Jak wygląda "filtracja" na terenach okupowanych przez Rosjan. "Prawdziwe obozy koncentracyjne z salami tortur"

Źródło:
CNN, PAP

Po trzech miesiącach wojny proces odczłowieczania nazywany "filtracją" stał się częścią życia pod rosyjską okupacją - pisze w poniedziałek stacja CNN. Procedura stosowana przez Rosjan wobec Ukraińców obejmuje sprawdzanie dokumentów, brutalne przesłuchania, pobieranie odcisków palców i przeszukania. Amerykańska stacja rozmawiała z kilkoma Ukraińcami, którzy trafili do rosyjskich ośrodków filtracyjnych. "To prawdziwe obozy koncentracyjne z salami tortur" - oceniła ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa.

Rosyjskie wojska wprowadziły procedurę tak zwanej filtracji w każdym tymczasowo okupowanym mieście na Ukrainie. Filtracja to szczegółowe kontrole, które mają na celu wykrycie, czy dana osoba popiera władze ukraińskie lub ma związki z formacjami militarnymi Ukrainy. W przypadku uznania za "nieprawomyślną" taka osoba nie może opuścić miasta i zostaje zatrzymana - wynika z dotychczasowych informacji ukraińskich władz.

"Po trzech miesiącach wojny proces odczłowieczania nazywany 'filtracją' stał się częścią rzeczywistości życia pod rosyjską okupacją" - pisze w poniedziałek CNN.

Amerykańska stacja rozmawiała z kilkoma Ukraińcami, którzy przeszli proces filtracji w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Wielu z nich boi się mówić o tym publicznie w obawie o bezpieczeństwo swoich bliskich i przyjaciół, którzy wciąż próbują wydostać się z terenów zajętych przez wojska rosyjskie - zaznacza amerykańska stacja.

Wszyscy rozmówcy CNN opisywali, że podczas filtracji byli upokarzani i zastraszani. Wielu widziało lub znało osoby, które zostały zabrane przez rosyjskich żołnierzy lub prorosyjskich separatystów - i zniknęły bez śladu.

W przypadku większości osób, z którymi rozmawiali amerykańscy dziennikarze, proces filtracji obejmował sprawdzanie dokumentów, przesłuchania, pobieranie odcisków palców i przeszukania. Wielu z nich zostało rozdzielonych ze swoimi rodzinami. Mężczyźni rutynowo byli rozbierani przez rosyjskich żołnierzy.

Brutalne przesłuchania

- Co by się stało, gdybyśmy odcięli ci ucho? - usłyszał Ołeksandr Wdowyczenko od rosyjskich żołnierzy, przesłuchujących go w obozie filtracyjnym. Potem uderzyli go w głowę. Robili to za każdym razem, gdy nie podobała im się jego odpowiedź - pisze CNN.

Śledczy - oprócz Rosjan także prorosyjscy separatyści - pytali o jego poglądy polityczne, plany na przyszłość, opinie na temat wojny. Pobrali jego odciski palców i rozebrali go, by sprawdzić, czy nie ma na ciele żadnych tatuaży wskazujących na sympatie nacjonalistyczne lub śladów od noszenia sprzętu wojskowego.

Jego córka, Maria, powiedziała stacji CNN, że jej ojciec otrzymał tyle uderzeń w głowę, że ma trwale uszkodzony wzrok. "Ale Ołeksandr był jednym z tych, którzy mieli szczęście. Udało mu się wyjść cało z filtracji" - pisze CNN.

Maria Wdowyczenko powiedziała, że śledczy próbowali znaleźć cokolwiek, co mogłoby ją obciążyć. Wspominała, że żołnierze przeszukali jej telefon, ale nic tam nie znaleźli.

- Usunęliśmy wszystko, bo ludzie w kolejce powiedzieli nam, że oni mogą sprawdzić wszystko - kontakty, zdjęcia... - mówiła kobieta. - Gram na bandurze [tradycyjny ukraiński instrument - przyp. red.], to nie był dobry pomysł, żeby im to pokazywać. Usunęłam to więc [z telefonu - red.] i zrobiłam kilka nowych zdjęć - powiedziała rozmówczyni CNN. Dodała, że skasowała także swoje konta w mediach społecznościowych.

"Każdy musi przejść filtrację"

Nikołaj Riabczenko powiedział CNN, że uciekł z Mariupola w połowie marca, gdy miasto było całkowicie zablokowane.

- Znaleźliśmy sposób na uniknięcie punktów kontrolnych i udaliśmy się do Nikolśke (miasto położone 25 kilometrów od Mariupola - red.), gdzie zostaliśmy przez kilka tygodni - relacjonował mężczyzna. - Pytałem każdego, kogo spotkałem, jak się wydostać. Wszyscy mówili, że filtracja jest obowiązkowa - wspominał.

Jak pisze CNN, wątpliwości co do tego nie pozostawiały tablice informacyjne, rozmieszczone w Mariupolu przez wojska rosyjskie. "Ewakuacja może zostać przeprowadzona jedynie po okazaniu dokumentu potwierdzającego przejście procedury filtracyjnej" - głoszą plakaty.

- Każdy musi przejść filtrację, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, by móc swobodnie poruszać się po mieście - powiedziała stacji CNN 20-letnia Karina, inna mieszkanka Mariupola. Udało jej się wydostać z miasta, jednak bez ojca. Mężczyzna, miesiąc po zatrzymaniu na ulicy przez rosyjskich żołnierzy, wciąż pozostaje w ośrodku filtracyjnym, utworzonym w szkole w Bezimennem, położonym 32 kilometry na wschód od Mariupola.

Karina, która nie chciała ujawniać swojego nazwiska ze względów bezpieczeństwa, powiedziała CNN, że udało jej się porozmawiać z ojcem. Przekazał jej, że w ośrodku panują dramatyczne warunki.

- Niektórzy śpią na podłodze, inni mają więcej szczęścia i śpią na krzesłach albo na materacach w siłowni - relacjonowała. Jak mówiła, niemal wszyscy w ośrodku byli chorzy z powodu panującego w budynku chłodu. - Nie ma możliwości umycia się, nie ma normalnej toalety - dodała.

Kobieta powiedziała, że strażnicy w ośrodku odmówili dostarczenia lekarstw przetrzymywanym tam ludziom, którzy są karmieni wodnistą zupą i innym więziennym jedzeniem gotowanym w kuchni polowej.

"To prawdziwe obozy koncentracyjne z salami tortur"

Według organizacji ochrony praw człowieka przez filtrację przeszło już ponad 37 tysięcy Ukraińców - informowała w połowie maja ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa. "Filtracji poddawani są też obecnie Ukraińcy przymusowo deportowani do Rosji" - napisała Denisowa w poście opublikowanym na Facebooku.

Według rzeczniczki praw człowieka obywatele Ukrainy, którzy zostali uznani przez najeźdźców za "szczególnie niebezpiecznych ideologicznie", muszą przechodzić filtrację co trzy dni. "Osoby podlegające filtracji są przesłuchiwane, dokładnie badane, przetrzymywane w nieludzkich warunkach, poniżane i torturowane. To już nie tylko dyskryminacja Ukraińców ze względu na pochodzenie, ale jeden z elementów ludobójstwa na naszym narodzie" - oceniła polityk.

"Idee 'niższości' narodu ukraińskiego, a także drugorzędnej, sztucznej państwowości ukraińskiej są składnikami ideologii nienawiści do Ukrainy, pielęgnowanej przez lata przez rosyjską propagandę. Dziś służą jako uzasadnienie eksterminacji Ukraińców przez polityczne i wojskowe władze Rosji" - dodała Denisowa.

5 maja rzeczniczka praw człowieka przekazała doniesienia o rosyjskich obozach filtracyjnych zorganizowanych w miejscowościach Bezimenne i Kozaćke na terytorium samozwańczej, kontrolowanej przez Moskwę Donieckiej Republiki Ludowej.

"To prawdziwe obozy koncentracyjne z salami tortur opartymi na modelu wypracowanym przez hitlerowskie Niemcy. (...) Mężczyźni śpią na podłodze w korytarzach, nie mają zapewnionej żadnej opieki medycznej, za to są bici i torturowani za najmniejszą oznakę nieposłuszeństwa. (...) Ludzi przetrzymywanych w obozach, w tym chorych i niepełnosprawnych, rekrutuje się do pracy pod nadzorem rosyjskiego wojska" - opisywała Denisowa.

Kiedyś Czeczenia, dziś Ukraina

Doniesienia o prowadzonej przez Rosjan filtracji na terenach okupowanych wstrząsnęły społecznością międzynarodową i były jednym z powodów, dla którego Rosja została w kwietniu zawieszona w Radzie Praw Człowieka ONZ - przypomina CNN. Mimo to dowody i zeznania świadków wskazują, że od tego czasu Rosja zintensyfikowała stosowanie tej procedury.

CNN zwraca uwagę, że nie jest to nowość dla rosyjskich wojsk, które proces filtracji stosowały już podczas wojny w Czeczenii w latach 90. Siły rosyjskie wykorzystywały obozy filtracyjne, by oddzielić cywilów od rebeliantów.

CNN przypomina, że słynna rosyjska dziennikarka śledcza Anna Politkowska, która zebrała zeznania czeczeńskich cywilów przetrzymywanych w ośrodkach filtracyjnych, ujawniając stosowane tam brutalne metody przesłuchań, tortury i łamanie praw człowieka, została zamordowana w 2006 roku w Moskwie.

Autorka/Autor:momo//now

Źródło: CNN, PAP