"Tak zwanej listy białoruskiej nie ma"

 
Zbrodnia katyńskaMuzeum Katyńskie

Uładzimir Adamuszka, przedstawiciel ministerstwa sprawiedliwości Białorusi, zanegował istnienie tzw. białoruskiej listy katyńskiej.

Na konferencji prasowej w Mińsku dyrektor departamentu ds. archiwów Ministerstwa Sprawiedliwości Uładzimir Adamuszka powiedział - Intensywnie zajmowaliśmy się tą sprawą. Tak zwanej listy białoruskiej nie ma i możliwe, że nie może w ogóle istnieć.

Zdaniem Adamuszki tej listy nie ma, ponieważ polscy wojskowi byli jedynie przewożeni przez terytorium Białorusi "tranzytem".

Listy tylko tam, gdzie stosowano represje

Adamuszka uważa, że tego rodzaju listy sporządzano tylko tam, gdzie stosowano represje. Lista rosyjska i ukraińska istnieją, bo "miejsca kaźni polskich oficerów i podoficerów znajdowały się na terytorium Rosji i Ukrainy. (…) Oficerowie i

U nas na terenie Białorusi nie zastrzelono ani jednego Polaka Aleksandr Łukaszenka

Adamuszka, który niegdyś centrum naukowo-badawczym zajmującym się sprawami represjonowanych obywateli i badał m.in. tragedię katyńską, zaznaczył, że strona polska o tym wie. - My z polskimi archiwistami dzieliliśmy się (wiedzą) - dodał.

"U nas na terytorium Białorusi nie został rozstrzelony ani jeden Polak"

Tym samym Adamuszka powtórzył pogląd przedstawiony pod koniec ubiegłego roku przez prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenkę, który oświadczył, że na terytorium Białorusi radzieckie NKWD nie rozstrzelało w roku 1940 ani jednego Polaka. Łukaszenka powiedział wówczas: - Przeszukaliśmy wszystkie archiwa, nie tylko KGB, ale wszystkich struktur państwowych. Tak jak obiecałem, u nas na terytorium Białorusi nie został rozstrzelany ani jeden Polak. Były tylko punkty przesyłowe. Polacy, którzy tam trafiali, byli wysyłani głównie do Federacji Rosyjskiej i być może na Ukrainę.

Natomiast działacz Memoriału prof. Aleksiej Pamiatnych, który od lat zajmuje się wyjaśnianiem zbrodni katyńskiej, powiedział PAP we wtorek, że "Białoruś specjalnie mówi, że listy białoruskiej (katyńskiej ) na Białorusi nie ma. I to tyle. A czy ona jest w Moskwie, to tego tak naprawdę nie wiadomo, nie wykluczam, że jednak jest".

Należy pytać o więźniów, nie o jeńców

Pamiatnych podkreślił również, że władze Polski, zadając pytanie stronie białoruskiej o los ofiar zbrodni katyńskiej z terenów Białorusi, powinny pytać o nich nie jako o jeńców wojennych, ale o więźniów. Chodzi o to, że status jeńców, którzy zginęli w zbrodni katyńskiej, dotyczył jedynie tych Polaków, którzy przebywali w obozach na terenie sowieckiej Rosji. Natomiast na terenie Białorusi z rozkazu Stalina i jego politbiura z 5 marca 1940 r. ginęli także polscy cywile. Świadczą o tym przedmioty należące do Polaków, odnalezione w mogiłach śmierci w Kuropatach pod Mińskiem, gdzie w 1940 r. NKWD grzebało ofiary z mińskiego więzienia. Podobnie jak na Białorusi polscy cywile ginęli z rąk NKWD w ramach zbrodni katyńskiej także na terenie sowieckiej Ukrainy.

Z kolei białoruski historyk Ihar Kuźniecau, komentując wypowiedź Adamuszki, podkreślił, że Białoruś powinna mieć "analogiczną listę", jak ta zawierająca nazwiska rozstrzelanych w Chersoniu, Charkowie i Lwowie, przekazana Polsce w 1994 roku przez Ukrainę.

W korupackim lesie mogą spoczywać Polacy

Kuzniecau, który współpracował z telewizją Biełsat przy produkcji filmu dokumentalnego "Katyń - 70 lat później", odrzucił twierdzenie Łukaszenki. Ocenił on, że w kuropackim lesie spoczywa do 150 tys. ludzi, z czego około 20 proc. mogą stanowić Polacy. Jedynie w przypadku pięciu procent pochówków przeprowadzono ekshumację.

Telewizja Biełsat przypomina, że 10 maja polski ambasador Leszek Szerepka zaznaczył, że polskie władze są przekonane, że na terenie Białorusi spoczywa ok. 4 tysięcy rozstrzelanych oficerów polskiej armii, w tym wielu narodowości białoruskiej. Szerepka wyraził żal, że - w odróżnieniu od Rosji i Ukrainy - na Białorusi nie ma ani jednego znaku upamiętniającego zabitych.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: Muzeum Katyńskie