Za wycieraczką plik kar za nieopłacone parkowanie przed szpitalem. Już ich nie zapłaci

Źródło:
La Repubblica

Po tym, jak 68-latek trafił do szpitala w Piacenzy, jego stan stopniowo się pogarszał. W tym czasie na masce jego samochodu zaczęły się gromadzić mandaty za brak ważnego biletu parkingowego. "Pan Giuseppe Mosconi, właściciel pojazdu, przebywa na oddziale" - próbował ktoś wyjaśnić odręcznie napisaną notatką. Ale plik z karami nie przestawał rosnąć. Włoskie media opisują "historię o samotności i biurokracji".

68-latek żył sam w małej miejscowości Fombio (Lombardia). Jak mówi burmistrz Davide Passerini, kilka miesięcy temu zmarli jego bliscy, którzy wcześniej chorowali na koronawirusa. - Jego brat i żona, oboje w wieku około sześćdziesięciu lat, zmarli wiosną. Znam tę rodzinę. Wielka strata, w tak strasznym czasie - mówi w rozmowie z dziennikiem "Corriere della Sera".

Mężczyzna w połowie września źle się poczuł. Postanowił nie czekać na rozwój wydarzeń, wsiadł za kierownicę i ruszył w kierunku szpitala w Piacenzy, kilka kilometrów od domu. Auto zaparkował przy Via Campagna, jednej z ulic dochodzącej do budynków placówki. Jak wynika z bileciku, który zostawił za przednią szybą, opłacił postój w strefie ograniczonej niebieskimi liniami, ale tylko do godziny 12.51. Do samochodu już jednak nigdy nie wrócił.

Mandaty kontra notatki

Auto zajmowało miejsce w płatnej strefie, dlatego zainteresowali się nim policjanci. Za wycieraczką przedniej szyby zaczęli zostawiać mandaty. Mieszkanka Piacenzy w połowie listopada uwieczniła na zdjęciach to, co nagromadziło się na masce mercedesa przez dwa miesiące. Jedno z nich pokazuje włoska agencja prasowa ANSA.

Oprócz kilku kar widać też dwie odręcznie napisane karteczki. Pierwsza: "Pan Giuseppe Mosconi, właściciel pojazdu, przebywa na oddziale szpitala". Druga zapewne pojawiła się później: "pan Giuseppe Mosconi zmarł". Ktoś dołączył do niej zdjęcie siwego mężczyzny w niebieskiej koszuli.

"Lekarze do mnie dzwonili, nie mogłem go odwiedzić"

"To historia o samotności i biurokracji" - pisze o sprawie "La Repubblica". W rozmowie z dziennikiem brat zmarłego przyznaje, że jakiś czas temu przestali ze sobą rozmawiać. - Sam popędził do szpitala. Lekarze do mnie dzwonili, ale nie mogłem go odwiedzić ze względów pandemicznych. Kiedy zmarł, jego auto stało dalej na parkingu. Było otwarte. To nie ja wkładałem te karteczki, nie wiem, kto mógł to zrobić, może jakiś przyjaciel - zgaduje.

Komendant policji drogowej z Piacenzy zapewnia, że funkcjonariusze w porozumieniu z rodziną zmarłego niebawem usuną pojazd z miejsca. - Chciałbym jednak podkreślić, że policjanci wystawili tam tylko dwa mandaty, reszta to kary nałożone przez strażników [mówi o "ausiliari del traffico" to osoby zatrudniane przez państwo jako wsparcie dla włoskiej drogówki - red.]. Osoba, która wstawiła ten mały nekrolog za szybę, mogła skontaktować się z służbami... niemniej jednak skontaktujemy się z rodziną. Jeśli nie będą chcieli odziedziczyć pojazdu, przejmie go skarb państwa - tłumaczy Giorgio Benvenuti dziennikarzowi "Corriere".

Według danych ze środy, we Włoszech zmarły w ciągu ostatniej doby 753 osoby chorujące na COVID-19. To najwięcej od kwietnia. Potwierdzono też ponad 34 tysiące nowych zakażeń.

68-latek zaparkował w tym miejscu, przy Via Campagna

Autorka/Autor:ww\mtom

Źródło: La Repubblica

Źródło zdjęcia głównego: PAP/ANSA