Mało kto wierzył, że "to" w ogóle będzie w stanie polecieć. Było brzydkie jak noc, a stara zasada mówiła, że jak coś ma latać dobrze, to musi wyglądać dobrze. Maszyna nazwana później Have Blue burzyła jednak dotychczasowe prawdy i była rewolucją. Upór grupy kilku ludzi pracujących pod znakiem skunksa zmienił lotnictwo wojskowe.
Wyglądająca niczym małe UFO maszyna Have Blue była ściśle tajna. Nawet w Pentagonie o jej istnieniu początkowo wiedziało tylko kilka osób. Po prostu dawała USA zbyt wielką przewagę nad ZSRR, aby móc ryzykować jej ujawnienie.
To od Have Blue na dobre rozpoczęła się rewolucja "niewidzialnych" dla radarów samolotów. Często nazywanych też od angielskiego słowa "stealth". Kiedy zaczęto go projektować w połowie lat 70., był jednak czymś w rodzaju UFO. Nawet dla doświadczonych inżynierów zajmujących się od lat najtajniejszymi projektami. Nadali mu nazwę Hopeless Diamond (diament bez nadziei/beznadziejny diament).
Zachęcający kopniak w cztery litery
- Postradałeś zmysły? Przecież to g... nigdy nie poleci! - takie słowa z ust mentora, guru i zarazem żywej legendy trudno było zignorować. Na dodatek wzmocnione zaskakującym kopniakiem w pośladki.
Autor tych słów, Kelly Johnson, nie bawił się jednak w półśrodki. Był tytanem amerykańskiej branży lotniczej. Stworzył wiele rewolucyjnych maszyn, w tym niedościgniony SR-71 Blackbird. Miał legendarną wiedzę i instynkt. Od swoich współpracowników wygrał niezliczoną ilość ćwierćdolarówek, zakładając się z nimi o najróżniejsze rzeczy. Potrafił z dokładnością do kilku stopni przewidzieć, jak bardzo rozgrzeje się dziób maszyny pędzącej 3000 km/h, choć nikt wcześniej takiej nie stworzył, ani nie zbadał. Po prostu wiedział.
Have Blue był jednak jednym z bardzo nielicznych przypadków, kiedy Johnson ćwierćdolarówkę przegrał. Wygrał ją Ben Rich, jego następca na stanowisku szefa działającej w tajemnicy firmy Skunk Works ("skunksie zakłady" - nazwa się wzięła od tego, że początkowo stały obok śmierdzącej fabryki).
To on otrzymał kopniaka i mało zachęcające przywitanie. - Akurat stałem przy stole roboczym nad jakimś rysunkiem technicznym. Byłem zamyślony i nie zauważyłem, kiedy bez pukania wpadł do mojego biura - wspominał Rich.
Johnson miał prawo czuć się jak u siebie w domu. Zakłady Skunk Works były jego dziełem, ukochanym dzieckiem, bo na prawdziwe nigdy nie starczyło mu czasu. Choć kopniak mógłby wskazywać inaczej, to Rich był jego ulubieńcem i od lat szykował go na swego następcę. Kiedy więc w 1975 roku Johnson przekroczył wiek emerytalny, to z żalem, ale bez wahania oddał mu stery.
Nie spodziewał się jednak, że w zaledwie kilka miesięcy jego pupil porwie się na coś, co on sam uzna za "g..." bez przyszłości. Rich był jednak uparty i postawił się swojemu mentorowi. Wówczas założyli się o ćwierćdolarówkę, czy Have Blue rzeczywiście będzie niewidzialny dla radarów.
Jak ukryć latających szpiegów
Upór Richa był jednak jedną z tych cech, które tak naprawdę Johnson w nim cenił. Rich miał też niezaprzeczalnie wielki talent techniczny i był otwarty na nowe idee. Kiedy więc w kwietniu 1975 roku do jego biura zaszedł Denys Overholser, 36-letni inżynier i specjalista od radarów, szybko zaraził się jego pomysłem spisanym na kilku kartkach.
Overholser wyjaśnił, że od jakiegoś czasu z grupą współpracowników zagłębiał się na nowo w teorię obliczania powierzchni odbicia radarowego. - Dla tych, którzy się tym nie zajmowali specjalistycznie, było to wówczas czymś w rodzaju średniowiecznej alchemii - wspominał Rich. Chodziło o obliczanie, jak samolot będzie odbijał fale radarowe i w efekcie jak łatwo będzie go wykryć z Ziemi.
W Skunk Works już od lat 50. pracowano nad tą kwestią, początkowo starając się uczynić jak najtrudniejszymi do namierzania przez radziecką obronę przeciwlotniczą samoloty szpiegowskie U-2. Efekt był bardzo umiarkowany.
Później zgromadzoną wiedzę użyto przy projektowaniu maszyny szpiegowskiej nowej generacji, czyli A-12 i SR-71 Blackbird. Tu sukces był większy, ale nadal radzieckie radary mogły wykrywać amerykańskich intruzów, choć stało się to znacznie większym wyzwaniem niż w przypadku U-2.
Pomoc z ZSRR
Rewolucja okazała się możliwa paradoksalnie dzięki radzieckiej nauce. Oberholser natrafił na publikację Piotra Ufimcewa, naukowca z Moskwy, który w 1966 roku opublikował pracę na temat odbijania fal elektromagnetycznych przez różne powierzchnie. Istotnie zrewidował teorię stojącą za tym zagadnieniem od początku XX wieku. W ZSRR nikt nie poznał się na jego pracy i publikacja po kilku latach trafiła na Zachód.
Oberholser zdał sobie sprawę, że stosując wzory opracowane przez Ufimcewa, można bardzo precyzyjnie obliczyć echo radarowe samolotu a co za tym idzie zaprojektować go tak, aby było ono jak najmniejsze. Wszystko w oparciu o dane wypracowane przez komputer. Według wstępnych obliczeń Oberholsera samolot "niewidzialny" dla radarów musiałby składać się z dużych płaskich trójkątnych powierzchni ustawionych pod odpowiednimi kątami. Był to efekt ograniczeń ówczesnych komputerów. Te najsilniejsze miały możliwości mniejsze niż współczesny smartfon. Mogły więc wykonywać obliczenia dla prostych powierzchni, najlepiej trójkątów.
Rich zapalił się do pomysłu i kazał napisać odpowiednie oprogramowanie. Już po trzech miesiącach Oberholser miał potwierdzenie swoich wstępnych kalkulacji - samolot niewidzialny dla radarów musi być latającym dziwadłem złożonym z trójkątnych powierzchni. Kiedy projekty zobaczyli doświadczeni inżynierowie, którzy mieli na tej podstawie stworzyć działającą maszynę, zaczęli pukać się w głowy. Każdy wiedział, że ten "beznadziejny diament" w ogóle nie będzie chciał latać.
Pomimo silnego oporu Rich narzucił swoją wolę i postawił ćwierćdolarówkę przeciw Kelly'emu. Dostrzegł w technologii stealth rewolucję. Jeśli samolotu nie da się zlokalizować radarem, to nie można go zestrzelić. Gigantyczne pieniądze wydane przez ZSRR na najlepszą na świecie obronę przeciwlotniczą nie będą miały znaczenia. Zdał sobie sprawę, że jeśli przekona wojsko, to jego firma zarobi miliardy. Początkowo myślał o kilku - ale jak stwierdził już w latach 90. - "były to zdecydowanie zbyt ostrożne szacunki".
Radarowa czarna dziura
Sprzedanie pomysłu wojskowym okazało się proste. Pentagon przeżywał wówczas jeszcze szok wynikający z wojny Jom Kippur w 1973 roku. Korzystający wówczas z amerykańskich samolotów i amerykańskiej taktyki Izraelczycy odnieśli porażające straty w starciu z dostarczoną przez ZSRR państwom arabskim bronią przeciwlotniczą. - W Pentagonie wyliczono, że wobec tego nasze lotnictwo w starciu z ZSRR zostałoby zdziesiątkowane w ciągu 17 dni - wspominał Rich. Uniknięcie takiej perspektywy stało się absolutnym priorytetem.
Zajmująca się rozwojem technologii wojskowych agencja DARPA już od 1974 roku prowadziła tajny program budowy "niewidzialnego" myśliwca. Do prac nie zaproszono jednak Skunk Works (należącego do koncernu Lockheed), choć firma miała prawdopodobnie największe doświadczenie w ograniczaniu echa radarowego. Problem w tym, że wiedzę tę zdobyto głównie w trakcie programów budowy samolotów szpiegowskich, które były ściśle tajne. Kiedy Rich dowiedział się o programie DARPA, musiał przy pomocy Kelly'ego wyprosić w CIA i Pentagonie nadzwyczajną zgodę na możliwość pochwalenia się możliwościami swojej firmy.
Okazało się jednak, że zrobił to za późno. DARPA rozdysponowała te pieniądze, które miała na prace nad samolotem stealth. Rich zagrał więc va banque. Przekonał zarząd Lockheeda, aby zainwestował kilka milionów dolarów i zaryzykował, choć firma stała wówczas na krawędzi bankructwa.
Skunk Works weszły do programu DARPA za własne pieniądze i już we wrześniu 1975 roku było gotowe kilka modeli "beznadziejnego diamentu". Jeden umieszczono na specjalnym słupie na poligonie i skierowano nań radar. - Stałem obok operatora, który starał się mnie przekonać, że model musiał spaść ze słupa, bo nic nie może wykryć. Wówczas na "diamencie" usiadł jakiś ptak, który natychmiast został wychwycony przez radar - wspominał Rich.
Okazało się, że model Skunk Works jest radarową "czarną dziurą". Był tysiące razy mniej widoczny niż najnowocześniejsze wówczas samoloty wojskowe. Podczas dalszych testów na początku 1976 roku trzeba było zaprojektować nowy słup do montowania modelu, ponieważ dotychczas używany okazał się świecić jak latarnia na ekranach radarów zmuszonych do pracy na granicy możliwości w celu wykrycia choćby śladowego odbicia "diamentu".
Wówczas Rich wygrał ćwierćdolarówkę od Kelly'ego. Jego mentor musiał przyznać, że pokazane mu kilka miesięcy wcześniej wstępne obliczenia Oberhoslera były trafne.
Pilot bez komputera nie dałby rady
Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie. Rich poprosił Oberhoslera, aby załatwił mu jakąś kuleczkę, która będzie odpowiadać wielkości "diamentu" dla radarów. Dostał niewielką kulkę z łożyska, podobną do szklanych kulek, jakimi bawią się dzieci. Zapakował kilka takich kulek w walizkę i poleciał do Waszyngtonu. Puszczał je po stole zaskoczonym generałom w Pentagonie, mówiąc, że "to będzie twój samolot na ekranie radzieckiego radaru". - Już po kilku miesiącach takie pokazy mogłem urządzać tylko osobom z dopuszczeniem do najtajniejszych informacji - wspomina Rich.
Wiosną 1976 roku Skunk Works oficjalnie wygrały konkurs DARPA i dostały kontrakt na budowę dwóch maszyn eksperymentalnych, którym formalnie nadano kryptonim Have Blue. Rich poprosił o 30 milionów dolarów, ale wojsko miało tylko 20 wolnych milionów w "czarnym budżecie" na tajne projekty. Wybłagał więc od zarządu Lockheeda resztę, stawiając na szali swoją reputację i być może karierę.
Prace ruszyły z kopyta. Eksperymentalne maszyny budowano z tego, co było pod ręką. Chodziło bowiem o to, by maksymalnie ograniczyć koszty. Wykorzystano części z wielu już istniejących samolotów - od nowego myśliwca F-16 poprzez bombowiec taktyczny F-111 po bombowiec strategiczny B-52. Z tego pierwszego zapożyczono kluczowy element - nowoczesny komputer i układ sterowania.
Zgodnie z przewidywaniami inżynierów Have Blue nie byłby w stanie utrzymać się w powietrzu, gdyby sterował nim człowiek. Ze względu na swój kształt był kompletnie niestabilny. Bez pomocy komputera pilot w kilka sekund straciłby nad nim kontrolę. Zmodyfikowany system sterowania z F-16 był jednak w stanie wprowadzać błyskawicznie precyzyjne poprawki do ruchów sterów wykonywanych przez człowieka. Pilot ruszając joystickiem w praktyce tylko dawał znać, jakie chce wykonać ruchy, a komputer zajmował się już tym, aby samolot rzeczywiście je zrobił. To podstawa we współczesnych samolotach, ale wówczas była to wielka nowość. Bez niej rewolucja "stealth" nie byłaby możliwa.
Pierwszy egzemplarz testowy miał być gotowy w sierpniu 1977 roku. Pojawiły się jednak problemy. Prace znacznie opóźniały między innymi skrajne wymogi tajności narzucone przez wojsko. Skunk Works od początku poruszały się w świecie tajnych konstrukcji, ale tym razem sytuacja stała się wręcz absurdalna. Jeden z zespołów inżynierów zaprojektował sobie kubki do kawy z nadrukiem. Widać na nim było chmurkę, z której wystawał z jednej strony dziób Have Blue, a z drugiej ogon skunksa. Zostały uznane za materiał top secret. Kiedy nie pili z nich kawy, musiały być zamknięte w sejfie.
Rich miał dodatkowo pecha, bo na początku września zaczął się strajk robotników w Lockheedzie. Nie chcąc dopuścić do jeszcze większego opóźnienia, rękawy zakasali inżynierowie i kierownicy. - Kilkudziesięciu pracowało po 12 godzin, siedem dni w tygodniu, przez prawie dwa miesiące - wspominał Rich. Dzięki temu pierwszy Have Blue był gotowy w październiku 1977 roku. Wstępne próby na ziemi zajęły miesiąc. Potem maszyna została nocą załadowana do samolotu transportowego i przewieziona do bazy Groom Lake, czyli Strefy 51.
Dodatkowy bonus za lot "badziewiem"
Pierwszy lot odbył się 1 grudnia 1977 roku. Za sterami znalazł się Bill Park, pilot testowy Lockheeda, który od lat oblatywał najdziwniejsze dzieła Skunk Works. Już trzy razy musiał się katapultować i ledwo uchodził z życiem. - Have Blue był jednak najbrzydszym samolotem, jakim musiałem latać. Dodatkowo był zbudowany po kosztach i miał między innymi tragiczne hamulce - wspominał.
Park powiedział Richiemu, że pilotowanie "takiego badziewia" daje mu prawo do podwójnej stawki, na co ten się zgodził bez wahania. Zdawał sobie sprawę, że nadchodzi moment prawdy i ktoś musi zaryzykować życiem, aby sprawdzić, czy jego wizja przetrwa starcie z rzeczywistością. Za pierwszy lot Park dostał 25 tysięcy dolarów, co i dzisiaj jest sporą kwotą.
- Był piękny, trochę chłodny poranek. Idealne warunki do lotu. Tego dnia nie potrzebowałem żadnej kawy. Od świtu byłem nakręcony - wspominał Rich. Ze względu na stosunkowo słabe silniki maszyna rozpędzała się bardzo powoli. Kiedy wyraźnie zaczęła zbliżać się do końca pasa, wszyscy obserwatorzy wstrzymali oddech, ale Park spokojnie poderwał samolot w powietrze. W tym momencie Kelly miał się odwrócić do Richa, poklepać go po ramieniu i po raz drugi przyznać się do błędu. "Rich, masz swój pierwszy samolot" - powiedział.
Nowe pokolenie samolotów
W trakcie trwających kolejne dwa lata lotów testowych okazało się, że "beznadziejny diament", "g..." i "badziew" sprawuje się bardzo dobrze. Latanie nim okazało się dość przyjemne. Komputer zawiadujący układem sterowania świetnie zdawał egzamin. Próby z udziałem wojska zakończyły się spektakularnymi sukcesami. Przeciw Have Blue rzucano najlepsze systemy przeciwlotnicze i myśliwce, które nigdy nie zdołały jednak namierzyć małego samolociku.
Choć ostatecznie oba prototypy rozbiły się w wyniku awarii mechanicznych (w obu przypadkach piloci katapultowali się i przeżyli, Park już czwarty raz w życiu), to już po pierwszym locie Pentagon złożył zamówienie na maszyny seryjne. Wystarczyło potwierdzenie, że "badziew" lata, a wizja kuleczki z łożyska załatwiła resztę.
Ostatecznie Skunk Works dostarczyły w 1982 roku wojsku pierwszą "niewidzialną dla radarów" maszynę bojową - bombowiec F-117 Nighthawk. Potem jeszcze 64 kolejne. Były dwa razy większe od Have Blue i wprowadzono do nich wiele drobnych zmian, ale generalnie był to ten sam "badziew", który zaprojektowano w oparciu o wzory radzieckiego naukowca.
F-117 były tak tajne, że zbudowano dla nich oddzielną bazę Tanopah niedaleko Strefy 51. W przypadku wojny z ZSRR maszyny miały znienacka wtargnąć nad wrogie terytorium w najsilniej bronione obszary i zrzucić po dwie laserowo naprowadzane bomby na najważniejsze cele. Ich istnienie ujawniono dopiero w 1988 roku. Swoją premierę bojową miały nie nad ZSRR, ale w 1991 roku nad Irakiem, kiedy co noc bombardowały najsilniej bronione cele. Choć wojskowi spodziewali się utraty przynajmniej co piątej maszyny, nie stracili żadnej.
Zgodnie z przewidywaniami Richa technologia "stealth" okazała się rewolucją. Wraz z szybkim rozwojem komputerów można było zrezygnować z trójkątów i opracować bardziej złożone "niewidzialne" samoloty. Dlatego tylko F-117 przypominał latający diament. Kolejne samoloty "stealth" jak bombowiec B-2 czy myśliwce F-22 i F-35 są już znacznie bardziej opływowe.
Choć Rosjanie od lat twierdzą, że ich najnowsze radary wykrywają "niewidzialne" maszyny i technologia "stealth" jest już passe, to Amerykanie wydają się być przekonani, że jest inaczej i wykorzystują ją w praktycznie w każdym nowym samolocie.