"Ten człowiek to dla mnie zagadka. (…) Zabijał mężczyzn, kobiety, dzieci i zwierzęta. Zabijał wszystko, co mógł" – powiedział o Peterze Kuertenie podczas procesu jego obrońca. Zbrodniarz został zgilotynowany. Przed śmiercią zapytał, czy gdy odetną mu głowę, wciąż będzie słyszał, jak tryska krew.
Tym, którzy przysłuchiwali się zeznaniom mordercy, włos jeżył się na głowie. Zabijał i fascynował się tym, co robił. Snuł plany, jak zabić jak najwięcej osób: może powinny to być czekoladki nadziewane arszenikiem i rozdawane w szkołach i sierocińcach, a może skażenie wody, tak by wytruć pół miasta?
Czuł "miłe łaskotanie" na widok krwi
Peter Kuerten. Rocznik 1883. Urodził się w Kolonii, ale to nie ulice tego miasta stały świadkami jego krwawych zbrodni. Rodzice małego Petera przenieśli się do Duesseldorfu. Nie wiodło im się najlepiej. Ojciec co zarobił, natychmiast przepijał. Cała rodzina cierpiała z powodu jego pijaństwa. Gdy wypił, był okropnym człowiekiem. Byłem najstarszy i cierpiałem najbardziej. Byliśmy bardzo biedni, a wszystko przez to, że przepijał swoje zarobki. Mieszkaliśmy w jednym pokoju – wspominał kilkadziesiąt lat później swoje dzieciństwo. Razem z nim w domu ojca alkoholika cierpiało 12 rodzeństwa i matka. Peter musiał szybko zacząć zarabiać na swoje utrzymanie.
Gdy skończył 11 lat, został prawą ręka hycla. Pomagał łapać bezdomne psy, nauczył się je torturować i bestialsko zabijać. Dorabiał i rozwijał w sobie mordercze instynkty. Gdy najlepsi przyjaciele człowieka przestali mu wystarczać, zaczął rozglądać się za owcami i kozami. Już wtedy miał czuć "miłe łaskotanie" na widok krwi. Krótko po tym, w trakcie kąpieli w rzece, miał utopić dwóch swoich rówieśników. Przynajmniej tak twierdził po latach.
Nastoletni Kuerten uciekał z domu. Nie chciał patrzeć na pijanego ojca i płaczącą matkę. Trochę kradł. Musiał się utrzymać, a praca się go nie imała. Wpadł, gdy miał 15 lat. Wtedy pierwszy, ale nie ostatni raz trafił za kratki. Gdy wyszedł na wolność, poznał dwa razy starszą od siebie kobietę lekkich obyczajów. Zamieszkali razem, a ich związek rozwinął w nastolatku skłonności sadystyczne. Dał spokój zwierzętom. Zaczął się wyładowywać na kobietach. Przez kolejne lata próbował znaleźć pracę. Raz mu się udawało, innym razem musiał ponownie kraść. Włamywał się, rabował i trafiał znowu za więzienny mur. Za kraty trafiał też za podpalenia. Lubił patrzeć, jak płomienie trawiły budynki.
Pierwsze dziecko dusił przez około półtorej minuty
Na początku I wojny światowej Kuerten trafił do armii. Jednak długo munduru nie nosił. Christopher Berry-Dee w książce "Cannibal Serial Killers: Profiles of Depraved Flesh-Eating Murders" pisze o tym, że 31-latek w wojsku wytrzymał zaledwie 24 godziny. Uciekł. Zaczął znowu podpalać. I ponownie trafił do więzienia.
Uspokoił się dopiero kilka lat później. Wziął ślub, znalazł pracę w fabryce. Uśmiechał się do sąsiadów, sprawiał wrażenie ułożonego i spokojnego. W niedzielę chodził do kościoła, w wolnych chwilach lubił obserwować ptaki. Żonę kochał, ale miewał romanse. Kochanki często zostawiał pobite.
Bardzo krwawa noc
Fala zbrodni rozpoczęła się w lutym 1929 r. 8-letniej dziewczynce zadał 13 ciosów nożem, później jej ciało oblał łatwopalną cieczą i podpalił. W następnych miesiącach udało mu się zabić jeszcze raz, trzy inne ofiary przeżyły. W sierpniu na swojej drodze spotkał dwie sieroty: 5-letnią Gertrudę i 14-letnią Louise. Wracały z miejskiego święta do domu. Było ciemno, spieszyły się. Nagle usłyszały miły głos. Mężczyzna zapytał, czy starsza z dziewcząt mogłaby pójść kupić mu papierosy w jednej z budek. Powiedział im, że wyleciało mu z głowy. Uśmiechnął się i zapewnił, że popilnuje 5-latki – relacjonuje Berry-Dee.
Louise wzięła pieniądze i pobiegła załatwić sprawunek dla nieznajomego. W tym czasie Kuerten podciął gardło Gertrudzie. Gdy Louise wróciła z papierosami, spotkało ją to samo, choć wyrywała się i wzywała pomocy.
Mężczyzna nie poszedł do domu. I tak nie mógłby zasnąć, był zbyt podekscytowany. Krążył po mieście. Kilkanaście godzin później spotkał 26-letnią służącą. Zaproponował, że ją podwiezie. Był w końcu dorożkarzem. Zgodziła się, ale przejażdżka skończyła się próbą gwałtu. Prędzej zginę, niż ci się oddam – wykrzyczała kobieta. Kuerten był niewzruszony. W takim razie giń – powiedział i zaczął zadawać ciosy nożem. Uderzał w szyję, ramię i plecy. Na końcu rzucił: teraz możesz umrzeć. I uciekł. Przeraźliwe jęki usłyszał przechodzień, który wezwał policję.
Niemiecki Kuba Rozpruwacz
W Duesseldorfie wybuchła panika. Nagłówki gazet pełne były relacji o makabrycznych zbrodniach i wampirze, który wypija krew swoich ofiar. Kobiety bały się samotnych spacerów, a dzieci nie spuszczano z oczu. Dzienniki twierdziły, że morderca wysyła śledczym informacje o tym, gdzie mogą znaleźć ciała kolejnych nieszczęśników. Zupełnie jak Kuba Rozpruwacz.
Nikt nie czuł się bezpieczny. A liczba ofiar rosła.
W maju 1930 r. zaatakował pannę Marię. Użył swojego uroku i namówił ją, by odwiedziła go w mieszkaniu. Próbował zgwałcić. Później zabrał jeszcze do lasu i zaatakował. Ale nie zabił. Kobieta nie zgłosiła sprawy policji. Zamiast tego wszystko opisała w liście do przyjaciółki. Jednak pomyliła adres.
Na poczcie kopertę otworzono, by odnaleźć właściwego adresata. Urzędnik pocztowy nie mógł uwierzyć w to, co przeczytał. O wszystkim natychmiast poinformowano policję. Kobietę zmuszono, by pokazała, gdzie mieszkał jej oprawca. Kuerten uciekł. Nie zamierzał się jednak ukrywać. Wkrótce wszystko opowiedział żonie, a ta wydała go śledczym.
"Miał swój powód. Robił to dla dobra społeczeństwa"
Na spotkanie przyszła panna Gertruda Schulte, 25-letnia służąca. Wcześniej pokazywano jej różnych mężczyzn, ale nigdy nie rozpoznała tego, który ją zaatakował. Tym razem było inaczej. Ledwo weszła do pomieszczenia, natychmiast się zatrzymała i pobladła
"Brooklyn Daily Eagle" z 8 czerwca 1930 r.
Duesseldorf odetchnął z ulgą, a detektywi zabrali się do zbierania dowodów. Osoby, którym udało się przetrwać atak wampira, były wzywane na konfrontacje. Miały potwierdzić, że stojący przed nimi mężczyzna to osoba odpowiedzialna za ich krzywdę. Na spotkanie przyszła panna Gertruda Schulte, 25-letnia służąca. Wcześniej pokazywano jej różnych mężczyzn, ale nigdy nie rozpoznała tego, który ją zaatakował. Tym razem było inaczej. Ledwo weszła do pomieszczenia, natychmiast się zatrzymała i pobladła – relacjonował dziennikarz "The Brooklyn Daily Eagle". Kobieta wyszeptała jeszcze: o mój Boże, to on i osunęła się na ziemię.
Kolejne osoby rozpoznawały Kuertena, a on zdawał się tym nie przejmować. To był on. Rozpoznałam go. On mnie też – mówiła gazecie pani Maurer. I twierdziła, że Kuerten odzywał się do niej tonem takim, jak gdyby właśnie pili wspólnie popołudniową herbatkę. Był spokojny. Detektywom rzeczowo odpowiadał na pytania. Twierdził, że wszystkie zarzucane mu zbrodnie popełnił. Nie miał żadnych wątpliwości. Miał swój powód. Jak twierdził, zrobił to dla dobra społeczeństwa – przytaczał dziennik.
Chciał zostać największym przestępcą świata
Proces rozpoczął się w kwietniu 1931 r. Trwał 10 dni. Specjalnie dla Kuertena zbudowano drewnianą klatkę. Po pierwsze dlatego, żeby nie sprawiał problemów, po drugie po to, by wciąż wściekły tłum nie zrobił mu krzywdy. Zeznał przed sądem, że planował kontynuować swoje dzieło. Mówił, że chciał zostać największym przestępcą świata, że chciał mordować hurtowo – opisywał "The Scranton Republican".
Jego zbrodnie były bardziej potworne niż ktokolwiek był sobie w stanie wyobrazić. Ten człowiek nie był jedynie psychopatą, ale podręcznikowym przykładem zdemoralizowanego przestępcy: był maniakiem seksualnym, sadystą, gwałcicielem, wampirem, dusicielem, nożownikiem, zabijał młotkiem, był podpalaczem, okrutnie postępował ze zwierzętami i czerpał seksualną satysfakcję z obserwowania wypadków ulicznych i planowania katastrof, które mogłyby uśmiercić setki ludzi
"Cannibal Serial Killers: Profiles of Depraved Flesh-Eating Murders", Christopher Berry-Dee
W relacji z procesu czytamy też, że oskarżony przerwał sędziemu, gdy ten wyczytywał listę zbrodni. Powiedział, że nie trzeba, bo do wszystkiego już się przyznał. To, co opowiadał na sali sądowej, wprawiało zgromadzonych w osłupienie. Opisywał, jak w dzieciństwie z wypiekami na twarzy czytał o wyczynach Kuby Rozpruwacza. Mówił o swoich fantazjach. Chciał zabić jak najwięcej osób, rozważał więc wysadzenie mostu, skażenie źródeł wody pitnej czy rozdawanie dzieciom czekoladek nadziewanych arszenikiem.
Przyznawał: czerpałem z tego taką przyjemność jak inni z myślenia o nagich kobietach. Bez ogródek opowiadał o tym, że sam widok krwi wystarczał mu do osiągnięcia orgazmu. I o tym, że gdy tylko miał okazję, wypijał krew swoich ofiar. Raz miał przesadzić. Wypił za dużo i zwymiotował. Podczas procesu oskarżyciel nawet nie musiał dostarczać dowodów. Kuerten robił to za niego.
Narcystyczny psychopata i seksualny zboczeniec skazany na śmierć
Oskarżonego badał cały zespół lekarzy. Obrona próbowała dowieść, że w chwili popełnienia zbrodni Kuerten był niepoczytalny. Ten człowiek to dla mnie zagadka. (…) Zabijał mężczyzn, kobiety, dzieci i zwierzęta. Zabijał wszystko, co mógł – powiedział o Peterze Kuertenie jego obrońca. Według biegłych mężczyzna był zdrowy i w pełni poczytalny. Ich zdaniem mógł odpowiadać za swoje czyny. Profesor Karl Berg zawyrokował: to narcystyczny psychopata i seksualny zboczeniec.
22 kwietnia 1931 r. "The Pantagraph" poinformował swoich czytelników: Peter Kuerten, wampir z Duesseldorfu, został uznany za winnego dokonania dziewięciu morderstw i siedmiu ich prób. Został skazany dziewięć razy na śmierć. Sąd nie miał wątpliwości, że "niemiecki Kuba Rozpruwacz" z zimną krwią zamordował cztery małe dziewczynki, cztery kobiety i jednego mężczyznę. Podczas śledztwa sam Kuerten miał przyznać się do popełnienia 45 mordów.
Wyrok wykonano 2 lipca 1931 r. Peter Kuerten, postrach niemieckiego miasta, został ścięty. Nie miał ostatniego życzenia. Zmarł tak, jak żył. Wciąż był zagadką. (…) Swoje ostatnie godziny spędził, pisząc listy do rodzin swoich ofiar, prosząc o wybaczenie. Zapewniał, że żałuje – informował "New Castle News". Zjadł jeszcze sznycel wiedeński, smażone ziemniaki i wypił butelkę białego wina. Jeszcze zanim pozbawiono go głowy, zapytał obsługujących gilotynę: "czy gdy moja głowa zostanie odcięta, wciąż będę słyszał, przynajmniej przez chwilę, jak krew tryska z mojej szyi?".
Na kanwie tej historii powstał film "M" z 1931 r. Jego bohaterem był zabójca dzieci Hans Beckert, ta postać to połączenie kilku niemieckich zbrodniarzy, m.in. Kuertena, ale też Fritza Haarmanna.