Watażkowie się burzą, Kozacy chłoszczą za wódkę. Rozejm szkodzi rebelii


Kilkunastu zabitych, dziesiątki rannych, 30 ostrzałów artyleryjskich. Tak wyglądała pierwsza doba obowiązywania w Donbasie tzw. "ciszy na froncie". Duża część oddziałów rebeliantów "przejęła się" nią tak, jak wcześniej rozejmem i strefą buforową.

Jeszcze w środę przedstawiciele trójstronnej misji obserwacyjnej w Donbasie uzgodnili wprowadzenie reżimu "ciszy na froncie" (zero ognia) od godz. 18.30 czasu lokalnego. Nie minęła godzina, a ze strony rebeliantów padły strzały. W ciągu doby doszło do 30 przypadków ostrzału artyleryjskiego pozycji ukraińskich i obiektów cywilnych.

Najmocniej ostrzeliwany jest rejon Debalcewa, mający duże strategiczne znaczenie (blokuje najbliższe i najwygodniejsze połączenie Ługańska z Donieckiem). Na drugim miejscu jest Sczastje na północ od Ługańska, a na trzecim lotnisko w Doniecku. Rebelianci ostrzeliwali też w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin: Nikiszino, Orłowo-Iwanowkę, Nowoorłowkę, Triechzbienkę, Tonienkie, Krasnogorowkę, Aleksandrowkę i Donieckij.

Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Andrij Łysenko przyznał w środę, że 30-kilometrowa strefa buforowa istnieje tylko na papierze. Podobnie zresztą można mówić o rozejmie - według ONZ od początku jego obowiązywania (5 września) zginęło 49 żołnierzy, 242 zostało rannych. A to tylko straty wśród ukraińskiego wojska. Wracając do strefy buforowej - Kijów skarży się, że rebelianci nie odsunęli swojej ciężkiej (kaliber ponad 100 mm) artylerii od linii frontu, więc i Ukraińcy tego nie robią, bo przecież muszą osłaniać swoje pozycje przed wrogiem.

Sytuacja militarna w Donbasie 8 października wg Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainymediarnbo.org

Front Północny

To ten odcinek linii rozdzielającej strony konfliktu, gdzie istnieje największe prawdopodobieństwo wybuchu walk na dużą skalę. Dwa newralgiczne punkty to Debalcewo i Sczastje. Ich opanowanie umożliwiłoby rebeliantom konsolidację swego terytorium. Trzymane przez Ukraińców dwa "przyczółki" wcinające się w terytorium "Noworosji" są niczym miecz Damoklesa wiszący wciąż nad Ługańskiem i Donieckiem. Debalcewo to skrzyżowanie dwóch głównych dróg Donbasu: M03 (Rosja - Charków) i M04 (Rosja - Ługańsk - Donieck). Sczastje to most na rzece Doniec Siewierski, którego sforsowanie otwiera drogę na Charków, oraz elektrociepłownia zaopatrująca Ługańsk.

Nic dziwnego, że właśnie na północnej rubieży "republik ludowych" jest najgoręcej. W obwodzie ługańskim tylko od godz. 18 we wtorek do godz. 9 w środę odnotowano dziewięć ostrzałów z moździerzy i broni automatycznej. W środę rano rebelianci ostrzeliwali także intensywnie z moździerzy miasteczko Popasnaja. We wtorek w wyniku ostrzału ukraińskich pozycji w obwodzie ługańskim zginęło 3 żołnierzy, 5 zostało rannych. Pociski spadły na posterunek Gwardii Narodowej we wsi Frunze (rejon słowianoserbski) - zginął 30-letni żołnierz, inny został ranny. Z Gradów ostrzelany został posterunek Gwardii Narodowej w Bachmutkach - zginął jeden żołnierz, trzech zostało rannych. Z moździerzy i Gradów ostrzelany został posterunek Gwardii Narodowej koło osiedla Donieckij pod Kirowskiem - zginął jeden żołnierz. Pociski - trzykrotnie - spadły też na pozycje 24. Brygady Sił Zbrojnych Ukrainy koło wsi Triechzbienki oraz na posterunek wojska we wsi Czornuchino. Większość tych ostrzałów to dzieło formacji, które nie uznają zwierzchnictwa "Ługańskiej Republiki Ludowej": 32. Korpusu tzw. Wojska Dońskiego (Kozacy) oraz batalionów Don i Zaria.

We wtorek rebelianci po raz kolejny podjęli próbę szturmu na most koło Sczastja. Znów bez skutku. Przerzucili tam dodatkowe siły: batalion Witeź (ok. 200 ludzi). Chodzą słuchy o przygotowaniach do wielkiego natarcia na Sczastje. W środę od godz. 4 rano do godz. 23 pozycje wojska ukraińskiego w rejonie Sczastja, pobliskiej elektrociepłowni i mostu były ostrzelane sześć razy.

W środę po południu moździerzowy pocisk zabił żołnierza koło Debalcewa. Dlaczego nie ma natarcia na ten ukraiński przyczółek? Rebelianci przyznają szczerze: w tym rejonie przewaga jest wciąż po stronie ukraińskiej. Frontalne natarcie byłoby samobójstwem. Więcej szans miałoby uderzenie z dwóch stron w celu zamknięcia Ukraińców w kotle, ale i dla takiej operacji rebelianci nie mają jeszcze w tym rejonie wystarczających sił.

Na linii frontu wciąż dochodzi do ostrzałuTVN 24

Front Zachodni

Tutaj sytuacja się ustabilizowała. Rebelianci nie szturmują już tak zapamiętale i tak bez efektów lotniska w Doniecku. Przyznają, że udało im się zniszczyć artylerię wroga w rejonie samego lotniska, ale już pozycji ukraińskich dalej na zachód, pod Awdiejewką i Pieskami, nie mogą sięgnąć. A to stamtąd Ukraińcy prowadzą ogniowe wsparcie lotniska. Na dodatek w tym tygodniu zluzowano żołnierzy broniących terminalu w poprzednich, bardzo gorących dniach. Zastąpiła ich elita ukraińskiej armii: pododdziały 95. Brygady Powietrzno-Desantowej z Żytomierza.

Artyleryjska wymiana ognia przynosi niestety codziennie ofiary wśród cywilnej ludności Doniecka. We wtorek w wyniku ostrzału zginęło trzech mieszkańców, czworo zostało rannych. W wyniku ostrzału w środę po południu zginęło w Doniecku siedem osób - pocisk uderzył w supermarket w dzielnicy Kujbyszewskiej.

Front Południowy

W rejonie Mariupola panuje spokój. W środę obrona miasta mogła nawet bez problemu przeprowadzić ćwiczenia z odpierania szturmu. Na podstawie wniosków z tych ćwiczeń ustalono, że trzecią linię obrony (dwie pierwsze tworzy regularne wojsko i batalion Azow) ma sformować lokalna milicja.

Dowódca pułku Azow Andrij Bileckyj oświadczył, że od początku rozejmu rebelianci zajęli pod Mariupolem 40 km terenu. To miała być strefa buforowa między Nowoazowskiem a Mariupolem. Ukraińcy się z niej więc wycofali, a rebelianci po cichu wkroczyli.

Sztab ukraiński zdementował doniesienia o przejściu na stronę rebelii trzech batalionów obrony terytorialnej stacjonujących koło Wołnowachy (w połowie drogi między Mariupolem i Donieckiem). Takie informacje podawały media "noworosyjskie". Ukraińcy wskazują, że to bzdura, i dodają, że tak w ogóle to koło Wołnowachy stacjonuje tylko jeden batalion, a nie trzy, zaś cytowany przez "Noworosjan" rzekomy zastępca dowódcy jednego z batalionów to postać fikcyjna.

