Rodzice nie dają za wygraną i znów protestują przeciwko likwidacji kolejnych szkół w Warszawie. - Władza pokazuje swoją niekompetencję i złą wolę - oskarżają i zapowiadają na 3 kwietnia marsz ulicami stolicy. Na czwartkowej sesji rady miasta protestowali też przeciwko prywatyzacji części szkolnych stołówek.
- Wszystko zmierza do tego, że klasy w przyszłości będą przepełnione. Likwidacja szkół jest też nieracjonalna ekonomicznie, a konsultacje społeczne były pozorne - przekonuje Maciej Łapski, koordynator Porozumienia Oświatowego. Zapowiada kolejne kroki w obronie szkół: - Będziemy walczyć w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym, żeby uchwały w sprawie likwidacji szkół zostały unieważnione.
Proces likwidacji placówek oświatowych trwa od kilku miesięcy. W lutym Rada Warszawy podjęła uchwały intencyjne w sprawie likwidacji lub przekształcenia kilkudziesięciu z nich.
Po sprawdzeniu planu przez kuratorium, radni musieli postawić "kropkę nad i". Na czwartkowej sesji rady miasta samorządowcy przyjęli uchwały likwidujące i przekształcające kilka szkół. CZYTAJ WIĘCEJ.
Władze Warszawy przekonują, że to decyzje o zamykaniu kolejnych szkół to działania "racjonalizujące sieć szkolną" w mieście. - Podobnie, jak w całej Polsce, choć nieco inaczej w porównaniu z innymi rejonami, zmienia się demografia. Dzieci jest znacznie mniej niż 10-15 lat temu. Trudno domagać się tego, żeby utrzymywać przestrzenie, które jeżeli nie są puste, to zapełnione tylko w częśći - argumentuje Włodziemierz Paszyński, wiceprezydent Warszawy, odpowiedzialny za edukację.
Gdzie szukać oszczędności?
Radni zdecydowali w czwartek także o likwidacji przedszkola Wiatraczek na Pradze Południe.
– Lepiej szukać oszczędności na administracji, niż - jak w przypadku tego przedszkola - 170 tys zł w oświacie – przekonywał jeszcze przed głosowaniem Jarosław Krajewski, radny PiS.
- Władza pokazuje swoją niekompetencję i złą wolę. Wierzymy, że wszystkie szkoły uda nam się ocalić - przekonuje z kolei Łapski. Rodzice wraz z nauczycielami nie zamierzają poprzestać na protestach podczas sesji rady miasta i interwencji w sądzie. Chcą także znów protestować na ulicach.
Marsz od Kopernika
- 3 kwietnia o godz. 17 wyruszymy sprzed pomnika Kopernika na Krakowskim Przedmieściu. Twierdzimy, że jeżeli zmiany edukacyjne będą podążać w tym kierunku jak obecnie, to takich wybitnych naukowców nie będziemy mieć. To będzie symboliczny punkt, z którego wyjdziemy - wyjaśnia Łapski.
Rodzice z likwidowanych szkół zamierzają przejść na plac Defilad, gdzie w czasie Euro 2012 będzie działała strefa kibica. - Pieniądze, które przeznaczono na nią, mogłyby pójść na edukację. Chcemy tam stworzyć "strefę rodzica" - wyjaśnia. - Uważamy, że jest to bardziej potrzebne niż ponad 11 mln zł na Park Fontann czy 3,6 mln zł na zabawę sylwestrową - dodaje.
"Festiwal arogancji"
Rodzice atakują także władze miasta za prywatyzację szkolnych stołówek, które mają przejść w prywatne ręce. W praktyce oznacza to podwyżki opłat za obiady. Kuchenne reowolucje szykują się w kilku dzielnicach: w Śródmieściu, na Mokotowie, Bemowie, Bielanach, Pradze Południe, Targówku, Ursynowie i Wesołej.
- Sprzeciwiamy się likwidacji szkolnych stołówek. Proces postępuje w kilku dzielnicach i obserwujemy to, co było 2 lutego na sesji rady miasta. To jest festiwal arogancji i pogardy władzy, wręcz lekceważenia - denerwuje się Łapski.
- Nie zgadzamy się na wzrost opłat za posiłki, jedzenie niskiej jakości i zwalnianie pracownic. Powstał związek zawodowy zrzeszający pracowników likwidowanych stołówek. Obejmuje teraz 20 szkół i ciągle się rozszerza - mówi Łapski.
Władze dzielnic, które reorganizację mają zamiar przeprowadzić, przekonują, że w ten sposób uda się zaoszczędzić pieniądze w budżecie oświaty, np. w Śródmieściu będzie to ok. 3 mln zł.
- Nie ma żadnej likwidacji stołówek, reacjonalizujemy wydatki. Żadna złotówka, którą zaoszczędzimy, nie wyjdzie z budżetu oświatowego. Będzie przeznaczona na działalność edukacyjną czy opiekuńczą - odpowiada Włodzimierz Paszyński. - W tej sprawie jest bardzo dużo krzyku, ale w moim przekonaniu ma charakter niemerytoryczny - dodaje.
I zaznacza, że personel może sam założyć działalność gospodarczą i prowadzić szkolne stołówki. Przytacza, że zmiany były już przeprowadzone chociażby na Woli. - Ani posiłki nie drożały w sposób wyjatkowo dramtyczny, ani nie pogorszyłą się ich jakość - zaznacza Paszyński.
"W latach 2010-11 cena przygotowywanego posiłku (lub obiadu) w szkole średnio wynosiła 5,91 zł, z chwilą przejęcia przygotowania posiłków przez firmy zewnętrzne cena wynosi średnio 7,68 zł" - informował kilka tygodni temu ratusz.
ran/par