Z pomocą policjantów wywiózł dzieci na dżihad. Gdy zginął, stały się zakładnikami

Kradną, handlują i zabijają
Kradną, handlują i zabijają
tvn24
Dżihadyści w Syrii i Iraku rekrutują ludzi na całym świecie (program magazynu "Polska i świat" z 19 listopada 2015 r.)tvn24

Albańczyk Shkelzen Dumani chciał dołączyć do dżihadu. Wiedział, że żona nie odda mu dzieci, zabrał je więc, znalazł kontakt w służbach i te pomogły mu wyjechać z kraju. Po dziewięciu miesiącach zginął. 9-letni chłopiec i 7-letnia dziewczynka są teraz zakładnikami. Matka i albańskie władze walczą o ich odzyskanie.

W tej chwili w Syrii na terenie zajętym przez bojowników tzw. Państwa Islamskiego (IS) przebywa 13 albańskich kobiet i 31 albańskich dzieci, których ojcowie zginęli w walkach. Dżihadyści nie pozwalają im wrócić do kraju. Żyją w obozach. Nie wiadomo, w jakich warunkach - informuje w poniedziałek portal dziennikarzy śledczych zajmujących się Bałkanami, Balkan Insight.

Policjanci pomogli w uprowadzeniu

Portal opisuje historię Albańczyka, który oszukał swoją żonę i wywiózł dzieci z kraju. Stało się to w lutym 2014 roku. To, co może zaskakiwać i oburzać najbardziej, to fakt pomocy, której miało mu udzielić dwóch policjantów działających w służbach specjalnych. Mieli oni wiedzieć o planach mężczyzny i pomóc mu w ich realizacji.

Dziennikarze portalu Balkan Insight dotarli do dokumentów śledztwa prowadzonego w tej sprawie. Okazało się, że kilka tygodni przed ucieczką z kraju Shkelzen Dumani był już podsłuchiwany przez służby, które podejrzewały go o chęć wyjazdu do Syrii. Udało im się nagrać rozmowy Dumaniego z oficerami albańskiej policji, którzy mieli pomóc mu w wyjeździe. Z niewiadomych przyczyn, nie został on powstrzymany.

Jak wynika z opisywanych nagrań, Dumani chciał wylecieć samolotem z Tirany do Turcji. Bał się, że na lotnisku zostanie zapytany o to, czemu w podróż zabiera dzieci, a nie ma z nim żony. Dzień przed odlotem skontaktował się z radykalnym imamem, który wyjaśnił mu, że podróż ma tłumaczyć potrzebą znalezienia pracy w Turcji.

Na lotnisku czekał na niego w trakcie odprawy policjant, który wiedział o jego zamiarach. Zaprowadził go z dziećmi do oddzielnego pokoju i tą "okrężną" drogą pozwolił im ominąć kontrolę paszportową. Tym sposobem na początku lutego 2014 r. mężczyzna z dwójką swoich dzieci znalazł się w Syrii. Dołączył do dżihadu.

Oszukał żonę

Jego żona nie wiedziała o planach Dumaniego. Mąż pojawił się któregoś dnia w domu z osobą mającą być agentem nieruchomości i przekonał ją do złożenia podpisu pod aktem sprzedaży domu. Rodzina miała się przeprowadzić. Okazało się, że kobieta podpisała zgodę na wywiezienie jej dzieci z kraju. Gdy rodzina zaginęła, zgłosiła się na policję. Potem napisała list do albańskich władz, który opublikowano w jednej z gazet. Rozpoczęło się śledztwo.

Władze w Tiranie w trakcie dochodzenia dowiedziały się o tym, że w ucieczkę zamieszani byli policjanci. W międzyczasie aresztowany został wspomniany imam. Postawiono mu zarzuty rekrutowania bojowników. List gończy za Shkelzenem Dumanim wydał Interpol.

Zginął w Syrii. Dzieci są zakładnikami

Po wielu miesiącach okazało się, że mężczyzna zginął w Syrii. Prawdopodobnie stało się to w październiku lub listopadzie 2014 roku. Od tego czasu Mide Dumani kontaktowała się ze swoimi dziećmi kilka razy. Pozwolili na to dżihadyści. Kobieta rozmawiała z 9-letnim Endrim i 7-letnią Evą przez Skype’a. W tle, jak relacjonuje, widziała uzbrojonych mężczyzn.

Kilka tygodni po informacji o śmierci mężczyzny do Syrii poleciała jego matka. Chciała odzyskać wnuki. Do tej pory nie wróciła. Z informacji albańskiego wywiadu wynika, że dżihadyści przetrzymują w obozie również ją. Nie wiadomo, czy ma kontakt z dziewczynką i chłopcem.

Eva i Endri pozostają w niewoli już prawie dwa lata; ponad rok jako sieroty. Shkenzel Dumani tuż przed śmiercią miał rzekomo powiedzieć bojownikom, że jego życzeniem jest, by dzieci zostały w Syrii. "Nie wolno ich dopuścić do matki" - miał powiedzieć.

Trwają negocjacje w sprawie uwolnienia Evy i Endriego. Pierwsza tura się nie powiodła. Teraz, oprócz strony albańskiej, uczestniczą w nich też służby z Kosowa i Turcji.

- To są moje dzieci, albańskie dzieci. Mają swoich przyjaciół, swoje zabawki i szkołę, do której chodzą. Teraz jednak budzą się i zasypiają w miejscu, w którym bliżej człowieka jest śmierć niż sam Bóg - mówi z płaczem Mide Dumani.

Dziennikarze Balkan Insight zapytali albańskie MSW o to, czy policjanci zamieszani w uprowadzenie dzieci zostaną postawieni w stan oskarżenia. Jak dotąd nie otrzymali żadnej odpowiedzi.

Autor: adso/ja / Źródło: Balkan Insight

Źródło zdjęcia głównego: IS

Tagi:
Raporty: