W tej ponurej historii od samego początku coś nie grało. Skąd nakłucia na ramieniu kogoś, kto panicznie bał się igieł? Skąd pomysł, że pięściarski mistrz królewskiej kategorii wstrzyknął sobie śmiertelną dawkę heroiny? Wiadomo tyle, że w ringu przysparzał problemów rywalom, a poza nim przede wszystkim sobie. I skończył fatalnie, co od dawna mu przepowiadano.
Żona Sonny'ego Listona, Geraldine wróciła z wycieczki 5 stycznia 1971 r. Otworzyła drzwi ich domu w Las Vegas i już w progu poczuła ten zapach. Ciało męża leżało w sypialni, w nogach łóżka. Nie żył od sześciu dni. Na jednym z ramion boksera widoczne były ślady po wkłuciach igły. Sekcja zwłok wykazała obecność heroiny, uznano zatem, że pięściarz ją przedawkował.
Sędzia śledczy oficjalnie stwierdził naturalne przyczyny zgonu. I sprawę zamknięto. Nigdy nie wszczęto śledztwa w sprawie zabójstwa.
Jednak wszem i wobec wiadomo było, że Liston lękał się zastrzyków, panicznie bał się igieł. Jego stary druh i były trener Johnny Tocco zapewniał, że teoria o wstrzykniętych narkotykach to "pieprzone bzdury". – Sonny nigdy nie miał do czynienia z żadną heroiną – oświadczył.
Po latach wychodzą na jaw nowe wątki, dotyczące życia i tajemniczej śmierci tego wybitnego pięściarza.
Wielki niedźwiedź
Nazywał się Charles Liston, ale świat zna go jako Sonny'ego Listona. Urodził się w Forrest City w stanie Arkansas. Data nie jest znana. W roku 1970 – czyli tym, w którym zmarł – utrzymywał, że miał 38 lat. Według znajomych tak na oko zbliżał się do pięćdziesiątki. Był jednym z 25 dzieci, wliczając w to poprzednie związki rodziców. Ojciec, podobno nikczemnik i łotr, zajmował się uprawą ziemi. – Jedyne, co o nim zapamiętałem, to bicie – wspominał Sonny.
Ali dorzucał, że Liston nawet śmierdzi jak niedźwiedź. Zapowiedział, że dostarczy go do miejscowego zoo
Jako nastolatek trafił do St. Louis, gdzie okradał restauracje i stacje benzynowe, za co – rzecz oczywista – wylądował za kratami. Tam dowiedział się, co chce w życiu robić. Nauczył się boksować, z łatwością zgarnął mistrzostwo więzienia, a kapelan zachęcił go, by po wyjściu zajął się tym na dobre.
Został zatem "Wielkim Niedźwiedziem" – tak brzmiał jego oficjalny pseudonim. Muhammad Ali, czyli rywal z ringu, wyśmiewał tę grozę. Używał określenia "Wielki Brzydki Niedźwiedź", dorzucał do tego komentarz, że Liston nawet śmierdzi jak niedźwiedź. Zapowiedział, że dostarczy go do miejscowego zoo.
Wystarczająco cywilizowany, by wejść do ringu
Z pierwszych 36 pojedynków przegrał tylko jeden, dosyć przypadkowo. Podobno śmiał się w ringu z niejakiego Marty'ego Marshalla, jawnie go lekceważył. I został ukarany – wkurzony do żywego Marshall wyprowadził cios, który złamał Sonny'emu szczękę. Do ostatniego gongu dotrwał, do zwycięstwa zabrakło niewiele, bo sędziowie punktowali niejednogłośnie.
Większość rywali szybko nokautował. W 1959 r. zmierzył się z Clevelandem Williamsem, uważanym za najmocniej bijącego w wadze ciężkiej. Zabawa zakończyła się w trzeciej rundzie. W rewanżu Williams znowu dostał lanie, przegrał jeszcze szybciej. Roya Harissa, który z królem wagi ciężkiej Floydem Pattersonem wytrwał 13 rund, Liston zdemolował w pierwszej. Głównego pretendenta do odebrania Pattersonowi tytułu, Zorę Folleya pokonał w trzech.
