"W panice dzwonił do szefa jednostki chemicznej". Podsłuchane rozmowy koronnym dowodem USA?

[object Object]
USA mają dysponować dowodami, że w Syrii użyto broni chemicznej. Tu: protest w Istambuletvn24
wideo 2/23

- W ubiegłą środę, kilka godzin po ataku chemicznym na przedmieściach Damaszku, urzędnik syryjskiego ministerstwa obrony w panice dzwonił do szefa jednostki chemicznej. Pytał o atak z użyciem gazu porażającego układ nerwowy, który zabił blisko tysiąc osób - pisze "Foreign Policy". Według magazynu, rozmowy podsłuchał amerykański wywiad i jest ona najważniejszym dowodem na to, że reżim Asada stoi za użyciem broni chemicznej w Syrii.

Administracja USA zapewnia, że "ma dowody" na użycie broni chemicznej w Syrii. Sekretarz stanu John Kerry przekonywał, że zdjęcia, filmy i relacje świadków masakry mówią same za siebie. Eksperci zaczęli jednak zadawać pytania, jakie twarde dowody ma Ameryka na to, że Baszar el-Asad dopuścił się użycia zakazanej broni? - Póki co "dowody" bazują na zdrowym rozsądku i przekazach medialnych - zauważył analityk BBC, Mark Mardell. Więcej światła może rzucić na nie tajny raport, który Obama ma upublicznić jeszcze w tym tygodniu. Nie wiadomo, czy przecieki, które publikuje "Foreign Policy", są częścią dokumentu.

"Niezaprzeczalne dowody"

- Amerykańskie służby są pewne, że 21 sierpnia użyto broni chemicznej. Przechwycona rozmowa, razem z zeznaniami lekarzy i obszerną dokumentacją wideo, to niezaprzeczalne dowody - pisze magazyn. Wskazuje, że amerykańscy urzędnicy godzinami oglądali filmy, na których widać skutki zastosowania gazu. Zwrócili też uwagę na stan pocisków, które miały przenosić chemiczny ładunek. - Gdyby to były konwencjonalne rakiety, powinny być zniszczone przy uderzeniu. Tymczasem wiele z nich jest nietkniętych. Tak nie powinno być - twierdzi źródło w amerykańskim wywiadzie, na które powołuje się "FP". Zauważa jednak, że w zestawieniu brakuje dowodów postrzeganych jako najcenniejsze: próbek ziemi i krwi pobranych od ofiar ataku.

"Kto osobiście odpowiada z atak?"

Poza tym, przechwycona rozmowa urzędnika z wojskowym nie daje odpowiedzi na pytania, kto osobiście odpowiada za atak pod Damaszkiem. Czy był to urzędnik, który przekroczył swoje uprawnienia? Czy faktycznie akcją dyrygował sam prezydent Asad? Czy ktoś, kto zdecydował o użyciu gazu, miał "ogólne błogosławieństwo" Asada, czy też dostał wyraźny rozkaz? - pyta "Foreign Policy". Nie wiadomo też, jaki był powód użycia gazu. Być może był to odosobniony pomysł jednego z generałów. Możliwe jest też, że rząd Asada przeliczył się, jeśli chodzi o reakcję świata na atak. - Nie wiemy dokładnie, dlaczego to się stało. Ale wiemy, że było to dość bezmyślne - komentuje anonimowo pracownik wywiadu. Według niego, nie jest kwestią, czy USA uderzą na Syrię, tylko kiedy - czy Obama zdecyduje się poczekać z atakiem na Syrię do czasu, aż inspektorzy ONZ, którzy badali miejsce masakry, opublikują swoje wnioski, czy uderzy wcześniej.

- Zdjęcia zabitych dzieci ułożonych w rzędzie działają na wyobraźnię. Cokolwiek stanie się w najbliższych dniach, odpowiedzialni za to dostaną to, na co zasługują - dodaje.

Autor: /jk / Źródło: Foreing Policy, bbc.co.uk

Tagi:
Raporty: