"Całe miasto jest zablokowane". Polski kierowca o sytuacji w Dover

Źródło:
TVN24, tvn24.pl

Wiem, że na święta w domu już nie będę. Jadę do moich znajomych mieszkających w Wielkiej Brytanii, żeby nie spędzać ich w samochodzie - mówił na antenie TVN24 Dariusz Grzywacz, jeden z kierowców, którzy utknęli w brytyjskim Dover i oczekują od czterech dni na możliwość przeprawy przez kanał La Manche.

Tysiące kierowców ciężarówek utknęło w poniedziałek w Wielkiej Brytanii po tym jak francuskie władze zamknęły granice dla osób i towarów przyjeżdżających na kontynent. W nocy z wtorku na środę umowa między krajami w sprawie przywrócenia ruchu została podpisana, ale przez całą środę niewiele się zmieniło. Część kierowców została przetestowana na obecność koronawirusa SARS-CoV-2, jednak rozładowanie ruchu w porcie, mieście i drogach dojazdowych do niego potrwa wiele dni. Promy według rozkładów nie kursują też na kontynent 25 i 26 grudnia. Sytuacja na miejscu jest bardzo napięta.

"Ludzie stoją na ulicy 4-5 kilometrów"

O tym, co się dzieje w Dover, mówił w czwartek rano na antenie TVN24 Dariusz Grzywacz, jeden z kierowców, którzy tam utknęli.

Pytany, czy coś się zmieniło w ciągu ostatnich godzin, odparł, że nic. - Przestali robić testy (na obecność koronawirusa - red.), kierowcy, samochody, osobówki stoją od trzech dni, tak jak stały. Na ulicach, na parkingach - mówił. Powiedział, że z jego informacji wynika, że od czwartku ponownie zaczną być robione testy kierowcom oczekującym w korku.

Grzywacz mówił, że jego sytuacja i tak jest lepsza niż innych kierowców, bo jego samochód zaparkowany jest na parkingu celnym w Dover. - Ale ludzie stoją na ulicy 4-5 kilometrów, w ogóle całe miasto jest zablokowane - mówił.

"Doszło do wielkiej szarpaniny"

Pytany o to, czy kierowcy otrzymali jakąś pomoc od brytyjskich służb porządkowych, odparł, że "tym ludziom, którzy stoją na ulicy, nie było dostarczone żadne jedzenie, picie, ani nie były im udostępnione żadne obiekty sanitarne". Mówił też, że "nie było widać nikogo" z polskich służb konsularnych.

- Tutaj nie ma żadnych informacji, służby nie informują (...). Nawet doszło do przepychanek, bo kierowcy zrobili protest, służby użyły pałek, kolega dostał kilka razy pałą w nogę, ale niestety oddał policjantowi, więc doszło do wielkiej szarpaniny - relacjonował polski kierowca.

- Wiem, że na święta (w domu - red.) już nie będę. Jedziemy na święta do moich znajomych mieszkających w Wielkiej Brytanii, żeby nie spędzać świąt w samochodzie - dodał.

Autorka/Autor:mjz/adso

Źródło: TVN24, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: TVN24