Rozejm w Jemenie? Ranny prezydent wyjechał z kraju

Aktualizacja:

Saudyjskie źródła podają, że Rijad wymusił zawieszenie broni na stronach konfliktu w Jemenie. Ulice stolicy kraju, Sany - po walkach w ostatnich dniach - są w niedzielny poranek spokojne. Jedynie niewielkie grupy ludzi świętują wyjazd Salaha do Arabii Saudyjskiej. Oficjalnie prezydent udał się do Rijadu na leczenie ran odniesionych w piątkowym ostrzale jego siedziby.

"Prezydent Jemenu wraz z przedstawicielami władz i obywatelami, którzy doznali różnorodnych obrażeń przybył na leczenie do Arabii Saudyjskiej" - głosi oświadczenie wydane w nocy z soboty na niedzielę przez sąd królewski. Wcześniej źródło w rządzie saudyjskim poinformowało, że Salah ma rany szyi i piersi.

Samolot, którym przybył Salah, został powitany na lotnisku przez wysokiego rangę przedstawiciela władz Arabii Saudyjskiej. Jak donosi Reuters, prezydent Jemenu wyszedł z maszyny o własnych siłach, ale na jego karku, twarzy i głowie widać było ślady piątkowego ataku.

W drugim samolocie lecącym z Jemenu znajduje się około 35 osób. Jak pisze agencja, wielkość towarzyszącej Salahowi świty (w tym wielu członków rodziny) sugeruje, że prezydent może już nie wrócić do kraju. Obowiązki prezydenta przejął wiceprezydent kraju.

Atak na pałac

Salah został w piątek lekko ranny podczas ataku na jego pałac w Sanie. W ataku ranni zostali m.in. premier, jego zastępca i przewodniczący parlamentu.

Przedstawiciel plemienia pozostającego w sojuszu z prezydentem Jemenu Mohammed Nagi al-Szajef powiedział, że widział się z Salahem w sobotę i że jego rany nie są groźne; ma poparzone ręce, twarz i głowę.

Kto zaatakował?

Władze Jemenu o atak oskarżyły wrogie wobec prezydenta klany plemienne. Jednak przywódca jemeńskiej federacji plemiennej Sadek al-Ahmar zaprzeczył, jakoby atak na pałac prezydencki przeprowadzili jego ludzie. Zarzucił Salahowi, że to on stoi za tym atakiem i że chciał w ten sposób usprawiedliwić eskalację walk ulicznych w Sanie.

Pierwotnie poinformowano, że w ataku zginęło siedem osób. Według najnowszego bilansu, który podał w sobotę przedstawiciel jemeńskich władz, w następstwie ostrzału artyleryjskiego meczetu w pałacu prezydenckim śmierć poniosło 11 osób, 124 zostało rannych.

Prezydent nie chce odejść

W stolicy Jemenu od kilku dni trwają walki sił prezydenta i bojowników plemion domagających się jego dymisji. W kraju panuje chaos po tym gdy mimo poczynionych wcześniej ustaleń Salah odmówił podpisania porozumienia z opozycją i przekazania władzy. Liderzy partii rządzącej podpisali dokument gwarantujący odejście prezydenta, ale on sam odmówił.

Od początku antyprezydenckich protestów w styczniu w Jemenie zabito około 370 cywilów, ale co najmniej 155 z nich poniosło śmierć w ciągu ostatnich kilku dni, co świadczy o znacznej eskalacji napięcia.

Źródło: PAP, Reuters