"Usłyszałem wyciszone strzały". Tak zginął Osama bin Laden

 
Osama bin Laden zginął w precyzyjnie zaplanowanej akcjiwikipedia.org

"Jedynka ujrzał mężczyznę, który wyglądał zza drzwi jakieś trzy metry dalej. Ze swojej pozycji nie widziałem, czy trafił, ale nieznajomy zniknął w ciemnym pokoju" – to według relacji jednego z amerykańskich komandosów SEAL ostatnie chwile Osamy bin Ladena. W Polsce ukazała się właśnie książka "Niełatwy dzień" opisująca słynną akcję Amerykanów w pakistańskim Abbottabadzie.

"Stany Zjednoczone poświęciły tysiące, ba, miliony, roboczogodzin, by doprowadzić do tej chwili, a tymczasem wszystko wskazywało na to, że nasza misja ostro się popieprzy, zanim jeszcze zejdziemy na ziemię".

Tak autor książki Mark Owen opisuje początkową fazę operacji, która rozpoczęła się równie mocno, co nie po myśli Amerykanów.

Jeden ze śmigłowców, a leciał w nim Owen, miał kłopoty z utrzymaniem pozycji i w konsekwencji runął na mur rezydencji bin Ladena. To jego szczątki (nie udało się go potem całkiem wysadzić w powietrze) obiegły kilkanaście godzin później świat jako jeden z nielicznych namacalnych dowodów na przeprowadzenie akcji w Abbottabadzie.

Po katastrofie śmigłowca, mimo kilku niespodziewanych przeszkód o mniejszym kalibrze, poszło już lepiej. Po kolei ginęli pomocnicy Osamy ukryci w willi, a na koniec zginął i on sam. Wszystko trwało pół godziny, a opis akcji z książki Owena jest gotowym scenariuszem filmowym.

Osama bin Laden nie żyje

Sam Osama, jeśli wierzyć Owenowi, zginął jednak zgoła niefilmowo. Nie ostrzeliwał się do końca ze złotego kałasznikowa, nie zdołał wykrzyknąć nic o śmierci, Bogu czy Ameryce, nie zdołał nawet spojrzeć w twarz swoim wrogom.

"Byliśmy nie dalej niż pięć kroków od ich [schodów - red.] szczytu, kiedy usłyszałem wyciszone strzały: Pach. Pach. Jedynka ujrzał mężczyznę, który wyglądał zza drzwi jakieś trzy metry dalej. Ze swojej pozycji nie widziałem, czy trafił, ale nieznajomy zniknął w ciemnym pokoju. Wspiąwszy się na podest, ostrożnie podeszliśmy do drzwi. Nasza akcja nie przypominała scen rodem z filmów akcji; nie wparowaliśmy do środka, strzelając gdzie popadnie" – wspomina Owen.

Z powodu obrażeń, jakie odniósł, żołnierze długo nie byli pewni, czy zabity - dobity kilkoma strzałami, gdy targały nim śmiertelne konwulsje - to właśnie "ich chłoptaś".

Ostatecznie doszli do wniosku, że to rzeczywiście on. Wersja śmierci Osamy podana przez Owena różni się od tej, którą podawano pierwotnie, a według której terrorysta nr 1 zginął, gdy próbował się bronić. Miał nawet próbować schronić się za jedną z żon. Owen wersję tę podważa.

Gdy Osama już zginął, zaczęła się akcja szybkiego plądrowania willi. SEALs zabrali wszystko, co wpadło im w ręce, a mogło zawierać dane cenne dla wywiadu. Zabrali sporo, nawet ubrania UBL, jak mawiali o bin Ladenie, a i tak narzekali, że zabrakło czasu na sprawdzenie wszystkiego. Akcja była bowiem obliczona na nie więcej jak 40 minut.

Amerykanie musieli zdążyć przed przybyciem pakistąńskiego wojska czy policji, co mogło zakończyć się niemiłą konfrontacją z poważnymi politycznymi reperkusjami. Zdążyli.

Każdy chciał go zabić

Misja zabicia lub ujęcia Osamy była czymś, na co czekał każdy amerykański komandos od 11 września 2001 roku.

Zaledwie kilkudziesięciu osobom, udało się dostąpić zaszczytu w niej uczestnictwa. Autor "Niełatwego dnia", był wśród nich.

Mark Owen to pseudonim. Za nim, jak podawały amerykańskie media, kryje się Matt Bissonnette, członek specjalnego zespołu Navy SEALS – elitarnej jednostki komandosów amerykańskiej marynarki – wyselekcjonowanego do akcji w Pakistanie.

Dzięki jego relacji, jeśli wierzyć jej w pełni, dostajemy obraz tego, co działo się przed 2 maja 2011 i po brawurowej akcji w Abbottabadzie.

Osama najważniejszy

Do misji przygotowywano się skrupulatnie. Komandosi oglądali zdjęcia satelitarne, zaznajamiali się z danym zgromadzonymi przez CIA, a nawet ćwiczyli na niemal wiernej kopii budynku, w którym ukrywał się od lat bin Laden.

Wszystko po to, by ta niezwykle ważna misja zakończyła się pełnym zwycięstwem – ujęciem lub zabiciem Saudyjczyka.

Dla Owena/Bissonnette'a było to nowe doświadczenie. Do tej pory w misjach w Iraku czy Afganistanie moment wydania rozkazu i ataku dzieliły co najwyżej dni lub częściej tylko godziny.

Ta akcja, o wielkim potencjale propagandowym, była przygotowywana o wiele dłużej. Ale i tak rzeczywistość miała dodać element nieprzewidziany.

Najlepsi z najlepszych

Książka jest już w księgarniach

Owen/Bissonnette, gdy został wybrany do akcji w Abbottabadzie, był już weteranem misji specjalnych.

W "Niełatwym dniu" opisuje rutynowe obławy na afgańskich talibów, czy irackich terrorystów, których przeprowadził dziesiątki, nie wyróżniały się - jego zdaniem - niczym szczególnym.

Mozolną pracę rzadko przerywał "nadzwyczajny" cel. Tak było w przypadku odbicia przez SEALs kapitana statku "Maersk Alabama" z rąk somalijskich piratów.

Misja pakistańska miała to zadanie jednak przebić.

Polityka wkracza w życie SEALsów

O ile do momentu opisu akcji w Abbottabadzie Owen nie bawi się w politykę, po niej w "Niełatwym dniu" zaczynają się strony, na których często pojawia się Barack Obama.

I to w nieprzychylnym świetle. Owen/Bissonnette nie ukrywa, że "szopka", jaką urządzili sobie po 2 maja 2011 roku politycy i dziennikarze z udziałem jego jednostki, bardzo go dotknęła.

Komandos opisuje rosnącą furię i niedowierzanie, z jakimi on i jego koledzy obserwowali, jak coraz więcej informacji na ich temat i temat misji przecieka do wiadomości publicznej, a politycy próbują ogrzać się w blasku ich dokonań. Było nawet zaproszenie do Białego Domu na piwo.

"Serio uwierzyłeś w te pierdoły?", pyta kolega Owena, gdy okazuje się, że nic z niego nie wyszło.

Dlaczego napisał tę książkę?

Właśnie tą frustracją Owen/Bissonnette tłumaczy powstanie książki.

Dowodzi, że ktoś musiał w końcu opowiedzieć zdarzenie z perspektywy jej uczestników.

Tych, którzy odwalili całą czarną robotę, a nie tych, którzy mogli później ogłosić w świetle reflektorów jej efekt. "...w tej książce nie chodzi o mnie. Od początku starałem się przedstawić prawdziwą historię szturmu i ukazać poświęcenie SEALsów z jednostki. Wykorzystałem fakty z własnego życia tylko po to, by opisać, co czuje człowiek, który należy do tak wyjątkowej jednostki", pisze Owen.

Osama tylko pretekstem?

Osama bin Laden i jego śmierć wydaje się bowiem tu być tylko dogodnym pretekstem, by pokazać co komandosi robią dla swojego kraju. To właśnie o SEALsach ma być ta książka, bo terrorysta nr 1 okazał się zupełnie wyblakłą postacią; na tle dokonań komandosów i ich drogi życiowej kompletnie marną.

Z nieskrywaną pogardą tak pisze o nim Owen: "Nie przygotował się do obrony. Nie zamierzał z nami walczyć. Przez lata przekonywał swoch zwolenników, żeby nosili samobójcze kamizelki i wlatywali samolotami w budynki pełne cywili, a dziś nawet nie chwycił za broń. Podczas naszych zmian regularnie spotykaliśmy się z takim zachowaniem. Im wyżej ktoś stał w łańcuchu dowodzenia, tym większą okazywał się ciotą. Przywódcy nie mieli woli walki – to młodzi, podatni na wpływyw fanatycy obwieszali się ładunkami wybuchowymi i przeprowadzali samobójcze ataki".

Książkę "Niełatwy dzień" wydało Wydawnictwo Literackie.

Autor: mtom//mat / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: wikipedia.org