Z raportów krajowych i zagranicznych instytucji wynika, że Polska od lat ma problem z właściwym zabezpieczeniem praw osób przebywających w policyjnych pomieszczeniach dla zatrzymanych, w tym do bezzwłocznego dostępu do adwokata, do powiadomienia osób trzecich o zatrzymaniu oraz dostępu do badań medycznych. Brakuje też skutecznego systemu identyfikacji obrażeń fizycznych osób zatrzymanych. Dla Magazynu TVN24 pisze prawniczka Maria Ejchart-Dubois, członkini Komisji Ekspertów Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur.
"Niczego nie podpisywać, żądać protokołowania wszystkich rozmów, podawać je do wiadomości publicznej, pisać zażalenia". "Żądać, aby każde pytanie było wpisane do protokołu". "Najsłuszniejszą postawą jest milczenie". "Zatrzymać wolno tylko takie osoby, co do których istnieje uzasadnione przypuszczenie, że dokonały przestępstwa".
Brzmi jak poradnik dla zatrzymywanych w ostatnich tygodniach aktywistów? Nic bardziej mylnego. Te słowa zostały napisane 43 lata temu, a ich autorem jest Jan Olszewski, wybitny adwokat, obrońca w procesach politycznych, premier polskiego rządu w latach 1991-1992... i od lat autorytet dla dzisiejszych polityków Prawa i Sprawiedliwości.
W 1977 roku w podziemnym wydawnictwie opublikowana została jego kilkunastostronicowa broszura "Obywatel a Służba Bezpieczeństwa", która w niezwykle przystępny, ale też precyzyjny i praktyczny sposób radziła, jak zachowywać się w kontakcie z SB. Co robić, a jakich zachowań unikać. Tłumaczyła, jakie obywatel ma prawa i czego może się spodziewać w kontakcie z przedstawicielami władzy.
Prawa obywateli w kontakcie z policją
Dziś żyjemy w wolnym kraju. Wolnym, również dzięki takim osobom, jak nieżyjący już Jan Olszewski. Zmienił się system, zmieniło się prawo, zmieniła się policja. Dlaczego więc poradnik Olszewskiego znów staje się aktualny i potrzebny? Bo państwo o zapędach autorytarnych, które walczy z oponentami, działaczami społecznymi, mniejszościami, kieruje się nienawiścią i lubi dzielić ludzi, nie zmienia metod działania. Ma tendencję do przekraczania nienaruszalnych granic praw człowieka, nadużywania uprawnień przez funkcjonariuszy i pokazywania, kto "rządzi", a kto ma się bać. Policja w takim państwie zazwyczaj się brutalizuje i krok po kroku - często niezauważalnie, przesuwając granice akceptacji społecznej swoich zachowań - odbiera prawa obywatelskie.
Po wydarzeniach warszawskiej tęczowej nocy 7 sierpnia tego roku, ale też wcześniejszych zatrzymaniach i policyjnych interwencjach, do których doszło w ostatnich latach rządów PiS, musimy więc wrócić do dyskusji o (naruszanych) granicach podstawowych praw człowieka, takich jak wolność osobista, bezwzględny zakaz tortur i innych form niewłaściwego traktowania, nieproporcjonalnego używania siły i odpowiedzialności państwa i funkcjonariuszy za te naruszenia. Może zresztą tej dyskusji nigdy tak naprawdę nie zakończyliśmy, bo temat nie jest przecież nowy.
Wystarczy zajrzeć do raportów Europejskiego Komitetu do Spraw Zapobiegania Torturom oraz Nieludzkiemu lub Poniżającemu Traktowaniu albo Karaniu (CPT), który jest niezależną ekspercką instytucją, działającą przy Radzie Europy. CPT regularnie przeprowadza wizytacje w państwach, które ratyfikowały "Europejską konwencję o zapobieganiu torturom oraz nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu albo karaniu". Polska zrobiła to w 1994 roku. W każdym z dotychczasowych sprawozdań z wizyt przedstawicieli Komitetu w Polsce, a było ich dotychczas sześć (na sprawozdanie z siódmej niezapowiedzianej wizyty jeszcze czekamy), możemy przeczytać, że Polska od lat ma problem z właściwym zabezpieczeniem praw osób przebywających w policyjnych pomieszczeniach dla zatrzymanych, w tym do bezzwłocznego dostępu do adwokata, do powiadomienia osób trzecich o zatrzymaniu oraz dostępu do badań medycznych. I że brakuje skutecznego systemu identyfikacji obrażeń fizycznych osób zatrzymanych. Podobne wnioski płyną z raportów Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur, działającego przy Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Od lat o przestrzeganie praw obywateli w kontakcie z policją apeluje też sam Rzecznik Praw Obywatelskich i liczne organizacje pozarządowe.
W każdym niemal roku w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu zapadają wyroki w polskich sprawach, w których Trybunał stwierdza, że doszło do naruszeń zakazu z artykułu 3 "Europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności", czyli zakazu tortur. Wskazuje na niepotrzebnie użycie siły oraz nieuzasadnione zastosowanie takich środków przymusu bezpośredniego jak paralizator.
Słowo "tortury" powinno utrwalić się w naszej świadomości i języku
Bez wątpienia ciągle mamy też nieodrobioną jedną z podstawowych lekcji w demokratycznym społeczeństwie. Ciągle nie potrafimy bowiem właściwie nazywać określonych sytuacji. Niekiedy nie potrafimy ich nawet właściwie identyfikować. Mówimy o "nadużyciu uprawnień przez funkcjonariuszy", "nieproporcjonalnym użyciu siły i środków przymusu bezpośredniego". Tymczasem pod tym prawniczym żargonem niejednokrotnie mieszczą się zachowania, które stanowią po prostu tortury bądź inne nieludzkie lub poniżające traktowanie lub karanie. Warto przypomnieć tu sprawę zmarłego Igora Stachowiaka, w której śledztwo toczyło się właśnie w sprawie przekroczenia uprawnień.
Te stopniowalne zachowania funkcjonariuszy państwowych (tortury, traktowanie nieludzkie, traktowanie poniżające) wciąż nie doczekały się pełnej definicji w polskim Kodeksie karnym. Poza precyzją określenia, ma to też wielkie znaczenie godnościowe. Nazywanie rzeczy po imieniu odnosi się do ofiary, a nie do sprawcy. Mówi o krzywdzie i cierpieniu, a nie o przekraczaniu bliżej nieokreślonych uprawnień anonimowych funkcjonariuszy. Tortury i inne formy maltretowania zostawiają bowiem w człowieku ślad na zawsze. Ślad, którego nie wymaże ani czas, ani ewentualne odszkodowanie. Brak kodeksowej definicji tortur, której jestem głęboką zwolenniczką, utrudnia identyfikowanie i nazywanie nadużyć funkcjonariuszy państwowych, choć w naszym prawie obowiązuje konstytucyjny zakaz tortur i definicja z "Konwencji ONZ w sprawie zakazu stosowania tortur oraz innego okrutnego, nieludzkiego lub poniżającego traktowania albo karania" z 10 grudnia 1984 r. (ratyfikowana przez Polskę w lipcu 1989 roku). Warto jednak, by słowo "tortury" i jego definicja zaistniały i utrwaliły się w naszej świadomości i języku. Ułatwiłoby to precyzyjną identyfikację zachowań, które stanowią przemoc i naruszają godność człowieka. Byłoby też jasnym sygnałem dla funkcjonariuszy, że takie zachowania nie są tolerowane, a ofiarom naruszeń dawałoby należne im moralne zadośćuczynienie.
Zatrzymanie przez policję jest w polskim prawie precyzyjnie opisane w art. 244 Kodeksu postępowania karnego. Teoretycznie szczegółowo opisane są również prawa osoby zatrzymanej. Kodeks przyznaje policji prawo do zatrzymania osoby podejrzanej, jeżeli istnieje uzasadnione przypuszczenie popełnienia przez nią przestępstwa, a zachodzi obawa ucieczki lub ukrycia się tej osoby albo zatarcia śladów przestępstwa, bądź też nie można ustalić jej tożsamości albo istnieją przesłanki do przeprowadzenia przeciwko tej osobie postępowania w trybie przyspieszonym. Osoba zatrzymana musi zostać niezwłocznie poinformowana o przyczynach i podstawach zatrzymania. Zatrzymanie ma trwać najkrócej jak się da, co oznacza, że zatrzymanego należy zwolnić natychmiast, jak ustanie przyczyna zatrzymania. Praktycznie może trwać 48 godzin, po których zatrzymany musi zostać przekazany do dyspozycji sądu, wraz z wnioskiem o zastosowanie tymczasowego aresztowania, jeśli istnieją przesłanki do dalszego pozbawienia wolności. Sąd ma kolejne 24 godziny na podjęcie decyzji o jego zastosowaniu.
Osoba zatrzymana ma więc prawo do (i nie jest to wyczerpujące wyliczenie):
- informacji o powodach zatrzymania,
- poinformowania o zatrzymaniu wskazanej przez siebie osoby,
- opowiedzenia o wydarzeniach, które stały się powodem do zatrzymania, i co za tym idzie prawo do bycia wysłuchanym,
- ma też prawo do odmowy złożenia jakichkolwiek oświadczeń, czyli po prostu do milczenia, bez tłumaczenia powodów odmowy,
- dostępu do pomocy medycznej,
- zatrzymany ma wreszcie prawo do kontaktu z adwokatem (lub radcą prawnym) i bezpośredniej z nim rozmowy,
- oraz prawo do pouczenia o powyższych prawach bezzwłocznie, wyraźnie i w sposób dla osoby zatrzymanej zrozumiały. To prawo zatrzymanemu przysługuje na każdym etapie zatrzymania i w każdej niezrozumiałej dla niego sytuacji. Ma więc prawo pytać i domagać się odpowiedzi.
Na kolejnych etapach (w kolejnych godzinach zatrzymania) zatrzymany ma prawo do przesłuchiwania go w sposób, który będzie odpowiadał standardom i procedurom, co oznacza, że powinien wiedzieć, kto go przesłuchuje i mieć prawo do odpoczynku lub przerwy w trakcie przesłuchania. Według standardów CPT przebieg przesłuchania powinien być także rejestrowany.
Zasadą jest zawsze minimum siły
Zatrzymanemu należy również zapewnić odpowiednie warunki. Pomieszczenie powinno mieć odpowiednią wielkość, być oświetlone tak, żeby można było w nim czytać i być dobrze wentylowane. W nocy osoby zatrzymane powinny otrzymać koc i czysty materac. O konieczności nakarmienia i napojenia oraz możliwości załatwienia fizjologicznych potrzeb zatrzymanego chciałabym nie musieć nawet wspominać, choć relacje osób zatrzymanych podczas tęczowej nocy w Warszawie każą mi to zrobić.
Na koniec bardzo istotne prawo zatrzymanego, czyli prawo do zażalenia się do sądu na zatrzymanie i domaganie się zbadania legalności oraz prawidłowości zatrzymania.
Z każdym z tych praw wiąże się jakaś powinność po stronie państwa. W przypadku skargi na zatrzymanie ta powinność należy do sądu. I słusznie adwokat Mikołaj Pietrzak, dziekan warszawskiej Rady Adwokackiej, w niedawnym obszernym wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" wzywa sądy do "przebudzenia się" i poprzez swoje rozstrzygnięcia podniesienia standardu ochrony człowieka, jego wolności oraz jego wolności od niewłaściwego traktowania.
I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz – przymus bezpośredni, czyli to, kiedy, w jaki sposób i w jakich okolicznościach funkcjonariusze policji mogą użyć siły i innych środków (np. użycie pałki, psów i koni służbowych, pocisków niepenetracyjnych). Zgodnie z polskim prawem te mogą być użyte jedynie po to, by osiągnąć efekt w postaci podporządkowania się poleceniom. Czyli zawsze jak najmniej i tylko tyle, ile trzeba. To dotyczy zarówno środków przymusu, jak i natężenia jego stosowania. Co więcej, zawsze uprzednio funkcjonariusz musi ostrzec, że zamierza użyć środków przymusu. Kajdanki można stosować tylko po to, by udaremnić ucieczkę lub napaść; powinny być też założone z przodu. Czyli zasadą jest zawsze minimum siły.
I jeszcze jedno – policjant nie może być anonimowy. Anonimowość znosi bowiem odpowiedzialność, a w konsekwencji sprzyja bezkarności.
Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się jasne. Jednak istotą tych przepisów jest sposób ich stosowania. Tak jest zresztą zawsze, choć w tym przypadku ma to szczególne znaczenie, bo standard stosowania przepisu decyduje o tym, czy konkretne uprawnienie jest realizowane, czy też nie.
Realizacja prawa do kontaktu z adwokatem (radcą prawnym) przysparza w praktyce najwięcej problemów. I nie jest przesadą powiedzenie, że to prawo nie jest realizowane. Sprawa zatrzymanych w sierpniowy wieczór w Warszawie obnażyła ten - znany nam od lat - problem w brutalny sposób, mimo że prawo do obrony zapisane w polskiej Konstytucji (zgodnie z art. 42 ust. 2: "Każdy, przeciw komu prowadzone jest postępowanie karne, ma prawo do obrony we wszystkich stadiach postępowania. Może on w szczególności wybrać obrońcę lub na zasadach określonych w ustawie korzystać z obrońcy z urzędu"). I mimo tego, że Kodeks postępowania karnego reguluje zasady korzystania z prawa do obrony – zarówno z urzędu, jak i z wyboru – i gwarantuje możliwość kontaktu z prawnikiem niezwłocznie po zatrzymaniu, to w istocie prawo to napotyka wiele praktycznych utrudnień. Cóż bowiem znaczy niezwłocznie? Co to znaczy umożliwić kontakt z adwokatem lub radcą prawnym? Z którym adwokatem? Kto z nas zna na pamięć numer telefonu do jakiegoś prawnika? Choć formalnie więc każdy ma prawo do kontaktu z adwokatem lub radcą prawnym, to w praktyce, jeżeli zatrzymany nie posiada numeru do konkretnego prawnika, kontakt ten jest bardzo utrudniony. Wciąż nie ma bowiem przepisów, które zobowiązywałby funkcjonariuszy do udostępniania list adwokatów, nie ma też takiego zwyczaju. Prawnik jest bowiem niesłusznie postrzegany jako ktoś, kto utrudnia policji wykonywanie czynności. W tej sprawie mamy też zaległości ustawodawcze, nie jest to więc tylko problem praktyczny, ale i prawny.
Parlament i Rada Unii Europejskiej przyjęły 22 października 2013 r. dyrektywę o dostępie do adwokata. Dyrektywa ma na celu wzmocnienie praw proceduralnych osób w postępowaniu karnym oraz ujednolicenie standardu we wszystkich państwach unijnych. Termin na wdrożenie jej postanowień do porządku krajowego państw członkowskich upłynął 27 listopada 2016 roku. I choć Ministerstwo Sprawiedliwości uporczywie zapewnia, że polskie prawo jest zgodne z przepisami tej dyrektywy i nie planuje żadnych zmian w tym zakresie, trudno nie zauważyć, że polskie rozwiązania nie wypełniają standardów unijnych.
Zagadnienie dostępu do obrońcy jest również przedmiotem regularnych rozważań Europejskiego Trybunał Praw Człowieka.
Z punktu widzenia prewencji tortur i niewłaściwego traktowania szczególne znaczenie, zgodnie z rekomendacjami Komitetu Zapobiegania Torturom (CPT) opublikowanymi w 1992 roku, mają trzy prawa przysługujące zatrzymanym przez policję: prawo do poinformowania o zatrzymaniu wybranej osoby trzeciej, prawo do kontaktu z prawnikiem oraz prawo do bycia zbadanym przez lekarza, i to lekarza wybranego przez osobę zatrzymaną.
Nauka praw człowieka już w szkole
Egzekwować stosowanie prawa można na dwa sposoby. Pierwszy polega na tym, żeby przepisy prawa "uszczelniać" i uszczegóławiać. Można i należy więc tworzyć rozporządzenia, instrukcje, regulaminy i zalecenia, następnie dbać o ich przyswojenie przez funkcjonariuszy i bezwzględne ich realizowanie. To ważne. Ale prawa, które przysługują zatrzymanemu, będą egzekwowane naprawdę tylko wtedy, kiedy on sam będzie je znał. Tylko wtedy, kiedy każdy z nas będzie ich świadomy, i jeżeli staną się dla nas czymś tak oczywistym jak tzw. prawa Mirandy, które znamy od dziecka z amerykańskich filmów.
Dlatego praw człowieka powinniśmy uczyć się od wczesnych lat, już w szkole. Każdy uczeń musi wiedzieć, co mu wolno, czego mu nie wolno, jakie ma prawa i obowiązki. Musi nauczyć się też, że jak na ulicy zatrzymuje go policjant, to nie powinien się bać, bo poza egzekwowaniem prawa ze strony funkcjonariusza nie może mu się nic złego stać. Wolność od strachu przed własnym państwem i jego funkcjonariuszami jest bowiem kluczowym elementem szacunku do państwa i tożsamości obywatelskiej.
Praw zatrzymanego powinna też uczyć sama policja, bo to naprawdę jest również w jej interesie. Tradycyjnie ten obowiązek spoczywa na obywatelach i organizacjach obywatelskich, które od lat dbają o ten edukacyjny standard.
Nie możemy jednak zapominać, że zapewnienie wszystkich tych praw wspomnianych powyżej oraz ochrona przed arbitralnością działania władz obciążają państwo. Nikogo innego. My możemy sobie pomóc, znając je, ale państwo musi stworzyć ramy prawne i zapewnić praktyczne stosowania prawa. Dbać o jego egzekwowanie. I bezwzględnie wyciągać konsekwencje, gdy nie jest stosowane. A naszym obywatelskim obowiązkiem jest się temu procesowi przyglądać.
***
Maria Ejchart-Dubois - prawniczka, od początku swojej kariery zawodowej zajmuje się prawami człowieka. Związana z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, w której współtworzyła i zarządzała programami monitoringowymi i edukacyjnymi krajowymi i międzynarodowymi. Członkini Rady Społecznej przy Rzeczniku Praw Obywatelskich oraz Komisji Ekspertów Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur. Obszarem jej szczególnego zainteresowania są prawa osób pozbawionych wolności oraz ofiar niesłusznych skazań. Była zaangażowana w realizowany w Katedrze Kryminologii i Polityki Kryminalnej Uniwersytetu Warszawskiego kryminologiczny projekt badawczy "Dożywotnie pozbawienie wolności. Zabójca, jego zbrodnia i kara". Orzekała w Wojewódzkiej Komisji ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych w Warszawie. Współtwórczyni Inicjatywy #WolneSądy. Obecnie koordynuje prace Komitetu Obrony Sprawiedliwości KOS. Pełni funkcję prezesa Stowarzyszenia im. Profesora Zbigniewa Hołdy.