily Eagle" z 3 I 1909 roku, "The Daily Times" z 27 II 1928 roku, "The Boston Globe" z 27 II 1949 roku. Korzystałam także z książek: "Oscar Slater: The Immortal Case of Sir Arthur Conan Doyle" Thomasa Toughilla i "The Oscar Slater Murder Story: New Light on a Classic Miscarriage of Justice" Richarda Whittington-Egana.

Podziel się
-
Zwiń

Redaktor prowadząca

Aleksandra Majda

 

Autorzy

Ludwika Włodek, Piotr Jacoń, Robert Klonowski, Tomasz Patora, Milena Boborowska, Tamara Barriga, Michał Tracz, Tamara Barriga

 

Redakcja

Aleksandra Majda, Mateusz Sosnowski

 

Realizacja

Estera Prugar, Joanna Smolińska, Klara Styczyńska

 

Korekta

Krzysztof Wojciechowski, Jarosław Butkiewicz

 

Fotoedycja/Grafika

Wiktoria Diduch, Mateusz Gołąb, Daria Ołdak, Michał Sadowski, Jacek Barczyński

Poprzedni weekend 30-31.05.2020
2 tygodnie temu 23-24.05.2020
3 tygodnie temu 16-17.05.2020
3 tygodnie temu 16-17.05.2020
4 tygodnie temu 09-10.05.2020
Zobacz wszystkie