Bił bez litości, uważano, że nie sposób go pokonać. Potężna siła, druzgocący lewy prosty, brawura i pewność siebie. Obwód jego pięści wynosił 38 cm, porównywano je do kul armatnich. Chuck Wepner, z którym Liston mierzył się już na zakończenie kariery, powiedział, że to największy z wielkich, z którymi przyszło mu walczyć. Nic dziwnego, skoro przypłacił to 72 szwami na twarzy, złamaną kością policzkową i nosem.
Kiedy w 1960 r. Sonny wreszcie dostał szansę, by rzucić wyzwanie samemu Pattersonowi, wybuchł ogólnonarodowy skandal. Sprawa trafiła do Kongresu – na tak wysokim szczeblu pytano, czy ten kryminalista, którego podejrzewano o kontakty z mafią, który cztery lata wcześniej złamał nogę policjantowi i odebrał mu broń, jest wystarczająco cywilizowany, by wejść do ringu. W mediach nazywano go "gorylem" i "bestią z dżungli".
Bił bez litości, uważano, że nie sposób go pokonać. Obwód pięści Listona wynosił 38 cm, porównywano je do kul armatnich
Listona wezwano na przesłuchanie. Powiedział, że tak, to prawda, edukacji nie ma. Niby jak miał ją zdobyć, skoro od najmłodszych lat musiał pracować. Potrafi się podpisać, tylko tyle. Zapytano go o kontakty z mafiozami. – Nie byłem i nie jestem perfekcyjny. Ale ja nikogo nie osądzam – odpowiedział.
Prezydent John F. Kennedy – bo i on zabrał głos w tej sprawie – doradzał Pattersonowi, by ten znalazł sobie rywala z lepszą osobowością i czystszym życiorysem.
Liston i Patterson zmierzyli się w lutym 1964 r. Pretendent rozbił mistrza w pierwszej rundzie. Miał przygotowaną mowę dla witających go tłumów, których się spodziewał. Okazało się, że na lotnisku czekała na niego jedynie grupka dziennikarzy. Ten twardy i szorstki człowiek bardzo to przeżył.
Kiedy w rewanżu posłał Pattersona na deski trzy razy – znowu w rundzie pierwszej – został wybuczany przez widownię. Zawsze był "tym złym".
Wiedział dużo za dużo
Minęło prawie pół wieku od śmierci Listona, a teorii na to, co wydarzyło się 30 grudnia 1970 r., wciąż nie brakuje. Co było przyczyną śmierci jednego z najlepszych pięściarzy w dziejach sportu?
Jedna z wersji: Liston miał należeć do mafii i zbierać dla niej haracze. Kiedy zażądał większej doli, kompani go upili, odwieźli do domu i tam wstrzyknęli śmiertelną dawkę heroiny.
Inna wersja: był dilerem. Zginął z rąk innych dilerów, podejrzewających go o współpracę z policją.
kolejna teoria: szantażował mafiozów, że – jeżeli nie dostanie należnej mu kasy – powie prawdę o przegranych walkach z Alim, zwłaszcza tej drugiej, w której padł po ciosie, którego według wielu świadków nie było. Wiedział o wiele za dużo o zbyt ważnych ludziach i zbyt ciemnych sprawach. Musiał opuścić ten świat.
Inne domysły mówią o tym, że został zabity za nieposłuszeństwo – pół roku wcześniej pokonał Chucka Wepnera zamiast zostać przez niego znokautowanym. Ci, którzy stracili na tym dużą kasę, nie mogli odpuścić.
Jest i najnowsza teoria. Całkiem niedawno, w październiku, ukazała się w USA książka Shauna Assaela "The Murder of Sonny Liston: Las Vegas, Heroin, and Heavyweights". Autor wraca w niej do wydarzenia z 1982 r. – Liston nie żył wtedy od 12 lat.
Ten skurczybyk był bohaterem
Była już noc, kiedy w domu policjanta Gary'ego Beckwitha zadzwonił telefon.
– Gary, jest tu gość, z którym musisz pogadać – powiedział szef Beckwitha.
– Nie może poczekać do rana?
– Nie sądzę. Ma coś nowego w sprawie Sonny'ego Listona.
Natychmiast oprzytomniał. To on był jednym z pierwszych, którzy wtedy, 5 stycznia 1971 r., znaleźli się w domu pięściarza. – Jesteś gotowy? Chce nam wystawić Larry'ego Gandy'ego – dodał szef.
Beckwith przez chwilę szukał tego nazwiska w pamięci. Gandy był gliną w latach 60. i na początku 70. Był gwiazdą, zasłynął zwłaszcza z jednego popisowego numeru. Dilerzy sprzedawali narkomanom działki pod warunkiem, że ci wstrzykiwali je sobie przy nich – po to, by udowodnić, że nie są policjantami. A ten cholerny Gandy kupił kapsułkę, napełnił ją syropem klonowym, który potem, wykorzystując nieuwagę dilera, zamienił z narkotykiem. I wstrzyknął sobie w żyłę syrop. Diler i jego kompani trafili za kraty. Taki był ten skurczybyk. Opowiadano, że nie można go przekupić.
Kiedy Beckwith dojechał na posterunek, tajemniczy gość był już przesłuchiwany przez dwóch detektywów. Nazywał się Irwin Peters, akurat opowiadał o swoich przestępczych czasach w Meksyku. Po przenosinach do Vegas zajął się dilerką i szybko wylądował w areszcie. Tam sierżant zaproponował mu zostanie informatorem. Zgodził się, jego kontaktem został Larry Gandy. Dziwne, ale panowie się polubili. Dostarczane informacje były bardzo przydatne.
Współpracowali przez osiem lat. Potem Gandy wyleciał ze służby za niesubordynację wobec nowego dowództwa, a sądowa walka o swoje zrujnowała go finansowo. Wrócił więc tam, gdzie czuł się najlepiej – na ulice Las Vegas. Nie jako policjant, ale jako oszust. Tak twierdził Peters. Okradał dilerów, którzy wciąż myśleli, że jest "tym pieprzonym nieprzekupnym gliniarzem".
Peters mówił dalej, a Beckwithowi włosy stawały dęba.
Jak Kaczor Daffy
Potem – już jako wspólnicy – razem z Gandym mieli napadać na domy. Ważny szczegół: Gandy wymyślił, że przy sterroryzowanych ofiarach będzie mówił głosem Kaczora Daffy'ego z kreskówki.
Najciekawsze przesłuchiwany zostawił na koniec. – A pamiętacie sprawę Sonny'ego Listona? – wypalił nagle. – To Gandy go zabił. On mu wstrzyknął heroinę.
– To nie było morderstwo. Liston zmarł z przyczyn naturalnych – szybko odparł Beckwith.
– To było morderstwo. Gandy chwalił się tym przede mną.
Beckwith przypomniał sobie tamten styczniowy poniedziałek. Tak, Gandy był wtedy w domu Listona.
Zaczął grzebać w archiwach. Dziur w tej opowieści było pełno, ale wiele rabunków rzeczywiście miało miejsce. Mało tego – niektórzy z domowników zeznali, że jeden z przestępców mówił jak Kaczor Daffy.
Gandy'ego aresztowano. Do wielu spraw się przyznał, do morderstwa nie. I nikt mu tego nie udowodnił. Dostał 10 lat.
Petersa znaleziono martwego w 1987 r. w jego garażu, z włączonym silnikiem samochodu. Uznano, że zatruł się oparami z rury wydechowej.
Pasjonujący się tą sprawą Assael rozpoczął własne śledztwo. W 2014 r., przy pomocy mediów społecznościowych odnalazł Gandy'ego, wyglądającego jak Święty Mikołaj poza sezonem – tak go określił. Spotkali się oko w oko. Były policjant obiecał, że powie całą prawdę. Tak, zszedł na złą drogę, napadał i okradał, ale ze śmiercią Listona nie ma nic wspólnego. Jako winnego wskazał jednego z dilerów.
Kiedy składałem podpis pod umową, Sonny już nie żył. O jego śmierci dowiedziałem się dzień czy dwa później. Podpisałem kontrakt na walkę z nieboszczykiem
George Chuvalo
A MAN
Po pokonaniu Chucka Wepnera w czerwcu 1970 r. Liston miał boksować z Kanadyjczykiem Georgem Chuvalo.
– Kiedy składałem podpis pod umową, Sonny już nie żył. O jego śmierci dowiedziałem się dzień czy dwa później. Podpisałem kontrakt na walkę z nieboszczykiem – powiedział po latach Chuvalo.
Liston został pochowany w Las Vegas. Na nagrobku ma wyryte:
CHARLES "SONNY" LISTON
1932–1970
A MAN