Ruszył proces niemieckiej dziennikarki oskarżonej w Turcji o terroryzm


Niemiecka dziennikarka i tłumaczka Mesale Tolu, sądzona w Turcji w związku z oskarżeniem o działalność terrorystyczną oświadczyła, że nie popełniła zarzucanych jej czynów. W środę rozpoczął się proces w jej sprawie.

- Żądam mojego uwolnienia i mojego uniewinnienia. Nie popełniłam żadnego z zarzucanych mi czynów i nie mam żadnych związków z nielegalnymi organizacjami - powiedziała przed sądem w Silivri w pobliżu Stambułu 33-letnia Mesale Tolu, która jest obywatelką zarówno Niemiec, jak i Turcji.

Zarzuty o działalność terrorystyczną

Wraz z 17 innymi osobami o podwójnym niemieckim i tureckim obywatelstwie Tolu została oskarżona przez turecki wymiar sprawiedliwości o działalność terrorystyczną i przynależność do lewicowo-ekstremistycznej tureckiej Marksistowsko-Leninowskiej Partii Komunistycznej.

Jak podała adwokatka oskarżonych Kader Tonc, w razie skazania grozi im do 20 lat więzienia.

Tolu przypomniała sądowi, że od ponad pięciu miesięcy jest tymczasowo aresztowana bez jakiegokolwiek wyroku, a w areszcie przebywa także jej mąż.

- Dlatego mój syn, który właściwie powinien chodzić do przedszkola, jest od pięciu miesięcy ze mną w więzieniu. Z tego powodu areszt tymczasowy stał się nie tylko dla mnie, ale także dla mojej rodziny i mojego syna karą - powiedziała. Dwuletni Tolus towarzyszy matce w więzieniu dla kobiet w dzielnicy Stambułu Bakirkoy.

Tolu skrytykowała także sposób, w jaki została 30 kwietnia aresztowana w swym mieszkaniu w Stambule przez policję antyterrorystyczną.

- Specjalna jednostka policji nie tylko skierowała broń na mojego syna, ale także na oczach mojego dziecka przemocą mnie aresztowała - zaznaczyła.

Dziennikarka i tłumaczka

Mesale Tolu pracowała jako dziennikarka i tłumaczka dla lewicowej agencji Etha, która nie jest w Turcji zakazana. Akt oskarżenia zarzuca jej udział w czterech imprezach oraz funduszu czasopisma, które według prokuratury zawierało materiał propagandowy.

Tolu twierdzi, że imprezy te nie były zakazane ani policja ich nie rozwiązała, a rzekomy materiał propagandowy to czasopismo, które sprzedawano "w każdej księgarni".

Autor: tas//kg / Źródło: PAP