Wiedza, konsekwencja i czasami szalona odwaga – Polska nie stała się potęgą w hodowli koni wartych krocie z przypadku. Stoi za tym niezwykła i burzliwa historia. Jak rodziły się arystokratyczne rody zwierząt wartych miliony dolarów i jak obecnie wygląda ich życie? Zapraszamy na podróż w czasie i przestrzeni – śladami najwybitniejszych arabów i ich hodowców.
Wiedza, konsekwencja i czasami szalona odwaga – Polska nie stała się potęgą w hodowli koni wartych krocie z przypadku. Stoi za tym niezwykła i burzliwa historia. Jak rodziły się arystokratyczne rody zwierząt wartych miliony dolarów i jak obecnie wygląda ich życie? Zapraszamy na podróż w czasie i przestrzeni – śladami najwybitniejszych arabów i ich hodowców.
Leżał w swoim obozowym łóżku na środku pustyni. Chociaż był wyczerpany, to nie mógł zmrużyć oka. W głowie Bogdana Ziętarskiego huczała jedna myśl: udało się. Awanturnicza, na wpół szalona misja wyprawy do pustynnych Beduinów po ogiera okazała się sukcesem.
Kupiony od wnuka ówczesnego władcy Syrii koń Kuhailan Haifi miał być nowym otwarciem dla podupadłej stadniny Sanguszków w Gumniskach k. Tarnowa.Wtedy, w marcu 1931 r. Bogdan Ziętarski mógł jedynie snuć plany dotyczące tego, jakie niezwykłe potomstwo uda się dzięki niemu uzyskać.
Nawet jeżeli plany były wielkie, to i tak późniejsza rzeczywistość musiałaby zwalić z nóg polskiego koniarza. Bo 50 lat i pięć pokoleń koni później na świat przyszedł prapraprawnuk ogiera – El Paso,który zostanie wylicytowany za okrągły milion dolarów.
Wtedy jednak do wielkich pieniędzy i sławy było daleko. Ziętarski tkwił na pustyni ze swoim towarzyszem Carlem Raswanem, w obozie następcy syryjskiego tronu. Rozmyślania przerwał mu sługa syryjskiego monarchy. Komunikat był krótki: "Lepiej, jeżeli opuścicie obóz z rana. Dla waszego dobra".
Te słowa wystraszyły, ale nie zdziwiły Ziętarskiego. Bo nerwowa atmosfera gęstniała z każdą chwilą od momentu spektakularnego zakupu ogiera.
Wnuk Nuri Schalana, ówczesnego władcy, Syrii mógł być zdenerwowany. Nieopatrznie obiecał Polakowi, że w zamian za przywiezione przez niego na pustynię kamizelki pancerne ten będzie mógł wybrać sobie konie, które mu się podobają. Jednak kiedy Ziętarski powiedział, że nie chce koni, tylko jednego znakomitego rumaka, sytuacja szybko przestała być przyjazna. Wnuk władcy mógł się rozmyślić w każdej chwili.
"Ruszyliśmy skoro świt" – pisał potem w listach, do których, jako pierwszy dotarł portal polskiearaby.com. Pierwszego dnia przejechał razem ze swoim towarzyszem prawie 400 km. Gnali co sił i – jak potem przyznali – "dzwonili zębami ze strachu".
Kiedy byli już bezpieczni, wyglądali karawany, w której miał iść zakupiony ogier. W końcu się doczekali. Obok sławnego dziś już konia Kuhailana Haifi szła wielbłądzica, której mlekiem pojony był cenny ogier.

Renoma
Ziętarski przywiózł go do Polski i rozpoczął jeden z najwspanialszych rodów ostatnich lat. Podobnych do niego śmiałków historia polskiej hodowli miała jeszcze wielu. To oni zbudowali fundament pod dzisiejszą potęgę rodzimych stadnin, takich jak te w Janowie Podlaskim i Michałowie – dziś znanych na całym świecie.
Ostatnie ich problemy zostały przez środowisko miłośników koni przyjęte z obawą i zażenowaniem. Bo świat wielkich pieniędzy, wysmakowanego gustu i luksusowych, wartych miliony euro koni przywykł do innych emocji niż te, którymi ostatnio żyje Polska.
Tutaj bardziej wdzięcznym tematem jest na przykład to, jak zachowują się luksusowe konie – już po głośnych gonitwach i sławnych czempionatach. Koniarze lubią dyskutować na przykład o krnąbrnym temperamencie Bandoli, zwanej "legendą Janowa" (albo "królewną" – jak kto woli).
O niemal każdym z kilkuset luksusowych arabów hodowcy mogą coś powiedzieć. Nie dziwią opisy "żeńskiego spojrzenia Algerii", "waleczności Wikinga" (okrzykniętego w swoim czasie "reproduktorem wszech czasów" w USA) czy "posągowej postawie" Ecaho.
Wartość danego zwierzęcia to coś, o czym mówi się tutaj dopiero w drugiej kolejności. Bo chociaż to świat wielkich pieniędzy, to nie wchodzi się do niego dla zysku. Jest nawet powiedzenie, często w tym świecie powtarzane: "jeżeli jesteś tu dla pieniędzy, to je stracisz".
Elitarność
Wątek finansowy budzi jednak duże emocje, dlatego nie możemy tak po prostu go pominąć. Na moment zostawmy kwestię samego kupienia araba – sam koszt jego utrzymania pokazuje, z jak elitarnym hobby mamy do czynienia.
– Na sam pensjonat wraz z treningami miesięcznie trzeba wydać ok. 2 tys. złotych. Do tego dochodzą koszty opieki weterynaryjnej, wyprawy na zawody… Koszty potrafią iść w tysiące – wylicza Monika Luft, redaktor naczelna polskiearaby.com.
Jeżeli jesteśmy już szczęśliwymi (i z każdą chwilą coraz biedniejszymi) posiadaczami klaczy czystej krwi, możemy pomyśleć o jej potomstwie. Za to, żeby zwierzę mogło mieć rendez-vous z modnym rasowym ogierem, trzeba zapłacić tzw. stanówkę – czyli koszt pokrycia klaczy. Potrafi sięgnąć – bagatela – 25 tys. euro.
Zanim jednak zaczniemy zaprzątać sobie głowę tymi wszystkimi wydatkami, musimy stać się posiadaczami konia. Najlepiej to zrobić na Pride of Poland – jednej z najbardziej prestiżowych aukcji arabów na świecie. Ściągają na nią najważniejsi hodowcy. I nie szczędzą pieniędzy. W zeszłym roku rekordzistka, 10-letnia Pepita została sprzedana za 1,4 mln euro.
Nabywca nie martwił się wydanymi pieniędzmi. – Jest najlepsza. Chodzi o wszystko: jest piękna, ma rewelacyjną postawę i pochodzenie. Jestem ekstremalnie szczęśliwy – mówił tuż po licytacji.
Przeszłość
Dlaczego Pride of Poland cieszy się taką sławą? Bo Polska jest dla miłośników arabów jak ziemia obiecana. To u nas rodzą się (i "zakładają rodziny") zwycięzcy prestiżowych czempionatów i gonitw.
Liderem w tym zakresie byliśmy w zasadzie od zawsze. Rodzimi magnaci wydawali duże pieniądze na hodowlę koni już w złotym dla Polski XVI wieku. Wtedy jednak nie przykładano roli do czystości krwi. To zmieniło się w XVIII stuleciu.
Symboliczną datą jest rok 1778, w którym hetman wielki koronny Franciszek Ksawery hrabia Branicki założył prywatną stadninę w chutorze Szamrajówka (dzisiejsza Ukraina). Kilkadziesiąt lat później, w 1817 r. została założona stadnina w Janowie Podlaskim – jako pierwsza stadnina państwowa. Ponieważ zamiast Polski na mapie widniała wtedy tylko "Kongresówka", na jej powstanie musiał zgodzić się rosyjski car.
Motorem napędowym dla słynnej dziś stadniny były wtedy prywatne hodowle, których właściciele często w poszukiwaniu najlepszych koni wysyłali swoich przedstawicieli na prawdziwe misje specjalne na Bliski Wschód. I tak członkowie rodu Branickich w swoich stajniach mieli np. konie sprowadzane przez ich przedstawiciela gen. Józefa Zajączka, który towarzyszył Napoleonowi w Egipcie.
Czasami podróże ocierały się o scenariusz filmów z gatunku płaszcza i szpady. Dość przypomnieć członków znanego rodu Branickich, którzy pojechali na pustynię po konie do reprodukcji. Polacy trafili do arabskiej niewoli na wiele tygodni. Na wolność (razem z końmi – a jakże!) wyszli dopiero po opłaceniu okupu.
– Takie ekspedycje mogły się odbywać dzięki wytrzymałości i dzielności arabów, które dobrze znosiły podobne tułaczki – mówi Alina Sobieszak, miłośniczka koni i redaktor magazynu "Araby Magazine".
Pozycja Polski jako kraju, w którego stadninach można kupić najlepsze araby, przetrwała potem przez lata komunizmu. Dla ówczesnej władzy "burżuazyjność" hodowania zwierząt była solą w oku. Przymykano je tylko ze względu na duże zyski, jakie generowały stadniny. Trudno się dziwić. W 1981 r., kiedy przeciętny Polak zarabiał miesięcznie ok. 20 dolarów, ogiera El Paso z Janowa sprzedano za… okrągły milion. Dlatego też mogła rozwijać się druga duża państwowa stadnina – w Michałowie pod Kielcami.
Polskość
Dlaczego to Polska ma status lidera w hodowli luksusowych koni? Chodzi o czystość krwi – tłumaczy Maciej Malinowski, właściciel prywatnej hodowli arabów wyścigowych.
W wielu państwach decydowano się na mieszanie arabów z końmi krwi francuskiej. U nas było inaczej
Maciej Malinowski, właściciel prywatnej hodowli arabów wyścigowych
Wyjaśnia, że rodzimi hodowcy od pokoleń używają tych samych, sprawdzonych metod. Opierają się głównie na tym, żeby nie "dolewać" do stadniny krwi innych koni.
– W wielu państwach decydowano się na mieszanie arabów z końmi krwi francuskiej. U nas było inaczej – wyjaśnia.
Polscy eksperci przez długie lata starannie dobierali konie do hodowli.
– Trzeba było wielu lat i wielu prób, żeby zbudować takie stado jak to w Janowie czy Michałowie. Dziś ich wartości nie da się oszacować. To po prostu bezcenna kolekcja, której zazdrości nam cały świat – dodaje Alina Sobieszak.
Piękno
Najlepsze zwierzęta kosztują tyle co willa z basenem (i dobrym samochodem w garażu). Kryteria są tu podobne jak w przypadku biżuterii – liczy się wyjątkowość.
Idealny arab powinien mieć szlachetną, dobrze wyprofilowaną głowę. Szyja? "Łabędzia" i długa. Oko? Czarne, bystre, inteligentne.
– Ważne jest także to, by wysoko nosił ogon w kłusie. No i wreszcie ruch – koń arabski powinien sprawiać wrażenie, że płynie w powietrzu – wylicza Monika Luft.
Tomasz Tarczyński, hodowca koni arabskich, sędzia międzynarodowy dorzuca też inne cechy: ogólna postawa, szeroka pierś, dobra osada ogona.
A takich koni – mimo usilnych starań hodowców – jest mało. Żeby stworzyć wartą miliony "żywą perłę", trzeba nie tylko znać się na genetyce i historii dziedziczenia cech. Niezbędne jest też szczęście – każdy "feler", odejście od ideału zmniejsza wartość konia.
Dość powiedzieć, że Probat – sprowadzony ze Szwecji legendarny ogier z Janowa – pozostawił po sobie ponad 160 źrebiąt. Do hodowli zakwalifikowano zaś tylko 22 jego synów, z czego w kraju użyto 11.
– Szansa na to, żeby koń zbliżył się do ideału, rośnie, gdy zwierzę pochodzi z dobrego rodu. Drzewa genealogiczne gwiazd z Janowa można w większości sprawdzić do początków ubiegłego wieku – tłumaczy Karolina Ferenstein, właścicielka prywatnej stadniny..
W Janowie Podlaskim galeria sław jest długa. Do prawdziwych legend należał Wiking, jeden z wielu potomków konia, którego do Polski ściągnął w okolicznościach przedstawionych na początku naszej opowieści Bogdan Ziętarski.
Wiking pochodził z prawdziwie arystokratycznego rodu – jego ojciec i matka byli czempionami gonitw na całym świecie. W Janowie bardzo na niego liczyli. I się nie przeliczyli – jako 10-letni ogier zwrócił na siebie uwagę hodowców zza oceanu.
Po przyjeździe do USA wziął udział w trzech gonitwach – jedną wygrał, a w dwóch był drugi. Potem było tylko lepiej: w ciągu kolejnych dwóch lat biegł w 16 wyścigach, w których 11 razy był pierwszy, 4 razy drugi i tylko raz zajął najniższy stopień podium.
Był nie tylko genialnym wyścigowcem, ale też świetnym reproduktorem. Stał się pierwszym arabskim ogierem, którego potomstwo wywalczyło na torach więcej niż milion dolarów. W następnych latach suma ta rosła i ostatecznie przekroczyła 5 mln.
I chociaż Wiking już nie żyje, to hodowcy wciąż go wspominają.
Życie gwiazdy
Warto podkreślić, że konie-gwiazdy mają tryb życia zbliżony do zawodowego piłkarza czy tenisisty. I – co może dziwić laików – standard życia tych zwierząt często nie ustępuje ludzkiemu.
Dzień w prestiżowej stadninie rozpoczyna się około godz. 6. Koń dostaje śniadanie.
– Najczęściej jest to siano, owies i różnego rodzaju odżywki i suplementy diety – mówi Karolina Ferenstein, właścicielka prywatnej stadniny.
Boks zwierzęcia jest dokładnie czyszczony. Potem – zakładamy, że towarzyszymy zwierzęciu przygotowywanemu do prestiżowych gonitw – czas na rozgrzewkę. Koń idzie do kieratu. Chodzi o rozruszanie mięśni. Następnie pracownicy stajni prowadzą ogiera lub klacz do hipodromu, gdzie odbywa się trening.
Po godzinnej "siłowni" czas na rekreację. Zwierzę jest wypuszczane na padok – żeby mogło się zrelaksować. Bo arab trzymany bez ruchu to arab nieszczęśliwy. Warto dodać, że najcenniejsze konie są przez cały czas doglądane przez człowieka, żeby przez przypadek nie zrobiły sobie krzywdy.
Około południa zwierzę dostaje obiad, po którym przyjmuje suplementy diety – jak to sportowiec.
Potem znowu czas na relaks na padoku – około dwóch-trzech godzin. Potem jeszcze rozruszanie mięśni – na przykład na kieracie (albo w modnych ostatnio basenach dla koni) i nadchodzi pora na wieczorną pielęgnację. A ta potrafi być bardzo rozbudowana.
– Popularne są specjalne solaria, które rozgrzewają i regenerują mięśnie zwierzęcia. Oprócz tego na zwierzę nakłada się preparaty, smaruje kopyta czy robi owijkę, czyli nakłada bandaże w miejsca, które wymagają rozgrzania – tłumaczy Karolina Ferenstein.
Około godz. 19 koń kończy dzień i regeneruje się przed kolejnym. Jeżeli przypadają wtedy zawody czy pokazy, do wszystkich zabiegów trzeba dołączyć czas na wyczesanie, wystrzyżenie i odpowiednie wymalowanie zwierzęcia.
Powrót do korzeni
Na Pride of Poland od lat najwięcej licytatorów przyjeżdża z Półwyspu Arabskiego. To właśnie z Polski szejkowie sprowadzają do swoich stajni najdoskonalsze konie.
Jedną z nich jest El Shaqab, dokąd zaproszony został reporter TVN24 Wojciech Bojanowski. Miejsce, do którego trafiają ogiery i klacze z Polski, ma prawie milion metrów kwadratowych – rozmiarem przypomina miasteczko.
Kojarzy się też bardziej ze SPA niż ze stajniami. Do dyspozycji zwierząt są m.in. baseny i rzesza dbająca o nich ludzi – od czesania poprzez strzyżenie i dobieranie diety.
Tam na stałe trafiła niedawno m.in. warta ponad pół miliona euro Piostria z Polski. Na krótkie wczasy przyjeżdżają też rodzime ogiery. Po pokryciu wyselekcjonowanych klaczy wracają do kraju.
Do najbardziej prestiżowych stadnin na świecie.