W Tybecie mogły zginąć setki ludzi


- W zamieszkach w Tybecie zginęły setki ludzi - poinformował tybetański parlament na wygnaniu rezydujący w indyjskiej Dharamsali. Tymczasem władze Chin mówią o swojej wielkiej "powściągliwości" w tłumieniu demonstracji, zaś Watykan milczy.

- Fakt, że wielkie manifestacje, które rozpoczęły się 10 marca w stolicy Tybetu Lhasie i w innych rejonach Tybetu, pociągnęły za sobą śmierć setek Tybetańczyków w aktach przemocy, powinny zwrócić na siebie uwagę Narodów Zjednoczonych i społeczności międzynarodowej - pisze tybetański rząd w wydanym komunikacie.

Fakt, że wielkie manifestacje, które rozpoczęły się 10 marca w stolicy Tybetu Lhasie i w innych rejonach Tybetu, pociągnęły za sobą śmierć setek Tybetańczyków w aktach przemocy, powinny zwrócić na siebie uwagę Narodów Zjednoczonych i społeczności międzynarodowej. oświadczenie tybetańskiego rządu na uchodźstwie

Choć rząd chiński mówi oficjalnie jedynie o 13 ofiarach, to agencja AFP podała, że w Dharamsali potwierdzono śmierć co najmniej 80 osób.

- Domagamy się od społeczności międzynarodowej i Narodów Zjednoczonych wysłania delegacji lub komisji do Tybetu - powiedział przewodniczący Kaszagu, tybetańskiego rządu emigracyjnego.

Chiny grożą dalszymi represjami

Władze Chin zapowiedziały w poniedziałek ostre represje wobec uczestników zamieszek w Tybecie i zaprzeczyły użyciu "śmiercionośnej broni" wobec manifestantów w stolicy regionu.

- 14 marca w przestrzeni miejskiej Lhasy wybuchł gwałtowny incydent o charakterze kryminalnym, w tym walki, rozboje, grabieże i podpalenia. Zorganizowała to klika Dalaj, która z premedytacją doprowadziła do tego poprzez skrupulatnie przemyślany plan i zmowę z siłami separatystów w kraju i zagranicą - oświadczył gubernator Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA) Qiangba Puncog.

Warto przy tym wspomnieć, że "klika Dalaja" jest tradycyjnie oskarżana o wszystkie tybetańskie wystąpienia przeciwko chińskim władzom. W ten sposób Chińczycy chcą zdyskredytować Dalajlamę na forum międzynarodowym. Bez powodzenia jednak, bo przebywający od 1959 roku na uchodźstwie Dalajlama, głoszący zasadę ahimsy (niewyrządzania krzywdy żadnemu cierpiącemu stworzeniu) za swoją działalność został uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla.

Z tymi, którzy są nadal aktywni i popełnili poważne przestępstwa, z nimi rozprawimy się ostro. gubernator Tybetańskiego Regionu Autonomicznego

- Z tymi, którzy są nadal aktywni i popełnili poważne przestępstwa, z nimi rozprawimy się ostro. Jeśli natomiast mogą oni zapewnić nam dalsze informacje na temat uczestników (zamieszek), będą mogli liczyć na łagodniejsze traktowanie - powiedział Puncog.

Gubernator poinformował też, że tylko 13 "niewinnych cywilów" zginęło i aż kilkudziesięciu stróżów prawa odniosło obrażenia w czasie protestów w stolicy Tybetu. Oskarżył też Tybetańczyków, że w ten sposób starają się "zniszczyć stabilność w tym kluczowym okresie Igrzysk Olimpijskich".

Chińczycy wyrzucają niezależnych dziennikarzy

Władze Chin odesłały z Tybetu ponad 10 hongkońskich dziennikarzy, zarzucając im "nielegalne informowanie" o tamtejszych zamieszkach - podało w poniedziałek stowarzyszenie dziennikarskie w Hongkongu.

W sumie około 15 pracowników hongkońskich stacji telewizyjnych, rozgłośni radiowych i organizacji prasowych musiało opuścić Tybet na pokładzie samolotu.

- Odeskortowano ich na lotnisko i nawet kupiono im bilety do Syczuanu - powiedział rzecznik stowarzyszenia Mak Yin-ting. - Tymczasem ich obecność w Tybecie była całkowicie legalna - dodał.

Powiedziano nam, że nielegalnie zrobiliśmy zdjęcia żołnierzom Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Ale słyszałem, że ktoś "na górze" był niezadowolony z naszych doniesień i kazał nas wyrzucić. wyrzucony z Tybetu dziennikarz z Hongkongu

Stowarzyszenie skrytykowało działanie chińskich władz i twierdzi, że Chiny złamały obietnicę zniesienia ograniczeń dla prasy przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie.

Zagranicznych dziennikarzy obowiązuje zakaz podróży do Tybetu bez oficjalnej zgody władz w Pekinie. A ta wydawana jest bardzo rzadko. Natomiast dziennikarze z Hongkongu mogą wjechać do Tybetu na podstawie swoich paszportów. Dzięki temu podczas ostatnich zamieszek w Lhasie docierał stamtąd strumień wiarygodnych obrazów telewizyjnych.

- Powiedziano nam, że nielegalnie zrobiliśmy zdjęcia żołnierzom Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Ale słyszałem, że ktoś "na górze" był niezadowolony z naszych doniesień i kazał nas wyrzucić - powiedział cytowany przez Reutera jeden z odesłanych dziennikarzy.

Watykan milczy

Benedykt XVI nie ma dostępu do bezpośrednich informacji na temat tego, co dzieje się Tybecie, i dlatego nie kieruje publicznych apeli o pokój w tym regionie - w ten sposób źródła watykańskie, cytowane przez Ansę, wyjaśniły, dlaczego papież podczas niedzielnych rozważań przed modlitwą Anioł Pański nie zabrał głosu na ten temat.

Sytuacja w Tybecie stawia Watykan w trudnej sytuacji ze względu na podejmowane próby dialogu z władzami w Pekinie w perspektywie nawiązania stosunków dyplomatycznych między Stolicą Apostolską a Chinami. Z tego te powodu, jak się nieoficjalnie mówi, kilka miesięcy temu papież Benedykt XVI zrezygnował ze spotkania z XIV Dalajlamą.

Cały świat za Tybetańczykami

Na całym świecie od kilku dni odbywają się wiece poparcia dla Tybetańczyków. Demonstracje solidarności miały miejsce w Nepalu, Indiach, Francji, Włoszech i wielu innych państwach.

Również w Polsce, w Warszawie odbył się wczoraj protest przed chińską ambasadą. Uczestniczyli z niej m.in. były szef MON Janusz Onyszkiewicz, były szef Amnesty International Polska Bogusław Stanisławski, Zbigniew Romaszewski oraz mieszkający w Polsce Tybetańczycy.

Krwawo stłumione demonstracje

Na początku ubiegłego tygodnia w 49. rocznicę krwawego stłumienia tybetańskiego powstania przeciwko Chinom i ucieczki XIV Dalajlamy mnisi buddyjscy zorganizowali w Lhasie pokojowe marsze.

W kolejnych dniach przerodziły się one w największe od 20 lat antychińskie wystąpienia. Interweniowała policja i wojsko. Nikt dokładnie nie wie, ilu Tybetańczyków zginęło.

Źródło: PAP, Reuters, CNN, tvn24.pl