Po przyjeździe do Jerozolimy wielu pielgrzymów przeżywa niemałe zaskoczenie, kiedy okazuje się, że klucze do Bazyliki Grobu Świętego, czyli świętego dla chrześcijan miejsca, przetrzymują od kilkuset lat dwie muzułmańskie rodziny. Paradoksalnie to wyznawcy Allaha okazali się być najlepszymi rozjemcami w ciągnących się od wieków konfliktach między zwaśnionymi odłamami chrześcijaństwa.
Waży ćwierć kilograma, ma 30 centymetrów długości. Pozornie to tylko zwykły kawałek metalu, ale jest traktowany niczym relikwia. Strażnikiem klucza do Bazyliki Grobu Świętego jest Adib Dżudeh al-Husejni. Mężczyzna codziennie musi wstać przed świtem, by dostarczyć go do wrót świątyni. Tam przejmuje go Wadżih Jakub Nuseibeh, którego zadaniem jest wpuszczenie wiernych. Otwieranie i zamykanie najważniejszego kościoła chrześcijaństwa to prawdziwa celebra.
- Otwieram drzwi o czwartej rano. Zamykam je o siódmej wieczorem, w lecie o dziewiątej wieczorem. Przychodzę rano, pukam we wrota, mnich przez niewielkie okno podaje mi drabinę. Wspinam się na nią. Wkładam klucz do dziurki. Wieczorem wracam, proszę wiernych o opuszczenie Bazyliki. Zamykam drzwi i oddaję drabinę mnichowi. On wciąga ją do wewnątrz kościoła i zamyka okno - obrazowo opisuje Nuseibeh.
Dżudeh i Nusseibeh nie są ze sobą spokrewnieni. Można powiedzieć, że są kolegami z pracy, a ich głównym zadaniem - zapewnienie spokoju wokół bazyliki. Jak to koledzy z pracy, spierają się o to, kto pełni ważniejszą rolę.
- To ja odpowiadam za klucze. On pracuje dla mnie. On tylko otwiera i zamyka drzwi, jak odźwierny. Klucz jest zawsze u mnie - mówi nam Dżudeh.
- On może mówić, co mu się żywnie podoba. Ale to ja otwieram drzwi do bazyliki i ja je zamykam. On musi tu przyjść przede mną i musi na mnie czekać. Nie może robić nic na własną rękę - ripostuje Nuseibeh.
Obaj zgodzą się na pewno w jednym. Gdyby któregoś dnia zaspali, naraziliby się na gniew wiernych oczekujących na wejście do bazyliki. To miejsce, które musi odwiedzić każdy pielgrzym udający się do Ziemi Świętej. Chrześcijanie wierzą, że w obrębie murów świątyni znajduje się Golgota, czyli wzgórze na którym został ukrzyżowany Chrystus. W kościele czczony jest domniemany grób Mesjasza i miejsce, w którym znaleziono relikwie Krzyża Świętego.
Bazylikę kazał zbudować w IV wieku cesarz Konstantyn I Wielki, pierwszy chrześcijański władca Imperium Rzymskiego. Dzisiejsza budowla jest o dwie trzecie mniejsza niż ta pierwotna.
Swoje zrobiły liczne najazdy, jakie przez wieki przeżywała Jerozolima, trzęsienia ziemi i inne katastrofy naturalne. Świątynia z zewnątrz nie przedstawia się zbyt okazale. Jest schowana w zaułkach kamiennych uliczek Jerozolimy. W środku jest podzielona na kilka części. Każdą z nich opiekuje się inne wyznanie. Zwolennicy ekumenizmu są prawdziwie rozczarowani, bowiem o wspólnym nabożeństwie katolików, prawosławnych czy Ormian można tu tylko pomarzyć.
Bazylika jak dom
Rocznie Bazylikę Grobu Świętego odwiedza ponad trzy miliony ludzi.
Pani Krystyna z Łodzi przyjechała do Izraela na wycieczkę organizowaną przez parafię. Wstała przed świtem, by uniknąć kolejek do grobu Chrystusa, w których w ciągu dnia trzeba odczekać nawet kilka godzin. Przyznaje, że była mocno zdziwiona, kiedy mężczyźni otwierający rano kościół zaczęli rozmawiać ze sobą po arabsku.
- Trochę mi teraz głupio, ale na początku nawet mocno mnie to zaniepokoiło. Potem spojrzałam na zakonników stojących tuż przy bramie, nie wyglądali na zdziwionych. Zapytałam o tę sytuację księdza, który oprowadza polskie wycieczki. Uspokoił mnie i stwierdził, że muzułmanie mają klucze do grobu Jezusa od zawsze - relacjonuje kobieta.
Od zawsze, czyli od XII wieku - kiedy w 1187 roku sułtan Saladyn odbił Jerozolimę z rąk krzyżowców, postanowił zachować zbudowaną w IV wieku bazylikę i zezwolił chrześcijanom na odprawianie w niej nabożeństw. Nowy władca Jerozolimy miał jednak problem: któremu wyznaniu oddać we władanie świątynię.
Prawa do niej rościły sobie liczne Kościoły: prawosławny grecki, rzymskokatolicki, etiopski, ormiański, koptyjski i syryjski. Grób Chrystusa budził wśród braci w wierze tak wielkie emocje, że przez lata skakali sobie do gardeł, lała się krew. Saladyn zdecydował się na iście salomonowe rozwiązanie - zamurował wszystkie, poza jednym, wejścia do bazyliki. Klucz do bramy dał dwóm muzułmańskim rodzinom - Dżudeh i Nusseibeh. To one miały rozwiązywać wewnątrzchrześcijańskie spory i dbać o to, żeby żadne z wyznań nie było faworyzowane.
- Pełnimy tę zaszczytną funkcję od 1187 roku. Do swojej roli zacząłem przygotowywać się w wieku ośmiu lat. W mojej rodzinie klucze są przekazywane z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna. Zajmuję się tym już trzydzieści lat. Bazylika Grobu Świętego jest dla mnie niczym drugi dom - tłumaczy Adib Dżudeh al-Husejni.
Przyznaje, że wielu chrześcijan początkowo szokuje to, że jest muzułmaninem. Ale tłumaczy im, że przecież islam wyrasta z tych samych korzeni co chrześcijaństwo i uznaje Jezusa Chrystusa za ważnego proroka. Dżudeh ujmuje przy tym swoją skromnością.
- Brak mi słów, żeby to opisać. Muzułmanin, który trzyma pieczę nad kluczami do Bazyliki Grobu Świętego, czyli najważniejszej świątyni chrześcijaństwa. To ogromny zaszczyt. Dla mnie Bazylika Grobu Świętego jest źródłem współistnienia islamu i chrześcijaństwa - przekonuje.
Choć stara się nie wyróżniać żadnego z chrześcijańskich wyznań, wśród najważniejszych wydarzeń swojego życia wymienia spotkanie z Benedyktem XVI. Dżudeh udowodnił swoją lojalność wobec chrześcijan, kiedy stanął po ich stronie w sporze z państwem Izrael. W lutym tego roku władze Jerozolimy ogłosiły plan obciążenia wspólnot chrześcijańskich podatkiem od nieruchomości. Od wieków wszystkie Kościoły są zwolnione z jego płacenia. Nowe prawo przewidywało, że na poczet niezapłaconych podatków państwo mogłoby zająć mienie kościelne, nieruchomości i rachunki bankowe.
Pod koniec lutego kustosz Ziemi Świętej franciszkanin ojciec Francesco Patton, zwierzchnik prawosławnego patriarchatu Jerozolimy Teofil III i patriarcha Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego Nurhan Manugian wspólnie ogłosili, że na znak protestu zamykają Bazylikę Grobu Świętego. Do odwołania. Nie pomogły tłumaczenia izraelskich polityków, że nie chodzi im o opodatkowanie miejsc kultu, a jedynie o posiadane przez chrześcijańskie Kościoły hotele czy sklepy. Bezprecedensowy protest przyniósł skutek. Kontrowersyjne przepisy nie weszły w życie. Efektem ubocznym było rozczarowanie setek pielgrzymów, którzy przez trzy dni nie mieli wstępu do świątyni. Dla wielu z nich bazylika była jedynym celem przyjazdu do Izraela.
- Zwycięstwo! Nie posiadamy się ze szczęścia. Wierni znowu wchodzący do naszego kościoła, to przepiękny widok! Nadchodzi Wielkanoc i nie powtórzy się sytuacja, w której setki przyjezdnych musiały się modlić przez trzy dni przed zamkniętą bazyliką - mówił po zakończeniu konfliktu Dżudeh.
Bo krzesło stało tam, gdzie nie trzeba
1834 rok, Wielka Sobota. Tysiące wiernych gromadzą się w Bazylice Grobu Świętego na słynnym, corocznym nabożeństwie Świętego Ognia. Przez członków Kościoła prawosławnego "Cud Świętego Ognia" nazywany jest "największym ze wszystkich cudów chrześcijańskich”. Greckokatoliccy duchowni zarzekają się, że co roku "święty płomień" samoistnie powstaje na płycie Grobu Pańskiego, co zwiastuje, że przez kolejny rok nie nastąpi koniec świata. Podczas ceremonii dochodzi do sporu między wiernymi innych wyznań - czy cud jest prawdziwy, czy nie. Wywiązuje się bójka, wybucha panika. W jej efekcie ginie prawie pół tysiąca stratowanych osób.
To tylko jedna z wielu historii, które pokazują jak ogromne emocje wywołuje Bazylika Grobu Świętego. Wzajemna rywalizacja poszczególnych wyznań osiągnęła apogeum w 1846 roku. Tego samego dnia przypadła Wielkanoc katolicka i prawosławna. Skłóceni duchowni obu wyznań nie potrafili ustalić, kto o jakiej porze może odprawić swoją mszę. Wybuchła krwawa jatka. W ruch poszły pięści i wszystko co popadnie. W Bazylice padły strzały. Bilans - ponad 40 ofiar śmiertelnych.
Po bulwersujących wydarzeniach przedstawiciele najważniejszych Kościołów zarzekli się, że do podobnych tragedii nie wolno nigdy więcej dopuścić. W 1852 roku osiągnęli tak zwane porozumienie o status quo. Obowiązuje ono do dziś i zakłada, że w Bazylice nie można zmienić absolutnie nic bez przyzwolenia przedstawicieli wszystkich wyznań. W praktyce to, że każde wyznanie ma prawo weta, doprowadziło do absurdalnej sytuacji, w której wszelkie najdrobniejsze naprawy są przez kogoś torpedowane. Słynnym symbolem pata, jaki panuje wokół świątyni, jest drabina, która pozostała na froncie bazyliki po przeprowadzonym w XIX wieku remoncie. Na mocy porozumienia status quo drabiny nikt nie ma prawa nawet ruszyć.
W tej sytuacji badacze chrześcijaństwa oceniają, że podjęta w XII wieku decyzja o przyznaniu kluczy do bazyliki muzułmanom sprawdza się nawet kilkaset lat po fakcie.
- To z pewnością pomaga utrzymywać względny pokój między poszczególnymi wyznaniami. Kościół Grobu Pańskiego stał się przez to modelem w miarę pokojowej koegzystencji zwaśnionych stron - tłumaczy Yisca Harani, religioznawczyni z Izraela.
"Względny pokój" nie oznacza jednak, że współcześnie bazylika nie rozpala co bardziej gorących głów. Tylko w XXI wieku doszło w niej do kilku bulwersujących incydentów.
W 2002 roku koptyjski mnich, którego stałym zajęciem było siedzenie na dachu Bazyliki, by w ten sposób zaznaczyć pretensje Koptów do etiopskiej części dachu, przesunął swoje krzesło do cienia. Etiopczykom bardzo się to nie spodobało. Wybuchła krwawa bójka, w wyniku której 11 mnichów trafiło do szpitala.
W 2004 roku prawosławny mnich rzekomo zostawił otwarte drzwi do katolickiej kaplicy. Franciszkanie reprezentujący w bazylice katolików uznali to za akt zniewagi. W ruch poszły pięści. Musiała interweniować policja. Co bardziej krewcy zakonnicy trafili do aresztu.
W Niedzielę Palmową 2008 roku w Bazylice Grobu Świętego miała miejsce potężna burda. Powodem miało być rzekome usunięcie ze świątyni jednego z prawosławnych mnichów. Kiedy na miejscu pojawiła się izraelska policja, porywczy mnisi rzucili się z pięściami na funkcjonariuszy. Nie obyło się bez aresztowań. Zdjęcia z szamotaniny obiegły wszystkie telewizje świata.
Od tamtego czasu nastroje w najświętszym miejscu chrześcijaństwa uspokoiły się. Muzułmańscy strażnicy klucza twierdzą, że mają w tym spory udział.
- Jak w każdej rodzinie, również wśród chrześcijan pojawiają się kłótnie. My pomagamy rozwiązywać problemy. Jesteśmy neutralni. Jesteśmy jak ONZ. Pomagamy zachować pokój w tym świętym miejscu - mówi Wadżih Jakub Nuseibeh.