Jej biografia porównywana jest z życiem Baracka Obamy. Miała trudne dzieciństwo, jej matka partnerów zmieniała równie często, jak adres pobytu. O spełnienie swoich marzeń walczyła z matką w sądzie. Musiała mierzyć się z systemową dyskryminacją, która w świecie baletu jest codziennością. Dziś Misty Copeland jest na szczycie, udowadniając, że talent i ogromna determinacja to klucz, aby zbić każdy szklany sufit.
- Gdy wychodzę na scenę, dzieje się coś niezwykłego, czuję tę energię i zachwyt publiczności. Robisz wtedy o cztery piruety więcej, skaczesz wyżej niż kiedykolwiek. To naprawdę magiczne – wyznała Misty Copeland, która dla tysięcy Amerykanów jest nie tylko wybitną primabaleriną American Ballet Theatre. Jest także gwiazdą popkultury, gwiazdą teledysku Prince'a, autorką bestsellerowej autobiografii, pierwowzorem lalki Barbie.
Bohaterką dla całej niebiałej społeczności za Oceanem stała się 30 czerwca 2015 roku, kiedy została pierwszą afroamerykańską primabaleriną jednego z najważniejszych zespołów baletowych świata – American Ballet Theatre. Jest symbolem tego, że przy ogromnej determinacji i ciężkiej pracy dziewczynka z biednych kalifornijskich przedmieść, z rodziny, w której nie zawsze było co jeść, może osiągnąć wszystko. Nie bez powodu jej biografia porównywana jest z historią byłego prezydenta Baracka Obamy, z którym kilka lat temu udzieliła wspólnego wywiadu (okej… Copeland nie jest tak znana, ma zaledwie 1,9 miliona obserwujących na Instagramie i nie ma na koncie Pokojowej Nagrody Nobla). Łączy ich wspólne pochodzenie, doświadczenie systemowej dyskryminacji, a w końcu fakt, że w swoich dziedzinach zdobyli to, co było do zdobycia.
"Cud" ukryty w motelu
Pierwsze, co rzuca się w oczy, gdy przegląda się kolejne artykuły o Copeland: w niemal wszystkich pada, prawie na wstępie, określenie "prodigy", co z angielska oznacza: "cud", "wyjątkowy talent". I od dziecka była tak postrzegana. Jej historia wykracza poza standardy spełnionego amerykańskiego snu. To przykład niezwykłego uporu, zawziętości i licznych poświęceń. Jak sama w pewnym momencie tłumaczyła, dla wielu afroamerykańskich dziewczynek była gotowa poświęcić swoje zdrowie, kondycję i dalszą karierę. To dla nich zatańczyła z pękniętą w sześciu miejscach kością lewej piszczeli.
Opowieść o Misty Copeland zaczyna się co prawda w Kansas City w stanie Missouri, gdzie się urodziła w 1982 roku, jednak kluczowym miejscem tej opowieści jest San Pedro w Kalifornii, gdzie dorastała. A także motel Sunset Inn w kalifornijskiej Gardenie, gdzie siedmioosobowa rodzina zamieszkała w dwóch małych pokojach po rozstaniu matki z kolejnym partnerem.
- Miałam bardzo burzliwe dzieciństwo. Moja mama brała ślub chyba cztery albo pięć razy. Była nas szóstka dzieci. Mieszkaliśmy w motelu – wspominała Copeland w jednym z wywiadów. W innym stwierdziła, że dzieciństwo kojarzy z ciągłym pakowaniem walizek i przeprowadzkami.
Mała Misty nigdy nie uczyła się tańca ani gimnastyki artystycznej. Jako siedmiolatka sama zaczęła układać sobie choreografie do piosenek Mariah Carey. I tylko do jej piosenek - jak ze śmiechem po latach wspominała. Jako dwunastolatka przykuła swoim wdziękiem uwagę jednej z nauczycielek. Ta namówiła dziewczynkę, aby poszła na zajęcia baletowe do lokalnego klubu dla dziewcząt i chłopców - takiej miejscowej świetlicy. Początkowo Misty zaczęła chodzić tam, żeby się przyglądać.
Tam poznała Cynthię Bradley, która zaprosiła Misty do swojej małej szkoły w San Pedro - dwie godziny drogi od motelu, w którym mieszkała rodzina dziewczynki. Jednak matka Misty pracowała 12-14 godzin dziennie i nie miała nawet samochodu, żeby zawozić córkę na zajęcia. Bradley sama więc odbierała 13-letnią Misty ze szkoły. Tak zaczęła się jej edukacja baletowa. Zaledwie trzy miesiące później stanęła na pointach. To ogromne osiągnięcie, zwłaszcza że dziewczynki, które stają się zawodowymi tancerkami, zaczynają edukację w wieku czterech-sześciu lat. Ona miała 13! Na pointach staje się nie po trzech miesiącach ćwiczeń, a po trzech latach.
Bradley w jednym z wywiadów wspominała swoje pierwsze wrażenia z obserwacji Misty. - Nie umiem znaleźć właściwych słów, żeby to opisać. Ale zobaczyłam w niej jej przyszłość – opowiadała. - Ma perfekcyjne stopy, jest elastyczna. Wiedziałam, że kiedyś stanie się jedną z największych tancerek –dodała. Nauczycielka zaznaczyła, że Misty szybko odtwarzała pokazywane figury i kroki.
- Gdy raz spróbowałam, nie mogłam przestać. Chodziłam codziennie do studia z poczuciem: o mój Boże, dzisiaj nauczę się czegoś nowego, nie mogę się doczekać, co to będzie – wyznała kiedyś Misty.
Trudno sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby Misty nie spotkała Bradley. Bo to w niej miała największe wsparcie w swoim podążaniu za marzeniami. Jej matka - Sylvia DelaCerna - chciała zakazać jej udziału w zajęciach baletowych. Jednak Bradley przekonała ją, żeby Misty zamieszkała razem z nią. Dogadały się. W tygodniu 13-latka mieszkała ze swoją nauczycielką i jej rodziną, a z matką i rodzeństwem spędzała weekendy.
Rok później, w 1996 roku, Copeland osiągnęła swój pierwszy wielki sukces: w krajowym konkursie baletowym otrzymała nagrodę za najlepsze solo. Kolejny sukces przyszedł rok później: zdobyła Spothlight Award przyznawaną przez Los Angeles Music Center dla najlepszej tancerki południowej Kalifornii, zdobywając stypendium baletowe.
Jednak droga do pierwszych nagród wcale nie była łatwa, o czym dowiadujemy się między innymi z internetowej kampanii marki Under Armour, zatytułowanej "I Will What I Want" ("Będę, kim chcę być") z 2014 roku. W tle słyszymy dziewczęcy głos, czytający odpowiedź na aplikację do jednej ze szkół baletowych. "Droga kandydatko, dziękujemy za twoją aplikację do naszej akademii baletowej. Niestety, została ona odrzucona. Masz niewłaściwe stopy, ścięgna Achillesa, niewłaściwą długość tułowia. Nie masz odpowiedniego ciała do baletu. Z twoim ciałem możesz zostać profesjonalną tancerką w Las Vegas. Co więcej, w wieku 13 lat jesteś za stara, byśmy mogli wziąć cię pod uwagę" – brzmiała odpowiedź.
W przyszłości Misty będzie musiała wielokrotnie słuchać, że jej ciało jest zbyt atletyczne bądź po prostu niewłaściwe, by rozwijać się w balecie klasycznym. Nikt nie powiedział jej wprost, że chodzi o jej kolor skóry. A do tego się wszystko sprowadzało.
Kluczowym dla niej okresem był 1998 rok. Wtedy otrzymała serię ofert udziału w szkołach letnich, prowadzonych przez prestiżowe teatry baletowe. Ale w tym samym czasie Sylvia DelaCerna zauważyła, jak zmienia się jej córka i przestraszyła się, że ją straci. Postanowiła zmienić swoją decyzję i powiedziała Bradley, że Misty ma wrócić do domu.
- Nie chciałam stracić baletu i pomyślałam, że powrót i życie w tym motelu było czymś, na co nie mogę się zgodzić. To było, jakbym patrzyła na uciekającą mi przyszłość – wspominała Copeland. 15-latka, przy wsparciu Bradley, wystąpiła do sądu z wnioskiem o usamodzielnienie. "Cudowne dziecko baletu", które wytoczyło proces matce, trafiło na pierwsze strony gazet. Media towarzyszyły jej w walce o przyszłość. Jednak dla niej całe to zamieszanie medialne było najtrudniejszą częścią całego procesu. Po dwóch gorzkich miesiącach Misty zrezygnowała z dalszej walki sądowej. Wróciła do matki, zmieniła nauczycielkę tańca. - Chcę nadal tańczyć i mam nadzieję, że wszyscy będą szczęśliwi – tłumaczyła wówczas lokalnej telewizji.
Cynthia i Misty nie rozmawiały ze sobą piętnaście lat. Copeland wyznała kiedyś, że przez pierwsze dziesięć lat na samą myśl o tamtych wydarzeniach zalewała się łzami.
"Wyglądam i czuję się jak balerina, ale może nie widzę tego, co inni"
Los był jednak dla niej łaskawy. Rok później otrzymała stypendium od nowojorskiego American Ballet Theatre. Podczas programu letniego dyrektor artystyczny ABT Kevin Mackenzie dostrzegł w Misty ogromny talent. - Przykuwa uwagę. Ma odpowiednie proporcje ciała, instynktownie reaguje na muzykę i ma niezwykłą koordynację – oceniał Mackenzie.
Copeland w Nowym Jorku spędziła kolejne lato na intensywnym programie baletowym. Spośród 150 tancerzy, uczestniczących w programie, tylko sześcioro - w tym Misty - trafiło do juniorskiego zespołu ABT. W końcu, w 2001 roku, stała się członkiem corps de ballet - czyli właściwego składu grupy.
Jedno od czasów mieszkania w motelu się nie zmieniło – nadal była nieśmiałą, nieco wycofaną dziewczyną. I chociaż należała już do jednego z najważniejszych zespołów tanecznych w Stanach Zjednoczonych, to chwile wątpliwości przychodziły często. Bo wszędzie wokół widziała jedynie białe tancerki. Przecież nadal jest niewiele afroamerykańskich solistek w amerykańskim balecie. - Mówi im się, że nie pasują, że nie odniosą sukcesu zawodowego, że nie posiadają właściwych ciał. Po dzień dzisiejszy słyszę, że nie powinnam nosić tutu (spódnica baletnicy – red.). Że nie mam właściwych nóg, moje mięśnie są za duże – opowiadała.
- Były czasy, że wierzyłam w takie opinie. Zaczynałam zadawać sobie pytanie, że może widzę się w inny sposób niż publiczność. Według mnie wyglądam i czuję się jak balerina, ale może nie widzę tego, co inni – wyznała.
Dyrektor artystyczny dostrzegał, że tancerka trzyma się na boku i że coś ją dręczy. - Zastanawiałem się, czy jako Afroamerykanka jest przygotowana na to, kim może być – powiedział przed kilkoma laty Mackenzie. - Jeśli dotrze tam, gdzie może dotrzeć, to stanie się bardzo ważnym symbolem – dodał.
"Łatwo komuś powiedzieć, że ma niewłaściwą sylwetkę, gdy tak naprawdę chodzi o kolor skóry"
Poprosił ówczesną członkinię zarządu ABT Susan Fales-Hill o pomoc. Ta poznała Misty z innymi Afroamerykankami, pionierkami w różnych dziedzinach kultury. Wtedy spotkała Raven Wilkinson, która jako pierwsza Afroamerykanka w 1955 roku stała się solistką wówczas legendarnego Ballet Russe de Monte Carlo. Chociaż Wilkinson przełamała bariery rasowe w balecie klasycznym, to nadal musiała wybielać twarz, wychodząc na scenę. Legendarna tancerka stała się mentorką Misty.
- W tamtym momencie pojawiło się wiele Afroamerykanek w moim życiu. Pozwoliło mi to nabrać przekonania, że chociaż wokół mnie nie ma takich osób, jak ja, to nadal mogę osiągnąć sukces. Przedstawiono mnie wielu czarnoskórym kobietom, które były pionierkami w swoich dziedzinach. Było to dla mnie ważne, żebym to zobaczyła. Czarnoskóre kobiety od początku istnienia baletu słyszały, że muszą rozjaśnić swoją skórę, konturować nos, żeby wyglądał jak u białych kobiet. To też była duża część mojej młodości w American Ballet Theatre – wspominała podczas jednego ze spotkań otwartych.
- Rozglądałam się po ABT i widziałam białe kobiety o podobnej sylwetce, niektóre były większe, bardziej atletyczne albo miały większy biust. Stwierdziłam: to nie ma żadnego sensu. To po prostu kwestia języka, który jest dopuszczalny w użyciu w świecie baletu. A jest tak, ponieważ to bardzo subiektywna dziedzina sztuki, uzależniona od czyjejś estetyki. Łatwo komuś powiedzieć, że ma niewłaściwą sylwetkę, gdy tak naprawdę chodzi o kolor skóry – podkreśliła.
Zachwycała rolami, nie tylko we własnym zespole. Współpracowała także ze sławami baletu nowoczesnego, w tym z Williamem Forsythem. W 2003 roku "Dance Magazine" włączył ją do listy 25 tancerek i tancerzy wartych obserwowania. Dwa lata później, gdy zdobyła całkowite uznanie amerykańskiego świata baletu, zatańczyła jedną ze swoich najsłynniejszych wówczas ról w "Tarantelli" George'a Balanchine'a.
Jako 25-latka stała się jedną z najmłodszych solistek w historii swojego zespołu. Dołączyła do dwóch innych Afroamerykanek: Anne Benny Sims i Nory Kimball, które solistkami ABT były w latach 80. W latach 2001 do 2008 roku Copeland była jednak jedyną czarnoskórą tancerką w słynnym zespole.
"Bycie jedyną Afroamerykanką niemal w każdym środowisku baletu klasycznego jest obciążeniem i przylega do ciebie po chwili. Od początku swojej kariery walczyłam o to, żeby nie musieć rozjaśniać koloru skóry, by pasować do corps de ballet, czy nakładać makijażu, aby mój nos był smuklejszy. Bycie Afroamerykanką było w końcu ogromną przeszkodą dla mnie, ale pozwoliło mi na rozpalenie wewnętrznego płomienia, którego pewnie nie miałabym, gdybym była inna" – mówiła Copeland w trakcie wspólnego wywiadu z byłym prezydentem Barackiem Obamą, udzielonego magazynowi "Time" w lutym 2016 roku.
U boku Prince'a
Przez kolejne lata pokazywała swój talent i ogromną determinację w kolejnych odsłonach. Jednak znała swoje możliwości i każdy występ przeżywała na nowo. Przed wyjściem na scenę sprawiała wrażenie zrelaksowanej, ale w środku koncentrowała się na zadaniu, czasem denerwowała. Potrafiła przyznać, że są choreografie, które są dla niej wyzwaniem, które w jej opinii mogą być dla niej za trudne.
Trudno wymienić wszystkie kreacje Copeland jako solistki. Trudno też wskazać te najważniejsze. Bo niemal po każdej premierze, na której tańczyła ważniejszą partię bądź taką, którą mogła przykuć uwagę, budziła zachwyt krytyków. A ona po prostu wkładała ogromny wysiłek w to, żeby jej taniec sprawiał wrażenie lekkiego, ulotnego, bajkowego.
Kariera Copeland to nie tylko balet klasyczny. W 2009 roku do udział w klipie do piosenki "Crimson and Clover" zaprosił ją Prince, z którym występowała jeszcze kilkukrotnie. Zatańczyła między innymi podczas jego koncertu w nowojorskim Madison Square Garden w 2010 roku.
Mówili, że do tańca nie wróci
Zanim pojawiła się w Madison Square Garden, przeszła załamanie nerwowe, boleśnie odczuwając wszystkie swoje obciążające doświadczenia. Przez kilka tygodni nie mogła pracować. Ale nie poddała się, wróciła na scenę i marzyła coraz śmielej. W końcu dopinała swego. Jej ogromnym marzeniem była pierwszoplanowa rola w "Ognistym ptaku". A gdy ABT postanowił wystawić to dzieło, robiła wszystko, żeby ją wybrano. W końcu to miała być jej pierwsza główna rola, odkąd tańczyła w American Ballet Theatre. Udało się. Ze łzami w oczach patrzyła na gmach Metropolitan Opera, na którym zawisł wielki baner z jej podobizną. Ale w "'Ognistym ptaku' wystąpiła tylko raz.
- Gdy miało się zacząć przedstawienie, moja lewa noga bolała nawet przy chodzeniu. Jednak byłam pod ogromną presją związaną z tym, że wiedziałam, jak wiele osób przyjdzie mnie wspierać, że dla tak wielu Afroamerykanów miało to ogromne znaczenie - po raz pierwszy zobaczą Afroamerykankę w pierwszoplanowej roli w American Ballet Theatre na scenie Metropolitan Opera. Powiedziałam sobie: zrobię to – wspominała kilka lat później. Okazało się, że jej lewa kość piszczelowa jest pęknięta w sześciu miejscach – trzy pęknięcia były bardzo poważne, na granicy złamań. Usłyszała od kilku lekarzy, że już nigdy nie zatańczy. Na scenę wróciła z płytką platynową w nodze siedem miesięcy później.
Na koncie ma liczne najsłynniejsze pierwszoplanowe role klasyki baletu. W tym podwójną rolę Odetty i Odylii – białego i czarnego łabędzia – w "Jeziorze łabędzim" Piotra Czajkowskiego. Był to gościnny występ z The Washington Ballet, a w rolę księcia Zygfryda wcielił się Brooklyn Mack. Był to pierwszy raz, gdy Afroamerykanie wcielili się w pierwszoplanowe postaci w klasyku Czajkowskiego, wystawianym przez prestiżowy zespół baletowy. To był 2015 rok, który okazał się kolejnym przełomowym rokiem w jej życiu. A także w historii baletu klasycznego.
Kilka tygodni później Copeland została wyróżniona przez redakcję magazynu "Time" jako jedna ze stu najbardziej wpływowych osób na świecie. Mało tego, jej fotografia znalazła się na jednej z pięciu okładek tego wydania "Time'a". Po raz pierwszy od 1994 roku redakcja magazynu umieściła na okładce kogoś ze świata tańca.
Trzecia afroamerykańska primabalerina
Po tym, jak Kevin Mackenzie, dyrektor artystyczny ABT, zobaczył Copeland w "Jeziorze łabędzim", zdecydował, że Misty zostanie primabaleriną zespołu. Swoją decyzję ogłosił 30 czerwca tego samego roku. Tym samym Copeland stała się trzecią w amerykańskiej historii Afroamerykanką, która dołączyła do elity primabalerin najważniejszych zespołów baletowych USA. I pierwszą w 75-letniej historii American Ballet Theatre. Wcześniej afroamerykańskimi primabalerinami zostały: w 1982 roku Debra Austin w Pennsylvania Ballet oraz w 1990 roku Lauren Anderson w Houston Ballet. Powstrzymująca łzy Copeland dziękowała Cynthii Bradley, która zmieniła nie tylko jej życie, ale także życie wielu afroamerykańskich dziewcząt.
Spełniło się jej największe marzenie. Dzięki baletowi wyrwała się ze świata, którego wstydziła się jako mała dziewczynka. Dołączyła do grona najbardziej cenionych amerykańskich tancerek.
Misty wśród sheros
Dzisiaj, pięć lat później, 37-letnia Copeland nie przestaje tańczyć i zachwycać publiczności. A jest przecież w wieku, w którym zawodowe tancerki powoli schodzą ze sceny. Mało tego. Copeland zyskała popularność, której koleżanki mogą jej jedynie pozazdrościć. W maju 2016 roku na rynek trafiła – jako jedna z kilku w ramach linii Sheros Line – lalka Barbie, będąca podobizną Copeland, w czerwonym kostiumie z "Ognistego ptaka". Jednak lalkowa wersja Copeland została trochę rozjaśniona. Sarah L. Kaufmann na łamach "Washington Post" stwierdziła jednoznacznie: gdyby nie to, że lalka została nazwana Misty Copeland i miała charakterystyczny czerwony kostium, trudno byłoby stwierdzić, że została wzorowana na Afroamerykance. Sama Misty w oświadczeniu napisała: "To zaszczyt móc inspirować kolejne pokolenia dzieciaków moją własną lalką Barbie".
Gdy do sklepów trafiała mała plastikowa podobizna Copeland, sama szykowała się do udziału w swojej pierwszej Met Gali – czyli najważniejszym wydarzeniu amerykańskiego świata mody. I tym razem przykuła uwagę mediów, które zachwycały się jej stylizacją, w tym suknią od Jasona Wu.
A to wszystko kilka dni po tym, jak podczas Tribeca Film Festival zaprezentowano premierowo dokument o życiu Copeland "A Ballerina’s Tale" w reżyserii Nelsona George'a.
Gdy w 2011 roku ukazały się jej wspomnienia zebrane w książce "Life in Motion: An Unlikely Ballerina" (polski tytuł: "Balerina. Życie w tańcu"), której współautorką była Charisse Jones, od razu sprzedano prawa do jej filmowej wersji. Sama książka stała się międzynarodowym bestsellerem. Trzy lata później Copeland opublikowała książkę dla dzieci "Firebird".
"My - czarnoskórzy - istniejemy w świecie baletu"
Copeland to nie tylko supergwiazda amerykańskiego baletu. 37-latka wykorzystała szansę od losu, by stać się również aktywistką. Jej celem stało się, żeby amerykański balet odzwierciedlał społeczeństwo amerykańskie i żeby przyciągał coraz bardziej zróżnicowaną publiczność. - Chciałabym dotrzeć z baletem do mas – wyznała. Głośno mówi o dysproporcjach kulturowych i rasowych w najważniejszych zespołach baletowych. Skrytykowała Teatr Bolszoj za to, że swoim tancerzom każe się malować na czarno, gdy grają role czarnoskórych.
- Nasza historia, czarnoskórych balerin, nie istnieje, ale my - czarnoskórzy - istniejemy w świecie baletu – podkreśliła.
Na początku maja w związku z pandemią COVID-19 wspólnie z byłym kolegą z ABT zorganizowali zbiórkę pieniędzy na rzecz tancerzy, których najboleśniej dotknął kryzys w związku z zamkniętymi teatrami tańca. W Swans for Relief - bo tak nazywa się akcja - zaangażowały się 32 primabaleriny z 22 różnych zespołów baletowych z 14 krajów świata. Wspólnie nagrały swoje wykonania "Umierającego łabędzia" Michaiła Fokina. W ciągu miesiąca zebrano ponad 270 tysięcy dolarów. Cel zbiórki określono na pół miliona dolarów, które rozdysponowane zostaną pomiędzy 22 zespoły, reprezentowane w nagraniu.
***
(Cytowane wypowiedzi pochodzą z artykułów opublikowanych w: "Time", "New York Times", "Der Spiegel", "The Guardian", CNN News oraz programu "60 Minutes").