Słynna kurzawka, osiadający grunt, ruszające się perony a także ludzkie tragedie - to wszystko, obok pustek w kasie, przyczyniło się do opóźnień na budowie pierwszej linii metra z Kabat do Młocin.
12 lat żmudnego drążenia - tyle trwała budowa pierwszej linii metra do stacji Politechnika. Gdy w kwietniu 1983 na budowie wbito pierwszą łopatę mało kto spodziewał się, że na przeszkodzie stołecznym budowlańcom stanie nie tylko kryzys ekonomiczny i pusta miejska kasa, lecz także osiadający grunt czy podziemne jeziora.
Robili podkop, zasypała ich ziemia
Pierwsza śmierć na budowie metra przydarzyła się w maju 1984 roku. Wtedy praca nie trwała 24 godzin na dobę. Nie była też dobrze strzeżona. Właśnie, dlatego, gdy robotnicy ogłaszali fajrant, budowa stawała się często placem dla zabaw i wypraw dzieci z Ursynowa.
- Rozpoczynał się czas wypraw eksploracyjnych po wykopach, pomostach, tunelach. Zwykle kończyły się one ucieczką przed stróżem – wspomina na swojej stronie ursynow.org.pl, Maciej Mazur, reporter Faktów TVN, miłośnik Ursynowa.
Jedna z tych wypraw zakończyła się jednak tragicznie.
Na ul. Hawajskiej 8 udało się przedostać wczoraj grupie dzieci w wieku od 8 do 10 lat, które następnie zaczęły się bawić w robienie podkopu. Na dzieci osunęła się ziemia - można przeczytać w "Ekspresie Wieczornym" z 1984 roku. Mimo szybkiej akcji ratunkowej nie udało się uratować 9-letniego Marcina. Więcej szczęścia miał Mariusz, który przeżył i trafił do szpitala.
To nie był jedyny tak tragiczny wypadek na budowie I linii metra. - W czasie budowy stacji metra Świętokrzyska zginął jeden z górników. Przysypany został w tunelu przed stacją. Było to pod koniec lat 90-tych. Wagoniki dojeżdżały wtedy tylko do stacji Politechnika - wspomina ówczesny prezydent Warszawy, Marcin Święcicki.
Przyznaje również, że w tamtych czasach budowlańcy natrafiali na podziemne jeziora nieujęte w planach geologicznych. Były jednak niegroźne i nie utrudniały budowy tak, jak np. osiadający grunt.
- Gdy górnicy drążyli pod Polem Mokotowskim, osiadał grunt, na którym rosły drzewa. Przez to niektóre zwyczajnie się zapadały. To było przyczyną opóźnienia budowy tej stacji - wspomina Krzysztof Malawko, rzecznik warszawskiego metra.
Stacja "widmo"
Malawko przypomina też o "ruszającej się" stacji Słodowiec. - Jej oddanie opóźniło się o 2 miesiące, ponieważ zauważyliśmy ruchy korpusu tunelu. Stacja minimalnie "pływała", dlatego na początku były to perony widmo. Metro dojeżdżało tylko do Marymontu, tam pasażerowie wysiadali, a puste wagoniki zawracały na stacji Słodowiec - mówi Malawko.
Temat tabu
Jednak największe trudności napotkało metro... w latach 50-tych. Budowa ta owiana jest legendą. Komunistyczna władza zabraniała publikowania jakichkolwiek artykułów na ten temat. W różnych punktach miasta rozpoczęto wtedy próbne odwierty, a na przemysłowym Targówku - budowę tuneli.
Połączenie prawego z lewym brzegiem Wisły nigdy nie zostało skończone. Po tych planach pozostały jednak dwa głębokie, długie na półtora kilometra tunele, w których w latach 90. leżakowało wino.
- Budowę przerwano, zresztą też ze względu na napór wód gruntowych. Koszty były zbyt duże i po 1957 roku prace zarzucono. Tunele zalała woda. W budowie przeszkadzała też słynna kurzawka, czyli mieszanina piasku z wodą - opowiada Malawko.
Nurkowie w metrze
Po praskim metrze został jeszcze jeden fragment - duża, podziemna hala w rejonie dworca Wileńskiego. Tu miały zawracać pociągi. Pod koniec lat 90-tych, do zalanych podziemi zeszli płetwonurkowie. Sławomir Paćko z firmy Technika Podwodna miał sprawdzić, czy zalane korytarze zagrażają budowie galerii handlowej nad Dworcem Wileńskim.
Po wykonaniu ekspertyz, tunele zostały zasypane. - Postanowiono zagęścić grunt. Wpompowano tam duże ilości piachu i cementu - mówi Paćko.
Bartosz Andrejuk - b.andrejuk@tvn.pl
zdjęcie na stronie głównej - ursynow.org.pl