16-latek z Włoch ma objawy rok po zakażeniu koronawirusem. Jego życie całkowicie się zmieniło

Źródło:
La Repubblica, tvn24.pl, PAP

Włoski dziennik "La Repubblica" opisuje historię 16-latka, któremu życie zmieniło się o 180 stopni, po tym jak zakaził się koronawirusem. "Pozytywny wynik testu wychodził mi przez kolejne 30 dni. Myślałem, że wyzdrowienie to kwestia czasu, że wystarczy mi miesiąc" - relacjonuje Lorenzo. Minął rok, a on dalej zmaga się z dusznościami i zmęczeniem. Popsuły się jego relacje z przyjaciółmi i dziewczyną, bo na co dzień nie ma siły ruszyć się z domu. Lekarze zdiagnozowali u niego tak zwany long COVID.

"Mam na imię Lorenzo, mam 16 lat, nie cierpię z powodu żadnych chorób współistniejących. 8 marca 2021 roku wstałem w środku nocy, obudziły mnie dreszcze, mocny ból głowy, wysoka gorączka i ból gardła. Od razu poczułem, że to nie jest zwykła grypa. W kolejnych dniach pojawiły się inne, wyniszczające mnie objawy - słabość, brak tchu, tachykardia (częstoskurcz-red.), utrata węchu i smaku, bóle mięśni, klatki piersiowej i kręgosłupa" - tak zaczyna się relacja nastolatka, którą opublikowała "La Repubblica".

OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W INTERNECIE >>>

"Pozytywny wynik testu wychodził mi przez kolejne 30 dni, aż do 10 kwietnia, kiedy w końcu zobaczyłem wynik ujemny. Przez czas mojej kwarantanny bardzo dużo spałem w ciągu dnia, później wziąłem sobie miesiąc wolnego (od szkoły - red.), żeby dojść do siebie. Myślałem, że wyzdrowienie to kwestia czasu, że miesiąc wystarczy do tego, żeby wrócić do normalnego życia, takiego, jakie prowadzą nastolatkowie" - czytamy.

Diagnoza przyniosła ulgę

Niestety tak nie było. Z kolejnych akapitów dowiadujemy się, że w lipcu dalej czul się źle, 10-minutowy spacer czy wejście po schodach kończyły się u niego zadyszką i przyspieszonym biciem serca. Zaczął też się mocno denerwować o swoje zdrowie, bo żaden z lekarzy nie wierzył, że bóle pleców, mięśni i gardła dalej nie ustępują. "COVID-19 nie atakuje młodych ludzi w tak poważnym stopniu" - mieli mu mówić medycy. Stan zdrowia wpłynął też na jego relacje z rówieśnikami. "We wrześniu wypisałem się z klubu piłkarskiego, bo nie byłem w stanie wyjść z domu, do tego zostawiła mnie dziewczyna. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, wypłakiwałem się w ramię mojej mamy, nie mogłem spać" - czytamy w jego relacji opublikowanej przez "La Repubblica".

Ulgę poczuł dopiero w grudniu ubiegłego roku, kiedy lekarka rodzinna zdiagnozowała u niego tzw. long covid. "W końcu ktoś mnie zrozumiał, wytłumaczył, że bóle nie wzięły się znikąd. Aktualnie mija prawie rok, od kiedy zakaziłem się koronawirusem, a ja dalej walczę z bólem. Nie potrafię się koncentrować tak jak wcześniej, mam wrażenie, że nie do końca rozumiem to, czego uczę się w szkole. Wciąż analizuję to, w jaki sposób choroba zmieniła moje ciało" - pisze Lorenzo.

"Był świetny z matmy, nagle nie umiał się skupić. Nauczyciele mówili, że symuluje"

Również w grudniu podobną diagnozę postawił polski lekarz pediatra, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw walki z COVID-19, kiedy spotkał się z 16-letnim pacjentem w warszawskim szpitalu. - Chłopak wrócił chory z obozu sportowego, gdzie najpewniej się zakaził. Miał się zaszczepić, nie zdążył. Zauważył u siebie nagły spadek formy fizycznej, musiał zrobić sobie przerwę w rozgrywkach. Nie był w stanie brać w nich udziału - tłumaczy dr Paweł Grzesiowski w rozmowie z tvn24.pl.

- Równolegle pogorszyła się jego kondycja psychiczna, sport to było całe jego życie. Oprócz tego zaczęły się jego problemy w szkole. Wcześniej był świetny z matmy, nagle nie umiał się skupić. Nauczyciele mówili, że na pewno symuluje, został oskarżony o udawanie, wykorzystywanie sytuacji, pedagodzy podobno mówili mu, że nie istnieje coś takiego jak "long COVID" - relacjonuje Grzesiowski.

Czym jest tzw. long COVID?

Ale istnieje. Co więcej, jak mówi Grzesiowski, dotyka zarówno dorosłych, jak i dzieci. - Im starsze, tym niestety gorzej przechodzą - dodaje.

W październiku ubiegłego roku Światowa Organizacja Zdrowia WHO opublikowała definicję tak zwanego długiego COVID-u, zastrzegając przy tym jednak, że może się jeszcze zmienić, bo została opracowana na podstawie dotychczasowych obserwacji.

Według tej definicji przy "long COVID" najczęściej ujawnia się co najmniej jedna dolegliwość w okresie trzech miesięcy od wykrycia zakażenia wirusem SARS-CoV-2 lub podejrzenia tej infekcji. Musi ona utrzymywać się przez co najmniej dwa miesiące i nie można jej wyjaśnić inną chorobą. Objawy mogą się pojawić już w trakcie ostrej postaci choroby COVID-19, a potem nadal się utrzymują, ale też dają o sobie znać po raz pierwszy dopiero po wyzdrowieniu.

"Long COVID" najczęściej objawia się zmęczeniem, spłyceniem oddechu oraz zaburzeniami poznawczymi. Jednak mogą występować także bóle w klatce piersiowej, zaburzenia smaku i węchu, osłabienie mięśni oraz kołatanie serca. Eksperci podkreślili w definicji, że choroba mocno utrudnia codzienne funkcjonowanie.

Objawy "long covid" utrzymujące się po wyzdrowieniuWHO

Wyjazdy w góry, ćwiczenia, współpraca specjalistów

Jak tłumaczy dr Paweł Grzesiowski, nie ma konkretnych wytycznych co do leczenia "long COVID". - Do każdego z pacjentów należy podejść indywidualnie. Co ważne, rehabilitacja powinna być wprowadzana na bardzo wczesnym etapie choroby i zawierać uporządkowany system ćwiczeń dostosowany do wydolności człowieka. Najlepiej byłoby, gdyby poszczególni specjaliści wspólnie pracowali nad pacjentem: pulmonolog, neurolog, psycholog, kardiolog - tłumaczy.

- Świat walczy z tym od niedawna, dlatego próbuje się różnych form tej rehabilitacji. Ćwiczeń fizycznych, pobytu w komorach hiperbarycznych, niektórzy wywożą ludzi w góry, gdzie rozrzedzone powietrze mobilizuje komórki do pracy na tlenowym głodzie - wylicza.

Jak mówi, bardzo ważne jest też to, żeby nie zostawać z chorobą samemu. - Należy wyjść do ludzi, szukać pomocy u specjalistów, bo bodźce depresyjne są w przypadku "long COVID" bardzo silne - podsumowuje dr Paweł Grzesiowski.

Objawy utrzymywały się po miesiącu nawet u kilkulatków

Z danych opublikowanych przez brytyjski Urząd Statystyczny (ONS) w lutym 2021 roku i zaktualizowanych w kwietniu 2021 roku wynika, że 9,8 procent dzieci w wieku 2–11 lat i 13 procent w wieku 12–16 lat zgłaszało co najmniej jeden z objawów utrzymujący się przez pięć tygodni po pozytywnej diagnozie. Potwierdzają to badania pediatrów ze Szpitala Uniwersyteckiego Gemelli w Rzymie, którzy przeprowadzili wywiady ze 129 dziećmi w wieku 6-16 lat, u których zdiagnozowano COVID-19 między marcem a listopadem 2020 roku. Okazało się, że ponad jedna trzecia dzieci miała jeden lub dwa utrzymujące się objawy przez cztery miesiące lub dłużej po zakażeniu, a kolejna jedna czwarta miała trzy lub więcej objawów.

Polskie Ministerstwo Zdrowia nie opublikowało do tej pory statystyk związanych z pacjentami, u których zdiagnozowano "long COVID".

Autorka/Autor:ww/adso

Źródło: La Repubblica, tvn24.pl, PAP

Źródło zdjęcia głównego: danielmarin/Shutterstock