Wyobraźcie sobie mieszkanie bez balkonu, które ma 45 metrów kwadratowych i jest w nim mama, tata, dwójka młodszego rodzeństwa, a do tego dzielisz pokój z bratem. I tak non stop, 24 godziny na dobę. Przerażające? Właśnie. Dzieci, które zagrożenie koronawirusem zamknęło w domach, szukają pomocy w telefonie zaufania i u nauczycieli. Rodziny są teraz jak woda wrząca w garnku pod przykrywką.
Warszawa, schodki nad Wisłą. Choć koronawirus zakłócił normalne życie w Polsce, tu wszystko toczy się, jak gdyby nigdy nic. Wyszło słońce, zrobiło się ciepło. Młodzi ludzie siedzą w grupach i rozmawiają. Tutaj pandemii nie widać.
Młodym przygląda się reporter Mariusz Szczygieł. Zdjęcia ze schodków wrzuca w media społecznościowe i pisze:
"Jestem przekonany, że władze będą musiały wprowadzić stan wyjątkowy albo obowiązkową ogólnokrajową kwarantannę dla wszystkich. Dziś nad Wisłą... To jest niebywałe ile widziałem grup zwłaszcza młodzieży, które nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji albo są programowymi ignorantami. (...) We Włoszech nosicielami wirusa stała się właśnie młodzież, bo spotykała się w klubach, a po ich zamknięciu prywatnie. Teraz po włoskich miastach chodzą policyjne patrole i każdy musi udowodnić powód wyjścia z domu, a wyjść można tylko do sklepu i apteki. Odchodziłem znad rzeki o 16.30 a tam nadciągały całe watahy młodzieży. Zalecenia specjalistów są jednoznaczne: spacer tylko samotny albo z psem".
W pierwszej chwili przyznałam Mariuszowi Szczygłowi rację. To ignorancja! Wszyscy powinniśmy ograniczać spotkania do minimum. Nie po to zawieszono działalność szkół - a najpewniej przerwa zostanie przedłużona do Wielkanocy - by młodzież się ze sobą spotykała.
Tylko później zaczęłam zastanawiać się, czy na pewno jedynym powodem wychodzenia z domu jest niefrasobliwość.
Gdy rodzic pije i bije
Decyzja o zamknięciu szkół zapadła 11 marca. Jeszcze w czwartek i piątek rodzice przyprowadzali część najmłodszych dzieci do szkół i przedszkoli, bo nie zdążyli znaleźć dla nich opieki. Ale od poniedziałku 16 marca niemal wszyscy utknęli w domach. Placówki oświatowe są zamknięte, a kto tylko może, pracuje zdalnie.
Kwitnie życie rodzinne? Nawiązujemy głębsze więzi? Rozmawiamy tyle, ile jeszcze nigdy? Jest ciężko, ale jesteśmy w tym razem? No, niekoniecznie w każdym domu.
- Niektórzy mówią: super, zatrzymaliśmy się na chwilę, szukamy pozytywów, możemy więcej czasu spędzić z dziećmi - mówi Paula Włodarczyk, koordynatorka Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111. - I to cieszy. Jeśli mamy dobrze, zdrowo funkcjonującą rodzinę i głowę pełną kreatywnych pomysłów na zabawy i aktywności z dziećmi, to łatwo tych pozytywów szukać. Tylko z nami często kontaktują się te dzieci, które niestety takich rodzin nie mają - podkreśla.
Konsultanci rozmawiają z tymi młodymi osobami o koronawirusie. Ale nie tylko o wywołanych nim lękach, równie często o społecznych czy rodzinnych jego konsekwencjach.
- I słyszymy, że dzieci się boją, a czas, który właśnie spędzają w domu, jest najgorszym w ich życiach - opowiada Paula Włodarczyk. - Te dzieci miały wypracowany system radzenia sobie z rodzinnymi trudnościami. "Uciekały" z tego domu i spędzały cały czas po szkole poza nim, czasem z kolegami i koleżankami. Nie chciały wracać do domu, gdzie jest uzależnienie od alkoholu albo przemoc. A teraz to wygląda tak, że one muszą w tym domu być, a przecież przemoc nie ustała. Wręcz przeciwnie! W wielu domach te konflikty się nasilają i niebezpiecznych sytuacji jest coraz więcej. A uciec nie ma jak!
Włodarczyk zaznacza jednak, że sytuacja jest trudna również w tych domach, gdzie przemocy na co dzień nie ma. Dzieci znalazły się w olbrzymim napięciu nie tylko tam, gdzie rodziny są dysfunkcyjne.
A kawalerka jak więzienie
Nawet jeśli nie ma przemocy i alkoholu, wspólne przebywanie pod jednym dachem dla młodych ludzi może zamienić się w piekło.
- Mieszkamy w kawalerce, mamy jeden pokój z kuchnią i łazienką, jest nas w domu czworo… Tego nie da się wytrzymać! - mówią nastolatki, które dzwonią pod numer telefonu zaufania.
- Dzieci czują się trochę jak w więzieniu, zamknięte w celi, z której nie ma wyjścia, a one straciły całą kontrolę nad swoim życiem. Podobne napięcie może pojawić się w każdym domu. To nie jest codzienna sytuacja i to wyzwanie dla wszystkich domowników - podkreśla Paula Włodarczyk. - Oprócz tego, że mamy do czynienia ze stresem związanym z wirusem i panującą pandemią, to jeszcze musimy wziąć na swoje barki codzienne obowiązki domowe, bycie ze sobą razem, co nie wszyscy umiemy. To poniekąd naturalne, że będą pojawiać się sytuacje konfliktowe - dodaje.
Inną sprawą jest to, jak sobie z nimi poradzimy.
17-letnia Ola z Mińska Mazowieckiego: - Dwa tygodnie zamknięcia w domu dla mnie to horror! Wcześniej miałam treningi, spotkania ze znajomymi czy wolontariat, a teraz? Dramat. Nauczanie zdalne jest dla mnie męczące. Niektórzy nauczyciele jakby teraz sobie przypomnieli, że mieli nas czegoś nauczyć i wysyłają przeogromne pliki z zadaniami. Inni natomiast jakby o nas zapomnieli i nie wysyłają nic albo bardzo mało.
Ale Ola i tak jest w niezłej sytuacji, bo jej młodszy brat ma swój komputer i pokój. - Mama jest na pracy zdalnej, przywieźli jej komputer służbowy i pracuje od 7 do 15. Mój tata jest w wojsku, więc cały czas jeździ do jednostki. Wszyscy staramy się nie wchodzić sobie w drogę, a jeśli to jest możliwe, to sobie pomagać, ale pojawiają się spięcia. Myślę, że dla każdego z nas siedzenie w domu przez całą dobę jest dość niekomfortowe. Jestem nastolatką, wolę posiedzieć ze znajomymi na mieście niż zostać w domu, więc ciężko jest mi wytrzymać tyle czasu z rodzicami i bratem. Najbardziej brakuje mi tych spotkań ze znajomymi czy ruchu. Jedynym ratunkiem są dla mnie spacery z psem. Ale to za mało! – przyznaje.
Włodarczyk zaleca rodzicom wykorzystanie nowych technologii nie tylko do rozrywki, ale właśnie do rozwoju. - W sieci jest mnóstwo inspiracji na temat tego, jak spędzać czas z dziećmi - o wspólnym gotowaniu, planszówkach, tematach do rozmów. Sporo tekstów naukowych i popularnonaukowych o tym, jak radzić sobie ze stresem czy kontrolować emocje. Skoro już utknęliśmy przed ekranami, to warto technologię wykorzystać również w tym temacie, oczywiście z zachowaniem zdrowego rozsądku i ram czasowych - zachęca.
Nocą budzą się demony
Od 1 marca 2020 roku Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111, prowadzony od 11 lat przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę (FDDS) działa całą dobę.
- Walczyliśmy o to od dawna, bo to dzieci mówiły nam, jak bardzo tego potrzebują. Okazuje się, że bardzo dobrze się stało, że wydłużyliśmy naszą pracę tuż przed koronawirusem - opowiada Paula Włodarczyk.
Nim działalność telefonu wydłużono, każdego dnia konsultanci odbierali około 300 połączeń od młodych ludzi, a średnio aż 130 spośród nich dotyczy problemów związanych ze zdrowiem psychicznym, takich jak: depresja, niska samoocena, stres, napięcie, niepokój i lęki, a także zaburzenia odżywiania, samotność i smutek.
Bardzo często z telefonów dobiega dziecięca rozpacz, bezsilność, złość, gniew, samotność i zwątpienie. Wielu dzieciom towarzyszy strach, części z nich – utrata wiary w świat dorosłych.
- Noc jest im potrzebna do rozmów z kilku powodów. Po pierwsze często tylko wtedy można spokojnie porozmawiać, a już teraz, gdy wszyscy siedzą w domu, szczególnie. Dorośli śpią, a dziecko może wziąć telefon i w spokoju przez godzinę porozmawiać o swoich trudnościach, tak by nikt go nie podsłuchiwał - mówi Włodarczyk. - Do tego nocą budzą się najgorsze demony. Walczymy z samotnością, analizujemy mijający dzień, zaczynamy bać się jutra. Dzieci też się boją i dlatego dzwonią. A my nie chcemy ich zawieść - dodaje.
Blisko siedemdziesięciu konsultantów jest w gotowości, by wspierać młode osoby w trudnych chwilach. Dlatego nawet teraz, gdy koronawirus sparaliżował Polskę, pracują - aktualnie zdalnie - i przeprowadzają rozmowy wspierające z dziećmi i młodzieżą ze swoich domów. - Dla dzieci nie ma znaczenia, gdzie jesteśmy. Ważne, że technologia pozwala nam im pomóc - podkreśla Włodarczyk.
Kiedy następuje ten moment, gdy warto zadzwonić? - To bardzo indywidualne, ale ja mówię, że zadzwonić można zawsze. Gdy potrzebujemy z kimś pogadać, a nie ma z kim. Gdy potrzebujemy o czymś opowiedzieć, a nie ma komu. Albo nawet jest komu, ale się krępujemy, nie czujemy gotowi. Zawsze wtedy można zwrócić się do nas. I to nie musi być wielki problem, to może być nawet coś pozornie błahego. I gdy wydarzy się coś dobrego, też można zadzwonić! Każdy temat jest ważny i warty rozmowy – odpowiada psycholożka.
W FDDS pod numerem 800 100 100 wsparcie w sprawie bezpieczeństwa dzieci mogą uzyskać też rodzice i nauczyciele. Telefon działa od poniedziałku do piątku.
- Jako dorośli możemy wykorzystać ten czas na zderzenie obu rzeczywistości: przed i w trakcie kwarantanny. I zweryfikować to, co jest do zmiany i co nie działa. Bo brak czasu wcześniej sprawiał, że nie rozmawialiśmy z dziećmi, a jego nadmiar sprawia, że nie mamy o czym z nimi rozmawiać lub nie potrafimy tego robić wcale – zaznacza ekspertka.
Wcale nie tacy cyfrowi
Na co dzień narzekamy, że młodzi tyle siedzą w komórkach, ale gdy teraz pytam ich (albo ich rodziców), czego najbardziej im brakuje, mówią, że... kontaktu z żywym człowiekiem.
Agnieszka, mama ósmoklasisty: - Syn zapytał, czy może wyjść na balkon, żeby popatrzeć na ludzi.
Marta, nauczycielka matematyki: - Na wideokonferencji uczniowie mówili, że cieszą się, widząc jakiegoś innego dorosłego człowieka niż rodzice!
17-letnia Marianna z Poznania narzeka, że nawet do sklepu nie może pójść, by samej wybrać, co chciałaby zjeść.
14-letnia córka Beaty z Gorzowa Wielkopolskiego mówi, że głowa ją boli, bo nie można wyjść na dwór. I oczy! Bo jak nie ekran monitora, to zadania w zeszycie. Nie ma też jak trenować hip-hopu.
Zosia, licealistka z Krakowa twierdzi, że czuje się jak "samowyprowadzający się pies". - Nad 45-minutową lekcją siedziałam wczoraj 4,5 godziny! I totalnie nie widzę sensu w uczeniu się matematyki rozszerzonej z podręcznika bez wcześniejszego wytłumaczenia - opowiada.
Ula z Poznania: - Czuję się, jakby ktoś zamknął mnie w takiej plastikowej torebce z Ikei. Jakby ktoś odseparował mnie kompletnie od życia!
A Kamil Szałecki, maturzysta w Inowrocławia dodaje: - Mam 19 lat i jestem w klasie maturalnej. Idę za pół roku na studia. Czy znajdę pracę? Jak bardzo trudniejszy będzie mój start od startu osób zaczynających w latach poprzednich? Być może nasze społeczeństwo, sytuacja gospodarcza i cały kraj zmienią się znacząco na rok przed tym, kiedy rozpocznę naprawdę dorosłe życie. Te myśli i rozterki sprawiają że mimo siedzenia w domu, do którego można się przyzwyczaić i dobrze wykorzystać, nie wiem, jaki będzie świat, gdy z niego wyjdę.
Nauczyciele też przychodzą z pomocą
Lucyna Kicińska, przez ponad dekadę związana ze 116 111, dziś jest jedną z czterech specjalistek w zespole psychologiczno-pedagogicznym LO im. Joachima Lelewela w Warszawie.
- Gdy tylko zapadła decyzja o zawieszeniu pracy szkół, zdecydowaliśmy, że będziemy naszym uczniom pomagać online i uruchomiliśmy dla nich zdalne konsultacje - opowiada.
Nastolatki mogą napisać do swoich psycholożek i pedagożek z prośbą o kontakt. Mogą z nimi korespondować lub umówić się na rozmowę w konkretnych godzinach. - Nie ustaliliśmy takich sztywnych godzin, kiedy kto ma konsultacje, bo też wiemy, że to jest trudny czas - zaznacza specjalistka. - Gdybyśmy wyznaczyli na przykład, że od 11 do 13 ktoś czeka na młodych, to nie miałoby sensu. W domu są teraz rodzice i mówią na przykład: "nie gadaj mi tu, bo wszystko słyszę i mnie to w pracy rozprasza". A dla dziecka to też jest trudne, żeby tak przy rodzicu, który jest cały czas w domu i nasłuchuje, odbywać konsultacje - dodaje.
Kicińska zwraca uwagę, że młodzież potrzebuje ich z wielu różnych powodów. - Pamiętajmy, że w szkołach są różni uczniowie, którzy mają problemy i są w stałym, codziennym czy cotygodniowym kontakcie z psychologiem czy pedagogiem - podkreśla. - Czasem to jest tylko kontakt w szkole, czasem uzupełnienie zewnętrznej terapii. Dzieciaki wpadają do naszego gabinetu, żeby nabrać sił, wentylować emocje, doczekać jakoś do tej wizyty u swojego terapeuty - opowiada.
A teraz z powodu zagrożenia koronawirusem wiele terapii zostało zawieszonych. Nie wszyscy mogą liczyć na terapię online, a ona to i tak nie to samo, co kontakt bezpośredni.
Boję się, że nie zobaczę już bliskich
Taką zawieszoną terapię ma Julka, maturzystka z Chełma. Mówi mi, iż czuje, "że szaleje". - Mam somatyczne bóle i objawy. Martwię się o moich rodziców, którzy mają problemy zdrowotne, bo mama ma Hashimoto, a tata jest po zawale. I nie mam z kim o tym porozmawiać, bo moja psycholog nie przyjmuje na razie online. A najbardziej się boję, chociaż to wydaje się bardzo, bardzo irracjonalne, że już nigdy nie zobaczę bliskich: babci, siostry, chłopaka, przyjaciółki, kuzyna - tłumaczy.
Julka martwi się też o małe sprawy: że nie zdąży z prezentami dla nauczycieli (rok szkolny dla maturzystów kończy się w kwietniu), że od tego siedzenia w domu przytyje. Najchętniej wyszłaby z domu do parku albo nawet oglądać auta na parkingu przed marketem.
- Najgorsza jest ta niepewność co do matur i ich terminów – przyznaje. - Miałam całe wakacje pracować, nie wiem, co dalej, jeżeli egzaminy będą przesunięte. Poza tym tęsknię za chłopakiem i przyjaciółkami, z którymi się nie widuję. Narzekałam na to, że szkoła mi zajmuję czas, ale chętnie poszłabym do niej, żeby iść na wagary, porozmawiać z nauczycielami, którzy są cudowni, piszą, dzwonią, mamy e-lekcje.
Za chłopakiem tęskni też 17-letnia Joanna z Krakowa. – Nie widzieliśmy się od dwóch tygodni, codziennie do siebie dzwonimy, ale to nie to samo! Nie wiem, jaki to będzie miało wpływ na nasz związek. Bardzo się boję, że się od siebie oddalimy. Najchętniej bym się do niego po prostu przeprowadziła, ale wiadomo, że nie ma takiej opcji - opowiada.
Naprawdę można się bać
Drugą sprawą jest to, co dzieje się w młodych głowach w związku z panującym chaosem informacyjnym, dezinformacją, pojawieniem się fake newsów, ale też prawdziwych newsów, które są zwyczajnie niepokojące.
- Może się okazać, że naszego wsparcia będą potrzebowali uczniowie, z którymi wcześniej nie mieliśmy kontaktu. A teraz po prostu mogą mieć potrzebę porozmawiania, usłyszenia, że to, co się z nimi dzieje, jest naturalne i że można się niepokoić, każdy ma prawo się bać - podkreśla Kicińska.
Pomocy mogą potrzebować też te dzieci "uwięzione" w czterech ścianach z rodzicami, o których wspominała Włodarczyk.
- Od tego, że spędzamy ze sobą czas, nie robi się automatycznie wspanialej - przyznaje Kicińska. - Nie ma się co oszukiwać, wiele relacji rodzic-dziecko dotąd wyglądało tak, że rodzic od 8 do 19 był w pracy. Dziecko było w szkole, a po niej spotykało się ze znajomymi lub siedziało samo w domu do wieczora. I ono, i rodzice są przyzwyczajeni do samotności, do robienia swoich rzeczy. Gdy wracamy do domów, zamykamy się w swoich pokojach na te dwie czy trzy godziny przed zaśnięciem. Mamy spokój. Nigdy nie było tak, że byliśmy non stop razem, a to przecież może potrwać jeszcze kilka tygodni - zaznacza.
Teraz będę cię wychowywał
15-letnia Lila z Warszawy z powodu przymusowego pobytu w domu oddała pokój tacie. – Potrzebuje własnego kąta, gdzie może spokojnie pracować i uczestniczyć w wideokonferencjach, więc przez kilka godzin zajmuje mi pokój, a ja migruję do salonu – wyjaśnia dziewczyna.
Marzy o wyjściu na dłużej niż krótki spacer i spotkaniach z przyjaciółmi. Nauka zdalna nie przychodzi łatwo. - Niektórzy nauczyciele zadają dużo więcej, niż normalnie byśmy zrobili, zdecydowana większość po prostu wysyła plik z zadaniami na zasadzie "a zróbcie sobie", nieliczni starają się robić lekcje online lub wysłać materiały pomocnicze – zauważa. – Oczywiście rozumiem, że dla nich to też trudna sytuacja. Bardzo doceniam tych, którzy piszą słowa otuchy oraz tych, którzy na przykład wysyłają nam prezentacje multimedialne, czasem nawet z nagraniami głosowymi, zestawy fiszek do samodzielnej nauki. I mimo że jeszcze nie muszą, prowadzą lekcje przez Internet – dodaje zaraz.
Kicińska przypomina, że to trudny czas dla rodziców. - Wokół nich biegają trzylatki, które przeszkadzają w zdalnej pracy i niekończących się telekonferencjach, nastolatki trzaskają drzwiami i mają swoje problemy, które teraz mogą być jeszcze mocniej skoncentrowane. Jedną ręką robimy obiad, drugą piszemy maila, a do tego zewsząd czyha zagrożenie - wyjaśnia. - Część problemów bierze się jednak z tego, że niektórzy rodzice niespodziewanie wpadają teraz na pomysł wychowywania swoich dzieci. Po raz pierwszy od piętnastu lat. Tymczasem nie tylko dorośli stracili możliwość korzystania z różnych wypracowanych wcześniej strategii radzenia sobie z napięciem i stresem. Dzieci też je straciły. A bardzo dużo dzieciaków robiło to, wychodząc z domu, biegając, spacerując z psem, spotykając się ze znajomymi. Teraz to jest ograniczone do minimum - dodaje.
- Wyobraźcie sobie mieszkanie bez balkonu, które ma 45 metrów kwadratowych i jest w nim mama, tata, dwójka młodszego rodzeństwa, a do tego pokój dzielisz z bratem. I tak non stop, 24 godziny na dobę. Przerażające? Właśnie. W życiu, w którym nie stosowaliśmy społecznej izolacji, gdy wychodziliśmy z domu, spotykaliśmy się z innymi ludźmi, to może nie być wielkim problemem. Umiemy sobie z tym radzić, są przecież gorsze opcje mieszkaniowe. Ale gdy nagle jesteśmy razem cały czas w takich warunkach, pojawia się napięcie. Rodziny są teraz jak woda gotująca się w garnku pod przykrywką - przekonuje.
Nie zapytasz już, jak było w szkole
Problem z rozładowaniem napięć i stresów dotyczy i dzieci, i dorosłych. W domu Lucyny wprowadzili teraz zasadę, że telewizor włączają tylko trzy razy dziennie, by obejrzeć serwisy informacyjne, ale ograniczyć bombardowanie wiadomościami. Ze strychu wyciągnęli układanki. Mają też zapas książek.
- Nie wszyscy mieli czas, żeby przygotować się na koronawirusa. Nie we wszystkich domach czekają książki, gry planszowe i filmy - zaznacza Kicińska. - Bardzo mnie cieszą te różne inicjatywy, że na przykład można oglądać przedstawienia teatralne czy zwiedzać muzea online, ale z tego też nie wszyscy potrafią korzystać, a nawet jeśli, to nieustający kontakt z ekranem też potrafi być bardzo męczący. W dłuższej perspektywie może źle działać na nasz nastrój - dodaje.
Jeśli dotąd rozmowa rodzica z dzieckiem opierała się na pytaniu: "Jak było w szkole?", to uwaga, mamy problem, bo szkoły teraz nie ma! I nie wystarczy zmienić pytanie na: "Czy przesłali ci jakieś zadania?".
- W takich wypadkach może być trudno zacząć jakieś nowe, głębokie rozmowy. Zdarza się też, że rodzic, który w końcu jest w domu, zauważa niepokojące sygnały u swojego dziecka. I tutaj takiemu rodzicowi może pomóc rozmowa z psychologiem czy szkolnym pedagogiem albo telefon zaufania. Są też takie dla dorosłych - przypomina psycholożka.
Kicińska podkreśla, że musimy skoncentrować się teraz na sytuacji osób młodych, którym jest przecież nie mniej trudno niż dorosłym. - Nie możemy siedzieć bezczynnie i czekać, aż ta cała zaraza się skończy. Jeśli chcemy, by młodzi nie siedzieli już na tych schodkach nad Wisłą, to lepszego momentu, by nauczyć się z nimi rozmawiać, może nie być – przekonuje.
Idź pobiegaj! A, nie, to nie tak
Młodzi potrzebują kontaktu z rówieśnikami? Pomoc rówieśnicza w czasach kwarantanny na szczęście kwitnie. Można jej szukać np. na facebookowym profilu “Idź pobiegaj”, który w ramach olimpiady Zwolnieni z Teorii prowadzą trójmiejskie licealistki Martyna Kozdra i Zofia Katkowska. Hasło kampanii dziewcząt, walczących ze stereotypami dotyczącymi depresji, to żart z popularnej rady: "Idź pobiegaj, zrób coś ze sobą". Nie dlatego, że teraz trudno wychodzić z domu i robić coś ze sobą, a dlatego, że ta kwestia naszego samopoczucia nie jest tak prosta.
W poniedziałek, gdy szkoły stanęły, dziewczyny napisały do rówieśników: "Zwracamy się z apelem przede wszystkim do uczniów i studentów (ale również osób pracujących skierowanych na home office) – dbajcie o higienę nauki i pracy. Pisałyśmy już posty związane z tym tematem, ale postanowiłyśmy przypomnieć się ze względu na to, że wszyscy będziemy w najbliższym czasie uczyć się w domu, a część osób będzie również pracować zdalnie. Istnieje duży problem edukacji tegorocznych maturzystów, którzy – co naturalne – są bardzo zestresowani zaistniałą sytuacją. Co można zrobić? Jak pracować z domu tak, aby było to efektywne i nas nie przeciążało? Jak dbać o swoje zdrowie psychiczne w tej sytuacji? Nie mamy jedynego słusznego remedium na ten problem, ale przygotowałyśmy kilka ważnych rad".
Wśród nich wymieniają m.in. znalezienie odpowiedniej pory dnia do pracy, niebranie na siebie nadmiaru zadań, pamiętanie o odpoczynku.
A swój post kończą ważnym przesłaniem: "W razie problemów i złego samopoczucia – NIE BÓJCIE SIĘ PROSIĆ O POMOC. Sytuacja, w której się znajdujemy jest nowa i ciężka dla wszystkich. Nie bójmy się prosić i oferować pomocy, wzajemnie się wspierać; jeśli ktoś nie będzie radził sobie z obecnymi okolicznościami, warto poszukać pomocy osób wykwalifikowanych".