"Noworosja"

W ciągu ostatnich 48 godzin wyraźnie widać wycofywanie z linii frontu regularnych jednostek rosyjskiej armii. Rosjanie są wycofywani w rejon granicy, a następnie przerzucani do swego kraju. Ich miejsce zajmują grupy rebeliantów, których szkolono od początku września w obozach na terenie Rosji (głównie w centrum szkoleniowym GRU koło Rostowa nad Donem), jak i Donbasu. W tych oddziałach pozostają jednak kadrowi oficerowie rosyjscy, głównie na funkcjach wymagających specjalizacji. Na przykład rosyjscy wojskowi to niemal wszyscy naprowadzający ogień artyleryjski w nowych oddziałach. Jeden z takich konwojów ukraiński wywiad zarejestrował wjeżdżający przez przejście graniczne Izwarino. Do "Ługańskiej Republiki Ludowej" wjechało 10 autobusów z najemnikami i 6 ciężarówek amunicji.

Wycofywanie regularnych sił rosyjskich z Donbasu jest z jednej strony pozytywnym sygnałem dla Kijowa, bo oznacza redukcję potencjału zbrojnego przeciwnika w rejonie konfliktu. Wszak to wkroczenie armii rosyjskiej gwałtownie zmieniło losy kampanii na niekorzyść Ukrainy, która do tego momentu (koniec sierpnia) była w ciągłej ofensywie. Z drugiej jednak strony, odwrót Rosjan oznacza większą wewnętrzną destabilizację w "Noworosji" i większe prawdopodobieństwo skutecznego sprowokowania przez część rebeliantów wznowienia wojny na dużą skalę. Tym bardziej że morale jest tam coraz gorsze.

Rebelianci pochodzący z Donbasu nie dostają żołdu już podobno od miesiąca. W dużo lepszej sytuacji są najemnicy z Rosji sformowani w oddzielne jednostki. Wojsko rosyjskie traktuje też lokalne bojówki z pogardą. Używa ich często jako mięsa artyleryjskiego. Część komendantów polowych ma tego dość, coraz częściej padają oskarżenia o zdradę (tylko na czyją rzecz?) formalnych liderów obu "republik ludowych". Na Ługańszczyźnie dowódca najsilniejszej formacji zbrojnej Aleksiej Mozgowoj zwołał "zamiejscowe" zebranie rady wojennej republiki, ignorując oficjalne władze z Igorem Płotnickim na czele. Nerwowo jest też w Doniecku. Aleksandra Zacharczenkę oskarża się o zdradę, a w środę huczało o jego rzekomym podaniu się do dymisji. Policzone są już też podobno dni "ministra obrony" Władimira Kononowa, który nie radzi sobie na stanowisku. Następcą ma być dowódca rebeliantów z Gorłówki, słynny Igor Bezler ps. Bies.

Podczas gdy rosyjskie wojsko się wycofuje, a "miejscowi" kłócą między sobą, "przyjezdni", czyli najemnicy z Rosji, nie słuchają nikogo i tworzą własne "państewka". Tak jest w Antracycie (obwód ługański), gdzie od dawna panują dońscy Kozacy. Kiedy kilka tygodni temu tłumy mieszkańców wyszły na ulice, domagając się wypłat i emerytur, najemnicy z Rosji poradzili im się rozejść i zagrozili, że następnym razem rozgonią wiec ogniem z broni maszynowej. Teraz urządzili publiczny pokaz chłosty: na centralny plac miasta zgoniono ok. 20 rebeliantów. Po kolei kładli się oni na półnadzy na polowe łóżko i byli chłostani nahajkami. Potem oblano ich wódką. To podobno kara za nadużywanie alkoholu. Wyglądało bardziej komicznie niż tragicznie, ale te sceny doskonale pokazują, czym jest "Noworosja".

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: