"To był dobry człowiek. Podejmował złe decyzje, ale nigdy nie zrobił nikomu krzywdy"

Źródło:
PAP

Nie był aniołem, jak każdy miał w życiu wzloty i upadki. Nie był jednak też gangsterem - wspomina George'a Floyda, Afroamerykanina, który zmarł w wyniku interwencji policji, jeden z sąsiadów w rodzinnym mieście mężczyzny - Houston. Dla mieszkańców Trzeciej Dzielnicy, z której pochodził, "Łagodny Olbrzym" stał się symbolem nadziei na zmiany w USA. 

George Floyd, 46-letni Afroamerykanin, zmarł 25 maja w Minneapolis, gdy w czasie zatrzymania za domniemaną próbę zapłacenia w sklepie fałszywym 20-dolarowym banknotem, jeden z policjantów przygniótł go do ziemi i przez prawie dziewięć minut klęczał na jego szyi. Floyd nie był uzbrojony. Na wideo słychać, jak mówił, że nie może oddychać. Pojawienie się w sieci tego nagrania wywołało demonstracje i zamieszki, które ogarnęły całą Amerykę. Protesty organizowane są też w innych krajach.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

W rodzinnym mieście Floyda, Houston w Teksasie, wspominają go mieszkańcy Trzeciej Dzielnicy, rejonu, z którego pochodził. Na ścianie jednego ze sklepów widnieje tam mural, przedstawiający wizerunek mężczyzny ze skrzydłami i aureolą ułożoną z liter, składających się w słowa: Na zawsze oddycha w naszych sercach. Pod ścianą mieszkańcy i przyjezdni składają kwiaty, świeczki, flagi, a nawet pluszaki. - Nie był aniołem, jak każdy miał w życiu wzloty i upadki. Nie był jednak też gangsterem, dążył do pokoju - powiedział Fredrick, sąsiad Floyda z Houston.

"Podejmował złe decyzje, ale nigdy nie zrobił nikomu krzywdy"

Trzecia Dzielnica w Houston to głównie małe domy oraz szeregowce z cegły zamieszkane niemal wyłącznie przez czarnoskórych. Ze swoimi tradycjami stanowi ona ważny afroamerykański ośrodek kultury, urodziła się tu m.in. Beyonce, piosenkarka i tancerka, ikona amerykańskiego popu. Dzielnica mierzy się jednak z problemami przestępczości oraz narkomanii. To w życiu nie ominęło również Floyda - mężczyzna był aresztowany m.in. za kradzieże oraz posiadanie narkotyków. Kilka lat spędził w więzieniu. Po wyjściu - jak zapewniają mieszkańcy dzielnicy - odmienił swoje życie, dbając o swoją rodzinę, w tym sześcioletnią córkę Giannę.

W Houston Floyd swoich sił próbował w rapie, wyróżniał się jednak głównie na boiskach do koszykówki oraz w futbolu amerykańskim. Z racji swojego wzrostu (1,93 m.) nazywany był "Big Floyd" (pol. Duży Floyd) lub "Gentle Giant" (pol. Łagodny Olbrzym).

- To był dobry człowiek. Podejmował złe decyzje, ale nigdy nie zrobił nikomu krzywdy - mówiła znajoma Floyda Pam Robinson. Przypomina, że młodszych prosił, by nie popełniali błędów takich jak on.

"Może, by zmienić świat, trzeba było jego śmierci"

O Floydze Trzecia Dzielnica pamięta nie tylko na muralach. W poniedziałkowy wieczór jej mieszkańcy tłumnie stawili się na boisku liceum, które ukończył. Przywdziano czerwono-złote szkolne barwy, zawodnicy z drużyny futbolowej wspominali anegdoty z dawnych czasów.

- Może było tego potrzeba. Może, by zmienić świat, trzeba było jego śmierci - mówiła Shalyne Rose. 50-letnia kobieta na koszulce miała wymalowane niemal wszystkie hasła z protestów, które ogarnęły miasta USA, w tym "Nie mogę oddychać" oraz "Bez sprawiedliwości nie ma pokoju".

"Każdego dnia jest jakiś George"

Dla wielu Afroamerykanów Floyd jest kolejną ofiarą nadużyć policji w USA. - Przez te ponad osiem minut duszenia policjanci nie widzieli w nim człowieka. Nie wiem, czy zrozumiecie to w Europie, ale tak nas tu się postrzega od setek już lat - mówił Polskiej Agencji Prasowej Brian, który na uroczystości pogrzebowe Floyda przyjechał do Houston aż z Nowego Jorku, czyli niemal przez całe Stany Zjednoczone, z północy na południe.

Czarnoskóry mężczyzna był przekonany, że śmierć Floyda już spowodowała w USA społeczną zmianę. - To odmieniło Stany Zjednoczone. Wierzę, że zostaną wprowadzone teraz lepsze testy psychologiczne w policji, lepsza będzie też weryfikacja przy rekrutacji. Dokona się postęp, tak jak w latach 60-tych - tłumaczy.

Dla mieszkańców Trzeciej Dzielnicy Floyd stał się ważnym symbolem, lecz nie jedynym. Na sklepie Scott Food Mart wypisane są imiona i nazwiska innych zmarłych osób z dzielnicy, w tym zastrzelonych. - George nie zrobił nic złego, a został zabity. W USA tak jest codziennie, każdego dnia jest jakiś George - tłumaczył Fredrick.

Autorka/Autor:ft/ks

Źródło: PAP