Krótka instrukcja i szczęk klucza w zamku. Start! Masz 60 minut, by rozwiązać serię zagadek i wydostać się z zamkniętego pokoju. Tak wygląda zabawa w escape roomie. Kolejne tego typu miejsca powstają w Polsce, jak grzyby po deszczu i stają się coraz popularniejszym sposobem spędzania wolnego czasu. Czasu, który dla wielu firm staje się łakomym kąskiem.
Jest grudzień, końcówka 2015 roku. Dla trzech młodych warszawskich przedsiębiorców był wyjątkowo intensywny. Styczeń – podejmują decyzję o założeniu własnego escape roomu. Marzec – znajdują dom przy stołecznej Starówce, który staje się ich siedzibą. Lipiec – otwierają pierwszy escape room. Efekt? Dzisiaj ich Dom Zagadek, zaledwie po kilku miesiącach funkcjonowania, uznawany jest za najlepsze tego typu miejsce w Polsce (według dwóch serwisów – ktoryescape.pl oraz lockme.pl). Każdy z tej przedsiębiorczej trójki odpowiada za inne elementy biznesowej układanki. Wojtek Szulimowski wymyśla zagadki, rebusy i logiczne łamigłówki. Od dziecka fascynuje go ich rozwiązywanie i tworzenie. Paweł Stępkowski to spec od nowych technologii i elektroniki – to dzięki niemu w pokojach pojawiają się efekty specjalne. Jarosław Pawłowski natomiast jest prawdziwym fanem filmów, powieści i gier. W escape roomach przygotowuje fabułę i scenariusze – każdy z pokoi ma bowiem swój motyw przewodni i klimat.
Pierwszy inspirowany jest filmem "Powrót do przyszłości". Szalony naukowiec zabiera uczestników w podróż w czasie – mają 60 minut, by rozwiązać zadania i powrócić do teraźniejszości. Drugi to piramida – przestrzeń inspirowana filmami o Indianie Jonesie, pełna hieroglifów i starożytnej symboliki. Trzeci pokój pozostaje tajemnicą. Firma nie zdradza żadnych informacji. Wszelkie szczegóły stają się jasne dopiero po przestąpieniu jego progu. Jest to jednak podobno najtrudniejszy pokój w całym domu zagadek.
Założyciele deklarują, że escape roomy to rozrywka dla ludzi w każdym wieku, choć dominuje pokolenie trzydziestolatków. Nie brakuje tam jednak dzieci czy emerytów.
– Wizytę złożyła nam pewna babcia, która chciała zapewnić rozrywkę wnukowi. Trzeba przyznać, że starsza pani radziła sobie lepiej niż dziecko – opowiada Szulimowski.
Wizytę złożyła nam pewna babcia, która chciała zapewnić rozrywkę wnukowi. Trzeba przyznać, że starsza pani radziła sobie lepiej niż dziecko
Wojciech Szulimowski
Zespoły biorące udział w zabawie liczą od dwóch do sześciu osób i wręcz skazane są na współpracę. – Niektórych rzeczy nie da się po prostu zrobić w pojedynkę – zaznacza Szulimowski.
To powoduje, że wiele firm interesuje się taką formą integrowania zespołu. Ostatnio tego typu atrakcję swoim pracownikom zafundował np. polski oddział Microsoftu.
Usługi rozrywkowe mnożą się i mnożą
Na fali popularności escape roomów zrodziła się swego rodzaju społeczność. Jej członkowie w rozwiązywaniu zagadek nastawieni są na jak najkrótszy czas. Jeżdżą po całej Polsce, odwiedzając nowe pokoje, a wyzwaniem dla nich jest bicie nowych rekordów.
Według lockme.pl w samej Warszawie znajdują się już ponad 32 firmy, które łącznie oferują wizyty w 79 pokojach. A ich liczba stale rośnie. – Kiedy zaczynaliśmy, na warszawskim rynku było zaledwie 10 firm – podkreśla Szulimowski.
Pierwszy na świecie escape room powstał w 2006 r. Założyła go grupa programistów pracujących w Dolinie Krzemowej. Jeśli chodzi zaś o Europę, prawdziwym ich zagłębiem są Węgry, gdzie obecnie zagrać można według 200 scenariuszy.
– Moim zdaniem wchodzimy już w tę fazę, że kolejne escape roomy się zamykają i pozostają jedynie te najlepsze – komentuje Szulimowski. – To taka naturalna selekcja – dodaje.
Przyszłość biznesu
Socjolog z UW, dr Jacek Wasilewski wskazuje, że miejsca takie jak escape roomy wpisują się w szerszy trend. Dominującym elementem w naszej konsumpcji staje się doświadczenie. To na nie jesteśmy coraz bardziej skłonni wydawać pieniądze.
Rynek będzie należał do firm, które będą pozwalały na szeroko rozumiane przeżywanie
dr hab. Jacek Wasilewski
– Współczesna konsumpcja odchodzi od rozrywki oglądanej na rzecz rozrywki przeżywanej – ocenia socjolog. Podkreśla, że dopiero na przełomie XIX i XX wieku prymat zaczęła wieść tzw. bierna rozrywka. Wcześniej nasi przodkowie nastawieni byli na fizyczne aktywności, takie jak taniec, polowanie, gry na powietrzu czy nawet wspólny śpiew. Do tego typu zajęć będzie należała przyszłość.
– Rynek będzie należał do firm, które będą pozwalały na przeżywanie – przewiduje dr Wasilewski.
A po pracy trampolina...
Takich biznesów jest coraz więcej. Dawny hangar lotniska na warszawskim Gocławiu został zaaranżowany niedawno na nietypowy plac zabaw. Na przestrzeni 2700 m kwadratowych znaleźć można m.in. park trampolin czy basen z gąbkami. Wbrew pozorom nie jest to gigantyczne przedszkole czy sala zabaw dla dzieci. Codziennie Hangar 646 odwiedzają zastępy dorosłych.
Najtrudniej dostać się tam między 18:00 a 21:00 – o tej porze hangar oblegają ci, którzy na trampoliny przeskakują z biurowych foteli.
Właściciele Hangaru 646 poszli za ciosem i zdecydowali się otworzyć filię swojej firmy. Miejsce nie jest bez znaczenia – tzw. Mordor, czyli największe w Polsce zagłębie biurowe. To idealne miejsce dla tych warszawiaków, którzy na brak wolnego czasu skarżą się najbardziej. Otwarcie przewidziane jest na maj 2016 roku.
Przyjemność to też część gospodarki
Taka popularność nie dziwi prof. Bohdana Junga z SGH, który od lat zajmuje się ekonomią kultury i rekreacji. Jung przekonuje, że to, co eksperci nazywają leisure economy, a zatem ekonomią czasu wolnego, ma coraz większe znaczenie dla globalnej gospodarki. Najnowszy raport E&Y "Kulturalne czasy" wskazuje, że segment ściśle związany z czasem wolnym – kultura i branża kreatywna – wygenerował globalnie 2,25 bln dolarów przychodów w 2013 r. To więcej niż światowe przychody branży telekomunikacyjnej (1,9 bln dolarów) czy PKB Indii (1,9 bln dolarów).
Jeśli chcemy spojrzeć w przyszłość, powinniśmy dziś przyjrzeć się Stanom Zjednoczonym. Prof. Jung
My ciągle myślimy o gospodarce jak w erze przemysłowej, industrialnej. Dla nas wizja rozwoju gospodarczego to dymiące fabryki
Bohdan Jung, prof. SGH
jest zdania, że ten kraj wyznacza trendy, które docierają do nas z pewnym opóźnieniem.
– A największym sektorem gospodarki USA jest właśnie tzw. leisure industry, czyli sektor potrzeby czasu wolnego. Chodzi zatem o wszystko, co związane jest z kulturą, turystyką i rekreacją. W każdym stanie Ameryki prędzej czy później pojawiają się parki rozrywki i wesołe miasteczka – podkreśla. Dodaje, że także największa część eksportu USA wiąże się z prawami autorskimi, a zatem z rozrywką i kulturą.
– My ciągle myślimy o gospodarce jak w erze przemysłowej, industrialnej – uważa prof. Jung. – Dla nas wizja rozwoju gospodarczego to dymiące fabryki – podkreśla.
Tymczasem ta gałąź gospodarki – przynajmniej w krajach OECD – jest w odwrocie. Dzisiaj rynki nastawione są w dużej mierze na usługi, a ich sporą część stanowi "produkcja" doznań – przyjemności, relaksu, odpoczynku, adrenaliny.
– Nie jest to już pobocze gospodarki, lecz mainstream gospodarki – ocenia prof. Jung. Wskazuje, że około 30 proc. Amerykanów zatrudnionych jest w sektorach kreatywnych (na podstawie danych Bureau of Labor Statistics).
Młodzi chcą zaznaczyć, że mają własny gust i pomysły na czas wolny
prof. Bohdan Jung
Obronić resztki wolnego czasu
Gdzie leży przyczyna tak dużego zainteresowania sektorem rozrywkowym?
Prof. Bohdan Jung jest zdania, że jest to przejaw "rozpaczliwej obrony strzępków czasu wolnego". Z badań przeprowadzonych przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wynika, że Polacy to naród pracoholików. Na pracę poświęcamy 1929 godzin rocznie, podczas gdy średnia wszystkich krajów uwzględnionych w badaniu to 1765 godzin. Na czas wolny przypada nam 4 godziny i 39 minut na dobę.
Badania OECD niosą jednak optymistyczną refleksję. Okazuje się, że staramy się pracować coraz krócej. Jeszcze 15 lat temu pracowaliśmy 1988 godzin rocznie. W 2013 r. było to już 1918 godzin. Oznacza to, że pracujemy prawie o 9 dni mniej.
Jako naród wciąż cierpimy jednak na brak wolnego czasu. Jak wskazują dane GUS, uskarża się na to 18 proc. Polaków. Jeśli już uda się nam go trochę znaleźć, to okazuje się, że nie jesteśmy zadowoleni ze sposobu, w jaki go spędzamy (twierdzi tak 2/3 Polaków). Nasz kraj jest zatem wciąż ogromnym polem do popisu dla firm, które oferują ciekawe formy spędzania czasu wolnego. – Wciąż mamy do czynienia z wymyślaniem oraz zapełnianiem kolejnych nisz – zauważa prof. Jung. – Młodzi chcą zaznaczyć, że mają własny gust i pomysły na czas wolny. Tak jest w każdym pokoleniu – dodaje.