Szturm sił bezpieczeństwa, padły strzały. Trzy osoby nie żyją, ranni

Aktualizacja:

Trzy osoby - policjant i dwóch cywilów - zginęły, a 60 zostało rannych we wtorek w starciach tajlandzkiej policji z antyrządowymi demonstrantami podczas operacji mającej na celu usunięcie protestujących z zajętych przez nich budynków rządowych.

Według mediów policja użyła gazu łzawiącego i gumowych kul. Aresztowano kilkadziesiąt osób. Manifestanci od ponad trzech miesięcy domagają się ustąpienia rządu premier Yingluck Shinawatry. Szef policji w Bangkoku poinformował, że podczas starć z protestującymi poniósł śmierć policjant postrzelony w głowę, a 14 funkcjonariuszy zostało rannych. Według świadków, na których powołuje się agencja Reutera, w Bangkoku słychać było strzały, a w broń palną uzbrojeni byli zarówno policjanci jak i manifestanci.

Centrum Lekarskie Erawan, które monitoruje szpitale w Bangkoku, podało, że podczas zamieszek od kul zginął 52-letni uczestnik protestów. Wśród ofiar śmiertelnych jest też 29-latek. Centrum nie podało szczegółów na temat jego śmierci.

Gaz łzawiący, starcia

Dochodzą sprzeczne informacje co do liczby funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa, którzy brali udział we wtorkowej operacji. Reuters pisze o 15 tysiącach, a według agencji Kyodo do operacji usuwania demonstrantów z pięciu okupowanych przez nich miejsc w Bangkoku oddelegowano 25 tys. policjantów. W relacji tajlandzkiej telewizji widać chmury gazu łzawiącego i policjantów walczących z manifestantami w pobliżu siedziby rządu. Nie jest jasne - jak pisze Reuters - kto użył gazu łzawiącego i broni palnej; władze obwiniają o to demonstrantów. - Mogę zagwarantować, że siły bezpieczeństwa nie użyły gazu łzawiącego, ponieważ nie wzięły go na akcję - powiedział szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego Paradorn Pattanatabut. - To protestujący atakowali siły bezpieczeństwa gazem łzawiącym. Policja jest tylko uzbrojona w pałki i tarcze; nie używa też gumowych kul - podkreślił.

Sto osób zatrzymanych

Wcześniej Paradorn Pattanatabut poinformował, że ok. 100 demonstrantów zatrzymano w kompleksie ministerstwa energetyki pod zarzutem naruszenia obowiązującego w Bangkoku stanu wyjątkowego. Jak dodał, nie było oporu ze strony antyrządowych manifestantów. Agencje zauważają, że po raz pierwszy od rozpoczęcia na jesieni 2013 roku najnowszej serii protestów władze przystąpiły do masowych aresztowań demonstrantów, którzy okupują wiele budynków administracji rządowej. W piątek kilkuset policjantów zlikwidowało opozycyjne obozowisko wokół siedziby rządu, której premier Yingluck Shinawatra nie używa od prawie dwóch miesięcy. W czasie tej operacji nie doszło do poważniejszych starć, ani do aresztowań; wkrótce potem demonstranci zaczęli na nowo wznosić barykady z opon i worków z piaskiem. W poniedziałek rano tysiące przeciwników władz otoczyły siedzibę rządu. Liderzy protestujących mówili, że nie pozwolą rządowi wznowić prac.

Chcą ustąpienia premier

Demonstranci, których liczba w minionych tygodniach nieco się zmniejszyła, od ponad trzech miesięcy domagają się ustąpienia Yingluck Shinawatry. Premier jest postrzegana jako reprezentantka interesów przebywającego poza krajem brata Thaksina Shinawatry, który za jej pośrednictwem wywiera wpływ na politykę rządu. Były szef tajlandzkiego rządu został zaocznie skazany w 2008 roku na więzienie za korupcję. Chcąc wyjść z kryzysu politycznego, władze Tajlandii rozpisały przedterminowe wybory parlamentarne. Opozycja chciała ich odłożenia do czasu przeprowadzenia reform politycznych. Antyrządowi demonstranci domagają się powołania "rady ludowej", której zadaniem byłoby wprowadzenie reform niezbędnych do ukrócenia korupcji w polityce. Przedterminowe wybory, które przeprowadzono 2 lutego, zostały zerwane przez opozycję w około 10 proc. lokali wyborczych.

Autor: /jk / Źródło: PAP

Raporty: