Wizy, tarcza i wpadka Obamy, czyli polski głos w USA


We wtorek Amerykanie wybiorą nie tylko prezydenta, ale również kongresmenów, senatorów i władze lokalne. Na politycznej mapie Ameryki pojawiają się Polacy. Ale dlaczego nieliczni skoro jesteśmy w USA wielomilionową grupą?

WYBORY PREZYDENCKIE W USA - czytaj serwis specjalny tvn24.pl

W Illinois o reelekcję do Senatu ubiega się Dan Kotowski, jeden z zaledwie kilku polonijnych polityków w tym stanie.

Blisko zniesienia wiz?

- W 13-milionowym Illinois mamy prawie dwa miliony Amerykanów polskiego pochodzenia. To ogromna liczba, ta grupa musi być zauważona i doceniona - mówi Kotowski w rozmowie z Marcinem Wroną, korespondentem Faktów TVN w USA.

Nie jest - Polacy i Polonusi nie garną się do polityki. Dlaczego? - Nie angażują się bo myślą, że nie ma z tego żadnych korzyści - tłumaczy Mark Dobrzycki, radny miasta Harwood Heights.

M.in. dlatego do dziś nierozwiązana pozostaje kwestia zniesienia wiz turystycznych dla obywateli Polski. Choć blisko dwa lata temu, podczas wizyty Bronislawa Komorowskiego w Waszyngtonie, załatwienie sprawy obiecał prezydent Barack Obama. Kongresmen Mike Quigley opracował wtedy ustawę znoszącą wizy. Ta jednak ciągle nie została uchwalona. - Ta ustawa przeszła cały szereg zmian, popiera ją prezydent Obama, ma zwolenników wśród republikanów i demokratów. Jesteśmy bardzo blisko - mówi demokratyczny kongresmen z Chicago.

Świeża emigracja za Obamą

Wizy to nie jedyny zgrzyt w relacjach polsko-amerykańskich. W maju tego roku Barack Obama, jak to później tlumaczono, przejęzyczył się, gdy podczas ceremonii nadania Janowi Karskiemu prezydenckiego medalu wolności powiedział o "polskim obozie smierci".

Politycznie najtrudniejszym momentem było nagłe wycofanie się Amerykanów, bez konsultacji z nami, z programu tarczy antyrakietowej. Porzucenie Polski, podczas ostatniej debaty prezydenckiej, Obamie wypomniał Mitt Romney.

Barack Obama ma jednak ciągle wielu zwolenników w Polsce i wśród amerykańskiej Polonii. John Pikarski organizował poparcie Polonii dla Billa Clintona, teraz dla Baracka Obamy. - Polacy, którzy popierają prezydenta wyemigrowali do Ameryki w ciągu ostatnich dwudziestu lat - tłumaczy.

Nie z romantycznych powodów

W lipcu tego roku Mitt Romney pojechał do Polski, by przekonywać, że to jemu bardziej niż Obamie, zależy na dobrych stosunkach z Polską i że docenia nasze osiągnięcia. - Prezydent Romney docenia wagę Polski nie z jakichś romantycznych, czy przyjacielskich powodów, ale przede wszystkim z powodów strategicznych. Jako ważnego partnera USA - przekonuje Peter King, szef Komisji ds. Bezpieczeństwa Kraju w Izbie Reprezentantów.

Kilka dni temu Mitt Romney zabrał też głos ws. Smoleńska. - Czuję, że nieodpowiednie byłoby, abym komentował śledztwo prowadzone przez długoletniego sojusznika USA - napisał.

Autor: kcz/tr / Źródło: Fakty TVN