- Mundial jest raz na cztery lata, a my go kompletnie spieprzyliśmy - bez ogródek oświadczył w 2006 roku Artur Boruc. Dwanaście lat później tłumaczyć musiał się Robert Lewandowski. On, kapitan reprezentacji, też nie gryzł się w język. Przy okazji nakreślił smutny obraz polskiego futbolu. Przyznał, że z kolegami nie potrafili zrobić na boisku nic.
Wszystko potoczyło się według scenariusza dobrze znanego polskiemu kibicowi - trzy mecze w grupie i powrót do domu. Po nieudanych mistrzostwach świata w Korei (2002) oraz w Niemczech (2006) również w Rosji nie udało się przebrnąć pierwszej rundy.
Lewandowski za rachunek sumienia zabrał się po drugim spotkaniu - klęsce 0:3 z Kolumbią, eliminującej ekipę Adama Nawałki z turnieju.
- Walczyliśmy, daliśmy z siebie wszystko. Niestety, nie byliśmy w stanie przeskoczyć poziomu, na którym jesteśmy. Na więcej nas nie stać. Były w kadrze kontuzje, były problemy w klubach, a piłkarza nie sposób przygotować do turnieju w trzy tygodnie - tłumaczył dzień po meczu, gdy zwołano specjalną konferencję prasową.
Mówiąc inaczej, Polacy do mundialu nie pasowali.
Bałagan w drużynie
Oczy bolały już od samego oglądania tego, co Biało-Czerwoni wyczyniali na murawie. Raziła bezsilność. Pogubił się sam Nawałka, który zachowywał się jak nie on - trener zahartowany w bojach (pierwsza wygrana z Niemcami, ćwierćfinał Euro 2016, awanse na dwie kolejne imprezy - żaden selekcjoner wcześniej tego nie dokonał), a przede wszystkim perfekcjonista nieznoszący improwizacji, do bólu przewidywalny.
Przed mistrzostwami zarządził naukę drugiego wariantu taktycznego - z trójką środkowych obrońców. Ustawienie niełatwe do opanowania, co pokazały już sparingi. Selekcjoner mimo to pomysłu nie porzucił. Chciał w ten sposób zaskoczyć rywali, a sobie dać większe pole manewru.
Konsekwencji zabrakło mu w kluczowym momencie. Na inaugurację z Senegalem wrócił do sprawdzonego schematu (czterech graczy w defensywie i dwóch nominalnych skrzydłowych), by w drugiej połowie - przy niekorzystnym wyniku - znów zmienić taktykę. Efekt? Porażka 1:2, która podcięła drużynie skrzydła.
Kadrowiczom zebrało się na szczerość po meczu z Kolumbią. Obrońca Maciej Rybus wyznał, że przez granie jednym, a za chwilę drugim ustawieniem panował bałagan. Zespół nie wiedział, jak ma grać.
- To był chyba lapsus językowy - odpowiedział piłkarzowi zaskoczony Nawałka.
Wymiana zdań poszła w świat. Potwierdziła tylko, że reprezentacja nie funkcjonowała, jak należy.
Wystarczyło spojrzeć choćby na Szwedów. Skandynawowie nie są przecież zaliczani do ścisłej światowej czołówki i nie porywali swoją grą (kto by tam dziś o tym pamiętał), ale samą solidnością potrafili zapracować na ćwierćfinał MŚ. Nie postawili na rewolucyjne zmiany. Szlifowali taktykę, w której czuli się komfortowo.
Komedia na boisku
Zwycięstwo Polaków z Japonią (1:0) nie miało już znaczenia. A przy tym i tak najedliśmy się wstydu.
Kibice i reporterzy z całego świata byli osłupieni, obserwując, jak w ostatnich minutach tamtego spotkania Azjaci w żółwim tempie wymieniają między sobą podania (minimalna porażka nie wykluczała ich z mundialu). Z kolei wybrańcom Nawałki dziwnie brakowało chęci, żeby piłkę przechwycić.
Z tego powodu ucierpiał Jakub Błaszczykowski. Były kapitan kadry nie mógł wejść na boisko (nie zdołał zagrać w reprezentacji po raz 101.), bo przerwa, by dokonać zmiany, po prostu się nie pojawiała. Nawałka kazał więc Kamilowi Grosickiemu symulować kontuzję. Sędzia na tę komedię nie zareagował.
Nadzieje były jak zawsze duże, więc balon oczekiwań pękł z hukiem. To w Rosji pokolenie Błaszczykowskiego, Łukasza Piszczka (po mundialu zakończył występy w kadrze) czy Lewandowskiego miało spełnić się w reprezentacji. Okazało się jednak, że zespół dowodzony przez Nawałkę osiągnął szczyt swoich możliwości dwa lata wcześniej we Francji.
W takich okolicznościach zakończyła się pięcioletnia misja selekcjonera. - Przyjmuję falę krytyki. Popełniłem wiele błędów, biorę za nie pełną odpowiedzialność - przyznał Nawałka na pożegnalnej konferencji prasowej. - Nie trafiłem ze składem w tym pierwszym, najważniejszym meczu mundialu. Ale żeby była jasność - od pierwszego dnia zgrupowania wszyscy byli w pełnej gotowości. Uważam, że selekcja była optymalna, tu zrobiliśmy wszystko - podkreślił.
Niewiele wiadomo
We wrześniu Polski Związek Piłki Nożnej - wzorem Niemców - pokazał pomundialowy raport. W 91-stronnicowym dokumencie słów, jak to u Nawałki, było dużo, ale treści mało.
Dowiedzieliśmy się o "błędnie zaplanowanych przygotowaniach” do starcia z Senegalem i "symptomach świadczących o pewnych napięciach wewnątrz grupy".
Powiedzieć, że pozostał niedosyt to mało.
Reprezentację ma odbudować Jerzy Brzęczek. Na razie nie wygrał żadnego z sześciu spotkań. W marcu czeka go pierwszy mecz kwalifikacji Euro 2020. Tam miejsca na błędy jest bardzo niewiele.
Krzysztof Zaborowski