Na co dzień robi to odruchowo: klient kupuje, ona wydaje towar i drukuje paragon. Ale w tym przypadku ostatniego punktu nie wypełniła. Wtedy zaczęły się kłopoty, bo klientem okazał się pracownik Urzędu Kontroli Skarbowej. Postanowił ukarać sprzedawczynię: za oszukanie Skarbu Państwa na dwa grosze dostała 120 zł mandatu. Kobieta zaprotestowała i teraz musi zapłacić 500 zł.
- Nasi urzędnicy są bezduszni. To ludzie, którzy traktują siebie: JA - car i Bóg - żali się pani Ewa. Jej problemy zaczęły się gdy przed kioskiem, w którym pracuje stanął pracownik Urzędu Kontroli Skarbowej. Chciał by sprzedawczyni skserowała mu legitymację - koszt usługi 30 groszy, podatek dwa grosze. Pani Ewa - na swoją zgubę - nie wydrukowała jednak paragonu, co urzędnik uznał za niedopuszczalne.
"To walka o zmotywowanie"
To nie jest walka o 30 groszy. To jest walka o zmotywowanie sprzedawców, właścicieli, do tego by rejestrowali wszystkie transakcje na kasie, bez względu na ich wartość. Mariola Grabowska, Urząd Kontroli Skarbowej w Łodzi
- Ja nie oszukałam nikogo. Ja te pieniądze odłożyłam do szuflady, nie schowałam ich do prywatnej kieszeni - tłumaczy sprzedawczyni i zaznacza, że paragonu nie wydrukowała bo nie miała odpowiedniego kodu. Nie zadbał o to właściciel kiosku, który tłumaczył, że usługę ksero wprowadził niedawno i po prostu nie zdążył. Ale żaden z tych argumentów - ani pani Ewy, ani właściciela - urzędników nie interesowały.
- To nie jest walka o 30 groszy. To jest walka o zmotywowanie sprzedawców, właścicieli, do tego by rejestrowali wszystkie transakcje na kasie, bez względu na ich wartość - argumentuje Mariola Grabowska, rzecznik prasowy Urzędu Kontroli Skarbowej w Łodzi.
Złodziej "złodziejowi" nierówny
W marcu mnie okradziono. Stałam na światłach. Ukradli mi torbę, w której miałam około tysiąca złotych. Pytam kto mi je odda? Ewa Stokowska, sprzedawczyni
Urzędnicy wydali wyrok: dla pani Ewy 120 złotych, dla właściciela 150. Szef już zapłacił, ona mandatu nie przyjęła. Nie ma żalu do swojego pracodawcy, który kazał jej kserować bez wbijania tego na kasę. Ma żal do urzędników, bo nie rozumie dlaczego musi płacić za czyjś błąd.
Rzecznik urzędu tłumaczy jednak, że "odpowiedzialność pracodawcy za brak nadzoru nie zwalnia sprzedawczyni z odpowiedzialności za niezarejestrowanie na kasie transakcji". Sprawa trafiła do sądu. Ten wziął stronę urzędników i orzekł: 500 złotych kary, plus koszty sądowe. To prawie pół emerytury sprzedawczyni.
Pieniądze na mandat by się znalazły, ale niedawno pani Ewę okradziono. - Straciłam około tysiąca złotych - macha ręką. Złodziej uciekł, sprzedawczynię ręka sprawiedliwości dosięgnęła.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24