"Jeśli nie uda się po dobremu, to prawdopodobne jest nowe dokręcenie śruby"

Źródło:
PAP

Eksperci na Białorusi zastanawiają się, jak w odpowiedzi na masowy protest zareaguje prezydent Alaksandr Łukaszenka. Przełomem nazywane są strajki fabryk i zakładów, ponieważ robotnicy i pracownicy innych sfer budżetówki uważani byli dotychczas za najtwardszy elektorat prezydenta. "To dla obecnej władzy coś dotąd niespotykanego" - napisał komentator Alaksandr Kłaskouski na portalu Naviny.by.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Niezależna gazeta "Nasza Niwa" w komentarzu redakcyjnym napisała, że "Łukaszenka jest w izolacji politycznej, uruchomiono proces przekazania władzy".

Tak gazeta interpretuje wydarzenia w kraju. Po czterech dniach brutalnego tłumienia protestu milicja i wojsko praktycznie zniknęły z ulicy i momentalnie zapełniła się ona tłumami ludzi, którzy w pokojowym proteście domagają się cały czas tego samego: odejścia Łukaszenki, uczciwego policzenia głosów w wyborach, uwolnienia więźniów politycznych i zaprzestania przemocy.

CZYTAJ WIĘCEJ O AKTUALNEJ SYTUACJI NA BIAŁORUSI >>>

Ludzie na ulicach są przekonani, że wybory zostały sfałszowane

To plan minimum na pierwszy etap zmian, który w swoim programie wyborczym umieściła de facto zmuszona do wyjazdu z kraju Swiatłana Cichanouska. Zmieńmy władzę, a potem zmienimy kraj – to postulat, z którym utożsamiają się dzisiaj Białorusini.

Ludzie na ulicach są przekonani, że wybory zostały sfałszowane, a ich głosy ukradziono.

Masowe poparcie dla Cichanouskiej, a raczej sprzeciw wobec Łukaszenki, podsyca protest. Masa ludzi jest wściekła, że chociaż na prezydenta nie głosowali ani oni sami, ani nikt z ich otoczenia, to Centralna Komisja Wyborcza przyznała mu 80,1 proc. głosów.

"Nie widziałem dotąd czegoś takiego"

Od dwóch dni milicja praktycznie nie przeszkadza protestującym, którzy nagle poczuli, że na ulicach miast i mniejszych miejscowości są u siebie.

- Kilka tysięcy ludzi w centrum miasta, przed samym budynkiem rządu? W pokojowym proteście, któremu nikt nie przeszkadza? Nie widziałem dotąd czegoś takiego. Przez całe moje świadome życie w kraju był jeden prezydent – mówi Juryj. Ma 33 lata.

Na ulicach Mińska i innych miast ludzie zaczęli mówić to, co chcą, i to, co myślą. "Odejdź!" – apelują do lidera, który od 26 lat jest politycznym symbolem Białorusi. - Mamy dość zarządzania krajem jak kołchozem – mówią.

Ten protest jest jakościowo inny niż dotychczas - przekonują liczni rozmówcy Polskiej Agencji Prasowej. I tak jest rzeczywiście, bo widać, że dotyka on wszystkich sfer życia i angażuje tych, którzy dotąd uważali się za ludzi "apolitycznych". Polityka zajęła miejsce koronawirusa i jest głównym tematem rozmów, które toczą się nie tylko na placach w centrum. Późnym wieczorem na peryferiach Mińska na podwórkach z okien grają "Mury" Jacka Kaczmarskiego i "Chcemy zmian" Wiktora Coja, a ludzie krzyczą: "Wierzymy, możemy, zwyciężymy", "Zwycięstwo jest blisko!".

"Podobny fenomen miał miejsce jeszcze przed Łukaszenką, gdy padał ZSRR"

Do akcji protestu masowo dołączyły zakłady i fabryki, a niektórzy – jak mińska fabryka traktorów MTZ – już ogłosili strajk. Nie jest to jeszcze strajk masowy, o ogólnokrajowym zasięgu, ale jest to przełom, bo dotychczas robotnicy i pracownicy innych sfer budżetówki uważani byli za najtwardszy elektorat Łukaszenki.

"To dla obecnej władzy coś dotąd niespotykanego. Podobny fenomen miał miejsce jeszcze przed Łukaszenką, gdy padał ZSRR. W kwietniu 1991 r. na plac Lenina w Mińsku wyszło sto tysięcy proletariuszy. Jednak wtedy oburzył ich wzrost cen, a dzisiaj - nieuczciwe ich zdaniem wybory i mordobicie, które władze urządziły po wyborach" – napisał komentator Alaksandr Kłaskouski na portalu Naviny.by.

"Jeśli nie uda się po dobremu, to prawdopodobne jest nowe dokręcenie śruby"

Według analityka "Łukaszenka nie dopuszcza żadnego dialogu". "Owszem, próba zduszenia niezadowolenia gumowymi kulami i sadystycznymi pobiciami w więźniarkach i aresztach nie udała się. Trzeba było trochę się wycofać. Jest to jednak wyłącznie zmiana taktyki, żeby ugasić falę protestu i całkiem wziąć sytuację pod kontrolę" – ocenił Kłaskouski.

"Jeśli nie uda się po dobremu, to prawdopodobne jest nowe dokręcenie śruby, włącznie z wprowadzeniem stanu wyjątkowego i ostatecznym przekształceniem Białorusi w państwo policyjne" – podsumował.

"Na razie Moskwa siedzi cicho, bo liczy, że Łukaszenka sam sobie poradzi"

Na tym wyzwania dla Białorusi i Białorusinów jeszcze się nie kończą. - Nawet przy założeniu, że sytuacja polityczna wewnątrz kraju zostanie rozwiązana pokojowo i dojdzie do jakiegoś konsensusu, pozostaje jeszcze czynnik zewnętrzny, czyli "najbliższy sojusznik" – Rosja – powiedział PAP jeden z rozmówców.

- Na razie Moskwa siedzi cicho, bo liczy, że Łukaszenka sam sobie poradzi. Gdyby jednak sytuacja zaczęła wymykać mu się spod kontroli, Kreml może pospieszyć "z bratnią pomocą", co w najgorszym scenariuszu może się skończyć powtórką z Ukrainy – dodał ekspert.

Autorka/Autor:pp/ks

Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: