Trzeba całkowicie porzucić tematy "liberalne" – czyli oczywistości takie jak wolność słowa czy praworządność – na rzecz dwu wielkich wyzwań naszych czasów – pisze w swoim powyborczym komentarzu dla Magazynu TVN24 prof. Marcin Król.
Mobilizacja społeczna była nadzwyczajna. Jeszcze jedno powstanie przegrane tylko minimalnie. Przegrane nie dlatego, że przywódca był zły, bo był niespodziewanie znakomity, ale dlatego, że nie miał żadnego zaplecza. Zostawmy na boku socjologiczne spekulacje dotyczące wieku (starsi i młodsi), miejsca zamieszkania (głęboka prowincja czy wielkie miasta), a zastanówmy się nad obrazem całej kampanii i rozważmy wnioski na przyszłość. Miałem głębokie poczucie, że Rafał Trzaskowski był kompletnie sam. Jego tak zwany sztab nie zdziałał dosłownie nic. Ani pomysłu, ani działania. Schowano jedynie co mniej popularnych przywódców PO czy KO. A kiedy się pojawiali, to nuda płynąca z ust pana Budki czy pani Lubnauer była zatrważająca. Domniemani geniusze pomysłów, jak Tomczyk czy Kierwiński, nie mieli żadnego pomysłu. Platforma Obywatelska, na którą głosowałem tyle razy, okazała zarówno brak wyraźnych poglądów, jak i brak sensownych ludzi. Ten stan trwa od dobrych sześciu lat i nie było powodu, żeby się zmienił.
Owszem, wspieraliśmy kierunek liberalny. Ale wiadomo od kilku dekad, że nie jest to recepta na zyskanie poparcia społecznego. Może by i była, ale gdyby ją stosować konsekwentnie, ale wtedy byłaby szansa na 20 procent solidnego poparcia. Kandydat więc musiał – z braku innych pomysłów – lepić swoje wypowiedzi dodatkami wziętymi z najróżniejszych źródeł. Chciał – i słusznie – wciągnąć ludzi o niezdecydowanych poglądach lub tylko miękko sprzyjających PiS-owi. Jednak argument intelektualny miał tylko jeden – wspólnota i rozbrajający uśmiech. A była to pora na dramatyczne słowa i dramatyczne wezwania. Skoro Trzaskowski uznał – słusznie – że są to wybory wyjątkowe, to należało stanowczo pokazać spór cywilizacyjny w jego nowoczesnej formie. Innymi słowy, nie wahać się przed powiedzeniem prawdy. Twardych zwolenników PiS-u i tak to nic nie obchodziło, a wezwanie do walki o nowy świat, w którym trzeba chcieć uczestniczyć, mogło być pociągające dla ludzi myślących, których jest w Polsce sporo. Jeszcze inaczej mówiąc, kampania powinna mieć sens długofalowy i perspektywiczny. Powinno się było przeciwstawić modernizację – zaściankowi.
Jednak, poza Rafałem Trzaskowskim, który się samoograniczał, nikt tego nie rozumiał. Teraz zatem rozpoczyna się czas walki o nowoczesną Polskę. Nie liberalną, ale nowoczesną. W tym pojęciu jest zawarty i stosunek do Kościoła (rozdział) i do osób LGBT – oczywiste włączenie i wszystkie uprawnienia poza dyskusją. Nie chcę już słyszeć rozważań na temat tego, czym jest rodzina. Są to rozważania idiotyczne. W rodzinie – jakakolwiek by była – ważna jest tylko miłość i dobre wychowanie. Pan Bóg nie uściślił kwestii LGBT i politykom też od tego wara. Trzeba całkowicie porzucić tematy "liberalne" – czyli oczywistości takie jak wolność słowa czy praworządność – na rzecz dwu wielkich wyzwań naszych czasów.
Pierwsze to rozpad istniejących struktur politycznych. Nie tylko w Polsce. Na całym Zachodzie partie polityczne przeżywają dramatyczny kryzys. Jak w Ameryce, gdzie republikanie, którzy poparli Trumpa i też nie pojmują nowoczesności, starli się z republikanami, którzy chcą iść do przodu. W Europie też główne podziały idą obok partii politycznych, a najważniejszy z nich to centralizacja czy decentralizacja i to decentralizacja radykalna. Samorządy to na razie najlepszy przykład. W Polsce w olbrzymiej większości spisują się znakomicie. Proszę się przejechać i obejrzeć setki ślicznych odnowionych miast i miasteczek. Decentralizacja stała się jeszcze większym wyzwaniem w czasie pandemii, kiedy to rządy skwapliwie postarały się o maksimum władzy. Zarazem zdalna praca pokazała, jak bardzo decentralizacja jest skuteczna. Wielki temat Trzaskowskiego, czyli samorządność trzeba posunąć znacznie dalej, do granic anarchizmu. Najbliższy rok pokaże, jak pozornie silne państwa są słabe, bo nie poradzą sobie z kryzysem gospodarczym bez oddania władzy siłom lokalnym. To już nie jest świat po wielkim kryzysie 1929 roku, kiedy to państwo odbudowywało społeczeństwo. Teraz społeczeństwa muszą odbudować sensowną gospodarkę i życie publiczne.
Drugie wyzwanie to oczywiście klimat. Znowu na pozór rola państwa jest zasadnicza, ale – jak już wiemy – bez presji społecznej nie wywiąże się ono z tej roli. Wydaje się zdumiewające, że trzeba naciskać, tłumaczyć, udowadniać fakty oczywiste, ale – symbolicznie – jak Polska węglem stoi, tak będzie stała, bo nie uczyniono najmniejszego kroku w kierunku zmiany tej sytuacji.
Zachowawcy a nowoczesność
W gruncie rzeczy cały czas chodzi o konfrontację między zachowawcami a nowoczesnością. Co najmniej od czasów Konstytucji 3 Maja. Zachowawcy, czyli – mówiąc wprost – ciemnogród będzie przeciwko wszelkim nowinkom. Kościół będzie przeciwko romantykom. Szlachta będzie przeciwko nowoczesności. Sławne wypowiedzi na temat kolei żelaznej, która spowoduje, że krowy przestaną mleko dawać i dramatycznie poważna sprawa pańszczyzny. Książę Adam Czartoryski wzywa polską szlachtę do porzucenia pańszczyzny, ale jego apele spotykają się z milczącym oporem. Jeszcze po 1918 roku zachowawcy snują marzenia o tym, że w wolnej Polsce pańszczyzna zostanie przywrócona, a reformę rolną uważają za odmianę bolszewickiej rewolucji.
W okresie międzywojennym nowoczesna niegdyś endecja staje po stronie zachowawców i udaje się jej zawrzeć porozumienie ze znaczną częścią hierarchicznego Kościoła. Kościół zresztą – nie tylko w Polsce – jest przeciwny wszelkiej modernizacji, nie rozumie jej. Stąd fatalne pomysły gospodarcze, jak solidaryzm i korporacjonizm, tak wyraźne w encyklice Piusa XI z 1931 roku. Nowoczesność, modernizacja płyną do Polski – zdaniem ciemnogrodu – oczywiście z Europy Zachodniej. Stąd wahania co do związku Polski z Europą. W zasadzie oczywiście wszyscy będą powtarzali jednym głosem, że należymy do Europy, ba, jesteśmy jej sednem. Jednak równocześnie powraca pogląd, że nie do tej Europy, że Europa musi się zmienić, żeby na nas zasłużyć.
Podziwiano świetnych polskich pisarzy: Witkacego czy Gombrowicza, ale kto wziął na poważnie "Transatlantyk"? A również antynacjonalistyczne uwagi Miłosza i jego powtarzaną tezę o tym, że Polska otwarta i liberalna to tylko śmietanka na mleku ciemnogrodu. Ileż nienawiści skierowano pod jego adresem tylko dlatego, że nie był częścią ciemnogrodu! A Herberta ciemnogród sobie przyswoił za zezwoleniem schorowanego poety i teraz dumnie go powtarza, chociaż nie potrafi z pamięci i każdy cytat jest błędny. Solidarność 1980-1981 stanowiła jedną z tych wyjątkowych chwil zwycięstwa nowoczesności. Jednak spory wewnętrzne i potem, już po 1989 roku, postawa Wałęsy i pomysł (autorstwa braci Kaczyńskich) "wojny na górze", za który cierpimy do dzisiaj, udatnie sprowadziły Solidarność do poziomu ciemnogrodu, a co najmniej doprowadziły do dewastacji tego, co było w niej nowoczesne. I oto teraz, wokół wyborów prezydenckich, doszło do kolejnego sporu między dwiema Polskami. Nowoczesna była bliska zwycięstwa jak nigdy. I wciąż jest bliska zwycięstwa, bo dziesięć milionów ludzi głosujących na Trzaskowskiego zostało i szuka drogi do nowej organizacji świata publicznego.
To jest ten skarb, którego zmarnowanie pogrąży nas na kolejne lata. PiS będzie robił wszystko, żeby ciemnogród umocnić, bo to jest jego ostoja, a ponadto przywódcy PiS-u sami do ciemnogrodu należą i nowoczesności nie są w stanie zrozumieć. Toczy się oczywiście walka polityczna, ale od politycznej ważniejsza jest walka o postawy społeczne, o mentalność. Nowoczesność po raz kolejny w historii może nam umknąć. Jednak ponieważ ludzie roztropni, a przede wszystkim młodsi uznają nowoczesność za oczywistość, to oni porzucą polskość, jeżeli nie powstaną ramy społeczne, polityczne, a przede wszystkim organizacyjne dla nich odpowiednie i do zaakceptowania.
I tu wracamy do komentarza powyborczego oraz do stanu rzeczy polskiej polityki opozycyjnej. Z jednej strony jest bardzo dobrze, bo Trzaskowski i praktycznie połowa Polski, z drugiej źle, bo już słyszę stare słowa, już wraca symetryzm, oportunizm i przekonanie, że przecież jakoś trzeba z tym wszystkim żyć. Czysto negatywne reakcje polityczne na rozmaite kolejne ciemne działania rządzących do niczego nas nie doprowadzą. Jeżeli nowoczesność politycznie nie wygra z ciemnogrodem, poniesie kolejną porażkę i po raz kolejny znajdziemy się na odległej prowincji Europy, jak praktycznie zawsze. Wierzę głęboko w politykę nowoczesności i w to, że znajdą się ludzie młodzi, którzy pomogą w jej budowaniu. Polska nie jest stracona, ale trzeba zdobyć się na całkowicie nowe formy działania politycznego.
(tytuł i śródtytuły od redakcji)