"Błąd Łukaszenki polega na niezrozumieniu, że rozpoczął się nieodwracalny proces. Nie ma mowy o pięciu latach spokoju"

Źródło:
PAP
Nocne starcia na Białorusi
Nocne starcia na BiałorusiFRANAK_VIACORKA
wideo 2/22
Nocne starcia na BiałorusiFRANAK_VIACORKA

Obrońca praw człowieka i szef działającej w Mińsku organizacji Wiasna Aleś Bialacki przyznał, że sytuacja po wyborach prezydenckich na Białorusi jest bardzo napięta i "to jeszcze nie koniec". Skalę represji wobec protestujących ocenił jako bezprecedensową. Ekspert do spraw bezpieczeństwa Andrej Parotnikau, mówiąc o blokowaniu stron internetowych i komunikatorów na Białorusi, podkreślił, że "chodzi o to, by nie dopuścić do protestu na dużą skalę i by nie był on zorganizowany".

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Szef działającej w Mińsku organizacji Wiasna Aleś Bialacki podkreślił, że w niedzielę protesty przeciwko - jak ocenił - fałszowaniu wyborów prezydenckich odbyły się w 30 miastach Białorusi, także niewielkich. Przypomniał, że według informacji podanych przez MSW podczas akcji zatrzymano około trzech tysięcy osób, w tym około tysiąca w Mińsku.

Bialacki przekazał, że dochodziło do starć z OMON-em, ludzie stawiali opór w Pińsku, do potyczek doszło też w Brześciu i w Mińsku. Na ulicach białoruskiej stolicy było dużo ludzi, rozproszonych w różnych punktach - opowiadał. Według niego "można mówić o dziesiątkach tysięcy" ludzi, którzy wyszli na ulice, także jeździli samochodami, trąbiąc praktycznie całą noc.

CZYTAJ I OGLĄDAJ: Nagrania z nocnych starć na ulicach Mińska>>>

Bialacki o skali represji: ciężko to z czymkolwiek porównać

Bialacki ocenił, że podczas poprzednich wyborów nie było takiej aktywności społeczeństwa, nie było też takich represji. Ich skala - mówił - podczas ostatnich nocnych protestów była bez precedensu, "ciężko to z czymkolwiek porównać".

Szef Wiasny zauważył, że poziom niezadowolenia i skłonność do udziału w protestach są wysokie, a władze nie powstrzymują się od użycia siły. Jak dodał, w Mińsku zastosowano gumowe kule, armatki wodne, gaz, granaty hukowe. Była to operacja specjalna, mająca na celu zastraszenie ludzi - wskazał. Środki zastosowane przez milicję były nadmierne - uznał.

Bialacki zaznaczył, że akcje miały pokojowy charakter i - jak dodał - wszyscy obrońcy praw człowieka zgadzają się co do tego, że potyczki były sprowokowane w pierwszej kolejności przez organy milicyjne.

"Nastrój protestacyjny utrzymuje się, ale bardzo trudno powiedzieć, na jaką to będzie skalę" - tak odpowiedział na pytanie o to, czy planowane są kolejne akcje protestacyjne. "Co najważniejsze, nawet jeśli teraz nie dojdzie do protestów, to nikt nie może zagwarantować, że nie odbędą się one za miesiąc czy dwa, ponieważ ogólny brak zaufania wobec władz wśród obywateli znacznie wzrósł i wielu nie uznaje legitymizacji prezydenta Łukaszenki" - podsumował Aleś Bialacki.

"To jeszcze nie koniec"

Obrońca praw człowieka ocenił, że prezydent Alaksandr Łukaszenka nie zamierza godzić się na żadne negocjacje. Dodał, że sytuacja jest "bardzo napięta" i przewidywał, że "to jeszcze nie koniec".

Zdaniem Bialackiego oburzenie z powodu sfałszowania wyborów jest bardzo duże, Łukaszenka nie daje za wygraną. "Występował dziś i powiedział, że to wszystko zorganizowane jest przez centra działające przeciwko Białorusi, że to Polska, Czechy - z jakiegoś powodu teraz mówi, że sztab (kandydatki Swiatłany- red.) Cichanouskiej jest zarządzany z Czech - i że to Ukraina, skąd przyjechali bojownicy, (...) i Rosja. Krótko mówiąc, według niego Białoruś jest otoczona przez wrogów" - mówił Bialacki.

CZYTAJ TAKŻE: Łukaszenka po wyborach mówił o "telefonach z Polski">>>

Szef Wiasny zwrócił uwagę, że komitet śledczy wszczął już wobec zatrzymanych demonstrantów postępowania karne dotyczące masowych zamieszek. Z tego artykułu - jak dodał - ludziom grozi od 5 do 15 lat pozbawienia wolności. "Jesteśmy tym bardzo zaniepokojeni, uważamy, że kwalifikacja tych działań jest nieodpowiednia" - dodał Bialacki, który w przeszłości był więźniem politycznym.

CZYTAJ TAKŻE: W Mińsku "czegoś takiego nie było od zakończenia II wojny światowej" >>>

Ekspert ds. bezpieczeństwa: cel odłączenia internetu jest oczywisty

Bialacki podkreślił, że wciąż blokowane są serwisy społecznościowe. Już w niedzielę rano, w dniu wyborów prezydenckich, na Białorusi internet i działanie komunikatorów były ograniczone – najpierw przestały działać poszczególne strony internetowe, w tym portale niezależnych mediów. Potem padły komunikatory, przede wszystkim popularny na Wschodzie Telegram.

Wieczorem, jeszcze zanim rozpoczęły się protesty, nie działało już nic. Jedyną możliwością kontaktu pozostała łączność telefoniczna, ale komórki również działały z dużymi problemami.

Analityk Andrej Parotnikau, ekspert ds. bezpieczeństwa, ocenił, że ograniczenie i odcięcie internetu na Białorusi ma na celu utrudnienie komunikacji i ograniczenie protestu. "Cel odłączenia internetu jest oczywisty – to izolacja informacyjna i uniemożliwienie koordynacji protestu poprzez komunikatory i sieci społecznościowe" – powiedział. "Ponieważ nie dało się odłączać punktowo poszczególnych komunikatorów, odłączono wszystko" – stwierdził Parotnikau. Dodał, że do tych rozwiązań przygotowywano się wcześniej, np. przy okazji mityngów i wieców opozycji.

W poniedziałek problemy z internetem nie ustąpiły, choć zaczęły działać niektóre portale. Pojawiły się instrukcje, tłumaczące, jak obejść blokadę, które w niektórych przypadkach działają, w innych są bezużyteczne.

"Chodzi o to, by nie dopuścić do protestu na dużą skalę i by nie był on zorganizowany" - powiedział Parotnikau.

Według niego brutalna reakcja sił porządkowych na niedzielny protest była przewidywalnym wariantem. "Drugą opcją było spokojne przeczekanie, aż protest sam osłabnie. Moim zdaniem Alaksandr Łukaszenka osobiście podejmował decyzję w tej sprawie" – powiedział analityk.

Nocne starcia na Białorusi
Nocne starcia na BiałorusiFRANAK_VIACORKA

"Ogłoszono wyniki. Kto jest niezadowolony, dostał pałką. Do zobaczenia za pięć lat" – to zdaniem Parotnikaua sposób myślenia lidera Białorusi. "Błąd polega na niezrozumieniu, że rozpoczął się nieodwracalny proces utraty legitymacji. Nie ma mowy o pięciu latach spokoju, zwłaszcza w obliczu czekających Białoruś problemów gospodarczych" – ocenił.

Autorka/Autor:pp//rzw

Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: