"To był ślub z narzeczoną, którą się widziało na zdjęciach w telewizji. I pod pistoletem"


Kłopoty z opieką zdrowotną, upadek przemysłu turystycznego, brak wody i elektryczności - to tylko niektóre problemy, z którymi muszą się zmagać mieszkańcy Krymu, odkąd półwysep trafił pod rosyjską okupację.

18 marca 2014 roku w Sali Gieorgijewskiej na Kremlu prezydent Władimir Putin podpisał Umowę o przyjęciu Republiki Krymu do Federacji Rosyjskiej. Dwa dni wcześniej na półwyspie odbyło się nieuznawane przez świat "referendum", w którym 96,6 proc. mieszkańców Krymu "wyraziło chęć przyłączenia go do Rosji".

O tym, jak doszło do referendum, mówił w jednym z wywiadów Igor Girkin, znany jako Igor Striełkow, były oficer rosyjskiego GRU. Według jego opowieści, deputowani parlamentu Krymu, który był autonomiczną republiką w składzie Ukrainy, zostali spędzeni do sali posiedzeń przez "zielone ludziki", czyli rosyjskie siły specjalne, żeby podjęli decyzję o przeprowadzenia referendum. W rosyjskich mediach podawano jednak, że władze Krymu pomagały przeprowadzić je "w całej rozciągłości".

Aneksja stała się faktem, Unia Europejska, Stany Zjednoczone i szereg innych państw nałożyły na Rosję sankcje, a na Krymie życie zaczęło się toczyć według nowych, rosyjskich reguł.

Reporter TVN24 na granicy z Krymem
Reporter TVN24 na granicy z Krymemtvn24

Paszporty, karty, pensje

Mieszkańcy półwyspu dostali rosyjskie paszporty, bo zostali automatycznie uznani za obywateli Federacji Rosyjskiej. Według oficjalnych danych Federalnej Służby Migracyjnej Krymu, z rosyjskiego obywatelstwa zrezygnowało tylko 3400 osób.

- Ludzie zarabiali 30-35 tys. rubli (ok. 3 tys. zł. – red.). Zaczęli myśleć, że to na zawsze: Rosja nas kocha. Zaczęli brać kredyty, coś kupować, planować. W styczniu to się urwało. Nie ma stymulujących dodatków. Teraz lekarze, nauczyciele i inni pracownicy budżetówki dostają po 10 tys. Co prawda ceny wzrosły trzykrotnie, a tak w sumie nic poza tym się nie zmieniło Ajder Mudżabajew

Osoby, które w ciągu miesiąca od utworzenia nowych podmiotów Federacji Rosyjskiej zadeklarowały, że chcą pozostać obywatelami Ukrainy, zachowały obywatelstwo i nie dostały obywatelstwa rosyjskiego. Pozostałe automatycznie stały się obywatelami Federacji Rosyjskiej i mogły zrezygnować z obywatelstwa Ukrainy. Jak wynika jednak z rozmów dziennikarzy Radia Swoboda, wielu mieszkańców takich miast jak Symferopol czy Bachczysaraj zachowało ukraińskie paszporty. - Nie wiadomo, jak się potoczy sprawa. Sytuacja zmienia się z dnia na dzień – powiedziała bez ogródek jedna z mieszkanek półwyspu.

Kijów ocenia, że do końca 2014 roku z półwyspu na kontynentalną Ukrainę wyjechało 19 tys. 941 osób. Wśród nich są m.in. dziennikarze, działacze społeczni, lekarze, nauczyciele – te grupy zawodowe najbardziej narażone są na represje ze strony nowych władz Krymu.

Na półwyspie można teraz posługiwać się nową walutą – rublami. Zmieniły się też prefiksy numerów telefonicznych. Mieszkańcy nie mogą jednak płacić kartami Visa i Mastercard, które w wyniku sankcji w grudniu ub. roku zaprzestały obsługiwać ten region. Deputowani rosyjskiej Dumy Państwowej zapewniają jednak, że od kwietnia możliwość płacenia kartami tych firm zostanie przywrócona – po tym, jak międzynarodowe transakcje systemów płatniczych zostaną przeniesione do utworzonego na polecenie Władimira Putina Narodowego Systemu Kart Płatniczych.

Z Krymu zniknęły ukraińskie banki, a rosyjskie nie chcą tam inwestować z obawy przed sankcjami.

Przejście na ruble pociągnęło za sobą spodziewany wzrost cen. Wielu mieszkańców oczekiwało większych pensji i emerytur i faktycznie w wielu przypadkach one wzrosły. Okazało się jednak, że droższe produkty nie pozwoliły nacieszyć się podwyżką. Zresztą, wypłaty na Krymie, jak przyznają nawet najbardziej prokremlowskie media, są dwukrotnie niższe niż średnia w Rosji.

W rozmowie z radiem Echo Moskwy wspomniany wyżej Ajder Mudżabajew opowiedział m.in. o pracownikach sfery budżetowej, którzy po przejściu na ruble dostawali pensję w wysokości ok. 10 tys. rubli i "dodatki stymulujące" do pensji sięgające trzykrotności zarobków.

- Ludzie zarabiali 30-35 tys. rubli (ok. 3 tys. zł. – red.). Zaczęli myśleć, że to na zawsze: Rosja nas kocha. Zaczęli brać kredyty, coś kupować, planować. W styczniu to się urwało. Nie ma stymulujących dodatków. Teraz lekarze, nauczyciele i inni pracownicy budżetówki dostają po 10 tys. Co prawda ceny wzrosły trzykrotnie, a tak w sumie nic poza tym się nie zmieniło – mówił z przekąsem dziennikarz, który w lutym wrócił z Krymu.

Władza proponuje bezpłatne leki

Od stycznia Krym przeszedł też na nowy, rosyjski system rozliczania świadczeń medycznych – leczenie jest bezpłatne dla tych obywateli, którzy mają ubezpieczenie [na Ukrainie nie ma na razie obowiązkowych ubezpieczeń – red.]. Bez zaświadczenia o ubezpieczeniu pomocy może udzielić tylko karetka. Ubezpieczenie opłacają pracodawcy lub sami pacjenci. Okazało się jednak, że taki system zrodził wiele dodatkowych problemów, o których informują m.in. obserwatorzy z Misji Polowej ds. Praw Człowieka na Krymie: osoby, które nie mają rosyjskiego obywatelstwa, a także uchodźcy z Donbasu nie mają teraz prawa do bezpłatnego leczenia i muszą korzystać z prywatnych klinik. Szacuje się, że w takiej sytuacji jest ok. 12 proc. mieszkańców półwyspu.

- Medycyna wcześniej również była bezpłatna, jeśli ktoś miał wykupione dobrowolne ubezpieczenie – mówi tvn24.pl Natalia Kokorina, mieszkająca na Krymie dziennikarka, która opisuje nową rzeczywistość na półwyspie i przypadki łamania praw człowieka. - Teraz nowe "władze" proponują bezpłatne leki. A jeśli chodzi o ubezpieczenia, nie wszyscy je otrzymali, a w przychodniach bez tego nie można dostać się do lekarza – mówi Natalia.

Podrożały leki, a wielu podstawowych preparatów i środków, np. soli fizjologicznej czy plastrów zabrakło, ponieważ wszystkie zapasy zostały przekazane przez hurtownie do szpitali.

W najtrudniejszej sytuacji zaś znalazły się osoby uzależnione. Narkomania od lat jest olbrzymim problemem na Ukrainie, dlatego leczący się narkomani przechodzą tam metadonową terapię substytucyjną – narkotyki zastępowane są syntetyczną wersją heroiny, czyli metadonem. Po aneksji na Krymie zlikwidowano ten program terapii odwykowej, z której korzystało ponad 600 osób. Ok. 60 z nich wyjechało na Ukrainę, by nadal korzystać z terapii, która wymaga codziennych wizyt w klinice.

Na Krymie wprowadzono natomiast, zgodnie z rosyjskim prawem, przymusowe leczenie. Media na półwyspie pisały, powołując się na obrońców praw człowieka, że w ubiegłym roku co najmniej 20 narkomanów, pozbawionych terapii metadonem, zmarło z przedawkowania lub popełniło samobójstwo.

W szkołach nie zakazano ukraińskiego. Ten język tam po prostu nie istnieje. W niektórych szkołach pozostały zajęcia fakultatywne, ale to jednostkowe przypadki Natali Kokorina

Ukraińska mowa źle widziana w szkole

Krym przeszedł też na rosyjski system edukacji. Choć półwysep był dotąd w przeważającej części rosyjskojęzyczny, a nawet dokumenty urzędowe rzadko sporządzano po ukraińsku, obecnie prorosyjscy mieszkańcy półwyspu demonstrują ostentacyjną niechęć do "ukraińskiej mowy".

W portalach społecznościowych co jakiś czas pojawiają się zdjęcia i nagrania przedstawiające palenie ukraińskich książek z bibliotek w Symferopolu czy Sewastopolu. Uczniowie jednej ze szkół średnich, którzy po zakończeniu roku szkolnego zaśpiewali ukraiński hymn, dostali nagany.

- W szkołach nie zakazano ukraińskiego. Ten język tam po prostu nie istnieje. W niektórych szkołach pozostały zajęcia fakultatywne, ale to jednostkowe przypadki – mówi w rozmowie z tvn24.pl Natalia Kokorina.

Podobnie sytuacja wygląda na uczelniach wyższych. Zresztą wielu studentów z Krymu po prostu wyjechało – część skorzystała z okazji, którą na fali entuzjazmu po aneksji zaproponowały krymskiej młodzieży uczelnie w Rosji: stypendia i miejsce na prestiżowych kierunkach. Część wyjechała na Ukrainę, a także na Zachód, w tym do Polski.

Budujemy most

Na półwysep z kolei chcą się dostać turyści. Przeważnie z Rosji, ponieważ wielu Ukraińców zapowiedziało, że nie ma zamiaru odpoczywać na okupowanym terytorium.

Okazało się jednak, że półwysep coraz bardziej przypomina wyspę. Ukraina wstrzymała połączenia kolejowe i autobusowe z Krymem. Dostać się można na niego autem przez Ukrainę, samolotem i promem. Podróż samochodem przez tzw. strefę ATO (operacji antyterrorystycznej) wymaga pozwoleń, czasu i odwagi. Podróż samolotem może boleśnie uderzyć po kieszeni, zwłaszcza w przypadku rodzinnych wakacji.

Natomiast kolejki na prom do Kercza wymagają nieludzkiej wprost cierpliwości i spędzenia w nich co najmniej 20 godzin – poza sezonem.

Prawdopodobnie głównie przez problemy z dotarciem na Krym przyjechało w ubiegłym roku jedynie trzy miliony turystów – dwukrotnie mniej, niż w 2013 roku. Co prawda nowe władze półwyspu odtrąbiły sukces i stwierdziły, że spodziewały znacznie mniej turystów, jednak przyzwyczajeni do hojnych gości Krymczanie nie kryli rozczarowania podliczając sezon. Wielu nie gościło pod swoim dachem ani jednego turysty.

Rok po aneksji Krymu. "Z pewnością to będzie jedno z najważniejszych świąt w Rosji"
Rok po aneksji Krymu. "Z pewnością to będzie jedno z najważniejszych świąt w Rosji"tvn24

Dlatego m.in. Władimir Putin zapowiedział, że priorytetem jest od teraz zbudowanie mostu przez Cieśninę Kerczeńską.

Budowa mostu miała się zresztą rozpocząć zdecydowanie wcześniej – jeszcze w latach 90. za mera Moskwy Łużkowa, który obiecał częściowe sfinansowanie projektu, a przed każdymi wyborami prezentowano projekty upragnionej budowli, po wyborach jednak odchodziły one na dalszy plan.

"Wiara mieszkańców Krymu w most jest irracjonalna. Wierzą w niego wbrew dowodom o zbyt dużych kosztach (ok. 250 mld rubli) i ogromnych problemach z budową (może utworzyć się rura aerodynamiczna, w której wiatr pędzi z prędkością 40 m/s)" – napisał w relacji z Krymu dla portalu slon.ru dziennikarz Sergiej Mokruszyn.

Władimir Putin może postawić na swoim, jednak data 2018 rok wydaje się bardzo odległa, zwłaszcza że, zauważa Mokruszyn, "na najwyższych szczeblach trwają podobno spory, czy przeprawa łącząca Krym z Rosją ma być mostem, czy też może tunelem".

Płynąć z prądem

Często jedynym miejscem, w którym turyści o stalowych nerwach mogli skorzystać z ciepłej wody, było Morze Czarne. Półwysep od dawna korzystał bowiem z wody z Ukrainy kontynentalnej.

- Takiej sytuacji z wodą nie mieliśmy od 1955 roku – powiedział w grudniu 2014 naczelnik krymskiego komitetu ds. gospodarki wodnej Igor Veil.

Zbudowany w latach 60., po przekazaniu Krymu Ukrainie (w 1954 roku), Kanał Północnokrymski został po aneksji 2014 roku przegrodzony przez Ukraińców. Zapasy wody pitnej spadły. Mieszkańcom jej nie brakuje, nie wystarcza jej jednak do podlewania plonów, z których słynęło krymskie rolnictwo.

Podobnie jest z prądem. Co kilka tygodni dochodzi na Krymie do wyłączania prądu na kilka godzin. Największe i najdłuższe przerwy w dostawie prądu miały miejsce pod koniec grudnia. Mobilne stacje prądotwórcze mogą zapewnić na razie 300-400 megawatów mocy cieplnej, co stanowi 1/3 zapotrzebowania półwyspu. Namaszczony przez Rosję Siergiej Aksionow obiecuje Krymczanom budowę dwóch elektrowni, na razie nie wiadomo jednak, jak długo to potrwa.

Ożenek

- To był ślub z narzeczoną, którą się widziało na zdjęciach w telewizji. Przy czym obok stał ojciec z pistoletem i, trzymając zdjęcie, mówił: no, a teraz się żeń. No i się ożeniliśmy, bo zobaczyliśmy ładny obrazek – mówił na antenie radia Echo Moskwy Ajder Mudżabajew z "Moskowskiego Komsomolca". - Na dodatek mieliśmy na ulicach wojsko, więc wszystko było de facto ustalone. Pozostawało tylko się z tym zgodzić. Po otrzymaniu Rosji za żonę, jak to często w małżeństwie bywa, ludzie zobaczyli, jaka ta żona jest naprawdę. Zupełnie nie jest podobna do tego kogoś na zdjęciu, na ekranie telewizora. Jest realna, z problemami, plusami i minusami. I w danych okolicznościach minusów jest ogromna liczba, ponieważ wszystko, co w ostatnim czasie doskonale potrafi produkować Rosja, to strach i reżim policyjny – podkreślił dziennikarz.

Jego słowa mogą potwierdzić dziennikarze działający na Krymie. Wielokrotnie zatrzymywani, przesłuchiwani, zastraszani przez nowe władze i FSB, nie chcą opuszczać półwyspu.

- Ktoś musi opisywać, co tu się dzieje – mówi tvn24.pl Natalia Kokorina, zatrzymana wraz z dziennikarką Anną Andrijewską z gazety internetowej Centrum Dziennikarstwa Śledczego przez FSB na dwa dni przed rocznicą referendum na Krymie. Została przesłuchana i wypuszczona do domu. Służby zatrzymały jej komputer.

Według redaktorki Centrum Walentyny Samar przeszukanie mogło mieć związek z niedawnym materiałem Andrijewskiej o mieszkańcach Krymu walczących w Donbasie przeciw prorosyjskim separatystom i ich nadziejach na powrót półwyspu do Ukrainy. Na Krymie publiczna dyskusja o takich tematach jest obecnie uznawana za separatyzm, przestępstwo karane nawet pięcioma latami więzienia.

Dzień wcześniej, w czwartek, trzech mieszkańców Symferopola sąd skazał na 40 godzin pracy fizycznej za prezentowanie flagi ukraińskiej podczas czytania wierszy Tarasa Szewczenki w rocznicę urodzin narodowego wieszcza Ukrainy. W uzasadnieniu wyroku podano, że za życia Szewczenki Ukraina nie istniała jako państwo, więc ukraińska flaga nie ma żadnego związku z wydarzeniem.

Represje dotykają też krymskich Tatarów, tradycyjnie podejrzliwie nastawionych do Rosji. Na poważne naruszenia ich praw człowieka na Krymie wskazuje m.in. raport Rady Europy. Mowa w nim o przeprowadzanych przez uzbrojonych ludzi przeszukaniach w muzułmańskich instytucjach religijnych, biurach, a nawet domach przedstawicieli tatarskiej mniejszości. Wielu prominentnym przedstawicielom Tatarów krymskich zakazano wjazdu na Krym.

[object Object]
Jacek Czaputowicz o szczycie czwórki normandzkiej w Paryżutvn24
wideo 2/23

Autor: Agnieszka Szypielewicz\mtom / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: